Gdy nastolatek walczy o swoją autonomię, często nie mamy pojęcia, jak do niego dotrzeć. Zawstydzamy więc, bo czujemy się bezradni. Ale z powodu wstydu młody człowiek nie ma szans zorientować się w swoich potrzebach. Nie może dowiedzieć się, kim jest. Wie tylko jedno: zawodzi wszystkich dookoła – mówi psycholożka, psychoterapeutka i seksuolożka dr Angelika Szelągowska-Mironiuk.
„Newsweek”: „Wstydź się!”.
Angelika Szelągowska-Mironiuk: Dość powszechny cytat i nie tylko w polskim modelu wychowania. Używamy go głównie do tego, by wpłynąć na zachowanie nastolatka. Wówczas odwołujemy się do jego emocji związanych z dyskomfortem. Na przykład do lęku: „Jeśli nie będziesz się uczyć, wylądujesz pod mostem”. Albo właśnie do wstydu: „Przynosisz wstyd całej rodzinie! To żenujące, jak wyglądasz”.
Brutalne.
– Powiedziałabym również, że przemocowe. Zawstydzanie bywa oznaką naszej wychowawczej bezradności. Bo gdy nastolatek walczy o swoją autonomię, często nie mamy pojęcia, jak do niego dotrzeć. Zawstydzamy więc, bo uważamy, że to dobry sposób na chronienie go bądź formowanie jego świata wartości. Niestety, skutek jest odwrotny – w ten sposób zyskujemy nad nim pełną kontrolę. Niszczymy jego tożsamość. Z powodu wstydu młody człowiek nie ma szans zorientować się w swoich potrzebach. Nie może dowiedzieć się, kim jest. Wie tylko jedno – zawodzi wszystkich dookoła.
Foto: Newsweek
Nie chodzi jednak teraz o to, abyśmy przestali zauważać potknięcia młodych. Róbmy to, ale bez zadawania im cierpienia. Czy sami chcielibyśmy usłyszeć od najbliższych, że nasze ciało wygląda żałośnie? Że jesteśmy nieukami? Nie mamy prawa kochać osoby tej samej płci? Przecież poprzez zawstydzanie doprowadzamy do konfliktu w głowie nastolatka. On próbuje go jakoś rozwiązać. Stara się neutralizować związane z nim emocje. Nieraz je tłumi. Czasem unika kontaktu z rodzicami. A niekiedy podejmuje zachowania autodestrukcyjne.
Na przykład?
– Mogą pojawić się u niego myśli samobójcze. Czuje się tak głęboko zawstydzony, że dochodzi do wniosku: „Skoro nie mam prawa być sobą, to może lepiej, aby mnie nie było?”.
Pamiętajmy, że dorastanie jest kontynuacją tego, co działo się we wczesnym dzieciństwie. Każde dziecko przychodzi na świat z popędem seksualnym, agresji i więzi, czyli bliskości. Ono potrzebuje zatem miłości. Ale też akceptacji tego, co wnosi w życie innych – zarówno uśmiechu podczas zabawy, jak i wieczornych kolek, które martwią jego rodziców. Ta potrzeba nie znika podczas dojrzewania. Owszem, nastolatki pragną niezależności, jednak wciąż chcą być bezwarunkowo kochane. Jeśli każemy im się wtedy wstydzić, to tak samo, jakbyśmy kilka albo kilkanaście lat wcześniej mówili: „Przyjdzie Baba Jaga i cię zabierze”. Podobny komunikat oznacza, że jest możliwa strata rodzica. A zatem bezpieczeństwa, akceptacji, miłości.
Przed kim wstydzi się wówczas nastolatek: przed sobą czy innymi?
– Zależy, kto jest autorem zawstydzającego komunikatu. Wyobraźmy sobie nastolatkę, która wbrew szkolnemu regulaminowi pofarbowała sobie włosy na fioletowo. Dyrekcja wzywa jej rodziców. A ci, po powrocie do domu, mówią córce: „Nie wstyd ci, że musieliśmy przez ciebie iść do szkoły?”. Więc dziewczyna najpierw wstydzi się przed nimi. Potem przed sobą. A na końcu jeszcze przed całym otoczeniem. W jej głowie kiełkuje bowiem myśl, że skoro w domu nikt nie akceptuje jej koloru włosów, to co dopiero poza nim. Zaczyna się wstydzić, po czym internalizuje ten wstyd. Innymi słowy – cudze wartości i przekonania traktuje niczym swoje. Na tej podstawie stwierdza, że jej wygląd jest czymś niepożądanym. Krępuje się tego, jaka jest albo jaka nie jest. Przecież rodzice tyle czasu poświęcili na jej wychowanie. Tyle razy powtarzali, żeby wyglądała jak wszystkie inne nastolatki. A tu proszę: szkoła wzywa ich za złamanie regulaminu, w dodatku piętrzą się problemy w klasie, bo rówieśnicy zawstydzają ją z powodu koloru włosów.
Niektórzy powiedzieliby jej: „Daj spokój. To tylko włosy”.
– Mało wspierające. Bagatelizowanie wstydu jest łatwe, ale nieskuteczne. Możemy przez to ponownie zawstydzić nasze już zawstydzone dziecko. „Daj spokój” oznacza przecież: „To nieprzyjemne. Lepiej się tym nie zajmujmy”. Na dłuższą metę podobne zachowanie nie służy ani rodzicowi, ani nastolatkowi. Lepiej więc powiedzieć: „Słyszę, że wydarzyło się coś trudnego. Widzę, jak bardzo cię to przytłacza”. W ten sposób pomagamy młodym zrozumieć, skąd biorą się w nich konkretne emocje.
Idealny świat nastolatków wyobrażam sobie tak: gdy na zewnątrz panuje burza, w domu mogą się przed nią schronić albo wyschnąć po przemoczeniu. Jeśli więc cierpią w szkole z powodu wyśmiewania, to zadaniem rodziców jest zaakceptowanie ich w pełnej okazałości. Razem ze wstydem, który im doskwiera.
A czego wstydzi się młodzież?
– Głównie własnej odmienności na tle grupy. Dla każdej młodej osoby oznacza to jednak coś innego. Paczki mają bowiem różne wartości. Jedni wstydzą się, że nie stać ich na klasową wycieczkę albo laptopa. Drudzy – co zdarza się coraz częściej – że jako jedyni w klasie pochodzą z innego kraju. Przez to odstają językowo, bo nie rozumieją żartów rówieśników ani kodów kulturowych. Nastolatkowie wstydzą się jeszcze swojego stanu zdrowia. Nie chodzi o złamaną rękę czy nogę. Ale o nadwagę bądź otyłość. Z wstydem współwystępują wtedy u nich inne emocje. Jak choćby lęk, że zostaną wykluczone z własnego stada, nie znajdą kolejnego i nigdzie nie będą pasować.
Znam to. Szybciej niż rówieśnikom wysypał mi się wąs. Miałem też więcej włosów na nogach. Nazwali mnie małpą.
– Świadectwem tego, jak bardzo było to brutalne, jest fakt, że nadal ma pan to w pamięci. Wstyd lubi się w niej rozgaszczać. A dyskomfort, który wywołuje, może potem trwać latami. Pana sytuacja przypomina mi scenę z „Ani z Zielonego Wzgórza”. Małgorzata Linde, jedna z bohaterek książki, próbuje zawstydzić Anię. Tylko dlatego, że ta ma rude włosy, piegi i smukłą sylwetkę. Ania wkurza się. Tym bardziej że jej opiekunka każe przeprosić Małgorzatę. Poloniści rzadko zwracają uwagę na to, co dzieje się później. Bo opiekunka, choć zmusza Anię do kajania się, trochę z nią współodczuwa. Przypomina sobie wtedy, jak w dzieciństwie sama doświadczyła zawstydzenia.
To, jak mocno rezonują w nas podobne wspomnienia, widzę także w swojej pracy. Nieraz pytam pacjentów w różnym wieku o ich najtrudniejszy moment z okresu dojrzewania. Większość wymienia ten związany ze wstydem. Czyli to emocja przypominająca nasiono?
– Tak. „Zasiewamy” ją w nastolatku, a potem może kiełkować przez wiele lat. Chciałabym jednak zaznaczyć, że jednorazowy zawstydzający komunikat nie doprowadzi do takiej sytuacji. On musi być regularny i dotyczyć wrażliwych aspektów życia młodego człowieka. Wtedy nasiono zaczyna się rozrastać. Dzieje się to wprawdzie powoli, ale w pewnym momencie osiąga takie rozmiary, że wstyd staje się częścią tożsamości nastolatka. Przez to zaczyna być zamknięty w sobie. Nie potrafi wyrazić swoich uczuć, myśli ani potrzeb.
Wstyd ma jeszcze to do siebie, że nie dotyczy wyłącznie jednej sytuacji. Często rozlewa się na inne aspekty życia. Jeśli nastolatek krępuje się swojego ciała, mogą pojawić się u niego problemy z poczuciem własnej wartości czy funkcjonowaniem społecznym. Bo myśli wtedy tak: „Po co mam odzywać się na matematyce, skoro wszyscy traktują mnie jak głupka? Tylko się ośmieszę”. Następnie dochodzi do wniosku, że lepiej – nawiązując do piosenki zespołu Sztywny Pal Azji – zamknąć się w swojej wieży samotności. Dzięki temu nie narazi się na kolejne zawstydzenie. Z pewnością jednak odbierze sobie szansę na miłość i bliskość z osobami, które są dla niego życzliwe.
Jak jeszcze młodzi radzą sobie ze wstydem?
– Przypuśćmy, że w pewnej klasie uczy się otyły chłopak. Koledzy wyśmiewają go, a on może tę sytuację rozegrać na kilka sposobów. Jednych z nich jest zwerbalizowanie swoich uczuć poprzez komunikat „ja”. Czyli: „Jest mi trudno, gdy szydzicie ze mnie. Chciałbym, abyście przestali”.
E, nie ma szans.
– Fakt, to bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Żeby nastolatek zareagował w ten sposób, potrzebuje oczywiście wglądu w siebie, stabilnego poczucia własnej wartości i wsparcia. Jeśli brakuje mu tych zasobów, może zdecydować się wejść w jakąś rolę. Na przykład błazna, kozła ofiarnego czy bohatera. „No trudno, jestem klasowym grubasem. Ale próbuję nadrabiać gdzie indziej. Na przykład potrafię dogadać się z nauczycielami i przełożyć kartkówkę” – słyszę nieraz w gabinecie. Przybranie takiego kostiumu powoduje, że młodzi nie są skazani na grupową banicję. Nawet zyskują potwierdzenie, że również dla osoby z otyłością znajdzie się miejsce w paczce. To zaś przynosi im ulgę.
Gdzie jest haczyk?
– Ulga ma niestety krótki termin przydatności. Wchodzenie w rolę to tak naprawdę odcinanie się od własnych emocji. Dlatego cierpienie wywołane wstydem nie znika. Jedynie pogłębia się.
A może to nie młodzi powinni się wstydzić, tylko ci, którzy ich zawstydzają?
– Za potrzebą zawstydzania kryją się najczęściej jakieś nierozwiązane konflikty. Weźmy nastolatkę, której rodzice powtarzają, aby skupiła się wyłącznie na sobie. Ale jak, kiedy zazdrości koledze lepszych ocen? Przecież dzięki nim miałaby naukowe stypendium, zyskała w oczach rówieśników i rodziców. Jej frustracja rośnie jeszcze bardziej, bo kolega uczy się mniej niż ona, a i tak ma lepsze wyniki. Nastolatka stwierdza więc, że lepiej go zawstydzić. Przynajmniej dzięki temu poczuje się lepiej. Ale to mechanizm, który – tak samo jak ulga, o której przed chwilą rozmawialiśmy – działa na krótką metę.
Nie chciałabym jednak, abyśmy teraz demonizowali wstyd. Przecież on pełni także funkcję ochronną. Jeśli ktoś każe nastolatkowi rozebrać się, pewnie zacznie się natychmiast wstydzić. To emocja adekwatna do sytuacji. I pomagająca powiedzieć: „Hej, nie naruszaj moich granic!”.
Ostatnio stworzyłam dla młodzieży grę karcianą o dojrzewaniu. Są w niej różne pytania na temat relacji, cielesności, marzeń. W instrukcji zaznaczyłam, że nie trzeba odpowiadać na każde z nich. Jeśli młodzi krępują się – w porządku! Zadaniem pozostałych graczy jest nie przesuwać granicy danej osoby. Zero pytań, dociekania, dziwienia się. Tylko uszanowanie czyjegoś wstydu. Chcę w ten sposób pokazać nastolatkom, że to emocja jak każda inna. Że można ją czuć. Ale niedobrze być wiecznie zawstydzanym.