Kobiecość to stan umysłu. Nie decydują o niej narządy wewnętrzne. To, co widoczne lub ukryte, a jest nazywane atrybutami kobiecości, to tylko dodatek i ode mnie zależy, czy to, kim jestem, opieram na tym, że mam piersi albo macicę. O tym, jak można przejść przez zmianę po operacji ich usunięcia – mówi psycholog, psychoonkolog z warszawskiego Szpitala Karowa Magdalena Rudyk.

Magdalena Rudyk: Niektóre pacjentki mówią o odczuciu pustki. Usunięty został niewidoczny narząd, ale operacja dotknęła najbardziej intymnej części kobiecego ciała. Dlatego wiele kobiet utratę macicy interpretuje jako utratę kobiecości, atrakcyjności i dlatego jest dla nich tak przerażająca.

Jeśli operację przeszła kobieta, która ma dzieci albo jest w wieku menopauzalnym, to poczucie straty i pustki może być mniejsze. Mimo to często się pojawia. Kobiety obawiają się też, jak przyjmie to ich partner, czy brak macicy będzie miał wpływ na ich seksualność i na życie intymne w ich związku, a więc na związek.

– Operacja usunięcia macicy zazwyczaj jest związana z diagnozą choroby nowotworowej, która już sama w sobie jest szokiem dla kobiety i jej bliskich. A skoro nowotwór, to nie tylko operacja, ale także chemio— czy też radioterapia z wszystkimi konsekwencjami i skutkami ubocznymi. Zdarzają się oczywiście operacje wycięcia macicy z innych powodów, jak mięśniaki, ale dziś się od tego odchodzi jako rozwiązania zbyt inwazyjnego.

Wracając do operacji – jej zakres bywa różny. Wycięta może być macica albo macica z przydatkami, a to ma różne konsekwencje dla zdrowia kobiety. Skutkiem ubocznym leczenia i operacji zawsze jest spadek estrogenów, czyli m.in. suchość pochwy. Jeśli kobieta jest w wieku przedmenopauzalnym, to przechodzi przedwczesną menopauzę.

Operacje nowotworowe są zazwyczaj rozległe, a więc pozostają po nich rany, które długo się goją i powodują poczucie dyskomfortu.

Kobiety obawiają się też, czy będą miały przyjemność seksualną. Przecież podczas orgazmu odczuwały skurcze macicy. Warto im powiedzieć, że macica nie odpowiada za orgazm i że nadal mają zewnętrzne organy płciowe, dzięki którym mogą doświadczać przyjemności w czasie zbliżenia. One jednak obawiają się również tego, że przestaną być atrakcyjne w oczach partnera.

– Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Podstawowe znaczenie ma to, jaki był ich związek, zanim pojawił się w nim nowotwór. Jeśli był dobry, to jest duża szansa, że zaistniałe zmiany nie wpłyną na postrzeganie kobiety przez partnera. To jednak zależy też od nich samych. Mężczyźni, którzy przychodzą do mnie z kobietami, zazwyczaj o nic nie pytają i mówią, że dla nich to nie jest problem. Wiedzą, że będzie inaczej, ale im to wystarczy. To, co jest w ich oczach problemem, to postawa kobiety, która się martwi i wstydzi.

– Na tym, żeby zobaczyć, jakie potrzeby ma pacjentka i jaki ma styl radzenia sobie z chorobą. Niektóre chorobę traktują jak wyzwanie, chcą walczyć o zdrowie, wkładają w to dużo energii. Same sobie mówią: „Nie poddawaj się, dasz radę!”. Szukają informacji na temat swojej choroby, stosują się do zaleceń lekarskich. Mają opracowany plan i się go trzymają. To „zadaniowczynie”.

Spotykamy się zazwyczaj wtedy, kiedy ten plan walki z chorobą, który miały w głowie, legnie w gruzach. A tak bywa, bo choroba nowotworowa należy do chorób przewlekłych i w trakcie leczenia mogą się różne rzeczy wydarzyć. Na przykład pacjentka ma wyznaczone cykle chemioterapii, ale okazuje się, że morfologia nie jest dobra, więc trzeba odroczyć chemię i podać leki, które poprawią wyniki. Dla tych pacjentek przerwa w planie to powód do wielu trudnych emocji, oskarżeń wobec samych siebie, że czegoś nie dopilnowały, że mogły więcej zrobić, lepiej się postarać zdrowieć. Dlatego mobilizowanie chorej słowami: „Weź się w garść! Walcz! Dasz radę” – też nie jest dobre. Bo jeśli jej się nie uda, będzie miała pretensje do siebie: „Nie dałam rady! To moja wina!”. „Zadaniowej” pacjentce trzeba pokazać inny sposób radzenia sobie z chorobą i to jest moje zadanie.

– Dla osoby chorej onkologicznie ważne jest tu i teraz. Ważna jest jakość życia. A więc to, co na tu i teraz jest jej potrzebne i w tych konkretnych sprawach szukanie rozwiązań i możliwości.

Jedna z moich „zadaniowych” pacjentek, samotna matka, zawsze na koniec naszych spotkań pytała: „Jaką radę masz dla mnie?”. Oczekiwała, że nią pokieruję. Wskażę działania. Chciała także spektakularnych sukcesów. Tymczasem to, co było jej potrzebne, to: wyciszyć się, zobaczyć, że nawet jak jest źle, to nie znaczy, że tak już będzie zawsze.

– Zaprzeczenie. Są kobiety, które mówią: „Ja wolę nie wiedzieć”. Ale to się nie uda, bo będzie wiele sytuacji, kiedy będą musiały decydować o swoim życiu, o dalszym leczeniu. Wiedza będzie im wtedy niezbędna. Nikt za nie pewnych decyzji nie podejmie. Ale te kobiety mówią: miałam lekką operację, wszystko się udało. Nie ma o czym rozmawiać. Zaprzeczenie nie jest dobre. Nie da się cały czas uciekać przed rzeczywistością. Można się obudzić w bardzo trudnym położeniu, nieprzygotowaną do tego.

– Pomoc w zdobywaniu wiedzy to jeden z elementów wsparcia ze strony rodziny. Zdarza się również, że rodzina w dobrej wierze stara się wyręczyć pacjentkę w podejmowaniu decyzji. Jednak najważniejsza w tym pomaganiu jest rozmowa. Pytanie chorej, co możemy dla niej zrobić i jakie ma potrzeby tu i teraz.

Zdarzają się również rodziny, które w sytuacji choroby prowadzą ze sobą swoistego rodzaju grę, tzn. odgrywają role. Kiedy mąż takiej kobiety przychodzi z wizytą, mówi do żony: „O! Jak ty ładnie dziś wyglądasz, a jak się czujesz?”. A ona odpowiada: „Ja się czuję znakomicie” – i tak sobie oboje udają. Nie rozmawiają otwarcie o swoich emocjach, które w tej sytuacji są całkowicie zrozumiałe.

Dlatego, kiedy przychodzi trudniejszy moment, gdy stan się pogorszył, trzeba przeprowadzić kolejną operację czy zastosować jeszcze bardziej radykalne leczenie, pojawiają się panika i ogromny stres. Trudno grać i udawać, że wszystko jest dobrze. Te pacjentki czują się wtedy bardzo samotne, bo nie rozmawiają szczerze z nikim o tym, co czują, nie mówią nikomu, że się boją, że są złe czy przerażone.

– Moje zadanie to przede wszystkim dowiedzieć się, ile pacjentka wie o swoim stanie. Pytam więc, czy rozmawiała z lekarzem i co lekarz powiedział. Czy zrozumiała wszystko, co usłyszała? Co to dla niej oznacza? Nie wiemy, jak potoczy się leczenie, dlatego nie mówię pacjentce, co będzie dalej. Mogę za to powiedzieć, co może zrobić, żeby poczuć się lepiej tu i teraz. Jeśli na przykład okaże się, że boi się utraty włosów po chemii, mówię: „Jeśli chciała pani mieć długie włosy, to teraz jest okazja, żeby wypróbować taką fryzurę, czyli przymierzyć perukę”. Staram się pokazać jej, że może poradzić sobie z tym, czego się boi, że ma inne możliwości, niż udawać, że nic się nie wydarzyło.

– Bywa, że pacjentka zostaje w zaprzeczeniu do końca i odchodzi z nadzieją, że to tylko pogorszenie. Znam wiele takich przypadków. Zaprzeczenie to niedojrzały mechanizm obronny, ale w tym wypadku nie ma to znaczenia. Ten mechanizm jest potrzebny pacjentce, aby mogła odejść w spokoju. Gdyby ta kobieta była zdrowa i pracowałybyśmy na psychoterapii, to moim celem byłoby to, żeby ona ten mechanizm zaprzeczenia zobaczyła i rozbroiła. Jednak w wypadku, kiedy zbliża się śmierć, nie wolno tego robić, nie wolno łamać mechanizmów obronnych, bo one służą do tego, aby pokonać lęk – nie tyle przed śmiercią, ile przed umieraniem.

– A czy muszą to zrobić? Jeśli nie chcą spisywać testamentu i porządkować spraw, to niech tego nie robią. Niech inni po ich śmierci się tym zajmą. Choroba nowotworowa to ogrom cierpienia. Czy więc jakikolwiek testament jest wart tego, by jeszcze podnosić jego skalę? Moim zdaniem – nie. Każdy z nas ma prawo odejść na swoich zasadach. Tak, jak tego chce. Nie ma nic ważniejszego niż prawo człowieka do takiej śmierci.

– Akceptacja, która nie jest zaprzeczeniem, ale też nie wzbudza silnych emocji. Osób, które tak reagują na chorobę, jest niewiele. To pacjentki, które, gdy dowiedzą się o chorobie i przejdą terapię oraz operację, nie zalewają się negatywnymi emocjami. Potrafią działać i prosić o pomoc. Szukać rozwiązań, ale bez wpadania w panikę czy przesadę. Zazwyczaj interesuje je to, jaki będzie przebieg choroby i leczenia. Pytają mnie o moje doświadczenie. Rozmawiamy także o śmierci i o tym, że chcą pozałatwiać sprawy, które przez lata były niezałatwione, o których zapomniały. Wielokrotnie widziałam, jak choroba nowotworowa uruchamiała lawinę takich odłożonych i zapomnianych spraw. Te pacjentki chcą te sprawy załatwić.

Potrzebują tego.

– Tak i w wypadku kobiet, które uciekają w działanie, najważniejsze pytanie brzmi: czy chcą, żeby im pomóc. To, że przychodzą do psychoonkologa, nie musi o tym świadczyć. Przychodzą, bo mają mnie na liście do odhaczenia. Działają i szukają rozwiązania – a to nie to samo, co prośba o pomoc i zgoda na to, żeby z tej pomocy skorzystać. Bo pomoc polega na czym innym, niż one by chciały. One działają, bo wierzą, że odzyskają zdrowie, a przecież macicę im usunięto. Mogą żyć dobrze, ale nie tak samo. Moim zadaniem jest im pokazać, że to nie jest tylko strata, ale też możliwość doświadczenia czegoś nowego.

– Właśnie, ale w tym przypadku: inaczej niż ja chcę – to zawsze źle. Z kolei kobieta, która żyje w zaprzeczeniu, zazwyczaj jest lękowa, a więc szuka różnych wymówek, żeby udowodnić, że ma rację, że nie może wrócić do życia ­intymnego. Ona nie chce spróbować niczego nowego, bo zakłada, że to się nie uda, obawia się, że coś będzie nie tak. I na początku tak może być. Dlatego pomoc jej polega na przekonaniu, że może być dobrze, choć inaczej i może się nie udać za pierwszym razem. W wypadku kobiety, która zaprzecza, decydująca jest jakość relacji partnerskiej. Jeśli kobieta dostaje od partnera wsparcie, może spróbować, jeśli nie – często tkwi w zaprzeczeniu i lęku.

Pacjentki, które reagują spokojną akceptacją, przychodzą do mnie zapytać, jak porozmawiać z ­partne­rem. Czy to, co usłyszy, może go wy­­straszyć? Czy warto iść do seksuo­loga? Są nastawione na znalezienie najlepszego rozwiązania, otwarte na to, że będzie ono inne, niżby chciały.

– Szoku z powodu choroby i operacji kobiety doświadczy cała rodzina. Dlatego dobrze jest z bliskimi porozmawiać, powiedzieć, jaki będzie zakres operacji, jak będzie wyglądała rehabilitacja, jakie mogą się pojawić problemy, na co trzeba będzie poczekać.

Ważne, żeby wiedzieli, bo wtedy łatwiej sobie z tym poradzą. Partner może się wystraszyć, może odczuwać negatywne emocje, ale po chwili te emocje miną. Powoli oswoi się ze zmianą, która jest nieunikniona. Dowie się, że stosunek jest możliwy, orgazm także, ale potrzebny będzie czas na rehabilitację. Ile czasu? To zależy od wielu czynników. Czasem to kilka miesięcy, czasem rok.

– Nie można. Kobiecość to stan umysłu. Na pewno nie decydują o niej narządy wewnętrzne, jestem tego pewna. To, co widoczne lub ukryte, a jest nazywane atrybutami kobiecości, to tylko dodatek i ode mnie zależy, czy to, kim jestem, opieram na tym, że mam piersi czy macicę. Poznałam kobiety, które po tej operacji przeszły pozytywne przewartościowanie. Zaczęły patrzeć na swoje dokonania życiowe, nie zawieszały się na tym, czego już nie mogą, skupiły na tym, co możliwe. Zmieniły swoje priorytety, aby żyć dalej pełnią. Ta choroba i operacje dodały im determinacji. Są dla mnie inspiracją i dają mi siłę do pomagania kolejnym pacjentkom. Pokazują, że nie warto przejmować się rzeczami, na które nie mam wpływu, za to żyć tu i teraz.

Ważne, by kobiety myślały o swoich potrzebach, nie zamykały się na ludzi, bo znajdą się tacy, którzy pomogą im dźwigać to, co się wydarzyło. Jeśli siostra czy matka rozpaczają i użalają się nad nimi, warto im powiedzieć: „Uważam, że nadal jestem kobietą. I nie chcę już o tym rozmawiać!”.

Magdalena Rudyk — psycholog i psychoonkolog ze Szpitala Klinicznego im. ks. Anny Mazowieckiej. Na co dzień pracuje z kobietami na każdym etapie operacji ginekologicznych i onkologicznych. Wspiera osoby zmagające się z utratą najbliższych, pacjentki z niepowodzeniami porodowymi oraz po traumatycznych doświadczeniach z poprzednimi porodami, przygotowujące się do przyjścia potomstwa na świat. Pomaga okiełznać niepokój związany z sytuacją życiową i adaptacją do nowej roli

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version