— Gdyby było mnie stać, dostałaby więcej — mówi Angelika. Na komunię swojej chrześnicy podarowała półtora tys. zł. Daniel swojemu chrześniakowi planuje dać tysiąc. To, jak mówią, standardowe kwoty, chociaż z tymi standardami nie wszyscy się zgadzają. Komunijne koperty coraz częściej przypominają te weselne, a debata o tym ile „wypada” dać do koperty nie ustaje.
Daniel (30 l.), analityk finansowy z Warszawy na komunię swojego chrześniaka wybiera się wspólnie z partnerką pod koniec maja. Nie jest fanem ani wielkich prezentów, ani Kościoła, ale postanowił nie oszczędzać. Jako prezent wręcza 1000 złotych. — Wszystkie dzieci mają komunie jednocześnie i sobie porównują, co dostały, to głupio dać mało. Wiem, że chrześniak zbiera na tablet, chciałem mu dać tyle, żeby pokryło połowę. Daję mu dużo, bo jestem jego chrzestnym i praktycznie nie uczestniczę w jego życiu, więc niech chociaż ma pieniądze — zaznacza.
Angelika (28 l.), z zawodu jest technikiem masażystą, ale aktualnie nie pracuje. Na komunię swojej siostrzenicy nie musiała odkładać pieniędzy. — Udało się zebrać kwotę za jednym razem. Dałam 1500 zł, ale chciałam jej dać 2 tysiące. Uznałam, że to odpowiednia kwota, w końcu jestem jej matką chrzestną. Chociaż, gdyby było mnie stać, dostałaby więcej — przyznaje.
Piotr (40 l.), logistyk, na komunię swojej chrześnicy idzie z żoną i dwójką dzieci. — Chrześnica oznajmiła, że chciałaby pieniądze lub deskorolkę. A wiadomo, że deskorolka kosztuje grosze, dlatego zdecydowałem, że dam pieniądze — tłumaczy.
Przyjęcie komunijne chrześnicy Piotra będzie odbywać się w restauracji. — 220 złotych za „talerzyk” dla dorosłego, koszt za dziecko to 110 zł. Idę czteroosobową rodziną, więc uznałem, że 2000 złotych to minimum, jakie dam do koperty. Do tego ładna personalizowana kartka z życzeniami. Znam rodziców bardzo dobrze, więc wiem, że dobrze rozdysponują kwotę. Uważam, że prezenty powinny być dawane w miarę możliwości portfela darczyńcy, ale też trzeba wysłuchiwać dzieci, aby nie był to prezent niechciany — podkreśla.
„Cóż zrobić, takie mamy czasy”
Klaudia (33 l.) z zawodu cukierniczka, na komunię bratanicy wybiera się wspólnie z mężem i trójką dzieci. — Zdecydowaliśmy się na 500 złotych do koperty, złote kolczyki za 400. Dodatkowo przygotowuję tort. Dziewczynka zbiera na telefon, ale wiem, że dostanie też kasę od innych, więc chciałam poza koperta dać jej coś na pamiątkę — tłumaczy. W prezencie, jak mówi, nie powinno chodzić o wartość. — Prezent powinien być praktyczny. Nieważne czy to rower za 2 tysiące, czy aparat za 600 — zaznacza.
Małgorzata (35 l.), specjalistka do spraw finansowych w tym roku idzie na przyjęcie komunijne do swojej chrześnicy. — Do koperty wkładam 500 złotych, oprócz tego daję złote kolczyki za 350 złotych, drewnianą kartkę z życzeniami za około 40 złotych i bukiecik kwiatów za 40 złotych — wymienia. Jak podkreśla, taki prezent jest według niej wystarczający. — Żyjemy w czasach, gdzie koszty życia poszły bardzo do góry, mnie osobiście, pomimo, że jestem matką chrzestną, nie stać na wydatek, jaki jest narzucany przez społeczeństwo. Za kilka lat dzieci komunijne, a bardziej ich rodzice, będą oczekiwać mieszkań czy samochodów, a nie celebrować samo święto. Uważam, że przeznaczanie niebotycznych kwot na dziecko, które nie do końca zna wartość pieniądza, jest głupotą i bardzo niemądrym trendem. Dlatego nie będę na siłę wpasowywać się do narzuconych reguł — zaznacza.
Damian (34 l.) pracuje na stanowisku menagerskim. Na przyjęcie komunijne został zaproszony przez swojego chrześniaka, który mieszka w Niemczech. — Zależało mi, żeby pamiątki ode mnie były wyjątkowe. Kupiłem kartkę okolicznościową, ręcznie malowaną z imieniem i nazwiskiem chłopca za ok. 45 zł, starannie wybrane książki np. autorstwa ks. Twardowskiego z wypisaną od serca dedykacją za 100 zł, ale też Biblię w komiksie za 100 zł. Zdecydowałem się również na ręcznie rzeźbionego w drewnie aniołka 200 zł, robionego ręcznie na zamówienie z dedykacją na odwrocie — tłumaczy.
Do prezentu Damian postanowił wręczyć chrześniakowi kopertę z pieniędzmi. — Włożyłem do koperty 300 euro. Uznałem, że jest to właściwa kwota jak na chrzestnego i na tyle mogłem sobie pozwolić. Podobne upominki i pieniądze w tej samej kwocie przekazali dziadkowie. Dziecko było bardzo szczęśliwe — dodaje.
Daria została zaproszona na podwójną komunię. Jeden z chłopców jest jej chrześniakiem, drugi jego bratem. — Chrześniakowi kupię rower. Jestem matką chrzestną, mam z nim stały kontakt, jesteśmy bliską rodziną. Na początku chciałam dać 1000 złotych, ale poprosił mnie, by zamiast koperty, za taką samą kwotę, kupić rower. Dla mnie to żadna różnica, ważne jest, że sprawię mu radość — tłumaczy. Drugiemu chłopcu przekaże 300 złotych w kopercie. — Nie musiałabym tego robić, ale chcę, aby rodzicom zwróciło się za „talerzyk”. Może jestem staroświecka, ale szczerze wolałabym, żeby było jak kiedyś. Dziecko dostawało zegarek, łańcuszek, rower, a nawet tylko 100 złotych i nikt nikomu nie wytkał czy to mały, czy duży prezent. Dziecko jeszcze nie zarabia, nie ma pojęcia o wartości pieniądza. Uważam, że kwoty, które daje się do koperty, są bardzo duże, ale cóż zrobić, takie mamy czasy — dodaje.
Prezentem bywają nawet quady
To pytanie, które pojawia się co roku przy okazji sezonu komunijnego. Zaproszeni na przyjęcia goście odpowiedzi szukają wśród znajomych i na różnych forach internetowych. Tymczasem, jak podkreśla Marta Augustyn, ekspertka savoir-vivre, o odpowiedź na to pytanie niezwykle trudno. — Nie ma czegoś takiego jak tabela stawek komunijnych. Kiedyś było takie przekonanie, że wypadałoby dać tyle, żeby zwróciło się za przysłowiowy „talerzyk”. To się początkowo odnosiło głównie do wesel, ale z czasem i do przyjęć komunijnych, które w ostatnich latach takie małe wesela przypominają — tłumaczy.
Zarówno pod względem liczby zaproszonych gości i środków wydanych na organizację. W tym roku, za „talerzyk” komunijny w restauracji (zupa, drugie danie, napoje bezalkoholowe, czasami deser) trzeba zapłacić mniej więcej 200-300 złotych. Idąc tropem „zwracania za talerzyk”, para zaproszona na przyjęcie komunijne do koperty „powinna” włożyć 400-600 złotych, a czteroosobowa rodzina 800-1000 złotych. — Nie ma jednak uniwersalnej, dobrej kwoty, którą dziecko powinno się obdarować. Dużym nietaktem jest oczekiwać od gości, że te kwoty przygotują zgodnie z założeniami rodziców — mówi.
Tylko że te oczekiwania i presja, jak tłumaczy ekspertka, coraz częściej się pojawiają. Szczególnie w stosunku do rodziców chrzestnych, czy najbliższej rodziny dziecka. — Rodzice zaczynają prześcigać się w organizacji małych wesel. Ma być bogato, pięknie, dziecko ma dostać solidnie wypełnioną kopertę. Czasami zapominają, że zapraszani są ludzie, a nie ich portfele i pieniądze. Rodzice dziecka komunijnego nie powinni oczekiwać konkretnych kwot. Wiadomo, że szczodrość jest w dobrym guście, ale dla każdego inna kwota będzie szczodrą i możliwą do podarowania. Trudno przewidywać, jaki pułap cenowy zadowoli każdą ze stron. Zdarza się przecież, że osoby zamożne zapraszają te mniej i na odwrót — zaznacza Marta Augustyn.
Może być i tak, że kwota, którą goście chcą obdarować dziecko, będzie w opinii rodziców, zbyt duża. — Pieniądze to jest delikatna materia. Jeżeli komunię ma dziecko w najbliższej rodzinie, na przykład córka/syn rodzeństwa, to jak najbardziej wypada skonsultować kwotę, którą chcemy dać dziecku. Tym bardziej, że to ono powinno te pieniądze dostać, a nie rodzice. Jeżeli to dalsza rodzina, nie szalałabym z kwotami, żeby nie wprawić w zakłopotanie, że kontakt mamy sporadyczny, a ja wkładam kilka tysięcy — mówi. Stopień relacji, jak wyjaśnia Marta Augustyn, jest bardzo ważny. Inaczej będą obdarowywać chrzestni, a inaczej sąsiadka, czy koleżanka z pracy.
—W każdym przypadku warto skupić się na tym, żeby to, co wkładamy do koperty, było wartościowe, niekoniecznie materialnie. Jeżeli nie możemy pozwolić sobie na prezent pieniężny, pięknym gestem będzie zorganizowanie dziecku wycieczki, wieczoru gier planszowych, poświęcenie mu czasu — przekonuje. Presja, którą niekiedy odczuwają goście komunijni, podyktowana jest nie tylko oczekiwaniami rodziców, ale także obowiązującymi trendami. A te, na przestrzeni lat wyraźnie się zmieniły.
— Dwadzieścia, trzydzieści lat temu jako prezent wręczało się kwiaty, bombonierki, kosztowne zabawki, czasami koperty z drobnymi kwotami. Kilkadziesiąt lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Wtedy dziecko dostawało złoty medalik, czekoladki, czasami różańce. W XXI wieku przeszliśmy przez etap rowerów, gdzie to już był duży wydatek, a w tym momencie prezentem bywają nawet quady. Tymczasem w przyjęciu nie chodzi o prezenty, a o obecność.
— Musimy pamiętać o tym, jaki wymiar ma komunia. To katolicki obrzęd, ważny duchowo. Nie powinniśmy się skupiać na wymiarze materialnym. Tego dnia najważniejsze jest dziecko i czas z nim spędzony — mówi Augustyn.