PK: Nie dostrzegam wielu zmian na lepsze, jeśli już – to na gorsze. Restauracje zmagają się z deficytem osób do pracy na stanowiskach kelnerów czy sommelierów. Ludzie odeszli w czasie pandemii, wielu z nich zmieniło branżę. Musi minąć parę lat, by te osoby wróciły. Kto wie, może gwiazdki i wyróżnienia sprawią, że młodzi ludzie zainteresują się pracą w gastronomii?
Trudno o lepszy magnes w gastronomii niż gwiazdki Michelin. Dostaje pan teraz dużo CV?
PK: Nie śledzę tego, ale widziałem, że przychodzą do nas nowe zgłoszenia. Ludzie są ciekawi, jak wygląda u nas praca. Na razie jednak nikogo nie szukam, mamy pełny skład.
Jak się rozwijać, będąc na tak wysokim poziomie?
PK: Nie osiągnąłem szczytu swoich możliwości. Mamy jeszcze trzecią gwiazdkę do zdobycia. Być może niektórym szefom kuchni wystarczyłaby jedna, ale dla mnie to było za mało. Teraz mamy dwie, a ja walczę dalej, choć mam też inne, skromniejsze cele. Każdego dnia uczę się czegoś nowego. Każda zmiana menu to świetna okazja do nauki, wtedy człowiek zaczyna myśleć od nowa. Wtedy najważniejsze są wymyślanie, kreatywność, próbowanie, szukanie nowych pomysłów. To prowokuje do myślenia, dzięki temu człowiek cały czas jest nakręcony. Później pojawiają się nagrody – albo nie. Nie myślę o tym, że muszę walczyć o najwyższe cele. Przede wszystkim lubię gotować. To, że otrzymaliśmy dwie gwiazdki Michelin, jest wypadkową wielu sytuacji. Bardzo się z tego cieszę, bo to wielkie wyróżnienie być pierwszym w jakiejś kategorii, ale to nie jest moja motywacja. Ja chcę być szczęśliwy.