TAK RELACJONOWALIŚMY MECZ LECH POZNAŃ – DJURGANDENS IF w
Po wyeliminowaniu Bodoe/Glimt Lech nie mógł narzekać na kolejnego rywala wyłonionego w drodze losowania. Choć Djurgardens wygrało swoją grupę Ligi Konferencji, to poznaniacy na pewno nie stali na straconej pozycji.
– Przed spotkaniem z Bodoe/Glimt dużo mówiło się o tej historii, o tym, że możemy napisać nową. Dziś stoimy przed szansą napisania kolejnego rozdziału do tej historii. A za kilka lat każdy z nas trenerów, piłkarzy i was dziennikarzy będzie mógł powiedzieć, że uczestniczył w tym wyjątkowym meczu – mówił na konferencji szkoleniowiec mistrza Polski John van den Brom.
Stadion w Poznaniu był wypełniony do ostatniego miejsca. Każdy kibic liczył na kolejny magiczny wieczór w wykonaniu Kolejorza.
Przewaga Lecha i upragniony gol
Zaczęło się jednak dość nerwowo. Po nieudanym wykonaniu rzutu wolnego doszło do kontry, którą dośrodkowaniem zakończył Gustav Wikheim. Piłka tylko musnęła poprzeczkę i padła łupem obrońców Lecha. Było to ostrzeżenie, które dobrze podziałało na gospodarzy.
Zespół van den Broma odpowiedział akcją Michała Skórasia, a następnie strzałem Filipa Szymczaka z linii pola karnego. Było widać, że gospodarze rozkręcają się z każdą kolejną minutą. Rywale oddali im piłkę i koncentrowali się na obronie.
Poznaniacy na chwilę przysnęli i Djurgandens miało świetną okazję, ale po dośrodkowaniu w szesnastkę minimalnie z piłką minął się Joel Asoro. Mało brakowało, by ta odbiła się od jego klatki piersiowej i zaskoczyła Filipa Bednarka.
W końcu przyszła 39. minuta i rzut wolny podyktowany za faul na Mikaelu Ishaku. Joel Pereira zdecydował się na wrzutkę, a Antonio Milić wyskoczył najwyżej i skierował piłkę głową do bramki. Szał radości przy Bułgarskiej! 1:0.
Getty Images Antonio Milić dał prowadzenie Lechowi
Co więcej, Lech mógł jeszcze podwyższyć, ale zabrakło nieco szczęścia po uderzeniach Ishaka i Radosława Murawskiego. Nie zmienia to faktu, że mistrz Polski miał przewagę i prowadził w pełni zasłużenie.
Świetne zmiany i kolejna bramka Kolejorza
Druga odsłona rozpoczęła się od nieudanej akcji Skórasia i dwóch sytuacji gości po stałych fragmentach gry, gdy nad poprzeczką uderzał Olivier Berg, a później Asoro. Przez chwilę wydawało się, że Djurgardens może dostać rzut karny, gdyż sędzia Stephanie Frappart zdecydowała się na analizę VAR, ale nie było mowy o zagraniu ręką.
Kolejorz nadal był częściej przy piłce, jednak brakowało precyzji w budowaniu akcji. Inna sprawa, że rywale grali zdecydowanie bardziej agresywnie niż w pierwszych 45 minutach i atakowali Lecha na jego połowie. Widząc, że jego piłkarze mają problemy z wyprowadzaniem piłki, trener poznańskiej drużyny zdecydował się zatem wprowadzić Adriela Ba Loue i Filipa Marchwińskiego. Okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Po jednym z dośrodkowań w pole karne pogubili się obrońcy Djurgardens, piłka trafiła pod nogi Ba Louy, który od razu dograł do niepilnowanego Marchwińskiego, a ten z zimną krwią oddał strzał na dalszy słupek. 82. minuta i 2:0 w Poznaniu!
Do końca meczu wynik już się nie zmienił, choć kapitalną okazję miał jeszcze Skóraś. Lech zaprezentował się niczym doświadczony pięściarz, który w odpowiednim momencie posadził rywala dwukrotnie na deskach. Awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji jest bardzo realny.
Rewanż 16 marca w Sztokholmie.

Newspix Filip Marchwiński podwyższył na 2:0 dla Lecha
Wynik pierwszego meczu 1/8 finału Ligi Konferencji
Lech Poznań – Djurgardens IF 2:0 (1:0)
Bramka: Milić (39′), Marchwiński (82′)
PO/TG