Prokurator Krzysztof Schwartz jest szefem Zespołu Śledczego nr 1, powołanego za czasów rządów PiS przez ówczesnego prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę do zbadania przyczyn katastrofy w Smoleńsku. W reportażu Piotra Świerczka „Siła śledztwa” zrealizowanym w ramach programu „Czarno na białym” emitowanym w TVN24 prokurator po siedmiu latach przerwał milczenie i opowiedział o dotychczasowych wynikach śledztwa prowadzonego od 2017 roku.
Biegli zgodni ws. katastrofy smoleńskiej: Nie było wybuchu
Według Krzysztofa Schwartza biegli nie znaleźli żadnych dowodów, na podstawie których można by wykazać, że na pokładzie samolotu TU-154M doszło do wybuchu. Śladów eksplozji nie ma nie tylko na zabezpieczonych fragmentach wraku, ale także na ekshumowanych ciałach ofiar. Co ciekawe szef podkomisji smoleńskiej Antoni Macierewicz, który posługiwał się wyłącznie częścią materiałów prokuratury, podczas prezentacji swojego raportu przekonywał, że do wybuchu doszło. – Powoływanie się na nasze materiały i wskazywanie, że z naszych opinii wynika, że doszło do wybuchu jest błędem – ocenił Schwartz. – W żadnej z tych opinii nie jest napisane, że doszło do wybuchu – dodał. Co więcej, specjaliści zarzucali członkom podkomisji także manipulacje między innymi przy identyfikacji dźwiękowej wybuchu.
„Trudna” współpraca z podkomisją Macierewicza
– Współpraca z podkomisją była trudna – podkreślił szef Zespołu Śledczego nr 1. Podkomisja przez lata szukała dowodów, że skrzydło tupolewa zostało odcięte za sprawą eksplozji bomby, a nie w wyniku zderzenia z brzozą. Nie zwracano przy tym uwagi na delikatną, wręcz ażurową konstrukcję. Amerykańskie ekspertyzy instytutu NIAR (National Institute for Aviation Research) wyraźnie wskazały, że teza o uderzeniu w drzewo jest jak najbardziej słuszna. Komisja Macierewicza, mimo wydanych ogromnych pienidzy ukryła te wyniki, a jej przewodniczący utrzymywał, że taki materiał dowodowy w ogóle nie istnieje. Raportów o podobnej treści opublikowanych przez europejskich badaczy podkomisja również nie pokazała.
Prokurator Schwartz zaznaczył, że o raporcie NIAR on i jego współpracownicy dowiedzieli się z mediów. Raporty od europejskich badaczy także nie zostały udostępnione śledczym mimo ich wielokrotnych próśb. Nie pomogły przy tym nawet postanowienia sądu. Ostatecznie jednak jak podkreślił prokurator, udało się zebrać ponad 2000 tomów akt, tysiąc świadków oraz kilkaset opinii różnych biegłych. – To jest potężny materiał, natomiast ja nie mam żadnych złudzeń, że nie tylko nie wszystkich zadowolimy, ale duża część osób będzie to kontestowała, po jednej, po drugiej stronie, że nie wszyscy będą zadowoleni, że na prokuratorów znów wyleje się różnego typu hejt – to, co się działo przez osiem lat – ocenił. – Każdy ma swoją wersję ułożoną w głowie i jakoś tę wersję forsuje. Chodzi o to, żeby tę sprawę w końcu wyjaśnić – podkreślił.
Pytany przez Piotra Świerczka, czy żałuje, że wszedł do Zespołu Śledczego nr 1. odpowiada: „Żałuję”. – Uznałem to za wyzwanie zawodowe, mimo tego że 30 lat pracuję w prokuraturze, robiłem różne postępowania – wyjaśnił. – To jest bardzo dużo emocji, czasami bardzo niesprawiedliwych osądów, łatek, które nam przyszyto – zaznaczył i dodał: – My mamy dość. Chcemy skończyć.