Rosjanie przenoszą ciężar walk z miejsca na miejsce, trzymając cały front w Donbasie w ciągłym napięciu. Putinowcom udało się przebić do Wuhłedaru, w którym toczą się walki wśród ruin. Czy Ukraińcy wycofają się z kolejnego symbolicznego miasta?

Wuhłedar nie jest dużym miastem. Przed wojną liczył niespełna 15 tys. mieszkańców, którzy zatrudnieni byli w przemyśle górniczym. Całe miasto powstało w 1964 r. wokół tworzonych trzech kopalni kompleksu węglowego. Już 2014 r. Rosjanie próbowali zająć miasto, lecz wówczas im się nie udało. W 2022 r. rozpoczęli regularne uderzenia od połowy marca. Do kolejnych dużych starć dochodziło co kilka miesięcy. Najpierw w lipcu i sierpniu. Potem w listopadzie.

W styczniu 2023 r. Rosjanie zbliżyli się na dwa kilometry od miasta. Już wówczas wydawało się, że twierdza padnie, lecz w następnym miesiącu Rosjanie przegrali największą bitwę pancerną tej wojny i widmo upadku Wuhłedaru się nie ziściło. W ciągu kolejnych 16 miesięcy Rosjanie wielokrotnie próbowali zająć ruiny, niewielkiego, ale istotnego dla obrony Donbasu, miasta. W ostatnim czasie skupili się na Pokrowsku, które jest dużym i ważnym węzłem komunikacyjnym, a na południowym odcinku frontu nastąpiła cisza.

Po kilku tygodniach przerwy, Rosjanie wznowili próby zajęcia Wuhłedaru. Tym razem ze sporymi sukcesami. W zeszłym tygodniu pod Kurachowym Rosjanie próbowali wejść klinem, aby zagrozić pozycjom pod Pokrowskiem na północy i Wuhłedarem na południu. Miało to ułatwić uderzenie pod Pokrowskiem, który wówczas był głównym celem ataków. Większe postępy udało się jednak na południowym kierunku i tam Rosjanie skoncentrowali swoje wysiłki. Dość szybko dotarli do drogi, którą w końcu udało im się przerwać koło kopalni węgla kamiennego Piwdennodonbaska Nr 1, odcinając tym samym połączenie z Konstantiniwką i dalej Marjinką. Próbowali to osiągnąć od niemal pół roku, regularnie atakując pomiędzy Wołodymiriwką i Sołodkim.

Po tym Rosjanie rozpoczęli regularne ostrzały miasta, zamieniając kolejne kwartały w morze ruin, licząc na zdławienie obrony w samym mieście i utrudnienie odwrotu. „Miasto płonie, zasypują je, czym się da. Najprawdopodobniej w najbliższych dniach nasi chłopcy wycofają się na korzystniejsze pozycje” – napisał na Telegramie ukraiński żołnierz o pseudonimie „Radnyk”. W ciągu dwóch dni Rosjanie niemal zamknęli okrążenie wokół miasta-twierdzy, które przez ostatnie lata było jednym z symboli oporu i miejscem ich licznych klęsk. Zajęta została kopalnia Piwdennodonbaska Nr 3 i kierują się w stronę Bohojawdenki, odcinając Ukraińcom powoli drogi odwrotu.

Następnego dnia, 24 września, ostatnia z dróg znalazła się pod rosyjską kontrolą ogniową, a pierwsze oddziały zaczęły wchodzić do miasta. Rosjanie zajęli wschodnie dzielnice wraz z kompleksem politechnicznym. Potem, w środę rozpoczął się odwrót pododdziałów legendarnej już 72. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej, która obsadzała odcinek od ponad dwóch lat i skutecznie go broniła. Niestety w tym czasie nie doczekała się większej rotacji i dłuższego odpoczynku. To jest największa bolączka ukraińskiej armii i problem, który się powtarza od zakończenia pierwszego roku wojny. Przemęczenie wojska. Sytuacja znów się powtarza, jak w przypadku każdej porażki ukraińskiej armii – dowództwo nie rotuje oddziałami, które miesiącami bronią pozycji i zwyczajnie są przemęczone. Awdijiwki bronili żołnierze 110. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej z Korpusu Rezerwowego, którzy na odcinku walczyli przez rok.

Dowództwo brygady apelowało, by dać im odpocząć i wysłać posiłki. Prośby na nic się zdały. Podobnie było pod Bachmutem i teraz Wuhłedarem. Tymczasem przez niemal rok prezydent Wołodymyr Zełenski nie był w stanie podjąć decyzji o kolejnej fali mobilizacji i obniżeniu wieku poborowych, choć wojsko, co jakiś czas wspominało o tej potrzebie. Początkowo bez informowania opinii publicznej. W końcu w grudniu 2023 roku, ówczesny Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy, gen. armii Walerij Załużny, powiedział publicznie, że duży poziom wyczerpania bojem negatywnie wpływa na gotowość bojową jednostek i znacznie obniża morale walczących.

Zełenski się opierał, Załużny naciskał, aż w końcu stracił stanowisko. Prezydent nie chciał przez cały 2023 rok podjąć decyzji, która mogłaby być niepopularną, tym samym sprawiając, że problemy kadrowe są na tyle problematyczne, iż Rosjanie niemal pozbawieni broni pancernej, są w stanie kolejnymi falami zalać przemęczonych obrońców i w końcu wyprzeć ich z zajmowanych pozycji. Tak się stało w Bachmucie. Tak Rosjanie zdobyli Awdijiwkę i tak się dzieje w Wuhłedarze, gdzie obrońcy już w czerwcu mówili, że zmęczenie daje się we znaki.

W lipcu jeszcze udało się im powstrzymać duże natarcie. Teraz już nie mają sił i rozpoczęli odwrót z miasta, aby nie zostać otoczonym.

Dwa tygodnie temu obecny Naczelny Dowódca, gen. armii Ołeksandr Syrski, stwierdził, że front w Donbasie ustabilizował się dzięki operacji w obwodzie kurskim. Wówczas pisałem, że do stabilizacji frontu w Donbasie, o której mówi gen. Syrski, jest jeszcze bardzo daleko, a Rosjanie przygotowują się do uderzenia na Pokrowsk, jednak żeby móc bezpiecznie przeprowadzić operację, muszą wzmocnić swoje skrzydła, zwłaszcza południowe. Ostrzegałem przy tym, gasząc entuzjazm wywołany sukcesami pod Kurskiem, że nawet nie mając odpowiednich rezerw sprzętowych, Rosjanie mają rezerwy ludzkie, które w „mięsnych szturmach” mogą zepchnąć Ukraińców, jeśli nie pojawią się odwodowe brygady. I dokładnie tak się stało.

Rosjanie uderzyli na południu. Nie tylko udało im się umocnić flankę i zabezpieczyć możliwość operowania pod Pokrowskiem, ale także otoczyli Wuhłedar i zmusili Ukraińców do odwrotu. Jeśli pisał o tym polski dziennikarz, będący na froncie ostatnim razem w lutym tego roku, to czy ukraińskie Naczelne Dowództwo o tym nie wiedziało? Musiało wiedzieć.

Pytanie, dlaczego nic z tym nie zrobiono, pozostaje otwarte. Tymczasem prezydent Zełenski coraz mniej subtelnie sugeruje, że to przez brak odpowiednio dużej pomocy Zachodu, wojna nie toczy się po myśli Ukraińców.

Prezydent Ukrainy znów występuje przed gremium Zjednoczonych Narodów, amerykańskiego Kongresu i Izby Reprezentantów, przedstawiając swoje oczekiwania wobec Zachodu.

Wojen jednak nie wygrywa się w talk-show, czy na konferencjach prasowych, a na froncie. Tam Ukraińcy radzą sobie ze zmiennym szczęściem, a kolejne poważne błędy powodują, że Rosjanie powoli, ale systematycznie posuwają się do przodu. I nie są to błędy żołnierzy frontowych, a wyższego dowództwa. Władzom znów pozostało robienie dobrej miny, zamydlanie oczu sukcesami w obwodzie kurskim i systematycznymi atakami na rosyjskie zaplecze. Kluczowy, co było wiadomo od niemal dwóch lat, jest Donbas, a tam Ukraińcy przegrywają. Za chwilę pewnie usłyszymy w ukraińskich mediach, że Wuhłedar to tylko kolejna nieistotna dla obrony całości frontu miejscowość, za którą agresor zapłacił zdecydowanie bardzo wysoką cenę i główny cel, czyli wykrwawienie Rosjan, został osiągnięty.

Niestety nie tym razem. Niemal pewna utrata Wuhłedaru, to duży cios w ukraińską linię umocnień, w której powstała poważna wyrwa. Znacznie poważniejsza niż choćby utrata Bachmutu. Utrata Wuhłedaru oznacza, że zostanie udrożniona droga i linia kolejowa, łącząca Donieck z Wołnowachą, dzięki czemu znacznie ułatwi to pracę logistyki, a także niemal otworzy możliwość otoczenia Pokrowska, który powoli zamienia się w morze ruin, pośród których Ukraińcy budują punkty oporu.

Jeśli dojdzie do walk miejskich, mogą być nawet bardziej zacięte niż w Bachmucie. Problem w tym, że Ukraińcy niezbyt dobrze radzą sobie w walkach w terenie zurbanizowanym, gdzie tracą przewagę techniczną, a Rosjanie wygrywają masą. Ukraińcy sami zgotowali sobie problem i czekają ich ciężkie tygodnie. Jedynym ratunkiem byłoby silne kontruderzenie w podstawę skrzydła, które otacza Wuhłedar. Na to jednak się nie zapowiada. Kijów będzie musiał przełknąć kolejną gorzką pigułkę.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version