– Czasami się po prostu boisz i nie możesz tego strachu ukoić. Jedni rzucają się w ciężką pracę, część próbuje zagłuszyć lęk alkoholem, narkotykami, a inni szukają oparcia w różnego rodzaju wierzeniach – mówi Tomasz Kwaśniewski, autor książki „W co wierzą Polacy”.

Przy drodze nie ma żadnych strzałek, jak dojechać do szeptuchy. Na domu nie ma tabliczki. Ale ludzie jednak trafiają. Chcą wiedzieć, co robić, bo ciężko żyć, nic się nie układa. Jakby ktoś rzucił na nich klątwę. Liczą na to, że szeptucha zdejmie.

– Gdy wychodzę do nich, są zdziwieni. Spodziewali się staruszki. Przepraszam, że nie mieszczę się w stereotypie. Nie jestem stara, nie noszę długich szat, nie lewituję – śmieje się Monika Patrycja Patkowska. Jest szeptuchą wesołą, piękną: ma długie jasne włosy, duże oczy, pełne usta. Szczupła, wysportowana. Po studiach w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Teraz kończy psychologię kliniczną. Mieszka w Wojtkowej, w Bieszczadach. Ludzie przyjeżdżają, żeby przelała nad nimi wosk, zrobiła oczyszczające przetoczenie jajkiem. Poza tym stawia karty, robi mieszanki ziół, talizmany, świece intencyjne.

– Prababcia była szeptuchą, babcia też się tym zajmowała, więc mam to w pamięci komórkowej. Ale ja, taka racjonalna, miałabym zostać szeptuchą? Później zaczęłam oczyszczać ludziom energię, kłaść karty, ale z myślą, że to takie zajęcie na wolne chwile, hobby. Jednak zaczęło się zgłaszać coraz więcej osób – tłumaczy. Teraz są kolejki, robi zapisy. – Gdy mówię, że najbliższy termin za pół roku, ludzie się niecierpliwią. Niektórzy, zanim do mnie przyjadą, zdążą być już u 10 wróżek – opowiada Monika Patrycja Patkowska.

– Gdy zaczęła się pandemia, nasiliły się pytania: czy utrzymam pracę, co z moimi finansami. Było wyraźne nastawienie na sferę materialną. Po wybuchu wojny w Ukrainie pojawiły się pytania o losy wojny. Teraz ludzie znów pytają głównie o swoje sprawy – mówi wróżka Ksymena spod Lublina. Ma 53 lata, jest z wykształcenia pedagogiem. Dawniej wróżyła tylko z doskoku, nie byłaby w stanie z tego wyżyć. Teraz już robi tylko to. Tak wielu jest chętnych, by im wyczytała z kart, zrobiła harmonizację portretu numerologicznego, ułożyła program życia na najbliższy czas.

Wróżbita Maciej Skrzątek (znany z telewizji i serwisów internetowych, chwali się, że jest teraz w bardzo dobrej wibracji numerologicznej) ma asystenta i stawki zaporowe, inaczej by chyba nie wyrobił. Za 15 minut konsultacji bierze 250 zł. I tak są kolejki. Jeżeli ktoś chce bez wielodniowego czekania, to musi za półgodzinną rozmowę zapłacić 1500. Jeżeli po konsultacji okaże się, że konieczny będzie rytuał odcinający od klątwy, uroku czy złorzeczenia, wówczas trzeba dać jeszcze 650 zł. Rytuał wzmacniający finanse kosztuje 850. A kolejne 850 trzeba dołożyć, jeżeli wróżbita wykona rytuał wzmacniający uczucia. I dodatkowe 850 za rytuał wzmacniający zdrowie.

– Tu nie ma się z czego śmiać – twierdzi Barbara Jurga, która zajmuje się badaniami marketingowymi i wraz z antropolożką Barbarą Zajączkowską właśnie kończą pracę nad rynkiem wróżek, tarocistów, jasnowidzów. – To grupa często obśmiewana, wrzucana do jednej szuflady z płaskoziemcami, foliarzami, wyznawcami wszelkich teorii spiskowych. Zanim zaczęłyśmy badania, też byłyśmy co najmniej sceptyczne. Myślałyśmy: ludzie chyba zwariowali, że do nich chodzą – mówi Barbara Jurga. Okazuje się, że chodzi coraz więcej. Jeszcze niedawno portal portfelpolaka.pl podawał, że na usługi ezoteryczne wydajemy 2 mld zł rocznie. – Teraz to już 3,5 miliarda. Taki wzrost przy praktycznie zerowych nakładach na reklamę! Okazuje się, że Polek i Polaków gotowych korzystać z usług wróżek, szeptuch, jasnowidzów jest 14 milionów. Ta ogromna potrzeba w narodzie nie wzięła się przecież z tego, że nagle do wróżek zaczęły przychodzić rozwódki z pytaniem, czy jeszcze kiedyś wyjdą za mąż albo „czy stosunek płciowy dziś w nocy mieć będę”. W tym wzroście widać coś dużo ważniejszego – twierdzi Barbara Jurga.

– Czasami się po prostu boisz i nie możesz tego strachu ukoić. Jedni rzucają się w ciężką pracę, część próbuje zagłuszyć lęk alkoholem, narkotykami, a inni szukają oparcia w różnego rodzaju wierzeniach. Sięga się po wszystko, co pozwoli w tym strasznym świecie jakoś funkcjonować – mówi Tomasz Kwaśniewski, autor książki „W co wierzą Polacy? Śledztwo w sprawie wróżek, jasnowidzów, szeptuch”. Książka wyszła tuż przed pandemią, a już wtedy (jak wynikało z badań zrobionych przez SW Research na zlecenie kanału CI Polsat) ponad połowa z nas czytała horoskopy, 41 proc. wierzyło w cuda. Była duża wiara w skuteczność egzorcyzmów, noszenie talizmanów, jasnowidzenie, wróżenie.

Filozof religii prof. Zbigniew Mikołejko, który kieruje Zakładem Badań nad Religią w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, mówi, że teraz, gdy lęk osobisty jest tak bardzo sprzężony z potężniejącym lękiem zbiorowym, rośnie pokusa, by iść w stronę wróżb i jasnowidztwa.

– Lęk wywołany najpierw pandemią, później wojną, a teraz jeszcze trudną sytuacją ekonomiczną, narasta, problemy wydają się nierozwiązywalne, więc człowiek ucieka w iluzję rozwiązań. Szuka recept w rzeczywistości nieracjonalnej, nierozumnej, w warstwach kultury, w których są odwołania do losu, fatum. Oczekuje przepowiedni, kiedy skończy się to zło – i jego osobiste, i to powszechne – tłumaczy prof. Mikołejko.

Dlaczego w tak religijnym kraju, za jaki chce uchodzić Polska, ludzie idą do wróżek, a nie do kościołów, żeby porozmawiać o tym z Bogiem albo przynajmniej z księdzem?

– Nie widziałbym w tym wyłącznie klęski Kościoła. To porażka wszystkich oficjalnych światopoglądów. Klęska szkoły, uniwersytetu, wszystkich instytucji i struktur, które nie przygotowały nas do radzenia sobie z takimi lękami, z taką swoistą apokalipsą – mówi prof. Mikołejko.

– Czy dziwi mnie to, że zamiast zapytać Boga, co robić, ludzie idą do wróżki? Wcale. Jeżeli dopuszczasz myśl o istnieniu Boga i szatana, to dopuszczasz istnienie świata, którego nie rozumiesz, nie jesteś w stanie zobaczyć, zbadać, a więc także tego świata, w którym operują wróżki – mówi Kwaśniewski.

– Ludzie nie wiedzą, jak w tych czasach prowadzić firmę. Pytają, co robić, żeby nie zbankrutować. Jeżeli w związku im się nie układa, to jak ten związek utrzymać. Jak wychować dziecko – mówi Monika Patrycja Patkowska. Dlaczego szukają podpowiedzi akurat u szeptuchy? – Może wydaję im się „swoja”? Wychwytuję, jakim słownictwem posługuje się ten, kto szuka u mnie pomocy. Dostosowuję się i jestem tylko dla tej osoby, nie mówię: kończmy już, bo następny czeka – tłumaczy. Wiele osób po pierwszej wizycie chce się umawiać na kolejne. Jakby liczyły na to, że od teraz ona będzie ich życiową przewodniczką. – Staram się ludziom pomóc, ale nie uzależniać od siebie. Nie mogą na mnie zrzucać odpowiedzialności za swoje życie. A połowa chce, żeby albo karty wzięły odpowiedzialność, albo ten, kto je kładzie. Muszę tłumaczyć, że nie mam ich losu w swoich rękach – mówi szeptucha.

W ostatnim czasie zadziwiająco wielu zgłasza się, bo tak bardzo im się nie wiedzie, że myślą: ktoś musiał rzucić na mnie urok albo klątwę. – Dzwonią, pytają, czy dam radę ich uwolnić. Mówię: proszę przyjechać, pościągam, co się da. Przyjeżdżają, okazuje się, że to nie urok. A tym bardziej nie klątwa.

– Skąd pani wie, że nie?

– Po prostu wiem. Tak jak dobry masażysta wyczuwa, w którym miejscu ciała jest coś nie tak i trzeba ugnieść, tak ja wyczuwam, czy coś się zadziało i co z tym zrobić. Takich przypadków, gdy wyczuwam, że został rzucony urok, jest jeden na dziesięć. A klątwa to już w ogóle rzadko się zdarza. Mam wrażenie, że ludzie są albo przeczuleni, albo znaleźli sobie wygodną wymówkę: nie skończyłem studiów, nie mam dobrej pracy, nie zarabiam, to nie moja wina, to klątwa. Ten sposób myślenia stał się ostatnio tak częsty, że zastanawiam się, skąd to ludziom przychodzi do głowy? – mówi Monika Patrycja Patkowska. Wierzy w istnienie uroków i klątw, ale to, że tak wiele osób o tym mówi, to – jak twierdzi – przesyt wiary w baśni.

A może pobuszowali w sieci? Pootwierali menu rytualistów?

Chcesz kogoś skazać na samotność i zapomnienie? Życzysz mu, żeby nawet rodzina się od niego odwróciła? Możesz zapłacić i zamówić rytuał rzucenia na tę osobę Uroku Samotnego Drzewa. Ten, kto to oferuje, zapewnia, że po takim uroku wszyscy się od tej osoby odwrócą. Można też zamówić rzucenie na kogoś uroku niechęci i złości. Albo przynoszącego niepowodzenie w pracy. A jeżeli chcesz, żeby ktoś, kogo nie lubisz, podupadł na zdrowiu, możesz zamówić klątwę upadku – osoba porażona jej mocą zacznie nie tylko podupadać na zdrowiu, ale też opuści ją szczęście, wpadnie w długi, straci przyjaciół, dotychczasowy status społeczny i majątkowy.

– Nie byłoby aż tak wielu ogłoszeń dotyczących rzucania uroków i klątw, gdyby nie było zapotrzebowania – mówi mi wróżka Ksymena, gdy pytam, czy ludzie przychodzą tylko po to, by się dowiedzieć, co ich czeka i co powinni zrobić, żeby poukładać pomyślnie swoje sprawy? Czy mają pokusę, żeby wpływać na życie innych? I proszą, aby kogoś spętać, rzucić urok albo klątwę?

– Wielu chciałoby kogoś spętać albo się zemścić. O spętania pytają głównie kobiety. O zemstę i rzucenie klątwy – mężczyźni. Jednym i drugim tłumaczę, że tego nie robię. Ja to z ludzi ściągam.

– Dużo jest tego ściągania?

– Obawiałam się, że będzie więcej – mówi wróżka Ksymena. Ale jak się bliżej przyjrzeć, to nie klątwa.

– Widocznie są rzucane nieskutecznie. Spętać albo rzucić klątwę trzeba naprawdę umieć. A choć jest mnóstwo ofert, bo na tym można nieźle zarobić, to specjalistów, którzy to potrafią, jest niewielu. Ludzie wydają pieniądze, czekają na efekt. I nic. Idą do kolejnej osoby, znów zamawiają, jeżeli zbyt długo nie widać efektu, próbują gdzie indziej. Tak to właśnie działa. Czyli przeważnie nie działa. Być może temu, kto przyjmuje zlecenie, nawet wydaje się, że rzuca urok, bardzo chce wywiązać się z zadania, ale nie potrafi – mówi wróżka Ksymena.

Próbuję nawiązać kontakt z rytualistą, który oferuje rzucanie uroków i klątw. Wysyłam maila z adresu służbowego, przedstawiam się, proszę o rozmowę. Nie odpisuje. Zbywa mnie też wiedźma Julia, która na Facebooku twierdzi, że zdolności do rytuałów czarnej magii odziedziczyła po babce.

Jedynym wyjściem, żeby sprawdzić, czy w ogóle są wykonywane i czy skutecznie, jest zamówić taką usługę. Najpierw tylko trzeba znaleźć osobę, która zgodziłaby się na to, bym opłaciła rzucenie na nią klątwy. Pytam w rodzinie, wśród znajomych. Nikt nie wierzy w „takie bzdury”, ale też nikt nie jest gotów zaryzykować. Pytam w redakcji. Nikt.

– Pytanie: „Czy mogę rzucić na ciebie klątwę” wywoływało popłoch – wspomina Tomasz Kwaśniewski. Pracując nad książką o tym, w co wierzą Polacy, najpierw miał pomysł, żeby zamówić rzucenie klątwy na Antoniego Macierewicza albo Zbigniewa Ziobrę. Chciał, żeby to była klątwa utraty pracy – można byłoby szybko się zorientować, czy działa. Wydawca książki się nie zgodził. Szukał więc ochotników. Głównie wśród tych, którzy śmieją się, gdy słyszą o klątwach, spętaniach, jasnowidzeniach. „Czy mogę rzucić na ciebie klątwę?” to pytanie wprost, czy wierzysz w nadprzyrodzone zdolności wróżek. Jeżeli ktoś naprawdę nie wierzy, to nie powinien mieć problemu z tym, żeby się zgodzić. Mógłby nawet powiedzieć: a rzućcie na mnie choćby sto klątw. A jednak ci, których pytałem, nie chcieli ryzykować. Zgodziła się tylko jedna osoba: prof. Jan Hartman. To pokazuje, że choć się śmiejemy, mówimy, że nie wierzymy, to jednak mamy w sobie strach, taką myśl, która nie jest od rzeczy, że istnieje jakaś rzeczywistość, w którą nie mamy wglądu – mówi Kwaśniewski.

Sam w czasie pisania książki najadł się strachu. – Poszedłem do jasnowidza, który za pomocą magicznych rytuałów miał mnie oduczyć palenia fajek. Na koniec powiedział mi, że zaczną się zdarzać rzeczy, które będą mnie powstrzymywać od nałogu, na przykład pójdę do sklepu po papierosy, a tam nie będzie tych, które palę. Tak się przecież zdarza. A jednak kiedy poszedłem do sklepu i faktycznie moich papierosów nie było, pomyślałem: to siła zaklęcia! Później się przeziębiłem i przez kilka dni nie chciało mi się palić. Znów myśl: zaklęcie działa! Miałem wrażenie, że dałem sobie wpuścić do głowy wirusa, który steruje tym, co mnie spotyka. Przestraszyłem się.

– Ale ostatecznie po tych rytuałach nie palisz?

– Oczywiście palę.

– To jest duża branża, wielowarstwowa. Obok tych, którzy naciągają, straszą, albo wmawiają, że ziemia jest płaska, jest coraz więcej ludzi wykształconych, którzy mają kodeks etyczny podobny do tego, jaki mają psychoterapeuci. Mają strony internetowe, systemy rezerwacji i terminy pozajmowane na kilka miesięcy do przodu – mówi Barbara Jurga.

Prowadząc badania rynku, dotarła do klientów. – Na pytanie, dlaczego korzystają z tych usług, odpowiedź brzmiała: „Bo to działa. Nie ma znaczenia, czy naprawdę, czy im się wydaje, że działa. Nie ma grupy kontrolnej, więc nie można tego sprawdzić. Ważne jest to, w co wierzą ci ludzie. I komu wierzą. Bo innym przestali.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version