Uchwała PKW o odroczeniu decyzji ws. sprawozdania wyborczego PiS oznacza, że partia Jarosława Kaczyńskiego dostanie tylko kroplówkę na przetrwanie, a nie pieniądze na kampanię wyborczą. Nowogrodzka liczy każdy grosz.
Prawo i Sprawiedliwość szuka sposobów na bezkosztowe prowadzenie przynajmniej niektórych elementów kampanii prezydenckiej. Nowogrodzka musi zrobić kampanię inną niż wszystkie dotychczasowe — wypromować nieznanego kandydata nie mając na to pieniędzy.
Tania kampania i wypruwanie żył
Brak pieniędzy to dla partii Jarosława Kaczyńskiego potworny cios. Miesięczne koszty funkcjonowania Prawa i Sprawiedliwości wynoszą — jak podawał wiceprezes Mariusz Błaszczak — 2 mln zł. Koszt kampanii sięga 30-40 mln zł. To ogromne pieniądze, zwłaszcza że budżet państwa nie zwraca komitetom wyborczym środków za kampanię prezydencką. Jeśli kandydat przegra wybory, to kasa będzie przepalona.
Kaczyński ma więc teraz dwa wyjścia: wypruwać sobie żyły inwestując wszystko w kampanię Karola Nawrockiego, który na razie ma większe szanse na to, by przegrać, niż wygrać lub oszczędzać na jego kampanii. Odpowiedź jest prosta, bo nawet żeby zrobić tanią kampanię, będą musieli wypruwać sobie żyły.
Gąska była już blisko
PiS było jednak bardzo blisko pieniędzy, które de facto rozwiązałyby kłopot.
Foto: Tomasz Gzell / PAP
Najpierw Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego — kwestionowana przez obóz rządzący i europejskie trybunały — orzekła, że Państwowa Komisja Wyborcza niesłusznie odrzuciła sprawozdanie PiS za wybory parlamentarne 2023 r. Zgodnie z kodeksem wyborczym PKW — czytając literalnie tenże kodeks — powinna podjąć uchwalę o przyjęciu sprawozdania, a minister finansów wypłacić PiS-owi środki. PiS zaczęłoby nowy rok z prawie 15 mln zł na koncie, a nie z resztą długu (1-2 mln zł) do spłacenia.
PKW — inaczej niż w przeszłości w analogicznej sprawie dot. Konfederacji i partii Jarosława Gowina — nie uznała jednak decyzji Izby SN składającej się z ludzi bliskich PiS-owi, ale odroczyła wydanie decyzji. Zatem PiS nie dostanie wspomnianych 15 mln zł.
PiS dostanie resztki
PiS może dostać — resort finansów dotychczas tak postępował i deklaruje, że nadal tak będzie — przelew pod koniec stycznia 2025 r. na kwotę 2 mln zł. To grosze w skali potrzeb kampanii prezydenckiej, a ponadto PiS zapewne wyda je na spłatę resztki długu.
Pod koniec kwietnia przyszłego roku PiS dostanie też zapewne niespełna 4 mln zł, ale te i tak w sumie niewielkie pieniądze mogą spłynąć w samej końcówce kampanii prezydenckiej (wybory będą w maju). Od sympatyków i członków PiS udało się Nowogrodzkiej zebrać ponad 11 mln zł. Choć wpłat przybywa, to początkowy impet zbiórki osłabł, a zebrane środki i tak szły na spłatę długów.
Kasa PiS: z nieba do piekła
PiS po orzeczeniu Izby SN teoretycznie było w niebie, ale po odroczeniu decyzji przez PKW dot. tego orzeczenia, znów jest w piekle, choć mogło być o wiele gorzej, bo partia mogła stracić absolutnie wszystkie pieniądze do końca tej kadencji Sejmu, gdyby nie było tylko pozornie drobnego rozdźwięku między dwoma ustawami: o partiach politycznych i kodeksu wyborczego.
Odrzucenie sprawozdania PiS za wybory 2023 r. wchodzi w życie od razu. Z kolei odrzucenie sprawozdania rocznego, co PKW też zrobiła parę miesięcy temu, dopiero po rozpatrzeniu skargi PiS, a ta skarga wciąż leży w Sądzie Najwyższym i zapewne zostanie rozpatrzona po myśli PiS, czego PKW jednak nie uzna.
W PiS jest więc wściekłość na decyzję PKW. Partia Kaczyńskiego zabetonowała przecież Sąd Najwyższy w czasie swoich rządów, zwłaszcza Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, tymczasem PKW ten beton omija i chce to robić do czasu — to cytat z uchwały PKW — „systemowego uregulowania przez konstytucyjne władze RP statusu prawnego Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN i sędziów biorących udział w orzekaniu tej izby”. Ani rząd, ani PKW tego betonu nie kruszą, ale go zwyczajnie omijają.
Jarosław Kaczyński tuż po decyzji PKW o tym, że ta odkłada podjęcie decyzji, zabrał głos i stwierdził, że jego cierpliwość się skończyła, a członkowie PKW łamią prawo.
Wściekli na PKW, wściekli na PiS
Szeregowi parlamentarzyści PiS oczywiście w tej sprawie podzielają ocenę prezesa, bo muszą dokładać się z własnych pieniędzy do kasy partii. Ale wściekają się też na siebie. — Sami narobiliśmy sobie tego bigosu, bo nie należało grzebać w ustawie o składzie PKW — mówi w rozmowie z „Newsweekiem” jeden z polityków PiS, który chce pozostać anonimowy.
Uchwała PKW o odroczeniu decyzji ws. pieniędzy dla PiS zapadła większością głosów pięć do czterech (podobnie jak i inne niekorzystne dla PiS). Nominaci obecnego obozu rządzącego mają w niej większość.
Przypomnijmy, że PKW, po zmianach zaordynowanych w 2018 r. przez PiS, nie jest już złożona z samych sędziów. Liczebnie dominują w niej nominaci poszczególnych partii. W dziewięcioosobowym gremium jest dwóch sędziów (szef PKW Sylwester Marciniak i zasiadający w TK bliski PiS-owi Wojciech Sych), dwóch nominatów PiS, ale pozostałych pięciu członków – czyli większość – wskazał obóz rządzący.