Moje ciało jest moim domem, jedynym w swoim rodzaju. Każdy jego skrawek jest mną. Mogę je szanować i cenić takim, jakie jest. Takie przekonania są podstawą życzliwego podejścia do własnej cielesności – ciałopozytywności. Dlaczego ciałopozytywność może lepiej chronić młodzież przed nadużyciami niż wyłącznie unikanie zagrożeń?
Ciałopozytywność jest dobrą bazą do kształtowania poczucia własnej kompetencji, adekwatnej samooceny i troski o zdrowie. Skoro moje ciało to mój dom, ma dawać poczucie bezpieczeństwa: mieć solidne ściany, drzwi i okna oraz domowe zasady. Jak więc kształtować ciałopozytywne podejście, by chronić dorastające osoby przed nadużyciami, bez kreowania poczucia nieustannego zagrożenia?
Zagrażający świat?
Ponad 80 proc. kobiet doświadczyło molestowania: w procesie edukacji, w pracy lub podczas korzystania ze specjalistycznych usług – według raportu Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego. Także Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę regularnie zbiera dane dotyczące różnych form przemocy seksualnej wobec nieletnich – statystycznie częściej doświadczają jej dziewczyny, a sprawcami są osoby płci męskiej. Badanie dokładnej skali nadużyć jest trudne ze względu na wciąż silne tabu, kulejącą edukację seksualną i konteksty kulturowe (np. wpajane dziewczętom przekonania: „chłopaki tak mają, musisz przywyknąć”). Jednak wszystkie dane alarmują: przemoc seksualna jest zjawiskiem powszechnym. Także w sieci.
W raporcie „Nastolatki 3.0” czytamy, że ponad połowa badanych młodych osób ma w internecie znajomych, których nigdy nie spotkała na żywo. Większość nie uważa, by perspektywa spotkania się z nimi w realu była zagrażająca. Coraz częściej nastolatkowie przesyłają sobie swoje nagie zdjęcia i oglądają pełną przemocy pornografię. Strach i chęć uchronienia dorastającego dziecka przed każdą potencjalną krzywdą jest zrozumiałą reakcją rodzica. Jeśli jednak zagalopujemy się i w wychowaniu stworzymy klimat ciągłego ostrzegania przed zagrożeniami, to wpoimy dziecku przekonanie, że świat jest niebezpiecznym miejscem. Trudno być sobą, gdy wciąż trzeba nosić jakąś zbroję, a nieustanny lęk przed krzywdą może blokować pozytywną relację z ciałem.
Dziecko na każdym etapie życia powinno wiedzieć, że jego ciało należy wyłącznie do niego i nikt nie może go do niczego zmuszać. Doświadczył tego zapewne każdy rodzic próbujący przekonać kilkulatka, że brokuł jest lepszy niż czekolada. Maluchy intuicyjnie stawiają granice. W procesie socjalizacji słyszymy oraz obserwujemy różne rzeczy, które kształtują nasze postawy i w efekcie stajemy się dorosłymi, tracącymi stanowczość w mówieniu „nie”. Skąd nastolatka ma wiedzieć, że nie musi zgadzać się na niechciany dotyk kolegi z klasy, skoro wcześniej przez kilkanaście lat obserwowała mamę w milczeniu znoszącą zaczepki mężczyzn?
Dorastające dziecko musi wiedzieć, że ma prawo nie zgodzić się na traktowanie przez innych w sposób, który mu nie odpowiada, i głośno o tym mówić. To trudne dla dziewcząt i kobiet – całe życie ćwiczonym w uległości. Jak mantrę znają słowa: „Złość piękności szkodzi”, „Nie bądź niegrzeczna”, „Dziewczynki powinny być delikatne”.
Ciałopozytywny grunt
Zdobywamy wiedzę o tym, czego społeczeństwo od nas oczekuje, w pięciu środowiskach. Pierwsze to rodzina, drugie – rówieśnicy, trzecie to najbliższe otoczenie społeczne (np. sąsiedzi, znajomi rodziców), czwarte – instytucje (szkoła, Kościół, polityka), a piąte to media. Paradoksalnie wszystkie społeczności, których członkami jesteśmy, wpływają na to, jak o naszym ciele będziemy myśleć i je czuć. Czy nasze dzieci będą we wszystkich tych pięciu środowiskach doświadczać uważności, respektowania granic i akceptacji? Możemy zapewnić im to jako rodzice, kształtując dobry, ciałopozytywny grunt.
Mamy pewien wpływ na najbliższe otoczenie dziecka oraz na kontakt z niektórymi instytucjami. Naszym obowiązkiem, jako dorosłych, jest reagowanie na sytuacje, gdy ktoś narusza granice dziecka.
Foto: Newsweek
Nie powinniśmy wymuszać buziaków i przytuleń ani pozwalać na to innym członkom rodziny. Gdy dziecko mówi, że nauczyciele w jego szkole opowiadają niestosowne żarty, na przykład wobec dziewczyn, reagujmy. Bardzo silnym mechanizmem w wychowaniu jest modelowanie, czyli uczenie się poprzez obserwację otoczenia i naśladowanie zachowań. Nasze dzieci po prostu przyswajają przekazywane im wzorce. Dlatego, gdy śmiejemy się z seksistowskich żartów przy dorastającym synu, pokazujemy w ten sposób swoją zgodę na taki sposób komunikacji. Jeśli zamiast tego powiemy „stop”, damy przykład wyrażania swojego zdania, asertywności i stawiania granic.
Warto też zastanowić się, jakie postawy i emocje chcemy, aby dziecko miało wobec siebie. Jeśli mówię: „Nie chcę, aby moje dziecko czuło się w swoim ciele zagrożone”, to do czego, jako rodzic, dążę? Czy chodzi o pewność siebie? Umiejętność wyrażania zdania? Posiadanie narzędzi do reagowania na przemoc? Kształtujmy kompetencje i wzmacniajmy dorastające dzieci, nie skupiając się wyłącznie na unikaniu zagrożeń.
Międzynarodowe badania WHO prowadzone wśród nastolatków wskazują, że dziewczyny z Polski należą do najbardziej krytycznych wobec własnego ciała. Około 10. roku życia, bez względu na to, z jakiej kultury wywodzą się dzieci, obserwujemy gwałtowny spadek samooceny wśród dziewczynek. Jest to związane z wieloma czynnikami, ale głównie wychowaniem i socjalizacją. Warto więc kształtować w dorastających dzieciach pozytywne przekonania na temat siebie i swojego ciała, ale też uczyć je szacunku oraz respektowania granic innych osób. I wcale, w swojej narracji, nie musimy skupiać się wyłącznie na pozytywnych doświadczeniach związanych z ciałem. U podstaw ciałopozytywnej filozofii stoi przekonanie, że każdy człowiek jest ekspertem i ekspertką od własnego ciała. W końcu to my w nim zamieszkujemy, nikt inny – nie znajoma ze szkolnej ławki, kolega z sąsiedztwa czy ciocia wygłaszająca krytyczne uwagi przy świątecznym stole. Musimy wiedzieć, co jest dla naszego ciała dobre, co lubimy, a czego nie, znać swoje możliwości i granice, poza które nie chcemy wykraczać.
Ciało jest dobre takie, jakie jest, bo jest domem dla wszystkiego, co składa się na człowieka. Dom ma to do siebie, że się go zna, jest (a przynajmniej powinien być) bezpiecznym miejscem. Można je umeblować po swojemu. Lepiej nie trzymać w nim niebezpiecznych obiektów. Jest też przestrzenią, do której na ogół nie zapraszamy przypadkowych osób. Sami decydujemy, kogo do niego wpuścimy i do jakich pomieszczeń. Są osoby, którym tylko pomachamy przez okno, i są ludzie, których zaprosimy na obiad lub herbatę.
Jeśli nie mam problemu z powiedzeniem komuś, że może do nas wpaść, ale musi zdjąć buty i założyć kapcie, to dlaczego mamy problem z powiedzeniem: „Nie chcę, żebyś mnie tak dotykał”?