Sklepy rodzinne są zwykle dość zwinne w rozpoznawaniu sytuacji, które pomogą im w osiąganiu zysków (które często mają niewielkie, kruche marże zysku). Więc dlaczego martwy punkt tutaj? Być może chodzi o to, że uwaga skupia się na horrorach – i niektóre kupcy są atakowani, gdy pojawiają się ścieżki rowerowe.
Rozmawiałem z Cindy Hughes, współwłaścicielką salonu fryzjerskiego Fast Phil’s w Cambridge w stanie Massachusetts. Powiedziała, że biznes spadł o co najmniej 40 procent, kiedy miasto usunęło pobliski parking, aby umieścić ścieżkę rowerową. Większość jej klientów jeździ samochodami (śledzi ją), a wielu przyjeżdża z pobliskich miast. Tylko nieliczni przestawili się na jazdę na rowerze, a nawet ci prawie na pewno nie będą jeździć na rowerze podczas śnieżnych zim w Bostonie. Więc chociaż Hughes wspiera ścieżki rowerowe – „rowerzyści zasługują na bezpieczeństwo” – postrzega utratę parkingu jako egzystencjalne ryzyko. „Spójrz, 90 procent moich klientów prowadzi samochód” – powiedziała mi. „Dla naszej firmy ścieżki rowerowe są znacznie gorsze niż Covid”.
Dla innych tzw odpychanie jest kulturowe, mówi Henry Grabar, pisarz dla Slate, którego książka o parkowaniu Wybrukowany raj, ukaże się w maju przyszłego roku. Właściciele małych firm to często kierowcy, którzy dojeżdżają samochodem z innych części miasta – zwraca uwagę Grabar. Często są też długoletnimi mieszkańcami. „Zwykle są to ludzie głęboko zakorzenieni w mieście, którzy kręcili się w pobliżu, zanim okolica stała się tym, czym jest dzisiaj” – dodaje. Poruszanie się po mieście samochodem jest dla nich tak normalne, że jazda na rowerze wydaje się dziwna i niezwykła – pomimo wzrostu sprzedaży rowerów przez Covid, kiedy to sprzedaż rowerów eksplodowała o 75 procent.
I istnieje negatywna stronniczość. „Ludzie, którzy mają problem ze znalezieniem miejsca parkingowego, zawsze o tym mówią” — zauważa Grabar. „Ale ludzie, którzy po prostu wchodzą – lub wjeżdżają rowerem – nie będą o tym rozmawiać”. Właściciele sklepów, co zrozumiałe, będą budować poczucie parkowania jako problemu wymykającego się spod kontroli, podczas gdy wzrost liczby pieszych lub rowerzystów może nie zostać odnotowany.
Psychologia przebija wszystko! Kto wiedział, prawda? Warczący podział między właścicielami sklepów a zwolennikami ścieżek rowerowych wydaje się współgrać z naszymi większymi wojnami kulturowymi o zmiany klimatyczne. Jeśli nauczyliśmy się czegoś o wojnach kulturowych, to tego, że dane nie są zbyt dobre w zmienianiu opinii.
Kiedy Janette Sadik-Khan była szefową Wydziału Transportu Nowego Jorku na początku XXI wieku, nadzorowała tworzenie ścieżek rowerowych – i spotkała się z ostrą krytyką ze strony mieszkańców i właścicieli firm, którzy wściekle twierdzili, że nie ma wystarczającej liczby rowerzystów, aby uzasadnić instalowanie pasów . Teraz, zauważa cierpko, pasy są tak ruchliwe, że przeciwnicy twierdzą, że problem jest odwrotny: zbyt wielu rowerzystów przeszkadza samochodom. Jak to ujęła, „status quo to piekielny narkotyk”.
Może ścieżki rowerowe zawsze będą zatłoczone, dopóki wystarczająca liczba opinii publicznej nie będzie w końcu naprawdę załamana zmianami klimatycznymi – i wydaje się to lekkomyślne nie mieć ich.
W końcu kryzysy otwierają ludziom oczy na możliwości. Podczas Covid restauracje i kawiarnie straciły tak dużo klientów, że miasta w całym kraju zaczęły zezwalać im na budowanie miejsc siedzących przy krawężnikach, gdzie ludzie mogliby bezpiecznie siedzieć na świeżym powietrzu. Znacznie ograniczyło to parkowanie — ale ponieważ, no cóż, kryzys, właściciele sklepów nie widzieli na to sposobu. Klienci tak bardzo pokochali miejsca do siedzenia na zewnątrz, że miasta uczyniły je stałym: Badanie przeprowadzone w Nowym Jorku na kilku ulicach zamkniętych podczas Covid wykazało, że właściciele sklepów zarabiają więcej niż wcześniej, a goście uwielbiają styl życia na świeżym powietrzu. Jeśli dane nie zmienią zdania, klienci mogą.