TVP była fundamentalnym składnikiem pluralizmu w Polsce” – oznajmił Jacek Kurski w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Nie ma się co oburzać, trwa kampania do Parlamentu Europejskiego, a Kurski – dwójka na warszawskiej liście PiS – bije się o mandat i co najmniej 10 tys. euro miesięcznie. I posunie się jeszcze do niejednego kłamstwa, byle tylko wygrać. Ale nie znaczy to, że nie powinniśmy tych kłamstw prostować i konfrontować ich z rzeczywistością, a nawet ze słowami samego Kurskiego sprzed lat.
Jaki był koń z Woronicza pod rządami Kurskiego, każdy widział. „Szczujnia” to w zasadzie dość pieszczotliwe określenie. Ale dla Kurskiego taki model funkcjonowania TVP nie był wcale wypadkiem przy pracy, lecz założeniem. „Telewizja Polska identyfikuje się z interesami państwa, państwo ma określoną władzę, a władza ma określony mandat. W związku z czym telewizja publiczna za moich czasów zapewniała władzy państwowej komunikację ze społeczeństwem, bo z tym wiązał się interes państwa” – tłumaczy w „DGP”. I liczy zapewne, że nikt już nie pamięta, co mówił minister Gliński w 2016 r., kiedy PiS oddał Kurskiemu TVP: „Jestem przekonany, bo rozmawiałem z politykiem Jackiem Kurskim na ten temat, że teraz media będą bardziej proobywatelskie”. Albo co mówił on sam w 2006 r., w rozmowie z Piotrem Najsztubem: „Ja jestem politykiem. Dosyć czynnym, twardym, nawet frontowym. Na dziewiątym piętrze [TVP] nie powinien być polityk. Nie powinien być też Jacek Kurski”.
Cała Zjednoczona do niedawna Prawica zachowuje się tak, jakby przyszła na świat w połowie grudnia zeszłego roku

