– Oksy w różnej formie są powszechnie dostępne, kupowało się to od ludzi albo od dilerów – mówi Olka. – Fentanyl, morfina, wróciła heroina – wymienia Dorota Klimaszyk, toksykolożka z poznańskiego szpitala. Pierwszą dużą falę mody na opioidy były widać jeszcze przed pandemią. Ale wtedy nie było tej skali, co teraz.
Jest gorąco jak cholera, ale Olka trzęsie się z zimna. Swoją podróż, która wydaje się jej obecnie najdłuższą w życiu, dzieli na krótsze etapy. Od klatki schodowej do przystanku tramwajowego. Nogi się plączą, chce jej się wymiotować, chce jej się kupę i siku. Oczy łzawią. Z nosa leci. Nawet pot na plecach wydaje się ją na zmianę parzyć i przeszywać zimnem. I wszystko boli: mięśnie, kości i skóra chyba też, głowa i brzuch.
W tramwaju nie ma gdzie usiąść. Olka liczy przystanki i sekundy na czerwonym świetle.
Jak już doczłapuje do lombardu, zastawia w nim całkiem nowego laptopa matki za 600 zł, a potem leci do dilera, oddaje mu 300 zł długu, a za resztę kupuje półtora grama heroiny, paczkę papierosów, kwasek cytrynowy w spożywczym i jednorazowy zestaw insulinowy: strzykawka plus igła w aptece.
Fajki starczą do dzisiejszego wieczora. Heroina do jutrzejszego. Niech Bóg przeklnie, myśli sobie Olka czasem, niech Bóg przeklnie te pierdolone pigułki.
I
Na terapii pytają Olkę, od czego się zaczęło. Od wina z przyjaciółką, która skończyła studia, ma pracę i chłopaka. Miały po 13 lat, w szkole była dyskoteka. Olka wypiła plastikowy kubeczek, potem tańczyła z Filipkiem i pocałowała go z języczkiem, a potem (od tego wina, nie od pocałunku) się porzygała.
W liceum była marihuana, jak wszyscy. W maturalnej spróbowała kokainy i mefedronu, ale jej się nie podobało. Za to spodobały jej się oksy.
– Bo po mefedronie ludzie gadają głupoty i nie mogą się zamknąć, ruchają się, z kim popadnie, i wyżera im mózg, a potem mają paranoję. A oksy… – Olka się uśmiecha, jak do najlepszego wspomnienia. – Oksy dają spokój.
I nie potrzebuje się ludzi. I nie ma się problemów. Można sobie siedzieć w pokoju i nic nie robić.
Oksykodon to opioidowy lek przeciwbólowy. Bardzo mocny. Kiedy w 1995 r. dopuścili go do użytku w USA, firma farmaceutyczna reklamowała go jako nieuzależniający. Przełom w medycynie. Ale uzależnia strasznie.
– W Ameryce wszyscy to łykają na wszystko – uśmiecha się Ola. „Chwilowo już nie ćpam, więc mogę pogadać” – pisze. Ale za długo to lepiej nie, bo się nakręci.
W 2021 r. w USA z powodu przedawkowania opioidów zmarło ponad 80 tys. ludzi. Coraz popularniejszy staje się fentanyl – lek sto razy silniejszy od morfiny.
– Oksy w różnej formie są powszechnie dostępne, kupowało się to od ludzi albo od dilerów – mówi Olka. – Nie ma takiej stygmy jak z herą. Bo heroinista to brudas ze strzykawką wbitą w łapę. A gówniara, co wrzuca pigułkę u mamy w mieszkaniu, jest całkiem normalną gówniarą. Nic po niej nie widać.
„Co ty taka senna jesteś?” – pytała mama. „Bo się dużo uczę” – odpowiadała Ola. Obiecała sobie, że wykupi tego maminego laptopa z lombardu. Ale nie wykupiła.
II
– Fentanyl, morfina, wróciła heroina – wymienia Dorota Klimaszyk, toksykolożka z poznańskiego szpitala. – I oczywiście oxycontin. Dostępność opioidów jest olbrzymia, coraz większa. To leki, które działają bardzo silnie na ośrodkowy układ nerwowy, człowiek po prostu może przestać oddychać i umiera. Charakterystyczne jest zjawisko tolerancji. Osoba, która bierze tego dużo, musi brać coraz więcej. W końcu tylko po to, żeby zabić głód, bierze ilości, od których, ja, gdybym pierwszy raz zażyła, mogłabym wpaść w śpiączkę albo po prostu umrzeć.
W Ameryce Północnej to jest plaga. Jeśli to do nas dotrze, będzie masakra. Po jednorazowym użyciu można się uzależnić – Dorota Klimaszyk, toksykolożka
– Heroina zawsze była na ulicach, ale teraz wróciła na pełnej k*** – słyszę od policjanta z warszawskiej narkotykówki. – 50 zł za ćwierć grama. Pojedź na Pragę, postój na podwórkach i zaraz kupisz. Ale lepiej nie jedź.
– Pierwsza duża fala opioidów była jeszcze przed pandemią – mówi Dorota Klimaszyk. – Przywieźli do nas nastolatka. Z kolegą wzięli fentanyl. Jeden poszedł do domu i poszedł spać. Drugiego przywieźli nam rodzice, daliśmy mu odtrutkę i następnego dnia poszedł do domu. Tego pierwszego znaleźli rano, już sinego, nieżywego. Ale wtedy nie było tej skali, co teraz. Jak już moda z USA dotrze w pełni, jak się u nas pojawi ten chiński fentanyl, to będzie tragedia. Mieliśmy kolegę lekarza, anestezjologa, uzależnionego od fentanylu. Zwalniali go z jednego szpitala, szedł do drugiego. Wszyscy wiedzieli, że ma problem. Umarł na oddziale.
III
– Fentanyl to jest bardzo popularny lek w anestezjologii, na intensywnej terapii – mówi Jakub Sieczko, anestezjolog i autor książek. – To lek przeciwbólowy z grupy opioidów, pochodna morfiny. Jest dobry do leczenia silnego bólu, śródoperacyjnie, pooperacyjnie, w medycynie ratunkowej, w poważnych urazach. W postaci plastrów – do leczenia bólu przewlekłego, na przykład u pacjentów nowotworowych. Opioidy w warunkach szpitalnych powinny być stosowane przez lekarza, który ma doświadczenie, wie, ile ich podać, tak, żeby działały, ale żeby nie doszło do przedawkowania. Najbardziej wykwalifikowani są w tym anestezjolodzy.
– A jeśli ktoś używa fentanylu, żeby się odurzyć?
– To gra w rosyjską ruletkę. Opioidy działają depresyjnie na układ oddechowy. Dochodzi do zatrzymania oddechu i krążenia, ludzie się duszą. Na początku oddech zwalnia. Standardowo człowiek oddycha 12 razy na minutę. Po opioidach nieumiejętnie stosowanych – osiem razy na minutę, sześć, dwa, a potem się zatrzymuje. Jak się zatrzymuje, to spada saturacja i potem kolejne klocki domina upadają. Dochodzi do zatrzymania krążenia, rośnie poziom dwutlenku węgla i dochodzi do zgonu.
– Można to jakoś przerwać?
– Można. Człowiek może oddychać w sztuczny sposób, można go zaintubować, podłączyć do respiratora. Będzie oddychać workiem z maską – to jest pierwsza rzecz. Podaje się też nalokson. Spektakularnie odwraca działanie opioidów w kilkanaście sekund. W USA podawanie naloksonu jest już elementem nauki pierwszej pomocy. Ja to widzę na intensywnej terapii: coraz więcej młodych ludzi uzależnionych, zazwyczaj od wielu substancji, bo rzadko zaczyna się od opioidów. Jeszcze 10 lat temu było tego bardzo mało. Pracowałem w pogotowiu na Pradze-Południe, zdarzały się przypadki, ale nie za dużo. Teraz coraz więcej: zwykle młodzi mężczyźni, po dwadzieścia kilka lat, w bardzo złym stanie zdrowia. Mają organizmy 70-latków, często są w stanie niewydolności wielonarządowej, z ciężkimi zakażeniami, z niewydolnością nerek, wątroby, z uszkodzonym sercem. Ich umysły nie funkcjonują już tak, jak u normalnych ludzi, to uzależnienie niszczy ich osobowości. Bardzo młodzi, bardzo źle rokujący pacjenci. Trudne są rozmowy z matkami. Kobiety 50-letnie, często samotne, zrozpaczone, bo dziecko się załadowało w narkotyki i wygląda to na drogę bez wyjścia. Często z ogromnym poczuciem winy. Trzeba im powiedzieć, że ich dziecko prawdopodobnie umrze.
IV
– Fentanyl chodzi po mieście w plasterkach – opowiada Olka. – Ludzie kradną po chorych babciach i dziadkach. Kiedyś trzymałam kilka takich używanych plasterków w domu, żeby mieć na skręta i przeżyć objawy odstawienne.
Jeśli weźmiesz rano, po południu już cię zaczyna telepać. Gorączka, pot, wymioty, biegunka, katar, ból mięśni i kości. Człowiek jest przerażony, jakby miał zaraz umrzeć. I zupełnie na nic nie ma siły. Gonitwa myśli: skąd wziąć towar. Wróć: skąd wziąć pieniądze na towar.
– Najpierw kradniesz po rodzinie, wynosisz z domu rzeczy. Potem ludzie szukają innych sposobów. Kradną albo siedzą na ulicy, grają na gitarce i zbierają kasę, niby na bilet do rodzinnego miasta. Albo robią loda. Zrobisz wszystko, to nie jest kwestia tego, czy masz ochotę. Twój mózg ci mówi: musisz, po prostu musisz przywalić i nie ma dyskusji. Ja po prostu chciałam się wyciszyć. Smutna byłam, taką mam naturę, że byłam wiecznie zdołowana, od dziecka. W moim towarzystwie oksy to nie było żadne tabu. Ot, zwykłe pigułki, jak xanax. Można było kupić raz na jakiś czas po znajomych znajomych. Ludzie to normalnie brali na domówkach albo w knajpach. Kręciłam się wśród dzieciaków z kasą, u mnie w szkole prawie każdy miał hajs. Oksy były w modzie już wtedy. Ja wolałam brać sama. Piątkowy wieczór: łykasz pigułkę, dwie i jest ci lżej, przyjemniej. Jakbyś sobie robił małą przerwę od życia. Pigułek się nikt nie wstydzi. Co innego z braunem. Braun to tabu. A jeszcze jak ktoś daje w żyłę, to wszyscy na niego patrzą jak na śmiecia. Nawet diler, co ci to sprzedaje.
Ola najpierw wciągała nosem, ale przeczytała w internecie, że to nic w porównaniu z paleniem. Paliła więc z folii aluminiowej. Potem przeczytała, że to nic w porównaniu ze wstrzykiwaniem.
Jezusie, mówi Ola, ten, co to napisał, wiedział, co pisze.
– Tylko że wtedy już nie jesteś gówniarą, co łyka pigułki. Jesteś heleniarą, ćpunką najgorszą z najgorszych. Mogłabym wciągać mefedron co drugi dzień i obciągać przypadkowym kolesiom po klubach i dalej bym była sto pięter ponad heleniarzami. Taka jest narkomańska hierarchia. Heleniarz znaczy mniej niż gówno.
V
– Pamiętam dwóch nastolatków – opowiada Ksenia Sławińska, kierowniczka Młodzieżowej Poradni Profilaktyki i Terapii Poza Iluzją. – Przyjęli fentanyl w połączeniu z innymi substancjami. Część z nich była przepisana przez lekarzy psychiatrów, którzy się nimi opiekowali. Dostali zapaści. Jeden był hospitalizowany przez kilkanaście dni.
– Przestraszył się?
– Nie. Inny przypadek: młody dorosły. Uzależniony od narkotyków. Przyjmował wszystko, był uzależniony fizycznie, musiał zaspokajać głód. Kradł fentanyl, bo miał w rodzinie chorą osobę.
– Co się robi z taką osobą?
– To znaczy?
– Kiedy do pani trafia.
– Osoby uzależnione powinny raczej trafiać do ośrodków stacjonarnych. Spędził kilkanaście miesięcy w Monarze. Wrócił do poradni już jako osoba w abstynencji. Ale dawanie sobie w żyłę nie jest modne.
– Bo stereotyp narkomana z dworca?
– Tak. „To nie ja”. „To niebezpieczne”. Fentanyl nie jest jeszcze w Polsce powszechny. Ale oferta jest szeroka. Opioidy to nie są narkotyki społeczne. Ludzie często biorą sami w domu. Wśród wielu pacjentów miało to początek w pandemii. Opiaty zyskują na popularności. To jest bardzo niebezpieczne. Nie trzeba być uzależnionym, żeby miało to ogromnie negatywne konsekwencje dla całego życia.
– Ile się do pani czeka?
– Około roku.
– To jest norma?
– Myślę, że tak.
VI
– Jakoś nie uczymy się z doświadczeń amerykańskich – wzdycha Dorota Klimaszyk. – To jest nowa moda, tak jak kilka lat temu pojawiły się tzw. kryształ, czyli mefedron, i różne pochodne amfetaminy. Skala tego była niebywała. Teraz wróciły opioidy. Tyle mieliśmy doświadczeń z heroinistami, myślałam, że to już nigdy nie będzie modne. Teraz to wraca w jeszcze gorszej formie. Z jednej strony – niewinnie wyglądające pigułki, na które jest chyba wśród młodych przyzwolenie, choć przecież uzależniają potwornie silnie. Z drugiej strony – heroina, o wiele od niej niebezpieczniejszy fentanyl i zupełnie już przerażające rzeczy – fentanyl wymieszany z ksylazyną i innymi substancjami. Bardzo chodliwe są zużyte plastry fentanylowe. Ludzie szukają po śmietnikach. Plaster jest zużywany w 60-80 proc. Oni potrafią odzyskiwać to, co zostało z plastrów, i potem albo to biorą, albo sprzedają. W Ameryce Północnej to jest plaga. Jeśli to do nas dotrze, to będzie masakra. Po jednorazowym użyciu można się uzależnić.
– Jednocześnie trzeba pamiętać, że leki opioidowe są bardzo potrzebne pacjentom – dodaje Jakub Sieczko. – Wśród niektórych lekarzy jest narkofobia, przekonanie, że podawanie leku przeciwbólowego z grupy opioidów niesie ryzyko, że pacjent się uzależni. Ale jak człowieka boli, to ma go nie boleć. Natomiast jeśli ktoś używa tych leków w celach rekreacyjnych, to może sobie zniszczyć życie. Albo się po prostu zabić.
VII
Olka żyje. Czasem czuje, jakby przeżyła już sto lat.
– Widziałam dużo chujowych rzeczy – mówi. – Widziałam, co się dzieje z ludźmi, jak chudną, jak się zmieniają w cienie po prostu. Ze mną też tak było. Schudłam, nie miałam okresu przez półtora roku. W sumie ćpałam pięć lat.
Przez pół roku była w ośrodku odwykowym, teraz od kilku miesięcy chodzi na oddział dzienny leczenia uzależnień. Chce wrócić na studia. Chciałaby się też zakochać. I chciałaby nie mieć koszmarów, bo często ma: że idzie do dilera, kupuje narkotyki i już, już, ma je wziąć, ale nie może. I się budzi w paskudnym nastroju. Kiedyś mogłaby zostać terapeutką, ale podobno każdy narkoman tak ma przez pierwsze lata abstynencji, że chce ratować świat. Więc pewnie jej przejdzie.
– Kiedyś marzyłam, żeby być kimś superwyjątkowym – mówi. – A teraz bym chciała po prostu być takim zwykłym człowiekiem, co ma jakąś pracę, wraca po tej pracy do domu, w którym jest jakaś fajna osoba, taka do kochania. I pies albo kot.
Na razie nie ma ani fajnej osoby, ani psa. Na terapii jej powiedzieli, że narkomani powinni zaczynać od roślinki. Kupić i o nią dbać. Jak roślinka przeżyje rok, narkoman może wziąć psa, a jeszcze lepiej kota. A jeśli i tym psem czy kotem się będzie potrafił zaopiekować, to wtedy może się rozejrzeć za człowiekiem.