Handlowcy cyfrowi chcą łowić ryby

0
70

Rozpoczyna się chaos o 5 rano. Rynki się otwierają, przybywają handlowcy, a podłoga aukcyjna faluje. W ciągu następnych sześciu godzin podejmuje się hazard, podaje sobie ręce i zawiera transakcje w przypływie przewagi, krzyków i testosteronu.

Ale to nie jest parkiet na Wall Street, a towar nie jest aktywem finansowym. Zamiast tego stado jest innej odmiany: ryby. W ten sposób rybacy sprzedają swoje połowy głównym przetwórcom, którzy kroją, kroją i przygotowują owoce morza dla hurtowników, firm dostawczych ostatniej mili, które zaopatrują restauracje, sklepy rybne i supermarkety.

Mozaika 140 000 firm tworzy europejski rynek owoców morza, na którym każdego roku handluje się rybami o wartości ponad 140 miliardów euro (około 148,5 miliardów dolarów). Pomimo tych wysokich liczb jest to branża prowadzona głównie w trybie offline i odporna na zakłócenia; poza rozmowami telefonicznymi i e-mailami najwspanialszym zastosowaniem technologii może być okazjonalne wysyłanie wiadomości WhatsApp do bliskiego kontaktu w sieci kupującego ryby.

Rooser z Edynburga zaczyna to zmieniać. Jej platforma handlu owocami morza B2B łączy kupujących i sprzedających – głównych przetwórców, którzy dostarczają ryby do hurtowników, którzy ich potrzebują – w 13 krajach europejskich. Po frustracjach związanych z otwarciem fabryki ryb w Aberdeenshire, Joel Watt założył firmę w 2019 roku wraz z Nicolasem Desormeaux, Erezem Mathanem i Thomasem Quirogą. „Masz 35 000 różnych rodzajów produktów z owoców morza, które opierają się wyłącznie na ludzkich emocjach, bez centralnej informacji o cenach” — wyjaśnia Watt. „To zawodowy hazard: kupowanie stosu ryb z nadzieją na szybką sprzedaż – łatwo idzie źle”.

W wędkarskim szaleństwie, które przenosi się do łańcucha dostaw — od oceanu, przez lodowe pudełka na aukcjach, po ciężarówki przewożące towary w całym kraju i ostatecznie na talerz — kawałek ryby może przechodzić z rąk do rąk siedem razy. Zegar tyka w trakcie całego procesu: inwestorzy zajmują się amortyzacją aktywów. „Masz maksymalnie trzy dni na przeniesienie ryb, albo jesteś martwy”, mówi Desormeaux, weteran komercyjnego kupowania ryb z francuskiego miasta portowego Saint-Malo w Bretanii. „Kiedy ciężarówka odjeżdża w południe, trzeba czekać do następnego dnia. Im dłużej bierzesz, tym większe stają się straty ceny za kilogram”.

Błędy są nieuniknione w codziennym pośpiechu. Watt i Desormeaux chcą, aby Rooser wyeliminował domysły z handlu owocami morza. „Pamiętam, jak pewnego sobotniego wieczoru siedziałem na murze portowym i przeglądałem kontakty, próbując sprzedać 10 ton makreli, które przypadkowo kupiłem” — mówi Watt. „Bez kanału komunikacji łączącego wszystkich w łańcuchu możesz przepłacić za gatunek ze szkockiego rynku, tylko po to, by jego cena gwałtownie spadła, gdy pojawi się duński połów i nagle nie będziesz mógł go sprzedać”. Brexit dodatkowo skomplikował łańcuch dostaw. „Wprowadza kolejne warstwy dokumentów, powodując większe tarcie w transporcie ryb między UE a Wielką Brytanią” — mówi Watt.

Scentralizowany rynek przynosi korzyści nie tylko handlowcom owoców morza. Watt mówi, że na każde dwa zjedzone kawałki ryby, kolejny nigdy nie trafia na talerz. Dzięki udostępnianiu wszystkich informacji w czasie rzeczywistym ogranicza się panikę zakupową, sprzedaż odbywa się szybciej, a mniej ryb jest marnowanych. „Przekazuje okres przydatności do spożycia konsumentowi końcowemu” — mówi Watt. „Jesteśmy tablicą wyników w środku procesu, pozwalając każdemu, kto chce kupić rybę, zrobić to po właściwej cenie. Zamiast spędzać cały dzień na telefonach, próbując sprzedawać, możesz teraz załadować wszystkie informacje do jednego punktu, przechodząc od sprzedaży „jeden do jednego” do „jeden do wielu”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj