Trafiają tu młodzi ludzie, którzy mają trudności z relacjami.Z różnych powodów: odrzucenia, dużej wrażliwości i nieśmiałości, poczucia, że nigdzie nie pasują, diagnozy spektrum. W grupie terapeutycznej odtwarzają się te same mechanizmy, co w życiu codziennym, tyle że tu można się zatrzymać i temu przyjrzeć, a także często po raz pierwszy doświadczyć bezpiecznej relacji z rówieśnikami. Jak leczy grupa – mówi Anna Gryczewska-Jowsa, psychoterapeutka młodzieży z Ośrodka ReGeneRacja.
„Newsweek”: „Niezależność od innych buduje się w grupie” – napisała pani w rozprawie o grupach terapeutycznych dla młodzieży.
Anna Gryczewska-Jowsa: To zdanie wydaje się proste, ale można je rozumieć na wielu poziomach. Pierwszy to znaczenie grupy rówieśniczej w okresie dojrzewania. W żadnym innym momencie naszego rozwoju grupa nie jest tak ważna. Nastoletniość to okres zachwiania poczucia własnej wartości, co jest związane z budowaniem tożsamości i odrębności. Kiedy rozpoczyna się proces wyodrębniania, rodzice stają się mniej znaczący – choć zależność od nich wciąż jest nastolatkowi potrzebna, to grupa rówieśnicza jest punktem wsparcia. Dzięki interakcjom z innymi młodzież może lepiej zrozumieć siebie i swoje cele. Odkrywać pasje i wartości. Przeglądać się w oczach innych, bo grupa jest jak lustro. Można się z kimś zidentyfikować, poczuć, że ma się podobnie albo przeciwnie – zrozumieć, że możemy się różnić, ponieważ grupa daje wgląd w różnorodność perspektyw.
Dzięki temu pomaga rozwijać empatię. W grupie nastolatek może uzyskiwać wsparcie i odpowiedzi na dylematy, które trudno mu poruszyć z dorosłymi. Pod warunkiem, że ta grupa jest. To podstawa, od której wychodzimy: w wieku dorastania grupa rówieśnicza jest konieczna.
Czy na terapię grupową trafiają osoby, które nie mają naturalnej grupy rówieśniczej?
– Trafiają osoby, które mają trudności z relacjami. To jest główne kryterium kwalifikacji. Najczęściej doświadczyły odrzucenia przez rówieśników, hejtu lub innej formy przemocy. Albo z powodu trudności, np. dużej wrażliwości i nieśmiałości, nie były w stanie nawiązać żadnej satysfakcjonującej relacji grupowej. To osoby z poczuciem, że nigdzie nie pasują. Inną grupą są nastolatki, które mają diagnozę bądź są przed diagnozą – np. trudności społecznych wynikających ze spektrum autyzmu. Dla nich nawiązywanie relacji czy adaptacja do różnych grup społecznych są bardzo trudne, ponieważ charakterystyczną cechą ich osobowości jest pewna sztywność, która utrudnia dostosowywanie się. Kolejną grupą są osoby, które podjęły – z różnych względów – naukę w szkole w chmurze. Coraz więcej takich osób trafia na grupy terapeutyczne i interpersonalne, bo to ich jedyny kontakt z rówieśnikami. Wprawdzie w warunkach nieco laboratoryjnych, ale w grupie terapeutycznej odtwarzają się te same mechanizmy, co w życiu codziennym, tyle że możemy się zatrzymać i temu przyjrzeć.
Jakie to mechanizmy?
– Na przykład odrzucenia. Niektóre nastolatki tak bardzo boją się odrzucenia, że same odrzucają.
Znam wiele przypadków, kiedy młoda osoba, z pomocą rodziców, kilka razy zmieniała szkołę, bo w żadnej nie mogła się poczuć dobrze. Grupa terapeutyczna jest często pierwszą okazją doświadczania bezpiecznej relacji z rówieśnikami. Można zobaczyć, co nas zbliża do innych, a co powoduje, że mamy chęć się oddalić. Nauczyć się, jak w sposób nieraniący przekazywać sobie, nierzadko trudne, informacje zwrotne.
Każdy robi to w odpowiednim dla siebie momencie, w zależności od gotowości. Dlatego warto pamiętać, że grupa terapeutyczna pracuje na tzw. procesie, co oznacza, że potrzebny jest czas, aby trwała zmiana mogła się dokonać.
Czy nastolatki same się zgłaszają, czy to raczej decyzja rodziców?
– 90 proc. nastolatków nie trafia na terapię grupową z własnej woli. Większość przychodzi z powodu zaleceń psychoterapeutów indywidualnych albo rodziców, którzy zaniepokojeni szukają pomocy.
Coraz częściej pedagodzy szkolni kierują do nas uczniów. Prawie każdy konsultowany nastolatek mówi mi, że nie chce być w grupie. Nie zraża mnie ta niechęć, wręcz przeciwnie, ona pokazuje, że ten nastolatek rzeczywiście ma trudności w relacjach. Przecież nikt nie lubi robić tego, co jest nieprzyjemne. Zwykle okazuje się, że ma bardzo złe doświadczenia z byciem wśród innych. Oczywiście nikt nikogo nie zmusza do udziału w grupie, czynnik dobrowolności jest niezbędny, aby podjąć decyzję o rozpoczęciu terapii. Jeśli nastolatek mówi, że się boi, ale chce spróbować, albo że nie chce, ale OK, ostatecznie spróbuje, to znaczy, że motywacja jest, ale jest także bardzo duży poziom lęku w związku z doświadczeniami.
Jak sprawić, by poczuł się bezpiecznie?
– Budowanie poczucia bezpieczeństwa jest wspólnym zadaniem terapeutów i uczestników grupy. Zaczynem są zasady, które wprowadza i objaśnia terapeuta. Kolejnym etapem jest pomoc terapeutów poprzez odpowiednie pytania lub zatrzymywanie uczestników w danym momencie i grupowy namysł nad tym, czego potrzebują, czego się obawiają, co sobie wyobrażają na swój temat, a co myślą o nich inni. Bezpieczeństwo buduje się poprzez podejmowanie ryzyka, zaciekawianie i wspólny namysł. Dla wielu nastolatków ogromnym trudem jest zastanawianie się, dlaczego czują to, co czują. Szybciej chcą odreagować w działaniu. W grupie mogą się zatrzymać i wzmacniać obserwację tego, co się z nimi dzieje i jak mogą reagować inaczej. Inaczej niż zwykle.
Newsweek Psychologia
Foto: Materiały wydawcy
Jakie zasady obowiązują?
– Pierwszą zasadą jest poufność. Młodzi muszą wiedzieć, że wszystko, o czym powiedzą, zostaje w grupie. Ja deklaruję, że nie będę informować rodziców o tym, co oni wnoszą, a oni, że nie będą ujawniać wrażliwych danych na zewnątrz. Jasno zaznaczam, że klauzula poufności nie dotyczy sytuacji, w których uznam – z perspektywy osoby dorosłej – że występuje zagrożenie życia lub zdrowia.
Czyli kiedy?
– Na przykład kiedy nastolatek się samookalecza albo używa substancji psychoaktywnych w sposób ryzykowny. Ryzykowny to znaczy nie taki, jak to bywa w nastoletniości, że czegoś się spróbowało. Trzecia sytuacja to taka, w której nastolatek ma myśli rezygnacyjne i myśli samobójcze z tendencją do realizacji. Jeśli występują, nie wyobrażam sobie nie powiedzieć o tym rodzicom. Ale nigdy nie robię tego za plecami nastolatka.
A dlaczego w grupie terapeutycznej nie mogą być osoby, które znały się wcześniej?
– To utrudnia korzystanie z grupy, bo pewne tematy są poruszane tylko wtedy, kiedy mamy pewność, że nikt nie zna osób, których dotyczą, ani kontekstu. Z podobnych przyczyn obowiązuje zasada, że nie można wchodzić w związki z osobami z grupy terapeutycznej. Takie sytuacje budzą różne uczucia w grupie – np. zawiści czy zazdrości – i sprzyjają powstawaniu podgrup czy antygrup.
Wszystko, co się wydarza, wydarza się wyłącznie w tym gronie i w tym czasie?
– Tak. I tu kolejna ważna zasada: zasada obecności. Żeby móc korzystać z terapii, trzeba na nią przychodzić.
To nie jest oczywiste?
– W psychoterapii występuje zjawisko, które opisujemy jako opór. Jest to rodzaj niechęci, która najczęściej rozgrywa się na poziomie nieświadomości. Boli brzuch, boli głowa, tyle lekcji jest zadanych, że nie mogę iść na spotkanie grupy. Pod tymi „powodami” kryje się lęk. Jeżeli ktoś ma trudności w relacjach, udział w grupie może być czymś przerażającym, więc podświadomie znajduje wymówkę, żeby nie przychodzić. Już na poziomie konsultacji uprzedzam rodziców, że niechęć jest naturalnym zjawiskiem. Kiedy córka lub syn będą mówić, że nie chcą iść na grupę, bo „jest nudno, nic się nie dzieje i są beznadziejne osoby”, to nie znaczy, że wydarza się coś złego. „Nudno” znaczy „trudno”. Świadomy rodzic powie: „Dobrze, ale pójdź i powiedz o tym na grupie”. Namawiam do tego, bo wtedy mogę pomóc zrozumieć tej osobie, z czego ta niechęć wynika. A najczęściej wynika z lęku przed oceną, przed tym, że się nigdzie nie pasuje, więc na grupie zapewne też tak będzie. Efekt samospełniającej się przepowiedni: jak ktoś nie będzie chodził, to nie będzie pasował i w końcu z grupy wypadnie. Dlatego obecność jest tak ważna i na to też się z młodzieżą umawiam. Oczywiście, zdarzają się sytuacje, kiedy z grupy trafia na jakiś czas do szpitala, na przykład lecząc się z powodu zaburzeń depresyjnych lub innych dolegliwości psychicznych, a wtedy świadomość, że jest grupa, która czeka, bardzo pomaga w zdrowieniu. Ale to wyjątki.
Na co się jeszcze pani umawia z młodzieżą?
– Na wzajemny szacunek. Jeżeli pojawia się temat, który bardzo angażuje młodzież, to każdy chce coś powiedzieć, czasem trudno zabrać głos. Pod tym względem – konieczności dzielenia się uwagą i czasem – udział w grupie bywa trudniejszy niż w terapii indywidualnej.
Jakie tematy wzbudzają te największe emocje?
– Tematy dotyczące relacji rówieśniczych, szkoły, nauczycieli. Na pewnym etapie terapii kluczowym tematem są rodzice. Że relacje w rodzinie nie są takie, jakie oni by chcieli, żeby były. Albo rodziców nie ma tyle, ile by młodzi ludzie potrzebowali. Na jednej z ostatnich grup uczestnik wyznał, że bardzo chciałby porozmawiać z pewnym nieżyjącym raperem, który jest jego idolem. To wywołało temat w całej grupie – zapytałam pozostałych uczestników, czy też mają takie osoby, z którymi chcieliby porozmawiać, ale z jakiegoś powodu nie mogą. Do wyboru mieli osoby z całego świata – celebrytów, gwiazdy, żyjące lub nie. I proszę sobie wyobrazić, że połowa odpowiedziała, że chciałaby porozmawiać z rodzicami.
Wstrząsające.
– Ci rodzice są albo niedostępni emocjonalnie, albo nie mają czasu, albo rozstali się wiele lat temu i jeden rodzic nie utrzymuje kontaktu, bo ma już inną rodzinę. Jest olbrzymia tęsknota za rodzicami. To przejawia się potem w całym życiu, bo jeśli nie mieliśmy wysyconych tych relacji, ta potrzeba tkwi bardzo głęboko. Ważną częścią terapii psychodynamicznej, a w tym nurcie pracuję, jest praca z przeszłością, z doświadczeniami z dzieciństwa. Grupę zawsze prowadzi dwoje terapeutów, którzy symbolicznie reprezentują parę rodzicielską. To ważne, bo zapewnia dobre doświadczenia z obojgiem, a wielu nastolatków pochodzi z niepełnych rodzin. W grupie mogą przepracowywać doświadczenia związane z traumami relacyjnymi z rodzicami. Osoby, które pracują na co dzień z młodzieżą, wiedzą, że dynamika w grupach młodzieżowych jest bardzo intensywna. Można ją nawet porównać do dynamiki osób z zaburzeniem typu borderline. Nastolatki, będąc w momencie buntu i kształtującej się tożsamości, uderzają w terapeutów trochę jak w rodziców. To bywa trudne i łatwiej znieść napór wściekłości, zmienności, niestabilności ze strony nastolatków, kiedy pracujemy we dwójkę.
Jak młodzież testuje terapeutów?
– Próbuje łamać zasady. To, że na coś się umówiliśmy, to jedno, inna sprawa to trzymanie się tych zasad. Zazwyczaj przez pierwsze kilka tygodni młodzież jest w pozycji zależności i podporządkowania terapeutom. Kiedy poczuje się bezpiecznie, zaczyna się przeciwzależność. Próbują rozmawiać w podgrupach, wyciągają notatniki i rysują, wychodzą do toalety i bardzo długo nie wracają. Raz młodzież zapytała mnie i współprowadzącego terapeutę, czy możemy na chwilę wyjść, bo oni chcieliby coś sprawdzić. Pytanie, jaką terapeuta ma elastyczność. Żeby zbudować dobrą relację, prowadząc grupę młodzieżową, trzeba być chociaż trochę elastycznym. Nastolatki muszą wiedzieć, że różne zachowania są jakoś dostępne, terapeuta to nie posąg. Dobrze, kiedy jest reprezentacją rodzica, który się zaciekawia, próbuje nazywać, rozumieć, co się dzieje. Ale też powie: stop, kiedy trzeba. Zdarza się, że podejmuję mocną interwencję, mówiąc: „Nie możesz tego robić”.
A co jest tym czynnikiem leczącym w grupie?
– Doświadczenie bycia razem. Każda grupa istnieje w osobach, które ją tworzą, leczące jest to, że uczestnicy reagują na siebie nawzajem. Amerykański psychiatra Irvin Yalom, autorytet w dziedzinie terapii grupowej, wyodrębnił i opisał czynniki, które mają leczący wpływ na uczestników. Po pierwsze, uniwersalność. Uczestnicy, którzy dołączają do grup, często mają poczucie, że tylko ich coś spotyka, a tu się okazuje, że wiele osób ma podobne doświadczenia. Leczące jest poczucie, że nie jestem inny. Dobrze, jeśli grupa jest zróżnicowana, złożona z osób o różnych kompetencjach społecznych, bo wtedy uczestnicy, z pomocą terapeutów, mogą się uczyć od siebie nawzajem. Kolejny czynnik Yalom nazwał zaszczepianiem nadziei. Uczestnik mówi, że jest w beznadziejnej sytuacji życiowej, ale inni pokazują mu, że wcale nie jest tak, jak myśli. Przy pomocy zewnętrznego ego innych może nabrać dystansu, zobaczyć, że ktoś inny był w podobnej sytuacji jakiś czas temu, a potem przyszły zmiany. Ważnym czynnikiem leczącym jest korekta doświadczenia przebywania z innymi. Żeby móc powiedzieć, że osoba skorzystała z grupy, nie potrzeba żadnej gigantycznej przemiany, wystarczy, że będzie miała doświadczenie dobrego bycia z innymi. I to jest doświadczenie korekcyjne, bo – na przykład – nie miała takiego doświadczenia z rodzeństwem, z rodzicami ani w szkole. No i bardzo ważne jest doświadczenie katharsis.
Na czym to polega?
– Kiedy uczestnicy czują się wystarczająco bezpiecznie, odsłaniają się z historiami, o których nigdy nikomu nie mówili. To są ważne momenty. Po pierwsze, inni mogą to usłyszeć i powiedzieć, jak im jest z tym, co usłyszeli, a wtedy osoba, która wyznała coś, co ukrywała przed całym światem, może się przekonać, że nie została przez to odrzucona. Przez lata była sama z różnymi myślami i emocjami na swój temat. Wypowiedzenie tego w gronie osób bezpiecznych wywołuje uczucie ulgi, że ktoś to przyjął, nie ocenił, a może nawet powiedział: „Dobrze, że to mówisz, mam tak samo”.
Jakiego rodzaju to mogą być wyznania?
– Na przykład dotyczące sytuacji, w których ujawnia się stosunek do rodziców. Że można rodzica nienawidzić. Wyznania dotyczą sytuacji rówieśniczych, wstydliwych, przekraczających czyjeś granice.
Terapia grupowa nie działa doraźnie jak pierwsza pomoc. To dłuższy proces.
– Może być pierwszą pomocą w tym sensie, że grupa jest stałością. W życiu nastolatków wiele rzeczy dzieje się ad hoc, a grupa spotyka się co tydzień, przez półtorej godziny, z tymi samymi ludźmi. To może zadziałać jak kompres. Chociaż prawda, że aby z grupy skorzystać, trzeba w niej trochę pobyć. Minimum pięć-sześć miesięcy. Bo jeżeli ktoś przez 14-15 lat żył z silnym lękiem w kontekście relacji, albo choćby przez ostatnie kilka lat, nie oczekujmy, że po miesiącu nastąpi totalny odwrót. Dajmy sobie czas. Krótsze są kilkudniowe grupy interpersonalne.
Czym się różnią od grup terapeutycznych?
– Jest to intensywne doświadczenie bycia w kontakcie tu i teraz. Grupa interpersonalna trwa zwykle pięć dni, jest nastawiona na dawanie informacji zwrotnych i poznawanie siebie. Nie odnosimy się do historii osobistych z przeszłości, pracujemy na tym materiale, który jest. Taka grupa może być dobrym rozwiązaniem dla osób, które nie do końca są w stanie zdefiniować swój problem, ale czują, że coś jest na rzeczy. Ma również wartość diagnostyczną, bo jeżeli kogoś obserwuję przez pięć dni w grupie, jestem w stanie więcej powiedzieć na temat funkcjonowania tej osoby, niż kiedy widzę ją na dwóch godzinnych konsultacjach. Na grupę interpersonalną zapraszam młodzież, która ma wątpliwości, czy przystąpić do grupy terapeutycznej. Wielu niezdecydowanych się decyduje. Mówią: „To nie jest takie straszne, jak myślałem/am”.
Anna Gryczewska-Jowsa psycholożka, psychoterapeutka indywidualna i grupowa, specjalistka psychoterapii dzieci i młodzieży oraz psychotraumatolożka. Od lat tworzy grupy terapeutyczne w Ośrodku ReGeneRacja w Warszawie. Autorka publikacji na temat pracy psychoterapeutycznej z adolescentami
