Monitor jest A kolumna tygodniowa poświęcony wszystkiemu, co dzieje się w świecie kultury WIRED, od filmów po memy, od telewizji po Twittera.
Ostatni z nas wkurza wszystkich. Głównie dlatego, że pierwszy sezon serialu HBO zakończył się w niedzielę, rozpoczynając długie żmudne oczekiwanie na drugi sezon. Ale także dlatego, że Ostatni z nas jest naprawdę cholernie smutny. Seria rozpoczęła się od mężczyzny obserwującego śmierć swojej córki, a zakończyła się, gdy strzelał przez prowizoryczny szpital, aby upewnić się, że innego dziecka nie spotka podobny los. W międzyczasie wszyscy kogoś umarli, zabili (lub zjedli), a poza gejowskim ogrodnictwem było niewiele odów do radości.
I naprawdę, pomimo gadania w Internecie potępiającego ponure rozwiązanie serialu, o to chodziło.
Słuchaj, rozumiem, dlaczego zwijanie się na kanapie i wpatrywanie się w wielką kupę ponurych nie jest ulubioną czynnością wszystkich. Banki upadają, Joe Exotic chce kandydować na prezydenta – podwajając swoje niedzielne straszydła Ostatni z nas nie jest wyborem, którego każdy chce dokonać. Ale to nie jest wada serialu ani jego narracji. To kwestia preferencji.
Także mimo ciemności Ostatni z nas pozostaje formą ucieczki. Choć ponura, to wciąż fikcja – fikcja o pandemii gorszej niż ta, która obecnie szaleje, która ma na pewnym poziomie dać widzom możliwość zastanowienia się nad czymś innym. To prawda, że głównie skłania ich to do zastanowienia się, co się stanie, gdy ludzkość zdecyduje, że jedynym sposobem na uratowanie wielu ludzi jest wymordowanie wielu innych, ale nadal.
Innymi słowy, Ostatni z nas nie handluje ciemnością dla samej ciemności. To nie jest film DC Comics, który próbuje być nerwowy. To nie jest nawet Gra w kalmary, co w pewnym sensie było jeszcze bardziej przygnębiające w swoim „o tak, to może się zdarzyć”. W tej chwili świat nie jest zainfekowany grzybem zombie, ale jest pełen ludzi, którzy zrobią wszystko, aby przeżyć i/lub zarobić pieniądze. Jeśli cokolwiek, Ostatni z nas jest przypowieścią o tym, co może się stać, gdy to się stanie Cordyceps grzyb zostaje wprowadzony do miejsca, które często przedkłada surowy indywidualizm nad społeczność.
Tak, prawdopodobnie są scenarzyści, którzy zasugerowaliby Neilowi Druckmannowi i Craigowi Mazinowi, aby wstrzyknęli trochę emocjonalnego wytchnienia, jeden odcinek, który kończy się szczęśliwie. Ale jeśli wierzysz, tak jak robi to Roxana Hadadi z Vulture, to tak Ostatni z nas jest komentarzem do wielu wad amerykańskiej wyjątkowości, to ci, którzy szukają okruchów nadziei, zostaną pozostawieni w ciemności.
Wszystko to zakończyło się w niedzielnym finale. W ostatnich chwilach Joel (Pedro Pascal) dowiedział się, że świetliki prawdopodobnie zabiją Ellie (Bella Ramsey), próbując znaleźć lekarstwo na Cordyceps grzyb. Strzelił do prawie każdego świetlika w zasięgu wzroku, aby ją uratować. Niektórzy twierdzą, że posunął się za daleko, mordując wielu ludzi, by uratować jednego; inni uważają, że jego działania były uzasadnione. Ale nie chodzi o to, aby dowiedzieć się, czy ma „rację”, czy „nie”. Chodzi o to — jak moja koleżanka Adrienne So zauważyła w tym tygodniu na Slacku — że społeczeństwo, które zabiłoby dziecko, by się uratować, być może nie jest warte ratowania. Wie o tym każdy, kto czytał „Ci, którzy odchodzą z Omelas” Ursuli K. Le Guin.
Ostatecznie nie ma znaczenia, czy Joel jest bohaterem, czy złoczyńcą. Liczy się to, co odzwierciedlają jego działania. Jak zauważył Hadadi, „Ostatni z nas namalował portret amerykańskiej tożsamości nie do pogodzenia z drastycznymi zmianami”. Kiedy wybuchła pandemia, cały egoizm i indywidualizm tego kraju przekształcił się w coś jeszcze bardziej zjadliwego niż wcześniej. Jest ponury, ale wydaje się taki również dlatego, że jest znajomy.