Śmierć Aleksieja Nawalnego ostatecznie kończy spekulacje na temat roli, jaką w dzisiejszej Rosji mogłaby odegrać opozycja. Przed zaplanowanymi na siedemnastego marca „wyborami” prezydenckimi, Putin „robi porządki”, każdy – nawet symboliczny – gest sprzeciwu wobec władzy jest srogo karany.

Nad Wołgą nie ma miejsca dla opozycyjnych polityków, działaczy trzeciego sektora, niezależnej prasy. Na celowniku władzy znajdują się również przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego.

Kreml może sobie pozwolić jedynie na głos sprzeciwu, który sam kontroluje. Jedyna opozycja, z którą nie walczy, to ta koncesjonowana, jej przedstawicielem jest chociażby Giennadij Ziuganow, niestrudzony rywal Putina w „wyborach” prezydenckich. Ziuganow ma też słuszne poglądy, w swoich wypowiedziach publicznych popiera interwencję zbroją w Ukrainie.

Nazwiska polityków, z którymi rozprawił się reżim Putina, można mnożyć: Michaił Chodorkowski (więziony wiele lat w kolonii karnej, obecnie na emigracji), Borys Niemcow (zamordowany w Moskwie strzałem z pistoletu), Ilja Jaszyn (więziony w kolonii karnej), Władimir Kara-Murza (również więziony w kolonii karnej).

Za kratami znajdują się tysiące działaczy politycznych i aktywistów społecznych nieznanych szeroko opinii publicznej. O losach tych anonimowych więźniów, odsiadujących drakońskie wyroki, przypomina w Rosji jedynie zupełnie zmarginalizowana i działająca z łatką „zagranicznych agentów” niezależna prasa.

Miejmy świadomość: w dzisiejszych rosyjskich warunkach powiedzenie „jestem przeciw wojnie w Ukrainie”, „jestem za wolnym słowem”, „chciałbym mieć prawo wyboru” to jednoznaczna i niebezpieczna deklaracja polityczna. Każdy, kto takie poglądy głosi publicznie i dodatkowo przejawia ambicje polityczne, musi liczyć się z niebezpieczeństwem. Przykład Aleksija Nawalnego, który na cały świat krzyczał o korupcji i zbrodniach reżimu Putina, ma stanowić dla działaczy politycznych przestrogę. Każdego z nich może spotkać podobny los: zostanie wtrącony za kraty, a jeśli zacznie na poważnie zagrażać reżimowi, ulegnie fizycznej likwidacji.

Na polepszenie swojego losu opozycjonista może liczyć jedynie w sytuacji, w której putinowski reżim będzie nagle potrzebował karty przetargowej do negocjacji z zachodem (a tego na razie nic nie zapowiada). Tak stało się wiele lat temu m.in. w przypadku Michaiła Chodorkowskiego. Chodorkowski był bliskim współpracownikiem Putina. Swoje imperium finansowe (m.in. przedsiębiorstwo naftowe Jukos) zbudował łamiąc prawo. Gdyby do końca grał według reguł przyjętych przez reżim, byłby dziś zapewne jednym z prominentnych biznesmenów, czy działaczy politycznych.

Chodorkowski zapragnął jednak „zobaczyć Rosję wolną”, a co za tym idzie uczynić swoje interesy transparentnymi. Na to Kreml nie mógł przystać. Szef Jukosu przeszedł więc przez piekło procesów, po czym został wtrącony do kolonii karnej, w której spędził ponad osiem lat, ciężko chorując. Wypuszczono go na wolność, ponieważ Putin potrzebował zbliżenia z Zachodem przed zbliżającymi się igrzyskami zimowymi w Soczi. Dziś wpływ polityczny Chodorkowskiego ogranicza się do pisania książek, udzielania wywiadów zagranicznym mediom i wystosowywania w mediach społecznościowych różnorakich apeli, które w ramach częściowo panującej w Rosji blokady informacyjnej czyta zaledwie garstka przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego. Siły takiego przekazu nie można przecież porównać do potężnych mediów państwowych.

Dlatego przeciętny przedstawiciel społeczeństwa rosyjskiego nie ma nawet pojęcia, kim Chodorkowski jest. Były szef Jukosu zabrał głos także po śmierci Nawalnego. Poprosił swoich rodaków, by w przewidzianych na siedemnastego marca „wyborach” prezydenckich uczynili symboliczny gest i na karcie do głosowania wpisywali nazwisko Nawalnego.

Rosyjska opozycja nie ma dziś swojego lidera, bowiem w ostatnich latach Kreml wyeliminował wszystkich swoich przeciwników. Takiego „szczęścia” jak Chodorkowski nie miał Borys Niemcow, drugi obok Nawalnego lider ruchu sprzeciwu. Niemcow – zagorzały przeciwnik Władimira Putina – wywodził się ze starej jelcynowskiej gwardii, był zwolennikiem liberalnych reform gospodarczych i działania na rzecz ekologii (co w Rosji stanowiło novum). W latach 2011-2012 stał na czele wielkich demonstracji zorganizowanych w Moskwie po „wyborach” prezydenckich.

Niemcow – podobnie jak Nawalny – przez wszystkie przypadki odmieniał słowo „demokracja”. Mówił, że Rosja będzie jeszcze wolna. Służby specjalne nie spuszczały go z oka, był nie tylko inwigilowany, ale i zastraszany. Kula zamachowca dosięgła go w centrum rosyjskiej stolicy, w lutym 2015 r. Jego córka Żanna, również zastraszana przez FSB – w obawie o swoje życie – opuściła kraj. Dziś stara się pielęgnować pamięć o ojcu, podkreślając (niestety dość naiwnie) w wywiadach, że rosyjska opozycja, choć słaba, zwycięży.

Ilja Jaszyn – jeden z najbliższych współpracowników Borysa Niemcowa – podzielił się swoją opinią na temat kondycji rosyjskiej opozycji zza krat (odsiaduje wyrok ośmiu i pół roku kolonii karnej). Jego głośny tekst został opublikowany na łamach „The Moscow Times”. Zdaniem Jaszyna szansa na obalenie Putina jest tylko jedna: przewrót pałacowy na Kremlu. W starciu z reżimem szans nie ma ani zupełnie zmarginalizowana i poróżniona opozycja, ani nawet „nawet zbrojna interwencja innego kraju”. Na reakcje władz nie trzeba było długo czekać.

Po śmierci Borysa Niemcowa, Jaszyn zdawał sobie sprawę, że aktywnością w mediach społecznościowych ściąga na siebie niebezpieczeństwo. Młody rosyjski polityk nie mógł jednak milczeć, po tym, jak rosyjskie wojska wtargnęły na Ukrainę, w kliku wpisach zdecydowanie potępił wojnę. Jaszyn nie tylko napisał, że Rosjanie i Ukraińcy „nie powinni się wzajemnie mordować”, poprosił swoich rodaków o „czynne przeciwstawienie się rozlewowi krwi”. Stwierdził, że każdy bierny Rosjanin staje się współwinny. Jaszyn trafił za kratki z długoletnim wyrokiem.

Działalność Niemcowa i Chodorkowskiego łączy postać Władimira Kara-Murzy, przedstawiciela opozycji politycznej średniego pokolenia, dziennikarza i reżysera. Kara-Murza blisko współpracował z Niemcowem, wciąż pozostaje koordynatorem ruchu „Otwarta Rosja” założonego przez Michaiła Chodorkowskiego. W 2014 r. otwarcie wystąpił przeciwko aneksji przez Rosję Krymu i rozpoczęciu działań wojennych we wschodniej Ukrainie, co spowodowało natychmiastową reakcję władz.

O tym, że Kara-Murza został uznany za stwarzającego niebezpieczeństwo dla putinowskiego reżimu, świadczą dwie próby jego otrucia. Po nich polityk nie zdecydował się na opuszczenie kraju, choć wiedział, że jego działalność nieuchronnie skończy się wyrokiem pozbawienia wolności. Tak też się stało: kiedy w 2022 r. porównał rosyjskie elity polityczne do „morderców”, został aresztowany. Moskiewski sąd skazał go na dwadzieścia pięć lat kolonii karnej.

Jeszcze kilka tygodni temu światowe media zastanawiały się, czy Borys Nadieżdin, fizyk, były deputowany do Dumy Państwowej może rzucić rękawice Putinowi. Nadieżdin planował wystartować w zbliżających się „wyborach” prezydenckich. Przez rosyjskie niezależne media został nazwany „politykiem pokoju”, ponieważ w publicznych wypowiedziach zdecydowanie przeciwstawiał się wojnie w Ukrainie.

On sam określał się jako inteligenta, mówił, że jest wyrazicielem poglądów „większości” rosyjskiego społeczeństwa, które „nie chce rozlewu krwi”. Dziś Nadieżdin śle skargi do Sądu Najwyższego Rosji dotyczące odmowy rejestracji jego kandydatury przez Centralną Komisję Wyborczą, bowiem część podpisów zebranych pod jego kandydaturą została uznana za nieważne.

Każdy z rosyjskich opozycjonistów jest świadom, że reżim Putina nie przebacza. Jeśli ktoś znalazł się na liście osób do „zlikwidowania”, bądź „unieszkodliwienia”, wyrok zostanie wykonany.

Zanim Aleksiej Nawalny w „niewyjaśnionych okolicznościach” zmarł w kolonii karnej, przeżył dwa zamachy na swoje życie. Nie udało się go zlikwidować przy użyciu środka bojowego z grupy Nowiczoków. Przed przyjazdem do Rosji był hospitalizowany w berlińskiej klinice, gdzie walczono o jego życie. Do ojczyzny wrócił z podpisanym wyrokiem śmierci. Kiedy jego przyjaciele (wciąż przebywający za granicą) zobaczyli, jak zatrzymano go podczas kontroli paszportowej na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo, stwierdzili, że „jego dni są policzone”. Reżim Putina nie mógł mu wybaczyć. Przez wiele lat Nawalny (z wykształcenia prawnik) był głównym demaskatorem przekrętów rosyjskich elit władzy.

Funkcjonariusze rosyjskich służb specjalnych działają bardzo sprawnie w kraju, a także poza jego granicami. W podobny sposób jak usiłowały to uczynić z Nawalnym, pozbyły się Aleksandra Litwinienki, przebywającego na emigracji w Londynie byłego przedstawiciela służb specjalnych i politycznego przeciwnika Putina, który otwarcie sprzeciwiał się rosyjskiej interwencji w Czeczenii w latach dziewięćdziesiątych.

Rosja staje się krajem w coraz większym stopniu totalitarnym. Nawalny zdawał sobie sprawę z tego faktu, ale uważał, że należy walczyć do końca i dlatego podjął decyzję o powrocie do kraju. Choć opozycjoniści żyjący poza granicami kraju wcale nie mogą czuć się bezpieczni. I tu są inwigilowani, zastraszani.

Przez rok po rosyjskiej agresji na Ukrainę kraj nad Wołgą opuściło ok. 1,5 miliona obywateli. Oczywiście większość z nich chciała po prostu uniknąć mobilizacji, jednak w szeregach emigrantów znalazło się także wielu pomniejszych działaczy politycznych i przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego. Każdy z nich żyje ze świadomością, że powrót do kraju równa się z natychmiastowym aresztowaniem. Tak jest w przypadku historyków Memoriału (stowarzyszenia zajmującego się m.in. odkłamywaniem rosyjskich dziejów), jak i niezależnych dziennikarzy. O swojej sytuacji opowiadał mi niedawno Iwan Preobrażeński, dziennikarz mieszkający obecnie w Czechach. Przeciwko Preobrażeńskiemu toczy się w Rosji kilka postępowań karnych, jego nazwisko znalazło się także na liście „zagranicznych agent”. – Jeśli Putin utrzyma się przy władzy, do Moskwy nie będę mógł przyjechać nawet na pogrzeb mamy – powiedział mi Preobrażeński.

Niestety, wielkie nazwiska z historii rosyjskiej opozycji, jak Nawalny, Niemcow, Jaszyn, Chodorkowski, zapiszą się w dziejach kraju nad Wołgą, ale dziś niekoniecznie są znane szerokiej masie tamtejszego społeczeństwa. Moskwa, Petersburg, Irkuck, Jekaterynburg, Pietrozawodzk, to osobne planety, gdzie żyje i wciąż działa inteligencja. Zupełnie inaczej jest na prowincji, tu czerpie się informacje nie z blokowanych przez Kreml stron internetowych, a z telewizji, a ta chwali Władimira Putina jako reformatora na kształt „Piotra I”, obrońcy porządku i pogromcy „faszystów”. Wielu rosyjskich obywateli z przekonaniem na niego zagłosuje.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version