Polakom nie jest łatwo wynająć dom lub mieszkanie w Londynie. Stać na to niewielu, bo właściciele i pośrednicy nieruchomości żądają od nich niebotycznych kaucji albo odmawiają z powodu małych dochodów.
— Chciałem wynająć dom w zachodnim Londynie, dla mnie, żony i dwójki dzieci, poza trzymiesięcznym depozytem i dwoma miesiącami czynszu z góry, agencja nieruchomości chciała ode mnie wpłaty kaucji w wysokości 3 tys. funtów (ok.15 tys. zł), jak rozumiem na poczet ryzyka związanego z moją narodowością — mówi „Newsweekowi” 45—letni kierowca Damian Nowak. — Mieszkamy w dwóch pokojach w domu kolegi, który kupił go jeszcze przed kryzysem ekonomicznym.
Ryzykowny polski lokator?
W sieci krążą historie Polaków o castingach, wynajmowaniu klitek, wyssanych z palca ogromnych czynszach i niskim standardzie nieruchomości.
– A mnie w ogóle nikt nie chciał wynająć, bo jako matka nastoletniej córki i samozatrudniona Polka nie miałam żadnego żyranta. Od pięciu lat wynajmuję z córką pokój w domu, gdzie mieszka jeszcze sześć innych osób — mówi 50 —letnia sprzątaczka Małgorzata. – W jednej z agencji powiedziano mi, że jako Polka jestem w wyższej grupie ryzyka, bo mogę nie zapłacić i wrócić do Polski. Przykro było tego słuchać, naprawdę przykro – dodaje.
W podobnym domu w dzielnicy Hounslow mieszka sprzedawczyni Irena Karwowska. 45-letnia Polka wynajęła dom z koleżanką księgową. – Miałyśmy kontrakty z pracy i trochę odłożonego grosza, wynajmujemy pięciopokojowy dom, trzy sypialnie podnajmujemy. Pół roku zajęło nam znalezienie tego domu, wynajęłyśmy go prywatnie, właściciel chciał od nas 2,5 tys. funtów kaucji (ok. 12,5 tys. zł). Uratowało nas to, że miałyśmy papiery z pracy i referencje od szefów, jak to powiedział właściciel, w razie czego wiadomo, gdzie nas znaleźć – opowiada Irena.
W tym samym domu mieszka polska pielęgniarka Joanna. — O tym pokoju dowiedziałam się w polskim sklepie. Próbowałam coś wynająć przez te wszystkie profesjonalne serwisy, ale mam za małe zarobki. Przy mojej pensji nie jestem w stanie uskładać na depozyt, teraz płacę tygodniowo, w każdy poniedziałek, rachunki są wliczone, dopłacam tylko do internetu i na środki czystości. Jak dziewczynom się skończy kontrakt, dołączę do nowego jako główna wynajmująca, dzięki temu będę miała referencje, gdybym chciała w przyszłości wynająć coś innego. Nie jest lekko, oczywiście są Polacy, którzy kupują domy czy mieszkania, jak ktoś tu przyjechał 20 lat temu i ma męża, dobrą pracę, to może sobie na to pozwolić, a my tutaj to same panny z drugiego obiegu, wszystkie rozwódki i nie zarabiamy kokosów – uśmiecha się Polka. — Nam to jeszcze jakoś to mieszkanie z innymi nie przeszkadza, młodym jest trudniej, bo muszą gdzieś spać i mieć warunki do nauki.
Coraz mniej młodych Polaków może sobie pozwolić na samotne mieszkanie w Londynie, gdzie za skromną kawalerkę trzeba zapłacić minimum 1,7 tys. funtów miesięcznie (ok.8,5 tys. zł). Znalezienie osób, z którymi można dzielić dom, również staje się coraz trudniejsze.
Na każdy dostępny pokój przypada obecnie kilkoro potencjalnych najemców. Ta pozornie nieskończona pula kandydatów oznacza, że ci, którzy chcą wynająć pokój, stali się niezwykle wybredni.
Alicja Piekarska, 23-letnia studentka z Londynu, w rozmowie z „Newsweekiem” stwierdziła, że nie chodzi już o czystość ani o to, czy stać kogoś na terminowe płacenie czynszu. Powiedziała, że proces szukania potencjalnych współlokatorów przypomina randkowanie.
Żadnych kiełbas i pracy z domu
— Szukanie pokoju w Londynie przypomina wyjście na randkę. Musisz pokazać się z jak najlepszej strony, bo na twoje miejsce jest siedmiu innych potencjalnych współlokatorów – podkreśla Alicja. — Teraz każdy chce swojego idealnego współlokatora. Musisz wyglądać fajnie — wiem, że nie mogę przyjść na obejrzenie mieszkania w legginsach i T-shircie, muszę zabrać ze sobą ubranie na zmianę, jeśli jadę z innego miejsca.
Alicja szukała pokoju przez prawie dwa miesiące, wysyłając ponad 200 zapytań za pośrednictwem serwisu SpareRoom, internetowej platformy wynajmu mieszkań. Około 80 z nich zostało odrzuconych, a pozostałe zignorowano. — Podczas każdego oglądania, na którym byłam, było co najmniej dwóch innych potencjalnych współlokatorów. Musisz pokazać się z jak najlepszej strony. To naprawdę stresujący proces – dodaje studentka.
— W kilku mieszkaniach dowiedziałam się, że mieszkają tam tylko wegetarianie, którzy niechętnie chcieliby dzielić lokum z osobą, która je kiełbasę, jak rozumiem było to nawiązanie do naszej polskiej kuchni, co było bardzo nieprzyjemne – dodaje.
— Myślę, że ludzie stali się nieracjonalnie wybredni. Nie chodzi tylko o to, czy możesz zapłacić czynsz na czas. Pewnego dnia widziałem ogłoszenie o pokoju, w którym widniała informacja: „Mięsożercy nie muszą aplikować”. Widziałem, ogłoszenia, w których było napisane, aby osoby pracujące z domu trzymały się z daleka. To zakrawa na dyskryminację – opowiada 25—letni Daniel Spychowski z Londynu.
O nieprzyjemnych doświadczeniach w związku z poszukiwaniem pokoju mówi też 24—letni Krystian Tarasin. – Od połowy marca wysyłałem zgłoszenie do 70 osób, obejrzałem 30 nieruchomości, a złożyłem ofertę w dziesięciu przypadkach. Czuję, że to odbija się na moim zdrowiu psychicznym – żali się.
— Brak miejsca do życia jest stresujący i niepokoi nie tylko mnie, ale także moją rodzinę. Jestem studentką, więc rodzice mnie wspierają, za co jestem wdzięczna, ale to też naraża ich na stres – dodaje Alicja Piekarska.
W serwisie SpareRoom liczba osób poszukujących pokoju przewyższa liczbę ofert w stosunku sześciu do jednego. Na stronie Gumtree, na każde ogłoszenie w Londynie przypada 18 chętnych. Jeszcze trudniej jest w drugim co do wielkości brytyjskim mieście Birmingham – 19, a w Edynburgu – 25.
„Uwaga oszuści!”
— Próbowałam grup na Facebooku i prawie zostałem oszukany – napisała na stronie jednej z londyńskich grup internetowych Anna Majchrzak. 22—letnia studentka, opisywała trudności ze znalezieniem kawalerki w Londynie.
— To było okropne doświadczenie – kiedy zaczęłam szukać, założyłam, że mogę po prostu podać swój budżet i znaleźć mieszkanie lub studio, które będzie dla mnie odpowiednie. Ostatecznie znalezienie maleńkiego studia zajęło mi trzy miesiące. To było po prostu okropne – każdy chce mieć to samo mieszkanie, a ty kończysz na oglądaniu z dziesięcioma innymi osobami, a potem czujesz presję, aby złożyć ofertę, na którą być może nie możesz sobie pozwolić, ale musisz to zrobić, żeby w ogóle mieć jakąś szansę. Wygląda to jak gra na loterii. To było obrzydliwe. Mój przyjaciel na szczęście czuwał i w ostatniej chwili nie doszło do transakcji, miałam wpłacić depozyt za pokój, który nie istniał – opisywał polska studentka.
Zdesperowani młodzi ludzie szukają różnych rozwiązań. — Obejrzałem około 15 nieruchomości. Raz, kiedy miałem obejrzeć mieszkanie z agentem przyszło jeszcze 11 innych chętnych – opowiada z kolei o swoich doświadczeniach 27—letni Mateusz Ratajczyk.
Konkurencja stała się tak wielka, że za pośrednictwem platform mediów społecznościowych, takich jak Instagram, zaczęły pojawiać się ekskluzywne strony internetowe.
— Znajomy powiedział mi o platformie „Lowicks”, który określa siebie jako „sprawdzony rynek zbudowany na wzajemnych powiązaniach” umożliwiający elitom kontakt z osobami poszukującymi mieszkań. Użytkownicy reklamują tam staże, domy wakacyjne i bilety – relacjonuje Mateusz.
— Wpisy na profilu na Instagramie – widoczne są tylko dla tych, którzy udowodnią, że mają co najmniej pięciu wspólnych obserwujących na koncie – pokazują pokoje dostępne do wynajęcia w dzielnicy Paddington za nawet 2,25 tys. funtów miesięcznie (ok. 11,2 tys, zł).
Polak zapewnia, że platforma przyspieszyła jego poszukiwania. — Po miesiącach bezskutecznych kontaktów z tradycyjnymi agentami nieruchomości i agresywnym popycie na londyńskim rynku wynajmu, w ciągu tygodnia od zaoferowania mieszkania na „Lowicks” obejrzeliśmy je z właścicielem i podpisaliśmy umowę najmu.
Nie wszystkich jednak stać na mieszkanie za kilka tysięcy funtów w centrum Londynu. Koszty życia w Wielkiej Brytanii rosną z miesiąca na miesiąc. Coraz mniej ludzi może pozwolić sobie na zakup mieszkania, co tylko zwiększa popyt na wynajem. Liczba ofert najmu spada, a liczba chętnych wciąż rośnie.
To sprawia, że właściciele nieruchomości podnoszą poprzeczkę i wymagają coraz więcej pieniędzy i dokumentów od potencjalnych lokatorów.