„Ja cię, k***a, utrzymuję. Nie dajesz 10 groszy. Jesteś pasożytem, pasożyt jesteś!” Ważny polityk PiS pokazał twarz przemocowca.
Ileż razy słyszałam taką historię: zamożny, wysoko postawiony mężczyzna, z koneksjami politycznymi albo biznesowymi, upokarza, poniewiera, a czasem bije swoją partnerkę. Wyzywa ją najbardziej wulgarnymi słowami. Takimi, że trudno je nawet czytać. Dziw**, kur**, pluskwa, dno. Wielkie zero, które niczego nie potrafi i niczego nie ma. I nie docenia łaski tego, który ją tak poniża. No cóż, akurat sobie popił, więc ma prawo być zły. A partnerka nie okazała mu szacunku, należą się jej wyzwiska, czasem uderzenie pięścią.
„Jesteś szmatą”
Grzegorzowi Tobiszowskiemu, który za rządów PiS był najpotężniejszym człowiekiem na Śląsku – regionalnym liderem partii, członkiem rządu i europosłem – partnerka nie pozwoliła położyć się we wspólnym łóżku. Bo był pijany, brudny i agresywny. Bardzo go to oczywiście zdenerwowało, więc obrzucił ją plugawymi słowami.
„Wiesz co? Ja cię, k***a, utrzymuję. Nie dajesz 10 groszy. Jesteś pasożytem, pasożyt jesteś! Jak ty możesz żyć jako pasożyt? Mam cię w dupie, wyjeżdżam i, k***a, gnij tutaj.
Jesteś, k***a, uzależniona ode mnie. I ty jesteś taką szmatą. Powiem ci, ja pier***ę. Nie ma. Jesteś, k***a, prymityw. Prymityw i tyle. PRYMITYW! K***a, masz… co dałaś swemu dziecku? Twoje dziecko ma problemy” – słychać na nagraniu, które zdobył Onet. Słychać też, że ją szarpie i popycha.
Tobiszowski nie przestał się awanturować nawet wtedy, gdy partnerka powiedziała mu, że wszystko nagrywa. Ani wtedy, gdy wezwała policję i funkcjonariusze przyjechali do jego domu, w sam środek awantury. Zamiast się uspokoić, przekonywał, że to on ma rację i dalej się pastwił nad kobietą. I oskarżał policjantów, że sprzedadzą jego historię mediom. Jakby do końca był pewny, że uda mu się wywinąć, że racja i siła jest po jego stronie. W końcu on to wielkie zero utrzymuje, a ono tak mu się brzydko odpłaca.
Człowiekowi, który był sekretarzem stanu w Ministerstwie Energii w rządach Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. I – jak pisze Onet – najbardziej wpływowym człowiekiem na Śląsku, dzielił i rządził w spółkach górniczych, których prezesi byli jego ludźmi. Partia to doceniała, w nagrodę w 2019 r. trafił do europarlamentu.
Druga twarz
Znam wiele takich historii, zmieniają się tylko nazwiska i zawody zamożnych, wysoko postawionych mężczyzn, z koneksjami politycznymi albo biznesowymi. Biją i poniżają politycy, prawnicy, lekarze i dziennikarze. Często znani i podziwiani.
I nikt nie wie albo nie chce wiedzieć, że mają też drugą twarz – twarz przemocowca. Człowieka, który na zewnątrz jest czarujący i błyskotliwy, a w domu potrafi wyzywać, poniżać, bić i kopać. A przede wszystkim pastwić się psychicznie używając najpodlejszego argumentu: że bez niego ta dziw**, kur**, pluskwa i wielkie zero niczego nie potrafi i niczego nie ma. To on ją utrzymuje i to on może w każdej chwili przestać. Dlatego partnerka nie ma prawa powiedzieć „nie”. Nigdy, nawet wtedy, gdy nie chce spać w jednym łóżku z kimś, kto jest pijany i brudny. Jej wola nie jest przecież ważna.
Tacy mężczyźni to przemocowcy notoryczni, robią te same paskudne rzeczy kolejnym kobietom. Kiedy jedna odchodzi, błyskawicznie znajdują kolejną i po krótkim miesiącu miodowym urządzają jej takie samo piekło.
Grzegorz Tobiszowski też ma długą historię przemocy: pastwił się nad swoją byłą żoną, senatorką PiS. Groził, że „zniszczy ją jak pluskwę”. W szale demolował przedmioty i jeździł po pijanemu. Kiedy się z nim w końcu rozwiodła, znalazł kolejną i powtórzył ten sam scenariusz.
I bez względu na to, co teraz zacznie opowiadać o swojej ofierze, jak bardzo będzie próbował ją oszkalować i przedstawiać w złym świetle, nie ma wątpliwości co do jego winy. Wszystko słychać na ponad dwugodzinnym nagraniu, które powstało w nocy z 13 na 14 stycznia 2024 r. i całkowicie go obnaża. Pokazuje jego prawdziwą twarz. Twarz człowieka, który upokarza partnerkę, bo uważa, że ma nad nią władzę, przede wszystkim finansową, ale także psychiczną. I że ona musi mu się podporządkować. A jeśli tego nie zrobi, zasługuje tylko na bicie i wyzwiska. I ma się wynosić z domu, bo to jego dom, on tu rządzi.
Szuka kolejnej ofiary
Tak, znam wiele takich historii. I większość kończy się niestety źle. Kobiety najpierw znoszą latami przemoc, a kiedy w końcu decydują się uciec, często zostają z niczym. I nawet się niespecjalnie buntują, bo przecież w końcu uwierzyły w powtarzaną uparcie narrację, że są niczym, po prostu wielkim zerem.
Rzadko też opowiadają publicznie o tym, co je spotkało. Bo przecież były partner to człowiek zamożny, wysoko postawiony, z koneksjami politycznymi albo biznesowymi. Kto by uwierzył, że ktoś tak czarujący i błyskotliwy może podnieść na partnerkę rękę? Więc wychodzą z tego związku pogruchotane, a na dodatek z poczuciem, że on już szuka kolejnej ofiary. I kiedy ją skrzywdzi, pozostanie bezkarny.
Ofiara Grzegorza Tobiszowskiego przerwała ten ponury schemat. Nie tylko wezwała policję i opowiedziała, co się stało, ale także nie wycofała się potem z zeznań. Była bardzo dzielna, bo spora część ofiar po jakimś czasie wpada w przerażenie i zaczyna usprawiedliwiać prześladowcę, a nawet go bronić. Tatiana A. miała też sporo szczęścia, bo policjanci nie dali się zastraszyć politykowi PiS i uwierzyli w to, co im opowiedziała. A także w to, co sami zobaczyli i usłyszeli.
I to jest właściwie jedyna dobra rzecz w tej całej sprawie: przerwany został przeklęty cykl przemocy, w którym sprawca potwornie krzywdzi, ale uchodzi mu to na sucho. I zawsze może liczyć na swoich ustosunkowanych znajomych, bo oni przecież uwierzą w jego wersję. Wersji wielkiego zera nie ma nawet sensu słuchać.
Tym razem obnażona została prawdziwa twarz Grzegorza Tobiszowskiego. Został już zawieszony w prawach członka PiS, jest też wniosek o wykluczenie go z partii. Nie dostał miejsca na liście w wyborach do Parlamentu Europejskiego. I na razie nie broni go żaden z ustosunkowanych kolegów. Nikt jeszcze nie napisał, że całą aferę zmontowała jego mściwa kochanka. Podła, bo przecież tyle mu zawdzięcza. Bez niego jest nikim.
Bo tak niestety kończy się większość tych historii. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej.

