Tak byłem zajęty sprawami zawodowymi i rodzinnymi, że kompletnie przegapiłem zamach stanu, który miał miejsce w Polsce. A to wszystko dlatego, że zamiast śledzić uważnie Telewizję Republika, gdy tylko miałem wolne, mitrężyłem czas na seriale i filmy w serwisach streamingowych. I okazało się, że ominęło mnie epokowe wydarzenie, jak się początkowo wydawało, przynajmniej na miarę tego, które sprezentował nam kiedyś generał Jaruzelski.
Kto przeżył tamte zimowe dni, ten pamięta, nigdy nie zapomni, a i nierzadko uroni łzę wzruszenia. Mnie stan wojenny się podobał, bo nie dość, że można było na żywo obejrzeć pojazdy pancerne, co nastolatka zawsze cieszy, to jeszcze zamknięto szkoły i dostaliśmy dwa tygodnie dodatkowych ferii, dzięki czemu ominęła mnie klasówka z fizyki. O stanie wojennym myślę dziś z rozczuleniem, ale i z szacunkiem dla ówczesnej junty wojskowej, bo co jak co, ale oni potrafili robić zamachy stanu.
Gdybym był wiernym widzem Telewizji Republika, to może bym się naprawdę przestraszył, bo podobno relacje Republiki z puczu wywołały popłoch wśród widzów, szczególnie seniorów, którzy wypatrywali wojska na ulicach. Trzeba było śledzić wystąpienia prezesa Trybunału Konstytucyjnego Bogdana Święczkowskiego, znanego jako „Godzilla”, zamiast oglądać w internecie amerykański film „Godzilla i Kong: Nowe imperium”. Nawiasem mówiąc – beznadziejny, do japońskiego „Godzilla Minus One” nawet się nie umywa.
Kiedy jednak już do mnie dotarło, że rząd zamachnął się na wolność obywateli, pobiegłem do sklepu robić zapasy kaszy, mąki i oleju. Bo wiemy, co to znaczy, gdy władza wyprowadza wojsko na ulicę, telefony nie działają, a w telewizji prowadzący programy występują w mundurach wojskowych. Przeżyłem oczywiście fetyszystyczną fantazję, wyobrażając sobie Monikę Olejnik w wojskowym uniformie i lśniących oficerkach, jak wzywa do rozprawienia się z wichrzycielami z opozycji, ale podniecenie szybko minęło, ustępując strachowi, czy mnie nie internują – w końcu nie tak dawno szydziłem na tych łamach z kampanii wyborczej Rafała Trzaskowskiego.
Wracając z zakupów, objuczony zgrzewkami kaszy gryczanej, mąki szymanowskiej oraz oleju kujawskiego, nie zauważyłem jednak nie tylko czołgów, ale nawet ogrzewających się przy koksownikach żołnierzy. Owszem, zimę mamy nędzną, ani śniegu, ani porządnego mrozu nie ma, ale to jeszcze nie powód, żeby nie rozstawiać koksowników na ulicach! Im bardziej się rozglądałem, tym bardziej nie było najmniejszych oznak przewrotu. Żadnego wojska, policji, żadnych więźniarek transportujących aresztowanych demokratów ze Zjednoczonej Prawicy, nic, nic zupełnie. Ludzie w kawiarniach pili beztrosko aperol, na ulicach jedli hot dogi z Żabki, jakby wszystko było po staremu.
Niestety, wszystko u nas zdziadziało, nawet zamachy stanu. W czasie stanu wojennego nie dość, że po ulicach jeździły czołgi i transportery opancerzone, żołnierze nosili długą broń, milicja biła ludzi profesjonalnie i z zaangażowaniem, to w dodatku była prawdziwa zima i śnieg po kolana. Kiedy ostatnio przeżyliście prawdziwą mroźną zimę z zaspami na ulicach? Wstyd, doprawdy wstyd, nie dość, że „koalicja 13 grudnia” mimo tak zobowiązującej nazwy nie jest w stanie zrobić porządnego zamachu stanu ani nawet zorganizować prawdziwej zimy, to jeszcze wszystko sprowadza się do jakichś medialnych przepychanek. Gdyby Adam Bodnar miał więcej odwagi i determinacji, toby zapuszkował wszystkich opozycjonistów, a do tego połowę własnego rządu, bo tak się robi zamachy stanu. Mam zresztą kilka propozycji, których ministrów widziałbym za kratkami, gdyby Bodnar chciał konsultacji, to służę pomocą. No, ale pewnie nie ma gdzie internowanych umieścić. Od kiedy areszt na Rakowieckiej zamieniono na Muzeum Żołnierzy Wyklętych brakuje wolnych cel i karcerów.
Kiedy już ochłonąłem, wgryzłem się w temat i przeczytałem oświadczenie „Godzilli”. „To nie jest zamach stanu polegający na wyprowadzeniu wojska na ulice, jest to pełzający, ustrojowy zamach stanu” – wyjaśnił Święczkowski. Poczucie ulgi, że mamy do czynienia wyłącznie z pełzającym zamachem stanu, ustąpiło miejsca potwornemu rozczarowaniu, że to nie jest zamach godny wielkiego narodu. Pełzać to mogą sobie zamachy w jakichś republikach bananowych. Polska jest zbyt ważnym państwem na mapie świata, a my jako Polacy zasługujemy na prawdziwe zamachy stanu, a nie pełzające. Nie po to głosowałem w ostatnich wyborach na Koalicję Obywatelską, żeby mi teraz robili pełzające zamachy – ja liczyłem na prawdziwy terror!
Powiedzmy sobie szczerze – od lat każda kolejna władza rozczarowuje nas w kwestiach zamordyzmu. Nawet PiS nie podołało, nawet im nie udało się wprowadzić prawdziwej dyktatury. Cokolwiek by mówić o PiS, o tym, co robiło z sądami i konstytucją, to niestety zawiodło na całej linii, jeśli chodzi o przemoc państwową. Podobnie jak teraz zawodzi na całej linii rząd Tuska. Ponad pół roku temu niezawodny Marek Suski przestrzegał na antenie Radia Zet: „Zapowiadali, że będą nas wsadzać do więzienia, to będą nas wsadzać”. I nic. Mnie jest generalnie obojętne, kogo będą wsadzać i kto będzie wsadzał, byleby wreszcie wsadzali. I to nie pojedynczych lamusów, którym nie udało się uciec na Węgry, ale żeby wsadzali masowo. Niestety, ani PiS, ani Platforma, nikt nie umie przeprowadzić masowych aresztowań, o torturach nie ma co nawet wspominać. I okazuje się, że rząd Tuska to też fajtłapy jak PiS, jeśli chodzi o sianie terroru.
Donald Trump ma Elona Muska do robienia rozwałki w systemie państwowym, a Donald Tusk ma Rafała Brzoskę od paczkomatów, który ma deregulować to, co zbyt uregulowane. Śmiechu warte, naprawdę ogarnijcie się w tym rządzie, bo robicie obciach na cały świat. Udało się co prawda zapuszkować jednego stukniętego egzorcystę, który zajumał pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości, i nawet go ponoć poddano torturom w areszcie, ale szybko go wypuścili. Człowiek czeka na proces brzeski i obóz w Berezie Kartuskiej, a zamiast tego dostaje nieudane polowanie na Zbigniewa Ziobrę, który z łatwością robi w balona całą tę pożal się Boże totalitarną władzę Tuska.
Taki Józef Piłsudski potrafił zrobić zamach stanu w 1926 r. – nie dość, że obalił praworządną władzę, to jeszcze zginęło kilkaset osób, a sanacja rządziła brutalnie przez kolejne 13 lat. O zamachach stanu w Ameryce Południowej szkoda wspominać – jak Latynosi brali się do obalania konstytucyjnego porządku, to szło po całości, a mieli takich dyktatorów, że tylko pozazdrościć. Ale nawet im ostatnio nie idzie, niedawno kompletnie sfuszerowali zamach stanu w Boliwii. Ledwo przed chwilą w Korei Południowej prezydent usiłował dokonać zamachu stanu, ale jak wyszło, wszyscy pamiętamy. Coś złego stało się z piękną tradycją zamachów stanu.
Gdyby to był klasyczny zamach stanu, to zamachowcy powinni obalić legalnie wybrane władze, a następnie ogłosić powstanie nowej państwowości: V Rzeczypospolitej. I napisać zamordystyczną konstytucję, co powinno być łatwe, bo prawników z talentem literackim mamy pod dostatkiem. Daleko nie trzeba sięgać, w końcu zawsze gotów do pracy jest Roman Giertych. A tak zostaje Giertychowi jedynie pisanie komentarzy w social mediach.