W weekend podejmowanie pogrążonego od lat w potężnych finansowych tarapatach Stomilu Olsztyn, w tygodniu mecz z jedną z największych potęg polskiej piłki, z myślą nawet o późniejszym finale na PGE Narodowym. Historia KKS Kalisz jest jedną z tych, za które kibice kochają futbol i które nadają tak wiele uroku krajowym pucharom.
Różnicy nie było widać
Powiedzieć, że pomiędzy wiceliderem PKO BP Ekstraklasy a czwartym zespołem eWinner 2 ligi jest przepaść, to nie powiedzieć nic. Sport to mimo wszystko wciąż sport i przepaść ta niekoniecznie musi być widoczna, gdy słabsza z drużyn imponuje charakterem i nie boi się kroczyć po sensację.
Kaliszan we wtorkowy wieczór na stadionie lokalnego OSiR-u spotkało jednak najgorsze, co tylko mogło. To Legia szybko strzeliła pierwszego gola – już w 2. minucie Yuri Ribeiro umiejętnie przyjął piłkę przy linii końcowej i wycofał do Igora Strzałka, a młodziutki wychowanek klubu uderzył mocno pod poprzeczkę.
I na tym Legia właściwie swoją grę zakończyła. O ile w pierwszej połowie przyniosło to rywalizację spokojną, wyważoną, o tyle po przerwie to zawodnicy z Kalisza wyglądali na drużynę o wyższej kulturze gry.
KKS atakował raz za razem, konstruując akcję, których nie powstydziłaby się ekstraklasa. Groźnie na obu skrzydłach prezentowali się Nestor Gordillo i Nikodem Zawistowski, ataki w środku napędzał Mateusz Wysokiński. Po rzucie rożnym w końcówce piłka obiła poprzeczkę…
Brakowało tylko gola.
Legia z kolei parokrotnie ratowała się heroicznymi interwencjami, m.in. autorstwa Rafała Augystyniaka czy Filipa Mladenovicia. Do przetrwania 90 minut to wystarczyło. Przepiękna, romantyczna historia II-ligowca kończy się na półfinale. Do meczu o tytuł podejdzie Legia, tam zmierzy się z lepszym ze środowej pary Górnik Łęczna – Raków Częstochowa.
Półfinał Pucharu Polski:
KKS Kalisz – Legia Warszawa 0:1
Bramka: Igor Strzałek (2.)
mb/TG