Oczywiście to wszystko nie oznacza, że Koreanki nie pracują — jest wręcz przeciwnie, wiele z nich stara się realizować w życiu zawodowym. Nadal jednak społeczeństwo wymaga od nich wypełniania wszystkich domowych obowiązków. W obliczu panującej w koreańskich firmach kulturze ciężkiej, wielogodzinnej pracy pogodzenie życia rodzinnego z zawodowym jest praktycznie niemożliwe.
Dochodzi do tego fakt, że po ślubie wymaga się od Koreanek, aby zostały matkami i poświęciły swoje życie zawodowe na rzecz wychowywania dzieci. W rezultacie koreańskie kobiety po prostu nie decydują się na stanięcie na ślubnym kobiercu.
Bunt Koreanek: nie chcą ani seksu, ślubu, dzieci
Niektóre Koreanki w swoich poglądach na własne życie idą jeszcze dalej, unikając nawiązywania bliskich relacji z mężczyznami, które mogłyby przerodzić się w poważne związki. Co za tym idzie, nie interesuje ich też seks. Kobiety nie chcą tracić czasu i energii na szukanie partnera, który byłby krytycznie nastawiony do patriarchatu — w Korei tacy mężczyźni wciąż należą do rzadkości.
Mieszkanki Korei Południowej nie mają łatwo z kilku innych powodów. Samotne matki znajdują się na marginesie społecznym i są stygmatyzowane, a singielkom odmawia się zapłodnienia in vitro, choć nie jest to nielegalne.
Zamiast dążenia do założenia rodziny mieszkanki Korei Południowej — chcąc nie chcąc — poświęcają się pracy, choć i ona przysparza im wielu trudności. W Korei Południowej istnieje największa przepaść między płacami kobiet i mężczyzn spośród wszystkich rozwiniętych państw z grupy OECD. Mężczyźni zarabiają w tym kraju średnio o 30 procent więcej niż kobiety.
Początek protestów Koreanek pod hasłem czterech „nie” sięga 2019 roku. To właśnie wtedy do władzy doszedł konserwatywny rząd z prezydentem Yoon Suk-yeolem. Głowa państwa wyraziła wtedy zamiar zlikwidowania Ministerstwa Równości Płci i Rodziny.