Początek notowań warszawskiej giełdy może być nerwowy dla akcjonariuszy Orlenu. Spółka poinformowała w komunikacie, że wynik finansowy za 2023 r. zostanie skorygowany o 1,6 mld zł w dół. Powodem ma być trefna transakcja zakupu ropy naftowej. Niewykluczone, że doszło do złamania obowiązujących w spółce procedur.
Jak twierdzą rozmówcy „Newsweeka”, którzy na kluczowych stanowiskach przepracowali w państwowych spółkach paliwowych po kilka lat taka sytuacja nie miała prawa się wydarzyć. Z komunikatu wynika bowiem, że w 2023 r. Orlen Trading Switzerland, szwajcarska spółka koncernu obsługująca część kontraktów na rynku poinformowała swoich właścicieli, że jedna z transakcji z 2023 r. się nie powiodła. W jej ramach OTS miała zamówić dostawę ropy naftowej i z góry zapłacić istotną część ceny. Ropa jednak do koncernu nie dotarła.
„Wobec braku dostaw ropy oraz produktów ropopochodnych w terminie określonym w umowach spółka zależna wystąpiła o zwrot przedpłat. Przedpłaty nie zostały zwrócone w zastrzeżonych terminach a możliwość odzyskania należnych przedpłat spółka uznała za mało prawdopodobną” – podał Orlen w komunikacie. „W związku z powziętymi informacjami Orlen przewiduje ujęcie w skonsolidowanym sprawozdaniu finansowym za 2023 r. w pozycji pozostałych kosztów operacyjnych dodatkowej kwoty w wysokości 1,6 mld zł” – głosi dalej komunikat koncernu.
Wynika z niego, że OTS mogła próbować dokonać zakupu u niesprawdzonego dostawcy w dodatku bez standardowego w takich sytuacjach ubezpieczenia dostawy. Co na to Daniel Obajtek, który prezesował Orlenowi od 2018 do początku 2024 roku? Były prezes prowokacyjnie napisał wczoraj na platformie X, że od dwóch miesięcy nie jest już szefem firmy, a zarząd OTS a został odwołany w ubiegłym miesiącu. „Odpowiedzialność za to, co dzieje się teraz w OTS spoczywa na obecnym zarządzie Orlenu” – dodał Obajtek.
O potencjalnej odpowiedzialności Daniela Obajtka za decyzje, które zapadały w Orlenie w okresie jego prezesury „Newsweek” informował już w listopadzie ubiegłego roku. Wtedy, niedługo po wyborach parlamentarnych zarząd koncernu zamówił szkolenie na którym prawnicy zajmujący się między innymi sprawami karnymi uczyli uczestników między innymi jak bezpiecznie upadać w czasie zatrzymania.
Z rozmów z pracownikami spółek paliwowych wynika, że zakupu surowców na podstawie przedpłat to wyjątek. – Nie spotkałem się zakupami ropy na przedpłaty, a na pewno nie w handlu z cywilizowanymi dostawcami – mówi wieloletni menedżer państwowej spółki paliwowej. – Standardem jest kontrakt z formułą cenową i kredyt u dostawcy albo rynkowe ubezpieczenie transakcji – mówi nasz rozmówca.
Wiadomo, że na stanowisku szefa departamentu odpowiedzialnego za handel ropą dochodziło ostatnio do roszad. Daniel Obajek odwołał Grzegorza Markiewicza, który od lat pełnił tę funkcję. Niedawno, już po przeprowadzeniu pierwszych zmian w zarządzie spółki na początku lutego Markiewicz wrócił jednak na stanowisko.
Nowy prezes Orlenu
Orlen poinformował też, że po dwóch miesiącach od odwołania Daniela Obajtka spółka rada nadzorcza powołała nowego prezesa. Został nim Ireneusz Fąfara, były menedżer litewskiej spółki Orlenu. To człowiek z otoczenia byłego prezesa Jacka Krawca, strawny także dla obozu PSL, który jest coraz bardziej aktywny w walce o stanowiska w spółkach skarbu państwa.
Według naszych wcześniejszych informacji faworytem w wyścigu o najważniejszy bodaj fotel menedżerski w Polsce był Krzysztof Zamasz, który w okresie dwóch pierwszych rządów Tuska był wiceprezesem Tauronu, a potem także prezesem spółki energetycznej Enea. Decyzja ważyła się do ostatnich chwil. O zwycięstwie Fąfary miały przesądzić lepsze kompetencje z zakresu obrotu paliwami i przemysłu petrochemicznego (litewska spółka Orlenu to przede wszystkim rafineria Możejki).
Spory w obozie władzy
Opóźnienie to pokłosie sporów w obozie władzy o układanie składów rad nadzorczych i zarządów w państwowych spółkach. Borys Budka, formalnie minister aktywów państwowych odpowiedzialny m.in. za politykę personalną, ma ograniczony wpływ na obsadę kluczowych stanowisk. Uchodzi za polityka, który raczej odwleka istotne decyzje, nie chcąc narazić się żadnej z aktywnych na polu walki o stanowiska frakcji nowego obozu władzy. I prawie na pewno wystartuje w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dlatego spora część menedżerów państwowych spółek z czasów PiS, ku swojemu zdziwieniu, nadal trwa na stanowiskach.
– Co najmniej kilku było przekonanych, że odwlekanie decyzji o ich odwołaniu to skutek zakulisowych działań organów ścigania. Obawiali się, że śledczy coś na nich mają, że zostaną zatrzymani. Ale okazało się, że za przeciągającą się wymianą kadrową stoi tylko albo aż decyzyjny chaos w koalicji – mówią nasi rozmówcy z państwowych spółek paliwowych.
Jedną z kluczowych osób, przez której ręce przechodzą kandydatury na istotne stanowiska w energetyce, paliwach i finansach jest Jan Krzysztof Bielecki. Były premier nadal cieszy się sporym zaufaniem Tuska.
Za część sznurków próbuje pociągać też minister finansów Andrzej Domański wraz z urzędującą w Katowicach minister przemysłu Marzeną Czarnecką.
PGNiG dla ludowców
Niemniej bezpośrednią przyczyną kilkutygodniowego poślizgu z ogłoszeniem Zamasza jako prezesa Orlenu było kiełkujące od dłuższego czasu niezadowolenie polityków PSL. Ludowcy – jak twierdzą rozmówcy „Newsweeka” ze spółek skarbu państwa – dają upust swojemu niezadowoleniu, bo dysponująca taką samą liczbą szabel w Sejmie Lewica wprowadza do największych spółek swoich ludzi. Mowa tu między innymi o związanym ze Stowarzyszeniem „Ordynacka” Ireneuszem Sitarskim, byłym kandydacie Lewicy do mazowieckiego Sejmiku, a potem też do europarlamentu. Sitarski trafił w lutym do rady nadzorczej Orlenu, skąd został oddelegowany do zarządu. Ludowcy uznali, że skoro mają taką samą reprezentację jak Lewica, to należy im się równa liczba stanowisk. Stąd zaostrzające się w ostatnich tygodniach negocjacje na temat podziału synekur w największych firmach. O potrzebie renegocjowania umowy koalicyjnej wspominali zresztą w ostatnich dniach zarówno Władysław Kosiniak-Kamysz, jak i Szymon Hołownia. – Wybory samorządowe miały pokazać, kto jest mocniejszy na scenie politycznej i komu należy się więcej miejsc w radach nadzorczych i zarządach – mówi rozmówca „Newsweeka”.
Z naszych ustaleń wynika, że w ramach nowej wersji rozdania kadrowego ludowcom przypadnie stanowisko prezesa PGNiG. Spółki de facto znacznie większej niż Orlen, który w ubiegłym roku przejął nad nią kontrolę. Co więcej, żeby zachować pełną autonomię w rozdzielaniu stanowisk w gazowym quasi-monopoliście, prezes PGNiG ma mieć zagwarantowaną daleko idącą niezależność od zarządu Orlenu.
Prawnik Obajtka
Orlenie mówi się wręcz o chaosie personalnym. Tak pracownicy centrali zinterpretowali wspomniany powrót dyrektora ds. zakupów ropy – Grzegorza Markiewicza. To człowiek Piotra Naimskiego, zaufanego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego. Naimskiemu i Obajtkowi od lat nie było po drodze, a Markiewicz stracił stanowisko, kiedy na towarzyskim spotkaniu niepochlebnie wyraził się o prezesie. Życzliwi donieśli Obajtkowi i Markiewicz musiał pożegnać się z pracą. Teraz, ku wielkiemu zaskoczeniu pracowników centrali Orlenu, nieoczekiwanie wraca. Spodziewana była nominacja dla kogoś powiązanego z nowym obozem.
Jeszcze większą niespodzianką było zamieszanie wokół mecenasa Tomasza Sójki po jego nominacji do rady nadzorczej Orlenu. W mediach zrobiło się zamieszanie, bo Sójkę skojarzono z partią Szymona Hołowni i po dwóch dniach urzędowania złożył rezygnację. Wśród pracowników polityczne konotacje Sójki nie robiły wrażenia, bo prawie każda nominacja na czołowe stanowiska ma tam charakter polityczny. Zadziwiający był fakt, że Tomasz Sójka to partner w kancelarii SMM Legal – tej samej, która za czasów Daniela Obajtka otrzymała od Orlenu – jak relacjonowały media – zlecenia na usługi prawnicze warte w sumie ok. 100 mln zł. A jeden z jej współwłaścicieli – Maciej Mataczyński, był jednym z etatowych adwokatów spółki.