– Słowacja jest rozdarta i nie może się zdecydować, w którą stronę ma podążać. A dwulicowość polityki uprawianej przez premiera Roberta Ficę i jego partię ma zgubny wpływ na słowackie społeczeństwo. Ono samo już nie wie, co jest prawdą, a co nie – mówi Aleksandra Pyka, znawczyni Słowacji.
Po posiedzeniu słowackiego rządu w miejscowości Handlová został postrzelony premier Robert Fico. Co wiadomo o napastniku?
Aleksandra Pyka: Na miejscu zatrzymano 71-letniego mężczyznę z miasta Levice, położonego około 80 km od Handlovej. Wiemy, że jest to poeta, członek stowarzyszania pisarzy słowackich, który w ostatnich latach pracował jako ochroniarz w centrum handlowym. Broń posiadał legalnie. Natomiast nic jeszcze nie wiemy o motywach, którymi mógł się kierować. Środkowa Słowacja, gdzie położona jest Handlová i Levice to miejsca, gdzie Fico cieszy się sporą popularnością. W Handlovej rządzące w koalicji partie – Smer i Hlas – zyskały razem ponad 50 proc. głosów, w Levicach blisko 40 proc. Wybory parlamentarne jesienią 2023 r. Fico wygrał głównie głosami ludzi z prowincji, z mniejszych miast. Więc to może wydawać się dziwne, że został zaatakowany właśnie tam. Ale trzeba pamiętać, że sytuacja polityczna na Słowacji jest bardzo napięta.
Jak na zamach na premiera reaguje słowacka scena polityczna?
– Zarówno politycy rządu, jak i politycy opozycji jednoznacznie potępili ten czyn i przemoc jako narzędzie walki politycznej. Wszyscy jednym głosem mówią, że takie sytuacje nie mogą mieć miejsca w demokratycznym kraju, w Europie. Ale równolegle trwa już festiwal oskarżeń. Andrej Danko, przewodniczący partii SNS – która razem ze Smerem Ficy tworzy koalicję rządzącą – już orzekł, że winę za atak na premiera ponoszą dziennikarze. Niezależne mainstreamowe media takie jak Denník N, Denník SME czy Aktuality.sk, gdzie pracował zamordowany w 2018 r. dziennikarz Ján Kuciak, są na czarnej liście obecnego rządu. Zaraz po objęciu władzy jesienią 2023 r. Robert Fico ogłosił, że zrywa jakąkolwiek komunikację z tymi redakcjami. A właśnie dzisiaj w słowackim parlamencie toczyła się debata na temat likwidacji telewizji publicznej, którą miałaby zastąpić telewizja państwowa nadająca w takim formacie, jaki pamiętamy z rządów PiS. Wspomniany Andrej Danko zresztą stawia TVP doby Jacka Kurskiego za wzór do naśladowania.
Czyli wszystkie te słowa potępienia i wezwania do narodowej zgody, to pewien rytuał, który nie zatrzyma bezpardonowej walki politycznej?
– Z punktu widzenia słowackiej państwowości najważniejsze jest teraz to, by nie pogłębiać polaryzacji społeczeństwa. Ale obawiam się, że szok wywołany zamachem na premiera nie będzie miał na to wpływu, bo sytuacja jest paradoksalna. Fico wielokrotnie starał się stworzyć wrażenie, że on, jego współpracownicy i zwolennicy są ofiarami nienawistnych ataków ze strony opozycji. Ale to właśnie Robert Fico od czasu wyborczej porażki w 2020 r. wylewał wiadra pomyj na polityków ówczesnej koalicji, a więc dzisiejszej opozycji. Nie wahał się nawet przed wulgarnymi określeniami wobec prezydentki Zuzany Caputovej. Od lat taktyką Ficy było podżeganie do nienawiści wobec zwolenników opozycji, ludzi do o przeważanie liberalnych poglądach, mieszkańców większych miast. Fico zaczął wręcz zmieniać język i słownik, nazywając liberałów faszystami.
Na Słowacji od pewnego czasu dość regularnie odbywają się duże protesty opozycji. Dzisiaj w Bratysławie także była planowana manifestacja, ale odwołano ją po informacji i ataku na premiera. Przeciwko czemu protestuje słowacka opozycja i jej zwolennicy?
– Od przedterminowych wyborów parlamentarnych – które odbyły się 30 września 2023 r. – nie ma właściwie miesiąca bez protestów. Na początku były to na przykład protesty studentów dziennikarstwa, którzy sprzeciwiali się temu, jak Fico traktuje media. Z częścią nie rozmawia w ogóle, za to chętnie zaczął chodzić do mediów, które zajmują się spiskowymi teoriami i sianiem dezinformacji. Mało tego, jeszcze dziękuje za ich solidną dziennikarską pracę. Potem były duże protesty przeciwko zmianom w kodeksie karnym, które obniżały wyroki m.in. za korupcję i likwidowały Prokuraturę Specjalną. Ale to właśnie zmiany dotyczące korupcji wywołały największy gniew, bo poprzedni rząd Smeru zasłynął niewyobrażalną skalą korupcji i oligarchizacja kraju. Zapanowało więc przekonanie, że Fico pisze kodeks pod swoich ludzi, przeciwko których trwają śledztwa. Kolejne protesty były w obronie niezależności kultury, bo obecna ministra kultury (gwiazda telewizji dezinformacyjnej) postanowiła, że należy przeorganizować instytucje kultury i chce podporządkować je sobie. A dzisiaj ludzie planowali wyjść w Bratysławie przeciwko zmianom w telewizji publicznej.
Czy polityczna polaryzacja na Słowacji jest porównywalna do polskiej?
– Wydaje mi się, że jest tam znacznie gorzej. Jeśli patrzeć jakościowo, to w słowackiej polityce jest więcej kłamstw i agresji niż w polskiej. Fico jest specjalistą w szerzeniu nienawiści i udawaniu, że to on jest ofiarą hejtu. Podobne do polskiej polityki jest na Słowacji to, że na postępowe, liberalne partie głosują chętniej mieszkańcy największych miast. A ludzie w małych miejscowościach i na wsi głosują na Smer, zaś w ostatnich wyborach prezydenckich na Petra Pellegriniego.
Pellegrini, mimo wielkiej mobilizacji całego obozu liberalnego, wygrał w drugiej turze z Ivanem Korčokiem z wynikiem 53 do 47 proc. Peter Pellegrini, czyli prezydent, który został wybrany, ale jeszcze nie zaprzysiężony, stosował tę samą taktykę w ostatnich wyborach. Poza tym wygrał wybory na kłamstwie, bo powtarzał, że jego kontrkandydat Korčok wyśle Słowaków na wojnę. Pomijając już sam fakt, że Korčok nic podobnego nie postulował, to prezydent Słowacji nie ma nawet takich prerogatyw. Nie możemy też zapominać o zamachu z 2022 r., kiedy w Bratysławie pod klubem przyjaznym dla osób LGBT prawicowy ekstremista zabił dwie osoby. W Polsce nie przypominam sobie aż tak skrajnych ataków.
Jeśli uznać zamach na Roberta Ficę za zbrodnię polityczną, to chyba trzeba powiedzieć, że nie jest to pierwsza zbrodnia o podłożu politycznym, która wstrząsnęła Słowacją w ostatnich latach.
– W 2018 w swoim domu został zamordowany dziennikarz śledczy Ján Kuciak i jego narzeczona Martina Kušnírová. Widziałam już dzisiaj komentarze ludzi, którzy łączą te sprawy ze sobą. Ich wspólny mianownik to Robert Fico, bo do za jego rządów doszło do zabójstwa Kuciaka i Kušnírovej. Fico długo nie dopuszczał do siebie nawet myśli, że niesie za tamtą zbrodnię polityczną odpowiedzialność. Wszyscy na Słowacji pamiętają Fico ogłaszającego nagrodę miliona euro dla osoby, która wskaże winnych. Ale nie czuł, że to on powinien się w pierwszej kolejności podać do dymisji. Tymczasem to jego znajomego, biznesmena Mariána Kočnera, zaczęto oskarżać o zlecenie tego zabójstwa. Kuciak interesował się jego interesami. A Fico pozwalał takim ludziom jak Kočner robić co chcą, w tym wpływać na sędziów, którzy orzekali na ich korzyść. Dopiero wytrwałe społeczne protesty doprowadziły do tego, że premier ustąpił. Wtedy namaścił na swoje miejsce Petera Pellegriniego.
Demonstracje po zabójstwie Kuciaka i Kušnírovej były dla Słowaków czymś więcej niż polityczną manifestacją.
– Tak, to był społeczny zryw, moment oczyszczenia. Do słowackiego społeczeństwa dotarło, w jakim państwie żyje i że się na to nie zgadza. Niestety to oczyszczenie nie trwało zbyt długo.
Jak to się stało, że po paru latach Fico znowu doszedł do władzy?
– Po pierwsze, system sądowniczy nie poradził sobie ze sprawą zabójstwa Kuciaka. Zapadło już wiele wyroków, było wiele apelacji. Skazano m.in. wykonawcę i kierowcę, natomiast Marián Kočner, który jest powszechnie uważany za zleceniodawcę zbrodni, został uniewinniony. Do tej pory nie poniósł żadnych konsekwencji. W ostatnim wyroku w tej sprawie sąd doszedł do wniosku, że to Alina Zsuzsová, prawa ręka Kočnera zleciła morderstwo dziennikarza jakoby w obawie, że jego działania pozbawią ją dochodów. Doszło do sytuacji kuriozalnej, bo biegli uznali, że Kočner zapłacił za morderstwo, ale jednocześnie nie był świadom, że za nie płaci. To znowu podkopało zaufanie Słowaków do państwa.
Po drugie, Ficy pomógł poprzedni rząd. Wybory w 2020 r. nieoczekiwanie wygrała partia Igora Matoviča OĽaNO, co rozszyfrowuje się jako Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości. Na początku panowała nadzieja, że będzie lepiej, że sytuacja w kraju się poprawi. Jednak szybko okazało się, że Matovič przekładał waśnie z innymi politykami nad dobro państwa. W efekcie rząd, zamiast rozwiązywać kryzysy przechodzące przez kraj, wolał wszczynać wewnątrzkoalicyjne spory, które poskutkowały stratą wotum zaufania.
Ale przede wszystkim większość ludzi w rządzie okazała się całkowicie niekompetentna, co doprowadziło do chaosu w państwie. Rządząca koalicja bez przerwy się kłóciła, politycy wyzywali się publicznie. Nic dziwnego, że Słowacy się tym zmęczyli. Stracili wiarę w pozytywne zmiany i doszli do wniosku, że może i ten Fico kradł, ale przynajmniej był spokój. I dlatego Fico wrócił.
Patrząc z boku, można odnieść wrażenie, że Słowacja jest pogrążona w głębokim kryzysie, który zagraża stabilności państwa.
– To prawda. Słowacja jest rozdarta i nie może się zdecydować, w którą stronę ma podążać. Nie ułatwia tego sytuacja geopolityczna, czyli wojna w Ukrainie. Część społeczeństwa deklaruje, że chce być po stronie Zachodu i oddolnie zbiera ponad 4 mln euro na amunicję dla Ukrainy w ramach czeskiej inicjatywy, bo słowacki rząd nie weźmie w niej udziału. Słowacja jest oczywiście w NATO i Unii Europejskiej, przyjęła nawet wspólną walutę, ale Fico mówi na co dzień językiem kremlowskiej propagandy, podkreśla partnerstwo z Rosją i sugeruje, że Ukraina wcale nie została zaatakowana, że nie toczy się tam żadna wojna. Ta dwulicowość polityki uprawianej przez Ficę i jego partię ma zgubny wpływ na słowackie społeczeństwo, które samo już nie wie, co jest prawdą, a co nie, w którą stronę spoglądać i do jakich sojuszy należeć.