Gry to namiastka życia. Można w nich odgrywać wywołujące wielkie emocje role bez ponoszenia realnych kosztów. Jedną z tych, w jakie gramy najczęściej, jest ta o szczęście. Stawiamy w niej więcej, niż mamy. Dlaczego stawka w niej jest tak wysoka?

Karciana wojna pozwala doświadczać zwycięstwa i przegranej bez rozlewu krwi. Berek to polowanie, podczas którego nikt nie zginie. Gra pomaga dzieciom zrozumieć zasady rządzące życiem i wypróbować je bez narażania go.

Są takie gry, w których wynik zależy w głównej mierze od zaangażowania i zdolności. Inne są czysto losowe – o wygranej decydują rzuty kostką, których wynik nie jest zależny od naszej woli. Życie, choć zaangażowanie odgrywa w nim pewną rolę, przypomina grę w chińczyka, gdzie w każdym momencie, niezależnie od naszych wysiłków, możemy zostać zrzuceni z planszy. Dmuchanie na kostki i wykonywanie znaku krzyża ma nam pomóc zapanować nad losem. Poczucie kontroli, choćby złudne, daje poczucie bezpieczeństwa.

Kto chciałby kontrolować umysłem wynik rzutu kostką, ten mógłby na trening poświęcić wiele lat i niewiele osiągnąć. Od czasu do czasu pewnie udałoby mu się trafnie „przepowiedzieć przyszłość”, co zachęciłoby go do dalszych prób, jednak w tym czasie jego ogród zarastałby chwastami, przyjaciele starzeli się i umierali opuszczeni, jego dzieci wyrosłyby bez rodzica i szły przez życie ze wspomnieniem wiecznie nieobecnego ojca pochylonego nad stołem z kośćmi. Czy to nie tragiczna historia? Spędzić swoje dni na tym świecie na próbie kontrolowania tego, czego kontrolować się nie da? A jednak często podejmujemy takie próby.

Są takie gry, które znają wszyscy, ale kiedy siadamy do wspólnego stołu, okazuje się, że są różne warianty zasad i żeby móc grać razem, musimy ujednolicić reguły. Wszyscy uczestniczymy w grze o szczęście, kierując się zasadami, które przyswoiliśmy w trakcie swojego życia. Choć wydaje się, że wiemy, jak grać, każdy ma swoją unikalną wersję owej gry, ukształtowaną przez kontekst społeczny, rodzinny i biologiczny.

Jedną z powszechnych, niepisanych i często nieuświadomionych zasad jest ta, by nigdy nie rozmawiać o niektórych zasadach. To znacznie utrudnia uczestnictwo w grze, bo nie możemy znaleźć potwierdzenia, że wiemy, jak należy grać. Widząc jedynie efekty działań innych ludzi, możemy błędnie zinterpretować reguły. W życiowych grach, jeśli zapomnimy, że na obserwowane przez nas zachowanie innych silny wpływ ma zasada „nie można mówić o emocjach”, wówczas możemy ulec iluzji, że tylko my doświadczamy w tych rozgrywkach trudności.

Stawka w grze o szczęście bywa wysoka. Słyszymy o wspaniałościach pucharu, którego nikt nigdy nie posiadał na stałe, ale każdy lubi opowiadać o chwilach, kiedy puchar był u niego w domu, jakby był tylko jego. Wspaniale byłoby mieć puchar na stałe tylko dla siebie. Trudno nam przychodzi przyjąć do wiadomości, że możemy go mieć przez tydzień, a później półka stoi zakurzona. Do zdobycia trofeum prowadzi długa i żmudna droga. Żeby odczuwać szczęście, wcześniej trzeba też odczuwać inne, nierzadko trudne i nieprzyjemne emocje, o których mało kto chce słuchać. Wiele osób od małego uczy się, że opowiadanie o trudnościach i emocjach z nimi związanych nie popłaca. Słyszą w odpowiedzi: „Inni mają gorzej”, „Nie przesadzaj”, „Skup się na pozytywach”. Jeśli zapomną, że to tylko rodzaj społecznej gry, w której wymieniamy się wyuczonymi formułkami, mogą uwierzyć, że są zupełnie sami ze swoimi trudnościami lub – co gorsza – że coś jest z nami nie tak.

Nie pomaga kolejna z zasad – „dorośli winni kontaktować się ze swoimi uczuciami tak, żeby dzieci nie mogły tego widzieć”. Dla małego umysłu, który dopiero uczy się, jak działa świat, opanowane zachowanie dorosłych wydaje się nieosiągalne. Impulsywne i pełne ekspresji zachowanie dziecka, typowe dla etapu rozwoju jego mózgu, zderza się z zachowaniem dorosłego, który nadal doświadcza emocji, ale potrafi ukryć lub pohamować swoją ekspresję. Płaci za to później, krzycząc w ręcznik w łazience lub łykając ziołowe tabletki na uspokojenie. Wyobrażenie, że musimy być z naszymi emocjami sami i za wszelką cenę je kontrolować, jest bezgłośnie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Dzieci zaczynają stosować ten wzorzec także w relacjach z rówieśnikami. Kiedy ktoś okazuje emocje, dostaje odpowiedzi z wzorca: „Trzeba mieć kontrolę nad emocjami i myślami”, chociaż nawet ci, którzy przekazują tę instrukcję, nie są w stanie jej wypełnić. Niepisana zasada, nieubrana nigdy w konkretne słowa, utrwala się. Zaobserwowanie jej i nazwanie sprawia, że wiele sytuacji wreszcie zaczyna mieć sens. Niestety, tylko niektórzy mają szansę na taki rodzaj psychoedukacji. Pozostali, nieświadomi kierujących nimi zasad, mają mniejszą możliwość świadomego wyboru tego, co im służy.

Gdy wszystko w życiu układa się po naszej myśli i dopisuje nam dobre samopoczucie, nie do końca jasne zasady nie są poważną przeszkodą. Takie chwile są jednak bardzo rzadkie. Niespodziewane wypadki losowe, rozstania, porażki, choroby – życie stawia przed nami wyzwanie za wyzwaniem.

Jeśli uwierzymy, że szczęście jest naturalnym ludzkim stanem, każde odstępstwo od niego będzie dowodem na to, że nie umiemy żyć. Ludzki umysł jako efekt działania milionów lat ewolucji nie kieruje się naszym osobistym szczęściem, ale ma za zadanie pomóc nam przetrwać, ewentualnie rozmnożyć się i umożliwić przetrwanie naszemu potomstwu. Szczęście w tej opowieści to jedynie przyjemny skutek uboczny.

Ważny jest także sposób, w jaki rozumiemy pojęcie szczęścia. Czy szczęście to przyjemne uczucie, przypominające wyjadanie słodkiej pianki posypanej kolorowym cukrem, czy to raczej po prostu czucie się dobrze lub nieczucie się źle?

Jeśli założymy, że szczęście jest uczuciem, będziemy musieli założyć, że jest także ulotne. Uczucia mijają i przemieniają się w swoje przeciwieństwa. Trudno czasem tę wiedzę przyswoić, tak jak cierpiącemu na katar trudno wyobrazić sobie, że jeszcze kiedyś będzie oddychał pełną piersią i rozstanie się z paczką chusteczek. Kiedy ludzie czują smutek i lęk, bardzo często trudno im uwierzyć, że te emocje kiedyś miną. Podobna krótkowzroczność dotyka nas w temacie szczęścia, kiedy głaszcząc włosy swojej ukochanej osoby, łapiemy się słodkiej nadziei, że tak będzie już zawsze.

Gonitwa za szczęściem, rozumiana jako nieustanne poszukiwanie przyjemności i unikanie dyskomfortu, to wyjątkowo kosztowna gra. Jest niczym kolorowe i świecące automaty jednorękiego bandyty, gdzie słodka nadzieja łączy się z kosztami niewidocznymi dla nas dopóty, dopóki nasza kieszeń nie stanie się pusta. Krótkotrwała przyjemność z wizyty w Las Vegas może być atrakcyjna, ale gdy gra w kasynie staje się stylem życia, cierpią nie tylko grający, ale także ich najbliższe otoczenie.

Zastawienie całego swojego życia w imię nieustannej przyjemności zwiastuje wyłącznie jedno zakończenie – cierpienie. Paradoks tej gry o szczęście jest niezwykle gorzki. Dążenie do przyjemności i unikanie dyskomfortu zwiększają ryzyko wystąpienia zaburzeń lękowych i depresji.

Alternatywą dla poszukiwania przyjemności jest przedefiniowanie swojego pomysłu na szczęśliwe życie. Kiedy gramy o życie pełne znaczenia, które budujemy każdego dnia, zasady postępowania stają się jasne i przejrzyste. Są nimi wartości, czyli najgłębsze pragnienie naszego serca, by traktować siebie, innych ludzi i świat dookoła w jakiś określony sposób.

Wartości określają naszą postawę wobec świata. Odczucia, jakie mają się pojawiać, mogą być krótkotrwałe, bardzo zmienne i często, gdy patrzy się z perspektywy, sprzeczne ze sobą. Kiedy wybieramy postępowanie życzliwie lub z ciekawością, nie ogranicza to w żaden sposób emocji powstających przy okazji takiego zachowania. W życiu człowieka kierującego się życzliwością jest miejsce na smutek, lęk i złość, ale to nie one wyznaczają jego ścieżkę. Zachowanie, które wybiera, nie jest oparte na przychodzących niezależnie od jego woli i kontroli uczuciach, ale na większych i trwalszych od nich pragnieniach serca. Taka strategia gry umożliwia poruszanie się na planszy życia w kierunku, którego pragniemy, zamiast być rzucanym przez zmienne wiatry myśli i uczuć. Płynięcie do obranego portu i obserwowanie, że każdego dnia zbliżamy się do jego pięknych bram, przynosi satysfakcję. Poczucie połączenia z czymś większym niż my sami sprawia, że sztormów lęku i rozpaczy doświadczamy jako etapu większej podróży. Nie sprawia to, że owe sztormy stają się przyjemne lub wyczekiwane.

Porażka i kryzys stają się polami, na których czasem tracimy kolejkę. Nie musimy za nimi tęsknić ani dążyć do tego, żeby na nich wylądować. Nie musimy brać z nich lekcji ani szukać wytłumaczenia, że są czymś innym niż w rzeczywistości. Możemy ich doświadczyć właśnie takimi, jakie są. Nie zmienia to całościowego odbioru naszej podróży.

Odpuszczenie kontroli i pozwolenie sobie na czucie emocji to dla wielu osób zaprzeczenie wszystkiego, co wiedzą o dojrzewaniu i rozwoju osobistym. Bycie w kontakcie z własnymi uczuciami to dla nich niezbadany grunt, na którym wszystko budzi przerażenie i dyskomfort. Umiejętności tej można się jednak nauczyć. Można pogłębiać tę praktykę podczas terapii i treningów ACT. Użyteczne mogą też okazać się książki samopomocowe, zwłaszcza te pisane przez dr. Russa Harrisa, australijskiego lekarza, który potrafi przekazywać osiągnięcia nauk kontekstualnych o zachowaniu w prosty i przystępny sposób.

Otwarta postawa wobec doświadczenia całości życia potrafi być czymś pasjonującym, o ile nie damy się złapać w sidła własnego umysłu. Ten bowiem, kierowany najlepszymi chęciami, może przez przypadek osiągnąć efekt odwrotny do zamierzonego. Zmiana zasad gry po wielu latach wydaje się trudna, a zastosowanie się do nowych reguł nieprzyjemne i może budzić chęć odwrotu. Nagroda jest jednak wspaniała. To nie tylko chwilowe uczucie, ale długotrwała radość doświadczania procesu, a nie tylko czekanie na wynik końcowy.

Maria Kaczorowska — psycholożka, praktyczka terapii ACT – akceptacji i zaangażowania. Członkini światowego i lokalnego ACBS (Stowarzyszenia Nauk Kontekstualnych o Zachowaniu). Prowadzi prywatną praktykę, warsztaty i grupy rozwojowe. W wolnych chwilach organizuje spotkania dyskusyjne wokół stoickich tekstów. Prowadzi profil Miłe Obrazki na Instagramie i Facebooku. Jest autorką książki „PSYCHOPOZYTYWNOŚĆ. O mądrym i czułym byciu przy sobie”

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version