W niedzielnych wyborach samorządowych Prawo i Sprawiedliwość uzyskało 34,27 proc. poparcia i wprowadzi do sejmików 239 radnych. PiS będzie rządzić samodzielnie w czterech województwach, ma szansę też na współrządzenie w piątym. Na KO zagłosowało 30,59 proc. wyborców, na Trzecią Drogę – 14,25 proc., na Konfederację i Bezpartyjnych Samorządowców – 7,23 proc., a na Lewicę – 6,32 proc.
– Z jednej strony wyniki mogą być satysfakcjonujące dla KO, bo będzie współrządziła w większej liczbie sejmików niż dotychczas. Nie można ukryć też faktu, że Prawo i Sprawiedliwość uzyskało najwyższy wynik, mimo odcięcia dostępu do mediów publicznych. To ewidentnie zaskoczyło polityków koalicji rządzącej. Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Nowa Lewica muszą odpowiedzieć sobie pytanie, co zrobić, by poprawić swój wynik i zatrzymać pasmo zwycięstw PiS-u, które, choć nie daje władzy, to przynosi Zjednoczonej Prawicy poczucie sukcesu – ocenia w rozmowie z Gazeta.pl politolog dr Jarosław Wojtas z Uniwersytetu WSB Merito w Toruniu.
Koalicja rządząca miała jednak apetyt na władzę w większej liczbie sejmików. Skończyło się na 11. – Jednym z powodów może być to, że nie zrealizowała swoich obietnic, abstrahując od tego, czy można je zrealizować w tak krótkim czasie. Był to na pewno plebiscyt 100 dni rzdu, które niedawno minęły. Niższa niż w październiku frekwencja to żółta kartka dla rządzących – mówi nam dr Jarosław Wojtas. Ekspert zaznacza, że „siła PiS-u w terenie wciąż jest bardzo duża”.
Politolog: W interesie rządzących nie jest osłabianie koalicjantów
Z nieoficjalnych doniesień wynika, że Trzecia Droga miała zażądać od Lewicy „oddania” jednego z ministerstw w związku z niskim wynikiem komitetu w wyborach samorządowych. Zdaniem politologa, jeśli takie żądania rzeczywiście zostały wysunięte, to na razie tylko na poziomie deklaracji i w najbliższym czasie poważniejsze zmiany w rządzie nie nastąpią.
– W interesie koalicji rządzącej przed czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego nie jest osłabianie jakiegokolwiek z podmiotów tworzących rząd. Premier Donald Tusk zapowiedział, że do rekonstrukcji dojdzie na przełomie wiosny i lata, czyli ewidentnie już po wyborach. Ma to też związek z tym, że być może niektórzy ministrowie zostaną europosłami – podkreśla rozmówca Gazeta.pl.
– Dużo dyskutuje się o tym, czy Lewica może stracić jakieś ministerstwo. Nawet jeżeli Lewicy nie uda się np. przekroczyć progu w wyborach do PE, to nadal będzie przydatna w polskim parlamencie, zwłaszcza w trudnych głosowaniach. Zostanie w rządzie, ale nie wiadomo, czy w takim samym wymiarze. Ewentualne zmiany będą minimalne, kosmetyczne – dodaje dr Jarosław Wojtas.
Według eksperta, jeśli partie koalicyjne chcą zwyciężyć w czerwcu nad PiS-em, „muszą udowodnić swoją skuteczność, pokazać, że są w stanie osiągnąć porozumienie i realizować cele”. – To, co mogłaby zrobić koalicja, by wygrać wybory do PE, to wystartować z jednej listy. To oczywiście mało prawdopodobne, natomiast gdyby powtórzono projekt Koalicji Europejskiej, miałaby ona obecnie szansę na pokonanie PiS-u – zaznacza.
„W interesie KO jest przejęcie elektoratu Lewicy”
Dr Jarosław Wojtas nie wyklucza, że w dłuższej perspektywie Lewica może zostać niejako „wchłonięta” przez Koalicję Obywatelską. – W interesie KO niewątpliwie jest przejęcie elektoratu Lewicy i najwybitniejszych polityków tego obozu. Jeżeli miałoby to nastąpić, to najwcześniej po ewentualnym słabym wyniku Lewicy w wyborach do PE – uważa.
Jak Lewica mogłaby obronić się przed takim scenariuszem? – Musiałaby pokazać, czym się różni od Koalicji Obywatelskiej. Postawić na kwestie mieszkalnictwa komunalnego, prawa pracy i wynagrodzeń. Po prostu musi być bardziej lewicowa, nie może pozwalać KO na odbieranie sobie postulatów – podsumowuje.