Jeśli Putin zaatakuje Gotlandię, może zagrozić krajom NATO z morza. Byłby to koniec pokoju i stabilności w regionie państw nordyckich i bałtyckich.
Micael Bydén jest głównodowodzącym szwedzkich sił zbrojnych. Kilka dni temu ostrzegał, że Rosja zamierza przejąć kontrolę nad Morzem Bałtyckim, poprzez aneksję Gotlandii. Zajęcie wyspy dałoby Rosji bazę dla systemów przeciwokrętowych i przeciwlotniczych, ułatwiając atak na kraje bałtyckie.
— Ktokolwiek kontroluje Gotlandię, kontroluje Morze Bałtyckie — powiedział Byden. — W tej chwili jesteśmy to my. Bronimy Gotlandii i w razie potrzeby możemy wykorzystać wyspę do działań ofensywnych. Z Gotlandii możemy pomóc innym państwom NATO na Morzu Bałtyckim. Ale jeśli Putin zaatakuje Gotlandię, może zagrozić krajom NATO z morza. Byłby to koniec pokoju i stabilności w regionie państw nordyckich i bałtyckich.
Pytany o to, czy Putin już zerka jednym okiem na wyspę, nie miał wątpliwości. — Jestem pewien, że Putin patrzy na Gotlandię jednym i drugim okiem. Jeśli Rosja przejmie kontrolę i zamknie Morze Bałtyckie, będzie to miało ogromny wpływ na nasze życie, w Szwecji i wszystkich innych krajach nadbałtyckich. Nie możemy do tego dopuścić.
Już wcześniej pojawiały się spekulacje, że Rosja chce zdobyć wyspę, aby umieścić tam rakiety S-400.
Strategiczna wyspa na Morzu Bałtyckim
Gotlandia jest często nazywana „gigantycznym lotniskowcem”. Leży zaledwie 300 km na północ od bazy morskiej w Kaliningradzie, a na wschodzie styka się z Estonią, Łotwą i Litwą. Innymi słowy, ktokolwiek ją posiada, ma swobodny dostęp do krajów bałtyckich. Ale to nie wszystko: Estonia, Litwa i Łotwa są członkami NATO, co oznacza, że członkowie Sojuszu byliby zobowiązani do obrony w przypadku ataku Rosji na mocy art. 5.
— Aby pomóc swoim sojusznikom, Amerykanie musieliby szybko wysłać odrzutowce i latać nad Morzem Bałtyckim. Jeśli Rosjanie przejęliby kontrolę nad Gotlandią, mogliby użyć pocisków przeciwlotniczych, co bardzo utrudniłoby Amerykanom dotarcie i obronę krajów bałtyckich — wyjaśnia Magnus Christiansson, badacz strategii wojskowej na Szwedzkim Uniwersytecie Obrony.
Przejęcie przez Rosję państw bałtyckich byłoby katastrofalne dla światowego porządku. — Całkowicie zmiażdżyłoby wiarygodność NATO, nic by z niego nie zostało, biorąc pod uwagę, że jest ono zbudowane na art. 5, czyli „wszyscy za jednego, jeden za wszystkich”. To byłaby katastrofa — dodaje.
Mieszkańcy Gotlandii: to zawsze byli Rosjanie
W latach 80. bliskość Rosji i powtarzające się wtargnięcia rosyjskich okrętów podwodnych na szwedzkie wody terytorialne doprowadzały mieszkańców Gotlandii do gorączki.
— Pamiętam, jak moi przyjaciele i ja wspinaliśmy się na klify i patrzyliśmy na Morze Bałtyckie, aby zobaczyć, czy uda nam się dostrzec jakieś rosyjskie łodzie podwodne. Tak się wtedy bawiliśmy. Pamiętam też, jak ludzie dyskutowali o tym, gdzie znaleźć najbliższy schron przeciwbombowy na wypadek nadejścia Rosjan — wspomina mieszkaniec wyspy. — To zawsze byli Rosjanie. Celowaliśmy broń i rozmawialiśmy o Rosjanach — opowiada inny.
W czasie zimnej wojny kontyngent szwedzkich wojsk na wyspie sięgał 25 tys. osób. Po upadku ZSRR szwedzki rząd uznał swoje stosunki z Moskwą za tak dobre, że zdecydował się całkowicie rozbroić wyspę.
— Szwecja myślała, że nigdy już nie będzie wojny w Europie — tłumaczy Magnus Frykwall, obecny dowódca tutejszego regimentu.
Po jakimś czasie Rosja wznowiła swoje prowokacje. W 2013 r. dwa bombowce nuklearne Tupolew Tu-22M3, eskortowane przez cztery myśliwce odrzutowe, zbliżyły się na odległość 35 km, wykonując pozorowane naloty bombowe na siedzibę szwedzkiej agencji wywiadu sygnałowego i kluczowy bunkier dowództwa wojskowego. Szwedzkie lotnictwo, które otrzymało wolny weekend na święta wielkanocne, było bezradne. A obrona powietrzna Gotlandii już dawno nie istniała. Dopiero w 2016 r., dwa lata po tym, jak Moskwa zaanektowała Krym, szwedzki rząd wysłał wojska i czołgi z powrotem. Na wyspie przebywa około 400 szwedzkich żołnierzy, co ma się nijak do 25 tys. z czasów zimnej wojny.
Czy Putin ma plan inwazji na Gotlandię?
Szwecja stała się najnowszym członkiem NATO w marcu. Konieczność obrony Gotlandii była jednym z powodów przystąpienia do Sojuszu.
Wyspa jest dziś papierkiem lakmusowym napięć z Moskwą. Tuż przed rozpoczęciem wojny w Ukrainie kremlowska telewizja omawiała plan zdobycia Gotlandii. Wkrótce potem wysłano posiłki i pojazdy opancerzone do patrolowania ulic Visby, głównego miasta wyspy. Tydzień po inwazji rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną nad Morzem Bałtyckim na wschód od wyspy. Mieszkańcy wpadli w panikę. Kupowali na potęgę żywność w puszkach. Pojemniki na wodę i przenośne kuchenki zostały wyprzedane. Większość mieszkańców nie uważa rosyjskiego ataku na Gotlandię za bezpośrednie zagrożenie, ale za trzy, cztery lub pięć lat, jeśli Putin skończy z Ukrainą, to kto wie? — zastanawia się jeden z nich.
Na wschodnim wybrzeżu pojawiają się od niedawna rosyjskie „tankowce widma”. Szacowana na 1,4 tys. statków flota działa poza oficjalnym sektorem morskim i nie jest teoretycznie częścią sił zbrojnych, więc NATO ma tu niewielkie możliwości działania. Te zdezelowane statki ukrywają swoje rosyjskie pochodzenie, pływając pod obcą banderą i służą do przewozu objętej sankcjami rosyjskiej ropy.
— Rosjanie mogą wykorzystać te okręty do prowadzenia wojny przeciwko NATO. Nie ma dla Moskwy lepszego sposobu na podkradnięcie się do nas niż kamuflaż w postaci starego tankowca. Mogą wykorzystywać statki do przechwytywania naszej komunikacji, potajemnego transportu lub podwodnego sabotażu — ostrzega Micael Bydén.
Czy Rosja już podjęła takie próby? — Nie mogę tutaj wchodzić w szczegóły. Ujmę to w ten sposób: naprawdę nie możemy niczego wykluczyć.