Co chce nam powiedzieć nasz mózg, kiedy tuż po powrocie z wakacji czujemy coś, co potocznie nazywamy depresją pourlopową?
Krzysztof, menedżer jednej z krakowskich restauracji, wrócił niedawno z dwutygodniowego urlopu nad Adriatykiem Znajomym opowiada, że było cudownie, nie za gorąco, woda w Adriatyku cieplutka, totalny luz. – I w końcu z dala od pracy, w której nerwów nie brakuje – przyznaje mężczyzna. Myślał, że wakacje dadzą mu więcej sił na powrót do codziennych obowiązków. Jednak już pod koniec urlopu Krzysztof poczuł znajomy ucisk w żołądku, taki sam, jaki czuje codziennie, kiedy idzie do pracy. Po powrocie zupełnie stracił entuzjazm i chęć do życia. – Czuję, jakbym wpadał znowu w jakąś czarną dziurę, a nadziei na wygrzebanie się z niej w najbliższym czasie nie ma żadnych, bo przecież byłem już na urlopie – mówi Krzysztof.
Nie tylko on ma takie odczucia. Z badań prowadzonych w różnych krajach Europy wynika, że co najmniej połowa pracujących osób po powrocie z wakacji odczuwa coś, co potocznie zwykliśmy nazywać depresją pourlopową. – W oficjalnej klasyfikacji taka jednostka chorobowa nie jest ujęta i rzadko przybiera postać prawdziwej depresji nawracającej. W większości przypadków raczej określałbym to jako pourlopowy spadek nastroju, charakterystyczny dla naszych czasów i kultury – mówi dr hab. Sławomir Murawiec, lekarz psychiatra, rzecznik prasowy Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.
Obniżenie nastroju zaczyna się często jeszcze na urlopie. Według badania przeprowadzonego przez Ipsos na zlecenie marki Fitbit „Wakacyjny stres Polaków 2023” aż 58 proc. z nas stresuje się w czasie wakacji tym, że będzie musiało wrócić do pracy, ale co bardziej niepokojące, 54 proc. zaledwie parę dni po urlopie w ogóle nie czuje, że na nim była.
Ale nie tylko Polacy mają takie odczucie. Bardzo podobnie jest u Holendrów, co wykazali naukowcy pod kierownictwem Jeroena Nawijna z wydziału turystyki uniwersytetu w Bredzie. Sprawdzili oni, jak wyjazd na wakacje zmienia poczucie szczęścia człowieka, a co ważniejsze – jak długo po powrocie utrzymuje się efekt uszczęśliwiający wakacyjnego wyjazdu. W badaniu wzięło udział 1500 dorosłych mieszkańcach Holandii, z których 974 osoby wyjechały na wakacje w trakcie 32-tygodniowego czasu trwania badania. U zdecydowanej większości badanych nastrój po powrocie z wakacji niemal natychmiast, w ciągu dnia lub dwóch, wracał do poziomu sprzed urlopu. Jak mówił Jeroen Nawijn w rozmowie z „New York Timesem”, nie było różnicy w poziomie szczęścia u osób, które wróciły z urlopu, i tymi, które na nim nie były. Większość badanych mówiła o obniżeniu nastroju po powrocie z urlopu. – Generalnie nasi respondenci czuli się najszczęśliwsi, oczekując na urlop, a nie w jego trakcie czy po nim – relacjonował Nawijn.
Ponad połowa z nas już w czasie urlopu stresuje się tym, że będzie trzeba wrócić do pracy
Praca nie dająca żyć
Dlaczego nie wracamy z wakacji wypoczęci i pełni sił do pracy? – To wszystko z powodu chronicznego stresu, którego doświadczamy w pracy – mówi dr Sławomir Murawiec. – Jego podłożem może być sama praca, która np. nie jest zgodna z naszymi zainteresowaniami, nie daje pola do rozwoju, ale mogą to być też warunki, które jej towarzyszą – wyśrubowane wymagania, różne sytuacje opresyjne, konflikty w zespole. Wtedy nawet osobie, która kocha to, co robi, odechciewa się pracować – wymienia dr Murawiec. Współczesny styl pracy, zwłaszcza tej korporacyjnej, ukierunkowanej na wyniki i optymalizację kosztów, co oznacza zazwyczaj coraz więcej obowiązków dla zatrudnionych, jest czymś, przed czym nasza psychika odruchowo się wzbrania. – Generalnie sama praca – coraz bardziej nieprzewidywalna, niepewna – stała się w obecnych czasach istotnym czynnikiem ryzyka problemów psychicznych – tłumaczy dr Murawiec.
A w ostatnich latach, kiedy ludzie byli przerzucani z pracy stacjonarnej na zdalną i z powrotem, stres pracowników wzrósł do poziomów rekordowych – wynika z badania przeprowadzonego w ubiegłym roku przez American Psychological Association’s Work and Well-Being. Według tego badania 79 proc. z 1501 ankietowanych pracowników doświadczyło stresu związanego z pracą w miesiącu poprzedzającym badanie. Wskutek chronicznego stresu badani byli najczęściej wyczerpani emocjonalnie, odczuwali brak zainteresowania i motywacji w pracy, a aż 44 proc. odczuwało zmęczenie fizyczne, które jest bardzo silnym wyznacznikiem przewlekłego napięcia.
Z kolei według badania Future Forum Pulse, na które powołuje się amerykański „Forbes”, rekordowe poziomy stresu pracowniczego były spowodowane w USA w 2022 r. powrotami do biur z pracy zdalnej.
Sygnały z mózgu
Gdy więc doświadczamy obniżenia nastroju po powrocie z urlopu, ogarnia nas lęk czy zniechęcenie, nie ma to nic wspólnego z tym, że jesteśmy rozleniwieni czy słabi. Przeciwnie, to ważny sygnał na temat naszego dobrostanu. – W podejściu neuropsychoanalitycznym, które jest mi bliskie, emocje i uczucia są porównywane do ludzkich zmysłów – mówi dr Murawiec. – Podczas gdy wzrok czy słuch są narządami zmysłów ukierunkowanymi na świat zewnętrzny, to emocje są informacjami o naszej sytuacji wewnętrznej w relacji ze światem. Jeśli emocje i uczucia, które występują w lękach czy zaburzeniach nastroju, potraktujemy jako wskazówki, możemy z nich wyciągnąć wnioski i próbować zrozumieć, dlaczego czujemy się źle – tłumaczy dr Murawiec.
Nasz mózg często w ten właśnie sposób informuje nas, że znajdujemy się w środowisku czy sytuacjach złych czy trudnych. – Nie lekceważmy tych emocjonalnych informacji z naszego wnętrza, których doświadczamy po urlopie czy pod jego koniec – mówi dr Murawiec. A obecnie wiele osób często nie przywiązuje do nich wagi. – Zawsze mamy się czuć dobrze i z zapałem stawać do nowych wyzwań. Ale lekceważenie tego, co mówią nasze emocje, zazwyczaj kończy się u psychiatry albo kardiologa – przestrzega dr Murawiec.
Oczywiście, dla naszego samopoczucia duże znaczenie ma to, jak udany był urlop. Bywa bowiem tak, że to właśnie po tych najbardziej przyjemnych wakacjach powrót do stresującej codzienności jest bardzo bolesny. – Nasz mózg zawsze będzie szukał okazji do odczuwania przyjemności, to podstawowy mechanizm napędzający nas do działania – mówi dr Wojciech Glac, neurobiolog z Uniwersytetu Gdańskiego. – Ale przyjemność jest dla mózgu bardzo uzależniająca, więc gdy ją mózgowi odbierzemy, pojawi się uczucie silnej straty, które może skutkować obniżeniem nastroju i brakiem motywacji – tłumaczy dr Glac.
Może więc lepiej nigdy z tego urlopu nie wracać? – To też droga donikąd – uśmiecha się dr Glac. – Jeśli wakacyjne przyjemności będą trwały zbyt długo, okaże się, że już wcale tak nas nie cieszą. Mózg coraz bardziej przyzwyczaja się do urlopowych endorfin – mówi dr Glac. Poza tym nasz mózg wcale nie jest stworzony do wiecznego lenistwa, ale do okresów wysiłku i odpoczynku, a stymulujące wyzwania są mu potrzebne, by się nie zestarzał zbyt szybko.
Dopasować pracę do siebie
Próżna więc nadzieja, że wieczny urlop zapewni nam szczęście. Rzucenie pracy i odizolowanie się od związanego z nią stresu też dla większości z nas jest niemożliwe. Lepszym remedium na pourlopową depresję będzie sprawienie, aby trochę tych dobrych, wakacyjnych emocji wnieść w codzienność. – Jeśli wracamy z naprawdę udanego urlopu, po którym dopada nas dół już pierwszego dnia pracy, zastanówmy się nad dwiema rzeczami. Po pierwsze, co tak naprawdę najbardziej nas przygnębia w tym powrocie do pracy, co stresuje, bo to przecież mogą być bardzo różne rzeczy, dla jednego to będzie presja terminów, a dla drugiego – monotonia i nuda – mówi dr Malwina Puchalska-Kamińska z Uniwersytetu SWPS w Sopocie.
Po drugie, zastanówmy się, co takiego sprawiło, że nasz urlop – jeśli był udany i już chcielibyśmy na niego wrócić – dał nam tyle frajdy i satysfakcji? – Być może była to duża ilość czasu na świeżym powietrzu, na słońcu, z aktywnością fizyczną, a może to, że się wysypialiśmy albo przebywaliśmy z ludźmi, których lubimy? Naszym zadaniem będzie sprawienie, aby tych miłych rzeczy, które nas doładowywały na urlopie, było więcej w codziennym życiu – mówi dr Puchalska-Kamińska. To może być np. pójście na spacer na słońce w przerwie w pracy, zamiast scrollowania sociali w biurowej kuchni, może częstsze spotkania z przyjaciółmi, może wieczorne bieganie nad rzeką. – I nie czekajmy z tym do weekendu, bo jeśli przez pięć dni będziemy tylko zmuszać się do obowiązków i znoszenia stresu, to w weekend na nic nie będziemy mieli już siły – radzi dr Puchalska-Kamińska.
Ważne jest również, aby zapewnić sobie możliwie miękkie lądowanie w pracy – nie rzucać się od razu w wir obowiązków, nie nadrabiać zaległości, tylko zacząć od rzeczy niezbyt trudnych, ale za to dających szansę na szybki sukces. Wtedy objawy pourlopowej depresji powinny minąć po około dwóch tygodniach, a my wrócimy do zawodowej formy.
Warto też jednak zadziałać długofalowo i postarać się, żeby sama praca dawała nam więcej satysfakcji i przyjemności. I wcale nie musimy jej od razu zmieniać. – Coraz częściej ostatnio mówi się o idei job craftingu, czyli dopasowywania pracy do konkretnego pracownika, małymi kroczkami, tak aby czuł się w niej lepiej czy mógł wykorzystać swoje zainteresowania i predyspozycje. – Pourlopowy job crafting można zacząć od „osładzania sobie” pracy, którą aktualnie wykonujemy. Na przykład w moim przypadku – a jestem nauczycielką akademicką – job crafting to tworzenie zajęć i zadań dla studentów ilustrowanych różnymi filmami, bo to moja pasja. Albo sprawdzanie prac studentów nie za biurkiem w domu, ale w ulubionej kawiarni – mówi dr Puchalska-Kamińska.
W ramach job craftingu można też wymyślać sobie wyzwania, które będą dawały nam poczucie, że się rozwijamy, nawet w nudnej i powtarzalnej pracy. – Jedna z moich klientek, na co dzień negocjująca standardowe umowy i narzekająca na monotonię w pracy, zaczęła brać klientów anglojęzycznych, żeby mieć poczucie, że jednocześnie szlifuje swój angielski i w ten sposób zmieniła nudną pracę na rozwojową – opowiada dr Puchalska-Kamińska. Ale job crafting może też polegać na zmianie godzin pracy czy zwiększeniu ich elastyczności, na zostaniu mentorem młodszego pracownika.
Oczywiście, job crafting udaje się najlepiej, gdy jego zalety dostrzega nie tylko pracownik, ale i pracodawca. – Niestety, o taką elastyczność i otwartość na potrzeby pracownika najtrudniej w firmach, w których jest wysoki poziom kontroli, a niski poziom zaufania do ludzi – mówi dr Puchalska-Kamińska. W takich firmach pracują zastępy ludzi z pourlopową depresją. I nikomu się to nie opłaca.