Dr hab. Wojciech Rafałowski, prodziekan Wydziału Socjologii do spraw naukowych UW: Być może tak. Jest to kandydat doświadczony w prezydenckich bojach. Przeszedł przez kampanię w 2020 roku. Pięć lat pracował z nastawieniem, że będzie startował w 2025 roku. Pod tym względem to słuszna decyzja.
Ma cechy charakteru, które pomogą mu w tym wyścigu?
– Wydaje mi się, że na pewno nie da się sprowokować w kampanii negatywnymi atakami czy komentarzami. Wiemy, że Radosław Sikorski czasem ma tendencję do tego, żeby bardzo ostro reagować. W kampanii prezydenckiej to nie byłoby dobre rozwiązanie.
A co jest obciążeniem Rafała Trzaskowskiego?
– Nie jest tak rozpoznawalny w kontekście polityki bezpieczeństwa, jak Radosław Sikorski. Dopiero w prekampanii poszedł w tym kierunku. Ale wie, że to jego słabość i bardzo nad tym pracuje.
– Pod większą presją jest przede wszystkim kandydat PiS. Zarówno dla rządzących, jak i dla PiS, to wybory o fundamentalnym znaczeniu. Jeżeli wygra kandydat większości, będzie rzeczywiście możliwa realizacja programu i dalsze rozliczanie PiS. Dla Prawa i Sprawiedliwości to być albo nie być. Jeśli przegrają, cały system, który tworzyli przez osiem lat, legnie w gruzach.
Znając już ruch PO, PiS ma łatwiej czy jest w klinczu?
– PiS nie ma dylematu, kogo będzie miał przeciwko sobie. Dylemat polega na tym, czy postawić na kandydata, który na pewno zrobi przyzwoity wynik w pierwszej turze, ale potem przegra w drugiej – i to byłby na przykład Przemysław Czarnek czy Mateusz Morawiecki – czy też wybrać kandydata, który jest ryzykowny i zagrać w polityczną ruletkę, gdzie w puli będzie wszystko albo totalna kompromitacja.
Czas do wyborów jest sprzymierzeńcem?
– Sześć miesięcy to w polityce epoka. Kampania może się różnie rozwinąć. Jeśli wybiorą człowieka utalentowanego, który umie rozmawiać z ludźmi, może mieć szansę na zwycięstwo. W 2015 roku kandydat PO i urzędujący prezydent nie porwał tłumów, choć wydawało się, że reelekcja to będzie bułka z masłem. Andrzej Duda okazał się bardzo przygotowany i skuteczny mimo, że wcześniej niewielu go znało.
Przedstawić szerszej publiczności musiałby się też Karol Nawrocki. To dobry pomysł na kontrkandydata dla Rafała Trzaskowskiego?
– On rzeczywiście jest może znany w kręgach prawicowych osób, które interesują się sprawami pamięci zbiorowej. Ale tematem polityki historycznej nie wygrywa się wyborów. Można ją wykorzystać, ale to nie przeważy szali. Musi bardzo szybko otworzyć się na inne tematy, ponieważ Rafał Trzaskowski jest doskonale znany przez cały elektorat niezależnie od tego, czy go ktoś lubi, czy nie. To jego ogromna siła.
Trzaskowski ma pole do rozszerzania elektoratu?
– To będzie kampania nastawiona na to, żeby utrzymać elektorat i dopilnować, żeby wszyscy, którzy popierają Trzaskowskiego, poszli do wyborów w maju. Ale też Rafał Trzaskowski wyraźnie w pierwszej turze zbiera więcej niż elektorat PO.
– Tak, widać, że konsumuje potencjalne poparcie lewicy. W przypadku, kiedy nie będzie wiary w zwycięstwo tak, jak to było w 2020 roku podczas startu Roberta Biedronia, część wyborców lewicy może od razu zagłosować na Rafała Trzaskowskiego.
A jakie zadanie stoi w tym kontekście przed Karolem Nawrockim?
– Będzie musiał zbudować swój elektorat, a na przeszkodzie stoi między innymi brak pieniędzy. Natomiast jeśli będzie ciężko pracował i przekona elektorat, by wpłacał na kampanię, ma szansę by odnieść sukces.
W jakiej sytuacji jest Szymon Hołownia?
– Myślę, że Szymon Hołownia będzie walczył o to, żeby jego elektorat w ogóle zagłosował. Rafał Trzaskowski będzie mógł bardzo łatwo przejąć w drugiej turze elektorat Hołowni i nawet część elektoratu Konfederacji.
– Trzeba pamiętać, że część osób głosuje na Sławomira Mentzena nie z powodu jego konserwatywnego podejścia, ale wolnościowej perspektywy. Są tam jednocześnie osoby, które są przeciwko PiS. Wcale więc nie oznacza, że elektorat Mentzena jest zarezerwowany dla przedstawiciela PiS. Rafał Trzaskowski przed drugą turą będzie się zapewne uśmiechał i do elektoratu Konfederacji.
Ma wyżej sufit niż Radosław Sikorski? Szef dyplomacji zapewniał, że to jego atut, a nie Rafała Trzaskowskiego.
– Mówił, ale badania tego nie potwierdziły. Gdyby rzeczywiście miał szanse wejść na pole prawicowego elektoratu, to byłby świetny argument dla członków KO, by go poprzeć.
Nie jest problemem fakt, że Rafał Trzaskowski już raz przegrał wybory prezydenckie?
– Nie przylgnęła do niego łatka przegranego. Przegrał, ale o włos. Do tego w bardzo trudnych warunkach pandemicznych i w sytuacji, kiedy media publiczne były opanowane przez partię rządzącą. W związku z tym może łatwo powiedzieć: „Jakby te wybory były uczciwe, to bym wygrał”.
– To jest przekonujące dla dużej części elektoratu. Co innego jakby takiego zabiegu próbował Robert Biedroń. Dostał dwa procent, więc to na nim ciąży takie odium porażki.
Prezydentura Warszawy pomoże Rafałowi Trzaskowskiemu?
– W Warszawie uzyskuje znakomite wyniki, wygrywa w pierwszej turze. Może się tym chwalić w kampanii wyborczej.
Ale wybory wygrywa się w Końskich. To argument, po który mogą sięgnąć kontrkandydaci.
– Konkurenci będą wykorzystywać, co się da. Także to, że chciał zdejmować krzyże ze ścian, żeby nie dominowały w przestrzeni publicznej. Dla elektoratu KO ten atak nie będzie wiarygodny.
Nawet jak przeciwnicy wytoczą najcięższe działa?
– One będą wytoczone, bo to z pewnością będzie bardzo ostra kampania, ale to nie znaczy, że będą miały wielki wpływ na wybory. Najgroźniejszym przeciwnikiem Rafała Trzaskowskiego może być on sam. Jeśli popełni poważne błędy, jak Bronisław Komorowski w 2015 roku. Musi uważać na słowa i nie dać się złapać, jak były prezydent.
Rafał Trzaskowski zapewnia, że jest wytrawnym graczem.
– Ma na pewno więcej wyczucia niż były prezydent. Wie, czego nie należy mówić i poradzi sobie z tym, że będzie atakowany.
A Karol Nawrocki to mocny zawodnik?
– To się okaże. Musi się przygotować na to, że jeśli zostanie wybrany na kandydata to będzie atakowany, bo taka jest kampania prezydencka. To gra dla politycznych twardzieli, szczególnie w drugiej turze, gdy zostaje już tylko dwóch kandydatów.
Rafał Trzaskowski dobrze wykorzystał ostatnie miesiące w kontekście przyszłego startu?
– Myślę, że Donald Tusk był świadomy, że w ostatnich miesiącach Rafał Trzaskowski był słabo widoczny. Jednym z celów prawyborów było właśnie zmobilizowanie Rafała Trzaskowskiego do działania. Co się udało, bo zaczął objazd po Polsce. Za chwilę się rozkręci. 7 grudnia ogłosi program i kampania ruszy z kopyta.
Jakie znaczenie z punktu widzenia wewnętrznej polityki partii miały te prawybory?
– Przyciągnęły uwagę mediów. Przez dwa tygodnie mówiliśmy tylko o tym. Szymon Hołownia musiał wyjść i powiedzieć, że będzie kandydował, żeby go w ogóle ktoś zauważył. PiS zszedł na drugi plan.
Premier zdjął z siebie problem podjęcia decyzji?
– Nie będzie pretensji do Donalda Tuska, że wybrał Trzaskowskiego. Decyzja ma demokratyczną legitymację. Trzaskowski może powiedzieć: „Mam silny mandat, stoi za mną 75 procent działaczy”. Sprawa jest czysta, a stronnicy Radosława Sikorskiego mogą z czystym sumieniem wesprzeć Rafała Trzaskowskiego.
– Nie, bo zwolennicy jednego i drugiego kandydata zostali potraktowani serio. Ktoś ich usłyszał, ich głos się liczył. To powoduje zamkniecie konfliktów, które mogły toczyć się miesiącami. Ugaszenie wewnętrznego ognia to jeden z ważniejszych efektów tych prawyborów.
A czy w elektoracie nie pozostaną sieroty po Radosławie Sikorskim?
– Oni na pewno wolą Rafała Trzaskowskiego od jakiegokolwiek innego kandydata, a już na pewno w drugiej turze. Sikorski zresztą bardzo gładko wsparł Rafała Trzaskowskiego. To było bardzo jednoznaczne zamknięcie pola nielojalności. Żadnych sygnałów podziału, uszczypliwości. Widać było ten entuzjazm.
A może dobra grę aktorska?
– Ten entuzjazm na partyjnych spotkaniach zawsze jest trochę reżyserowany, zwłaszcza gdy w grę wchodzą emocje wyborcze. Nakręcanie pozytywnej atmosfery wokół kandydata ma niebagatelne znaczenie.
Rozmawiała Marta Kurzyńska
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!