Lider Suwerennej Polski Zbigniew Ziobro choruje na nowotwór przełyku, polityk podjął leczenie za granicą. W ostatniej rozmowie z „Super Expressem” były minister sprawiedliwości przekazał, że jego żona Patrycja Kotecka-Ziobro otrzymała telefon, w którym ktoś stwierdził, że jej mąż nie żyje. – Moja żona kilka dni temu otrzymała telefon z informacją, że jej mąż właśnie umarł. Przerażona wydzwaniała do mnie, czy żyję – powiedział.
Zbigniew Ziobro o telefonie do żony: To znęcanie
– To psychiczne znęcanie się nad żoną! Ale przede wszystkim nad matką dwojga małych dzieci. To także znęcanie się nad dziećmi, które przecież są świadkami tego wszystkiego – komentował polityk w rozmowie z dziennikiem. Jak stwierdził, „ta agresja pokazuje nienawiść i dominującą chęć zemsty zleceniodawców takich działań”.
Do sprawy odniósł się wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek, który wyraził współczucie w związku z sytuacją. – To nie powinno mieć miejsca, ale nie robią tego państwowe organy, ale najpewniej nieprzychylni mu ludzie – powiedział „Super Expressowi”.
Były minister sprawiedliwości nawiązał także do przeszukań Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w jego domu. Twierdził, że ekipa telewizyjna TVP Łódź miała stać pod jego domem „od godz. 5 rano do 22”, co uznał za straszenie jego żony. Te słowa także skomentował Śmiszek. – Jeśli chodzi o przeszukania, to pan Ziobro jest traktowany jak każdy zwykły obywatel i musi się z tym liczyć. Niech nie rozrywa szat i nie robi z siebie ofiary – powiedział.
Zbigniew Ziobro przeszedł operację za granicą. Wyjaśnił, dlaczego
Zbigniew Ziobro choruje na nowotwór przełyku, w związku z czym w grudniu ubiegłego roku wycofał się z życia politycznego i podjął leczenie. Przeszedł skomplikowaną operację w Brukseli. W marcu terapię przerwał i zaczął pojawiać się publicznie po akcji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która przeszukała jego domy na polecenie prokuratury w związku ze śledztwem w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, po czym wrócił do leczenia.
W kwietniu w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” Ziobro tłumaczył, dlaczego jego operacja miała miejsce poza granicami Polski. Wstępnie miała ona odbyć się bowiem w Lublinie i Zakopanem. – Punktem przełomowym była rozmowa ze śp. prof. Starosławską, która przyszła do mnie przerażona, mówiąc, iż dostaje e-maile z groźbami, nie tylko wobec niej, lecz także całego szpitala. Ta wspaniała lekarka, onkolog, nigdy wcześniej nie spotkała się z niczym takim, to było dla niej szokiem. Poczułem dużą przykrość, że przeze mnie ma takie nieprzyjemności, a było tego więcej. Uznałem, że nie mogę narażać lekarzy i szpitali na takie szykany. Zdecydowałem się na operację za granicą, którą opłaciłem z własnych oszczędności. Był to zwykły szpital, nie żadna, jak niektórzy sugerują, ekskluzywna klinika – przekazał.