W poniedziałek (13 maja) parlament w Gruzji przyjął ustawę o „zagranicznych wpływach”. Nowe prawo przewiduje, że osoby prawne oraz media, których minimum 20 proc. funduszy pochodzi z zagranicy, będą podlegać obowiązkowej rejestracji i sprawozdawczości. Takie podmioty będą musiały także trafić do specjalnego rejestru agentów obcego wpływu. Będą też pod kontrolą Ministerstwa Sprawiedliwości, które będzie mogło wymusić na nich przekazywanie poufnych informacji. W przypadku niedostosowania się do nowego prawa jest przewidziana grzywna w wysokości 25 tysięcy lari gruzińskich (ok. 37 tys. złotych).
Przeciwko ustawie od tygodni protestuje tysiące Gruzinów na ulicach Tbilisi. Manifestacje są tłumione przez policję. Prezydentka Gruzji, Salome Zurabiszwili także opowiada się przeciwko założeniom tego projektu. Zapowiedziała, że gdy ustawa trafi na jej biurko, to ją zawetuje. Niemniej istnieje duże prawdopodobieństwo, że rządząca większość zdoła odrzucić prezydenckie weto w głosowaniu w parlamencie.
„Rosyjskie prawo” przegłosowane przez gruziński parlament. Agnieszka Filipiak:
W kontekście ustawy o przejrzystości zagranicznych wpływów, zwanej powszechnie już ustawą o „zagranicznych agentach” w Gruzji pojawia się porównanie proponowanych przepisów do prawa, które obowiązuje już w Rosji. Również gruzińska opozycja wprost mówi o „rosyjskim prawie”. Jak wyjaśnia Agnieszka Filipiak, redaktorka „Forbes Women”, ekspertka specjalizująca się w zagadnieniach Kaukazu Południowego i autorka newslettera agfilipiak.substack.com, to porównanie nie jest zbyt dalekie. – Rosja przyjęła w 2012 roku to rozwiązanie, czyli ustawę o przejrzystości zagranicznych wpływów i wykorzystywała je do tłumienia opozycji i wytępienia niezależnych mediów – wyjaśnia.
– Gruzińskie Marzenie (partia rządząca w Gruzji – red.) twierdzi, że nie kopiuje rosyjskiego rozwiązania. Ale jednocześnie mówi wprost, że ustawa jest wymierzona w organizacje wspierane nie przez Rosję, a przez Zachód, które mają – zdaniem Gruzińskiego Marzenia – dążyć do obalenia rządu w Tbilisi. Stąd te jednoznaczne skojarzenia. Nie oznacza to jednak, że Gruzińskie Marzenie spoufala się z Rosją, choć taki przekaz usłyszymy też od protestujących na ulicach. Oznacza to bardziej tyle, że partia rządząca chce utrzymać się u władzy. (…) To jest partia, która rządzi w Gruzji od 12 lat i która w ciągu tych 12 lat systematycznie przejmowała kontrolę nad czołowymi instytucjami, z prokuraturą i służbami specjalnymi na czele. To ekipa Bidziny Iwaniszwilego, miliardera i założyciela Gruzińskiego Marzenia, która nie wyobraża sobie, że mogłaby stracić władzę i zostać po prostu opozycją – dodaje dziennikarka.
Filipiak przypomina, że w październiku w Gruzji odbędą się wybory parlamentarne i w związku z tym „partia rządząca sięga po wszelkie narzędzia, które mają im pomóc utrzymać tę władzę”. – W tym przypadku jest to ta ustawa, która jest narzędziem bardzo autorytarnym i ma na celu stłamszenie społeczeństwa obywatelskiego – dodaje. Dziennikarka zwraca także uwagę na narrację rządzących, która z jednej strony podkreśla, jak istotna jest dla nich integracja z Unią Europejską, a z drugiej – wysnuwa tezy o próbach ingerowania Zachodu w wewnętrzną politykę Gruzji. – Oficjalnie Gruzińskie Marzenie utrzymuje kurs prozachodni, podkreśla, że jest partią, która wpisała to do konstytucji i za rządów, której Gruzja uzyskała status państwa kandydującego do Unii Europejskiej w grudniu zeszłego roku. Poza tym Gruzja nie utrzymuje kontaktów dyplomatycznych z Rosją, a rząd stale podsyca strach przed ewentualną wojną, podkreślając, że Rosja to okupant – tłumaczy.
– To, co dzieje się teraz w Gruzji, jest bardzo niebezpieczne. Mamy do czynienia z tłumieniem opozycji, ograniczaniem praw obywatelskich, łamaniem praw człowieka czy nawet pewnym odejściem od zasad demokratycznych istotnych w Unii Europejskiej. To utrudni integrację z Unią Europejską. Nie można jednak jednoznacznie mówić o „przyklejeniu” się Gruzji do Rosji. Jest to raczej kopiowanie metod i sposobów rządzenia Putina, ale nie oznacza to politycznej współpracy między Kremlem a rządem w Tbilisi. Taka współpraca rozwija się jednak na polu ekonomicznym i gospodarczym, a tutaj – trzeba dodać – nie budzi to aż takich sprzeciwów społeczeństwa – ocenia Agnieszka Filipiak.
Tysięczne manifestacje na ulicach Tbilisi. Ekspertka: Potencjał jest ogromny, ale brakuje lidera
Chociaż od tygodni na ulicach Tbilisi widać tysiące protestujących, którzy domagają się odrzucenia ustawy o „zagranicznych agentach” i wyrażają swoją chęć integracji europejskiej, zdaniem Agnieszki Filipiak to za mało, aby doszło do zmiany władzy. Dziennikarka podkreśla, że brakuje nam wiarygodnych badań opinii publicznej na temat poparcia owej ustawy. – Partia rządząca Gruzińskie Marzenie utrzymuje, że ma sondaże wskazujące na ponad 61 proc. poparcie kontrowersyjnej ustawy, zaś antyrządowa telewizja Formula TV powołuje się na Edison Research, w których tylko 27 proc. uważa, że nowe prawo wesprze integrację z Unią Europejską. Protesty są bardzo liczne, ale byłabym ostrożna z szacowaniem rzeczywistego poparcia dla tej ustawy – podkreśla. Zaznacza także, że same protesty wcale nie zmierzają do obalenia rządu. – Media w Polsce często nazywają protesty w Tbilisi „drugim Majdanem”, ale to nie jest trafne porównanie, ponieważ ci ludzie nie chcą obalić siłą Gruzińskiego Marzenia. W ich planie jest nieprowokowanie zamieszek i przeczekanie do października, aby odsunąć partię rządzącą w demokratycznych wyborach – wyjaśnia ekspertka.
– Te protesty niosą ze sobą spory potencjał, ale obecnie w Gruzji nie ma żadnego lidera czy liderki albo partii, która byłaby w stanie go wykorzystać. Jeśli chodzi o opozycję, to mamy przede wszystkim Zjednoczony Ruch Narodowy, założony przez Micheila Saakaszwilego (były prezydent Gruzji, obecnie w więzieniu – red.), na którego czele nie stoi nikt wystarczająco charyzmatyczny. Poza tym dla szeregu młodych osób to jest wciąż partia ze starego układu, z którą się nie utożsamiają. Z drugiej strony mamy kilka młodych partii. Nie ma między nimi zgody i nawet kiedy we wtorek zaczęły mówić o konieczności zjednoczenia, to każde ugrupowanie chce stać na jego czele – dodaje. – Potencjał jest ogromny, ale brakuje lidera. Dopóki nie ma żadnego głosu dla tego ruchu, to październikowe wybory są wielką niewiadomą – ocenia.
– Skala tych protestów robi wrażenie, ale to na powinniśmy zwrócić szczególną uwagę, to reakcja służb, która nie tylko tłumi pokojowe manifestacje armatkami wodnymi, gazem łzawiącym i pieprzowym, a także gumowymi kulami. Coś, czego dawno nie widziano w Gruzji, to zamaskowane grupy atakujące aktywistów i polityków opozycji. Dochodzi do brutalnych pobić. Są też udokumentowane nagraniami brutalne ataki ze strony policji – dodaje Agnieszka Filipiak.
Przyszłość Gruzji w Unii Europejskiej, a ustawa o „zagranicznych wpływach”. Czy nowe prawo przekreśli szansę na integrację?
Część polityków Unii Europejskiej otwarcie krytykuje gruzińską ustawę o „zagranicznych wpływach”. Jak podaje Informacyjna Agencja Radiowa, pojawiają się nawet głosy, aby Parlament Europejski zaktualizował status Gruzji, która od 2023 jest oficjalnie państwem kandydującym do wspólnoty. – Mam wątpliwości, czy Unia Europejska podejmie zdecydowane kroki – stwierdza Agnieszka Filipiak – Po pierwsze do tego potrzebna jest jednomyślność. Tymczasem ministrowie spraw zagranicznych Węgier i Słowacji nie podpisały apelu do Komisji Europejskiej w sprawie Gruzji. Poza tym KE potrzebuje zapewne też podstawy prawnej, aby zacząć działać – dodaje. W jej ocenie, jeżeli Unia Europejska, zdecydowałaby się na poważniejsze kroki w sprawie Gruzji, byłoby to raczej wstrzymanie ruchu bezwizowego – co byłoby bardziej dotkliwe dla Gruzinów – niż niepodjęcie rozmów akcesyjnych.
Dziennikarka przypomina, że podobne prawo zostało wprowadzone na Węgrzech w 2017 roku, choć Orban musiał się z niego wycofać po naciskach ze strony UE. – Jednak w lutym tego roku weszła w życie na Węgrzech ustawa o ochronie suwerenności narodowej. Przewiduje ona konsekwencje karne w przypadku finansowania kampanii wyborczych z zagranicy. W tym przypadku Unia Europejska nie podjęła żadnych działań – mówi Filipiak. – Poza tym sama unia planuje wprowadzenie podobnej ustawy o monitorowaniu wpływów zagranicznych. Do tego dochodzą jeszcze czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego, które mogą zmienić układ sił. Trudno przewidzieć, czy PE z większą liczbą posłów pokroju węgierskiego Fideszu czy słowackiego Kierunek-Socjaldemorkacja Roberta Fico będzie tak krytycznie patrzył na działania Gruzińskiego Marzenia. Budapeszt i Tbilisi już teraz blisko współpracują. To wszystko może wpłynąć na to, czy ta integracja europejska zostanie pogłębiona, czy nie – podsumowuje.