Negocjacje mają się rozpocząć po wyborach prezydenckich w USA. Putin musi zatrzymać na chwilę tę wojnę – twierdzi Michaił Zygar, niezależny rosyjski dziennikarz i autor książki „Wojna i kara”.
Newsweek: Skąd pana pewność, że wojna nie potrwa kolejne dwa-trzy lata?
Michaił Zygar: Negocjacje to dziś jeden z najczęściej omawianych tematów w Moskwie. Wszyscy są zdania, że wojna musi zostać zatrzymana w przyszłym roku – nikt nie ma siły, by ją kontynuować. Nie oznacza to, że wszystko jest przesądzone. Negocjacje mają się rozpocząć po wyborach prezydenckich w USA bez względu na to, czy wygra Harris, czy Trump, choć oczywiście wynik tych wyborów zmieni pozycję negocjacyjną Ukrainy i Rosji. Niektórzy ludzie w Moskwie są bardzo pewni, że negocjacje na pewno rozpoczną się w lutym i zostaną pomyślnie zakończone do kwietnia. Ale część moich rozmówców mówiła mi, że do listopada Rosja zajmie Charków i to będzie pożegnalny prezent dla prezydenta Bidena. Widzimy, że ich nadzieje były na szczęście całkowicie złudne, ale mogą być niespodzianki z różnych stron.
Putin potrzebuje przerwy technicznej, musi zatrzymać tę wojnę na chwilę. Ale nie zakończy jej na dobre, bo on tę wojnę kocha.
Dlaczego?
– Często pada pytanie, co musiałby osiągnąć Putin, by ogłosić zwycięstwo. On nie musi niczego podbijać, może ogłosić zwycięstwo w każdej chwili. Ale nie ma zamiaru – po prostu woli wojnę.
Wojna pomogła mu kontrolować społeczeństwo. Pozbył się tak wielu ludzi, którzy mu przeszkadzali: część dysydentów uwięził, innych zabił, a reszta opuściła kraj. Wojna zjednoczyła również rosyjskie elity, które teraz czują się odepchnięte przez Zachód i postrzegają Putina jako jedyną nadzieję na wygodne życie. W rezultacie wojna oznacza mniejszą presję na Putina niż kiedykolwiek wcześniej.
Tyle że większość Rosjan w duchu nienawidzi wojny. Oczywiście dziś milczą jak grób – ze strachu i z wygody. Gdyby wojna się skończyła, przestaliby milczeć. Nic dziwnego, że w interesie Putina jest, żeby ona trwała.
„Wojna i kara” – tak zatytułowana jest pana książka o inwazji na Ukrainę. Jaka będzie kara za tę wojnę dla Rosji?
– Wszystkie okrutne i niesprawiedliwe wojny zostały w końcu ukarane. Złoczyńcy znani są jako złoczyńcy, nawet jeśli zawsze znajdzie się mała grupa ludzi, która uważa ich za bohaterów.
Jestem pewien, że za 10 lat albo w najgorszym razie za kilka dekad nawet w Rosji cała obecna ekipa Kremla znajdzie się na liście hańby. I nadejdzie moment, w którym skrucha za obecną zbrodnię nastąpi. Rosjanie muszą zrozumieć, że rosyjska historia była fałszywa. Wszystko, co wiedzą o sobie, opierało się na historycznej propagandzie. Musimy pozbyć się wszystkich iluzji wielkiej rosyjskiej kultury, która jest dziś wykorzystywana jako uzasadnienie przemocy. Byłaby to istotna część naszej kary.
Ale jak ma do tego dojść? Nawet ci, którzy sprzeciwiają się Putinowi, często hołdują idei imperialnej Rosji.
– Byłem bardzo krytyczny wobec Putina. Już pierwszego dnia wojny zdałem sobie sprawę, że nie mogę dalej żyć w kraju, który stał się krajem faszystowskim.
Ale przez wiele lat byłem ślepy na rosyjską historię. Liberalnej części rosyjskiego społeczeństwa wciąż trudno zaakceptować fakt, że byliśmy imperium kolonialnym. Po upadku Związku Radzieckiego wiele wysiłku włożyliśmy w omówienie zbrodni bolszewików – Lenina i Stalina, ale nie poruszyliśmy szerszego tematu. Nie rozpoczęliśmy rozmowy o Imperium Rosyjskim jako takim.
Moją książką staram się rozpocząć tę rozmowę. Wiem, że dla wielu jest to trudne i to dopiero początek, ale w końcu to się stanie. Oczywiście obaj wiemy, że ponad 100 lat temu wielu Rosjanom trudno było zaakceptować fakt, że Polska stała się niepodległym państwem. Przed rewolucją 1917 r. wielu liberalnych Rosjan nadal chciało, aby Konstantynopol został podbity przez cara. Dziś to wszystko wydaje się śmieszne i za 20-30 lat wszystkie dzisiejsze imperialne idee będą równie śmieszne dla Rosjan.
Nie będę kłamał, że będzie łatwo. Wiemy też, że w Rosji jest tradycja analizowania brutalności imperium i jego władz. Gdy w 1863 r. Imperium Rosyjskie tłumiło polskie powstanie, Aleksander Hercen napisał, że wstydzi się być Rosjaninem. Podobnie twierdził ponad 100 lat później Aleksander Sołżenicyn, wtedy, kiedy sowieckie czołgi tłumiły Praską Wiosnę.
Ale niepodległej Ukrainy nie chciał.
– Miał bardzo różne podejście do Polski i Ukrainy. Zawsze był bardzo propolski, w czasach Solidarności pisał w amerykańskich mediach liczne artykuły wychwalające Polskę. Ale jak wielu Rosjan nie mógł zaakceptować faktu, że Ukraina jest niepodległym krajem. Gdyby tak nie było, nie mielibyśmy obecnej wojny.
Dlaczego Rosja musi ją przegrać? Sam pan podkreśla, że po wstępnym szoku rosyjskie elity zaakceptowały tę wojnę. Zgodzą się na wszystko, co wymyśli Putin. Tymczasem Ukraina ma coraz więcej problemów.
– To prawda – elity są po stronie Putina. Gdy w lutym 2022 r. Władimir Putin rozpoczął inwazję na Ukrainę na pełną skalę, wielu wysoko postawionych Rosjan uważało, że koniec jest bliski – gospodarka stanęła w obliczu katastrofy, a reżim Putina jest na skraju upadku.
Dziś nastroje zmieniły się diametralnie. Liderzy biznesu, oficjele i zwykli ludzie są dumni, że gospodarka oparła się zachodnim sankcjom. Restauracje w Moskwie są pełne. Ceny nieruchomości rosną, a budownictwo kwitnie. Na początku 2022 r. większość globalnych marek opuściła Rosję, pozostawiając puste witryny w centrach handlowych. Teraz luki zostały wypełnione przez rosyjską produkcję. Przemysł też kwitnie, oczywiście na czele z firmami zbrojeniowymi.
Ale to za mało. Naród, aby wygrać wojnę, musi w coś wierzyć. Ukraińcy wierzą w swoją niepodległość, Rosjanie walczą dla pieniędzy.
W pierwszym roku wojny nie było ochotników na front, bo nikt nie traktował jej poważnie. Całą tę propagandę o denazyfikacji prawie wszyscy uważali za bzdety. Dlatego Prigożyn musiał rekrutować więźniów, aby wypełnić luki. Od drugiego roku inwazji ludzie Kremla znaleźli formułę – zaczęli dużo płacić. W najbiedniejszych regionach Rosji, gdzie średnia pensja wynosi 200 dol., płacą 2 tys. dol. z góry każdemu, kto chce podpisać kontrakt z armią. Putin wciąż ma pieniądze, co oznacza, że w najbliższym czasie nie zabraknie mu mięsa armatniego. Najemnicy odnoszą tymczasowe sukcesy, ale walczą tylko dla pieniędzy. A to nie wystarczy do zwycięstwa.
A jak rosyjskie elity zareagowały na operację kurską?
– Biznesmeni i oficjele, z którymi rozmawiałem, nie mają wątpliwości, że ostatnie wydarzenia są jednymi z najważniejszych w tej wojnie. Putin był naprawdę niestabilny w pierwszym roku wojny i było jasne, że nie wygrywa militarnie. To doprowadziło wszystkich do przekonania o jego słabości. Zabijając Prigożyna i stabilizując linię frontu, sprawił, że jego elity uwierzyły w wodza. To dlatego nastroje się zmieniły. Jest wiele powodów, dla których rosyjskie elity znowu stanęły po stronie Putina. Strach, przekonanie, że protesty nie mają sensu, bo Kreml i tak je stłumi, etc. Ale być może najważniejszym powodem tej zmiany jest to, że zaczęły postrzegać inwazję w zupełnie innym świetle. Uwierzyły, że Rosja zwycięża. Inwazja na region kurski jest bardzo ważnym sukcesem Ukrainy, ponieważ odwraca ten trend. Rządy Putina są znowu postrzegane jako mniej stabilne. A to jest jedyny sposób, aby koniec Putina stał się bliższy.
Putin zmienił najważniejszych generałów i ministra obrony – tak naprawdę jest jedyną osobą odpowiedzialną za armię i wojnę. I to jest jego porażka. Nikt nie może być obwiniany o to, że Rosja straciła część swojego terytorium i nie może go odzyskać, z wyjątkiem samego Putina.
Pozostaje jedno: on reaguje na takie wstrząsy z opóźnieniem, ale zawsze nieproporcjonalnie. Moje źródła w Moskwie spekulują, że reakcja będzie ekstremalna: zrówna z ziemią zajęte obszary i „wyeliminuje” lokalnych mieszkańców. „Nasza armia zawsze działa w ten sam sposób – potrafi jedynie zniszczyć wszystko na swojej drodze – zwierzęta, dzieci, starszych ludzi” – mówił mi człowiek bliski administracji Kremla.
Putin właśnie oświadczył, że chce zwycięstwa Kamali Harris. Wcześniej twierdził, że woli Bidena. Trudno w to uwierzyć.
– To oczywiście trolling. Putin uwielbia „House of Cards”, bezgranicznie cyniczny serial o polityce, polecał go nawet swoim ministrom. To jego podręcznik amerykańskiej polityki i sam zachowuje się w stylu Franka Underwooda. Wie, że jest bardzo niepopularny na Zachodzie, więc woli zaszkodzić Kamali Harris, mówiąc, że ją wspiera.
A Trump? Co naprawdę myśli o nim Putin?
– Wierzył, że Trump jest mu moralnie bliski i go rozumie: to kolega cynik, który też uważa, że pieniądze załatwiają wszystko. Miał nadzieję na zbliżenie z Trumpem w czasie jego pierwszej kadencji. Jednak skandal związany z rosyjską ingerencją w amerykańskie wybory zrujnował te plany. Putin i Trump przeprowadzili tylko jedne negocjacje z prawdziwego zdarzenia – w Helsinkach w 2018 r.
Ale teraz Putin wierzy, że jeśli Trump znowu wygra, wszystko się zmieni. Nie dość, że nie będzie już zwracał uwagi na liberalne media, to jest gotowy zdemontować stary porządek świata i przypisać sobie zasługi za stworzenie nowego. Lub przynajmniej tego spróbuje. A Putin marzy o nowej Jałcie – od zwycięstwa Trumpa w 2016 r. słowo „Jałta” stało się jednym z najpopularniejszych wśród kremlowskich oficjeli. To nie wszystko: obecni doradcy Putina są przekonani, że Stany Zjednoczone w końcu się rozpadną, tak jak Związek Radziecki. Wymaga to odpowiednich warunków i przywódcy, który mógłby pogrążyć kraj w chaosie, ale nie przypadkiem Trump ma na Kremlu przydomek „amerykański Gorbaczow”.
Dla ludzi Putina to prezydent, którego polityka była tak chaotyczna, że imperium zaczęło się rozpadać.
„Nowa Jałta” ma polegać na podziale świata między USA, Chiny i Rosję. Ale przecież Amerykanie postrzegają Chiny jako swego głównego rywala.
– Putin o tym marzy, ale w obecnej sytuacji USA nie potrzebują żadnego trójstronnego traktatu pokojowego z Chinami i Rosją. Jeśli Trump zostanie wybrany, negocjacje z Rosją są możliwe, ale nie z Chinami. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Jesteśmy dopiero na początku zimnej wojny między Stanami a Chinami.
Jaka jest długoterminowa strategia Putina w tej wojnie, poza tym, żeby ona trwała?
– Putin rzadko ma strategię. Jest graczem taktycznym. Niektórzy widzieli w nim szachistę, ale jest raczej surferem. Jego strategia polega więc na czekaniu i obserwowaniu fal, ale zwykle jego wyborem jest chaos. Dlatego tak bardzo chciał zabić Zełenskiego, bo bez Zełenskiego sytuacja w Ukrainie byłaby bardziej chaotyczna. Zawsze myśli, że czas jest po jego stronie, kiedy udaje mu się stworzyć chaos.
Zawszy był skryty, ale dziś jest bardziej niż kiedykolwiek. Obsesyjnie uwielbia niespodzianki, więc rzadko dopuszcza do przecieków na temat podejmowanych przez siebie decyzji.
Wyznaczy kiedyś następcę, tak jak jego samego wyznaczył krąg Borysa Jelcyna?
– Nie. Nigdy, nigdy, nigdy! On nie zamierza odejść.
Zresztą dlatego niedawno ściągnął na Kreml Aleksieja Diumina, który został jego doradcą. Był niegdyś jego ochroniarzem – zasłynął tym, że obronił Władimira Putina przed niedźwiedziem. Teraz ma go uratować przed zmianą władzy.
Ale pewnego dnia umrze. Albo będzie miał alzheimera czy parkinsona. Co to oznacza dla kraju?
– To znaczy, że pewnego dnia wydarzy się katastrofa. Widzieliśmy to już pod koniec rządów Stalina i może się to powtórzyć.
Putin zamierza wymienić swoją starą gwardię. Jesteśmy na początku tego procesu – zaczął zastępować starych przyjaciół ze swej generacji, takich jak Nikołaj Patruszew, pokoleniem technokratów, młodszych o jakieś 20 lat. Uważa, że są mniej doświadczeni, ale znacznie bardziej lojalni. I to będzie jego plan na najbliższe lata. Jednak w pewnym sensie jest to niebezpieczne.
W ostatnich latach swojej władzy Stalin również chciał pozbyć się ludzi takich jak Mołotow czy Mikojan i zastąpić młodszymi. I się przeliczył, bo stara gwardia wiedziała, że jest na wylocie, i nie zamierzała odejść.
Nie chcę spekulować, ale być może z tego powodu Stalin został zabity. Także w przypadku Putina może to będzie moment, w którym dojdzie do wstrząsu.