Niemcy wydawały się odporne na każdy kryzys. Kiedy w innych państwach Europy przemysł podupadał, nad Łabą trwał boom. Ale to właśnie wtedy Niemcy podjęły swoje najgorsze decyzje. Dziś płacą za to bardzo wysoką cenę. A reszta Europy z nimi.
Niemcy drugi rok z rzędu tkwią w recesji. Nastroje w kraju stopniowo się pogarszają. Co gorsza, wiele wskazuje na to, że strukturalne załamanie będzie trwało przez wiele lat. Długo wydawało się, że wszystkie okoliczności sprzyjają Niemcom. Powszechnie mówiło się o „nowym cudzie gospodarczym”. Ale dziś coraz częściej pada pytanie: czy niemiecki model jest martwy?
Niemiecka niechęć do nowych technologii jest powszechnie znana. Niemcy mają dziś jedną z najgorszych sieci komórkowych w Europie. Internet jest niezwykle powolny. A faks nadal króluje. Używa go ponad 80 proc. niemieckich firm. Kiedy niedawno komisja parlamentarna zdecydowała, że Bundestag nie będzie już używał faksów, wniosek musiał zostać złożony… faksem.
Sami Niemcy pobłażliwie żartowali z własnej niechęci do nowych technologii – jesteśmy nieco zacofani, ale i tak wszystko działa. Inne kraje europejskie utraciły swój przemysł, a my nadal jesteśmy potęgą. Tyle że to już nieprawda.
Robin Winkler, główny ekonomista Deutsche Bank w Niemczech, określa spadek produkcji przemysłowej jako „najbardziej wyraźne spowolnienie w powojennej historii Niemiec”. Siegfried Russwurm, prezes Federacji Niemieckiego Przemysłu (BDI) ostrzega: „niemiecki model biznesowy jest w poważnym niebezpieczeństwie”. A „dezindustrializacja to realne ryzyko”. Russwurm ocenia też, że niemiecka produkcja przemysłowa może zmniejszyć się o jedną piątą do 2030 r.
Produkcja samochodów w Niemczech osiągnęła szczyt w 2016 r. na poziomie 5,7 mln sztuk. Do dziś spadła ponad jedną czwartą. Od 2018 r. w branży zlikwidowano 8 proc. miejsc pracy. Volkswagen po raz pierwszy w historii zamyka swoje fabryki w kraju. Eksperci twierdzą, że przyszłość niemieckich producentów samochodów rozstrzygnie się w ciągu najbliższych 2-3 lat.
Jak tłumaczy Wolfgang Munchau, autor „Kaput”, pasjonującej książki o końcu modelu niemieckiego: „technologia cyfrowa przejmuje również produkcję samochodów — najważniejszą branżę w Niemczech. Samochód zawsze będzie potrzebował kół i osi, które się obracają. Ale nowoczesny samochód elektryczny nie jest już zasadniczo produktem mechanicznym: większość jego wartości ekonomicznej leży w oprogramowaniu i akumulatorze”.
Niemcy odegrały rolę głównego dostawcy w chińskiej rewolucji przemysłowej. Dostarczali przemysłowe obrabiarki różnych typów do fabryk, elektronikę oraz samochody, ciężarówki i pociągi dla sieci transportowej.
Foto: dpa / PAP
Teraz sytuacja się odwróciła. To Chińczycy wypierają Niemców z rynku. Chińskie samochody elektryczne zaczynają zalewać Europę. Są tańsze i bardziej zaawansowane technicznie. Niemiecki przemysł samochodowy nie może z nimi konkurować.
A Chińczycy nie muszą już niczego kupować od Niemców. I – co gorsza – wkrótce zaczną ich prześcigać w kolejnych branżach jak produkcja wysokiej klasy sprzętu energetycznego czy medycznego. Niemcy postrzegały Chiny jako swoją wielką szansę. Dziś Chiny są ich zabójczym rywalem.
Słabe Niemcy, czyli słaba Europa
Munchau porównuje upadek niemieckiego przemysłu do pięciu etapów żałoby. Podkreśla, że kraj bardzo długo tkwił w pierwszym etapie — zaprzeczenia. „Ale teraz Niemcy przechodzą do drugiej fazy: gniewu. Jest to etap, w którym fabryki są zamykane, a miejsca pracy likwidowane. I w którym wszyscy obwiniają się nawzajem”.
Problem w tym, że słabość Niemców oznacza słabą Unię Europejską. Stwarza ona dwa wielkie problemy dla całego bloku. Prawie dwie trzecie całego niemieckiego importu pochodzi z innych krajów UE, a Niemcy odpowiadają za jedną czwartą PKB Unii. Jeśli w Niemczech będzie się dziać źle, to kontynent czeka dekada stagnacji.
To nie koniec. Elon Musk wydobył z siebie ostatnio wielkie „wow”, gdy dowiedział się, jak wiele Niemcy płacą na Europę. To one są sponsorem całego europejskiego projektu. Nikt nie jest w stanie Niemców zastąpić w tej roli.
„Budżet UE jest negocjowany na okresy siedmioletnie. Obecny okres kończy się w 2027 r. Do tego czasu możemy być na innym etapie załamania strukturalnego, ale kryzys się nie skończy. Nie sądzę, aby Friedrich Merz lider CDU i potencjalny następny kanclerz po przyszłorocznych wyborach, wezwał Brukselę do zwrotu pieniędzy, jak kiedyś Margaret Thatcher. Wątpię jednak, by zgodził się na zwiększenie niemieckiego wkładu. A bez podwyżki trudno sobie wyobrazić, jak można by sfinansować przystąpienie Ukrainy do UE. Wszystko zależy to od tego, czy inne kraje Europy Wschodniej, w szczególności Polska, zaakceptują fakt, że one również będą musiały stać się płatnikami netto” — podkreśla Munchau. I dodaje: „nie przewiduję wyjścia Niemiec z UE, ale stopniowe wycofywanie się już tak”.
Najgorsze decyzje Niemiec
Odrzucenie nowoczesnych technologii było pod wieloma względami grzechem pierworodnym. Ale jeszcze do niedawna niemiecka gospodarka wydawała się świetnie działać, ponieważ Niemcy skupiały się na poprawie konkurencyjności. Kiedy w 1999 r. wprowadzano euro, kurs marki niemieckiej został zablokowany na zaniżonym poziomie. W połączeniu z ograniczeniem płac w Niemczech pozwoliło to produkować taniej niż konkurenci we Francji, Włoszech i Hiszpanii. Inne kraje zamykały fabrykę za fabryką, a Niemcy kwitły.
Były też czynniki, które grały na Niemcy: globalizacja umożliwiła podbój nowych rynków, tani gaz z Rosji oznaczał tańszą produkcję.
Ale o właśnie w latach boomu Niemcy podjęły swoje najgorsze decyzje. „Bliskie relacje kolejnych niemieckich kanclerzy z Władimirem Putinem, które doprowadziły do rosnącego uzależnienia Niemiec od rosyjskiego gazu; nadmierne poleganie na Chinach w łańcuchach dostaw niemieckich firm; oraz jednostronna decyzja Merkel z 2011 r. o zamknięciu elektrowni jądrowych”— wylicza Munchau.
Foto: Sputnik / PAP/ EPA
Niemcy były tak zależne od rosyjskiego gazu, że za nic nie chciały dostrzec, kim jest Putin. Ale z tego wszystkiego nic nie zostało. Nie ma już taniego rosyjskiego gazu, który stanowił 50 proc. całego gazu konsumowanego w Niemczech. To osłabiło wszystkie branże niemieckiego przemysłu zużywające dużo energii. A wrogość do energii jądrowej odcięła jedyną możliwą drogę wyjścia. Zależność od Chiny również się zemściła.
Zmiana porządku geopolitycznego, która nastąpiła w wyniku inwazji na Ukrainę, obnażyła słabości niemieckiego modelu gospodarczego. A to nie koniec. Złe wieści nie przestają napływać. Niemiecka gospodarka stoi przed kolejnym wyzwaniem: drugiej administracji Trumpa. Nałożenie cła na wszystkie importowane towary (Trump zapowiada, że ich wysokość będą wynosić między 10 proc. a 20 proc.) bardzo uderzy w coraz słabszą niemiecką gospodarkę. To Stany Zjednoczone kupują dziś najwięcej od Niemiec. Nowe cła mogą kosztować Niemcy od do 180 mld euro w ciągu najbliższych czterech lat. To bardzo, bardzo dużo.