Strażnicy leśni z Nadleśnictwa Cisna zatrzymali w bieszczadzkim lesie dwa ciężkie pojazdy. Samochody terenowe wjechały tak wysoko, że sami funkcjonariusze nie potrafili ukryć zdziwienia.
Wjechali w góry ciężkimi autami. „Aż komendant się zdziwił”
„Podobno nie ma rzeczy niemożliwych. Nasza Straż Leśna zatrzymała dziś auta rozjeżdżające las tak wysoko, że nawet komendant się zdziwił. A widział już naprawdę dużo” – informuje nadleśnictwo. Straż nie poinformowała jednak, jaką karę nałożono na nieodpowiedzialnych kierowców.
Komentujący to zajście użytkownicy Facebooka nie zostawili na kierowcach ciężkich aut suchej nitki. „Mam nadzieję, że kara finansowa była konkretna”, „to rozrywka dla snobów” – komentowali użytkownicy na profilu Nadleśnictwa Cisna. Takie sytuacje jak w Bieszczadach zdarzają się jednak często i są powszechne we wszystkich polskich pasmach górskich.
Zakaz rozjeżdżania szlaków
Nadleśnictwo Cisna znajduje się na powierzchni 20,146 ha i jest położone w samym sercu Bieszczadów, w najdalej na południe wysuniętym skrawku Polski, w dorzeczu rzek Solinki i Wetliny.
Teren Nadleśnictwa ma charakter górski, co z pewnością przyciąga wielbicieli ekstremalnej jazdy po lesie. Mimo społecznego sprzeciwu oraz kar, na jakie mogą liczyć kierowcy, którzy rozjeżdżają górskie szlaki, przejażdżki po lesie są nadal popularne.
Za nieuprawniony wjazd do lasu pojazdami silnikowymi, a w tym quadami i motocyklami można otrzymać spory mandat (zgodnie z art. 29 ustawy o lasach). Sprawcy wykroczenia może grozić mandat karny w wysokości 500 zł, a w niektórych przypadkach sprawa może być skierowana do sądu, który może nałożyć grzywnę do 5 tys. zł.
Quady i motocykle hałasują i utrudniają turystom przejście przez szlaki. Spacerowicze narzekają na hałas, smród spalin i rozjechane drogi, które mają służyć ruchowi pieszemu i rowerowemu. Głośny warkot silników wpływa też negatywnie na zwierzęta.
„No Mow May” czyli nie kosimy w maju. Przyroda tego potrzebuje© 2024 Associated Press