Od kolegów usłyszałam: jesteś kumata i zabawna, ale moja dziewczyna musi być inna. Ma chcieć siedzieć w domu – mówi Paulina, 39-latka pracująca w IT. – Teraz wszędzie tylko księżniczki, które same siebie traktują jak towar na półkach. Stać cię na średnią – twierdzi Adam, urzędnik z Krakowa. Oczekiwania kobiet i mężczyzn coraz bardziej się rozmijają.

— Najgorsi są ci niby otwarci faceci, w których siedzi ukryty konfiarz — mówi 33-letnia Julia z Warszawy, pracowniczka działu HR w korporacji. Ostatnio się na takiego nacięła. — Cztery lata starszy, w trakcie rozwodu. Nie sądziłam, że moje poglądy będą problemem. Od początku mówiłam: nie wiem, czy chcę dzieci, a ślub kościelny to nie moja bajka. Mam serce po lewej stronie. Przytakiwał, deklarował się jako liberał. Zdążyłam się zadurzyć, a wtedy patriarchalne szambo zaczęło wybijać.

Zawsze po nią przyjeżdżał, myślała, że po prostu jest dżentelmenem. Aż kiedyś palnął: „Nie możesz się sama nigdzie błąkać”. Chciał mieć kontrolę nad tym, jak i o której wraca do domu.

Innym razem, kiedy Julia próbowała zapłacić za ich kolację w restauracji, wysyczał: „Nie ucinaj mi jaj. Nie rób wstydu przy ludziach”. Zaproponowała, by od tej pory za wspólne wyjścia płacili na zmianę. On miał inny pomysł — zasugerował wspólne konto. Mieli przelewać na nie tę samą sumę, ale w lokalu to on miał wyciągać kartę.

— Stwierdził, że pieniądze to symboliczne przedłużenie męskości — mówi Julia. I dodaje, że „męskość” była tym, z czym miał poważny problem. — Wiercił mi dziurę w brzuchu, dopytując o rozmiary penisów moich poprzednich partnerów.

Czara goryczy przelała się, gdy umówili się na wspólne gotowanie. Partner Julii zaplanował, że zrobi sernik i makaron, ona miała mu pomagać. — Robiłam, co każe, ale nic mu nie pasowało. Najpierw zapytał, czy posoliłam gotującą się wodę. Gdy przytaknęłam, stwierdził, że kłamię i na pewno zapomniałam. Potem uznał, że źle pokroiłam warzywa. W końcu zaczął przesłuchanie. Pytał, czy u mnie w rodzinnym domu się w ogóle gotowało. Mówiłam, że gotowała głównie mama, bo ciężko było ją zadowolić. Stwierdził, że się nie dziwi, bo ja przecież nie mam żadnych umiejętności. Był tak okrutny w swoich komentarzach, że się rozpłakałam i wyszłam – mówi Julia. Następnego dnia jej partner wszystkiego się wyparł. „Masz słaby czas, ale ci przejdzie” powiedział, obarczając ją odpowiedzialnością za całą sytuację.

Julia chciała z nim zerwać. Zbiegło się to w czasie z protestami po śmierci Izabeli z Pszczyny. — Wyczuł, co się święci. Próbował się przymilać, kupił nawet znicze, bo na marsz przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego poszliśmy razem, w towarzystwie moich znajomych. Kiedy jedna z koleżanek powiedziała: „Nie muszę rodzić dzieci, pies mi wystarczy”, cały zesztywniał i puścił moją rękę. Nazajutrz zerwał ze mną SMS-em – mówi Julia.

Czuje się oszukana. Sama pochodzi z konserwatywnej rodziny z Podlasia, jej poglądy ewoluowały z czasem. — Chyba dlatego uwierzyłam w jego otwartość i wciąż dawałam mu szansę. Tylko po co tak kłamać? Jeśli nie można mieć w kimś prawdziwego oparcia, to lepiej oprzeć się o ścianę. Co mi po związku, w którym czułabym się wciąż sama? Nie wiem, jak znaleźć kogoś z mojej bajki, tych sensownych facetów jest naprawdę mało – mówi Julia.

— Od studiów jestem singlem, już nie pamiętam, jak to jest być w stałym związku — mówi Piotr, nauczyciel w szkole specjalnej. Ma 34 lata, mieszka z rodzicami w miasteczku na Śląsku. Gdyby wynajmował sam, musiałby dusić każdy grosz. A tak, może odłożyć coś na przyszłość. Jest konserwatystą, chciałby kiedyś wziąć ślub kościelny i założyć rodzinę. Brakuje mu tylko kandydatki na żonę.

— Ostatnio spotykałem się z dziewczyną poznaną na Tinderze. Byliśmy na trzech randkach. Raz zaprosiła mnie nawet do kina. Ale z początkiem roku zmieniła pracę i od tej pory nie ma dla mnie czasu. Nie wiem, czy faktycznie jest taka zarobiona, czy robi mnie w wała – mówi Piotr.

Kto w związku pierze, gotuje i sprząta, to zdaniem Piotra kwestie, w których można się dogadać. — W rodzinnym domu zawsze było tak, że kto przychodzi pierwszy z pracy, ten gotuje. Ludzie się zgrywają. To nie jest kwestia ideologiczna, że baba ma siedzieć i robić – mówi. Ale w poglądach na aborcję jest już zdeklarowany. Choć, jak przyznaje, takie tematy zostawia na bardziej zaawansowany etap randkowania.

— Znam kilka feministek, nie przeszkadzają mi ich poglądy, póki nie próbują ich na siłę forsować. Możemy razem iść na piwo albo do łóżka, ale wejść w związek z taką dziewczyną? No, nie bardzo. W pewnym momencie człowieka by szlag trafił. Powiedzmy, że mamy w Polsce aborcję na życzenie i ona zachodzi w ciążę. Ja chcę podejść do życia na poważnie, a ona mówi, że jeszcze nie jest gotowa na dziecko. Przewaga jest po jej stronie. Musiałbym się pogodzić z tym, że ona zrobi, jak zechce, a ja nie mam nic do gadania – mówi Piotr.

Ona z sercem po lewej stronie, on – obrońca konserwatywnych wartości. Światopogląd młodych coraz bardziej się polaryzuje. Z lewicą utożsamia się aż 40 proc. młodych kobiet i tylko 22 proc. młodych mężczyzn (raport CBOS z 2021 r.). Potwierdzają to również najnowsze sondaże jak „Polityczny portret młodych Polaków”, opublikowany w kwietniu. Wynika z niego, że na Konfederację głos oddałoby aż 17 proc. mężczyzn i jedynie 5 proc. kobiet.

Pogłębiają się nie tylko różnice światopoglądowe, ale też w wykształceniu. Ponad połowa Polek w wieku 25-34 lat ma wyższe wykształcenie. W przypadku mężczyzn jest to 31 proc. Ta luka ma coraz większe przełożenie na relacje między płciami.

— Wykształcone singielki z singlami ze wsi i małych miasteczek nie bardzo mają o czym gadać — mówi profesor Mikołaj Cześnik, socjolog i politolog, profesor Uniwersytetu SWPS. — Oni zresztą — jak wykazały nasze badania* — boją się wyedukowanych kobiet. Tego, że ich nie zrozumieją, za mało wiedzą i zaraz popełnią jakąś gafę. Zresztą nie bez powodu. Te kobiety często nie szczędzą mężczyznom wielkomiejskiej, inteligenckiej pogardy. A nawet jeśli nie mają intencji, żeby sponiewierać, to pogarda jest niejako wpisana w taką relację. Jeśli nie sama kobieta, to jej najbliżsi pilnują, żeby nie popełniła mezaliansu. Zawsze pojawi się rodzic, babcia czy dziadek, który powie: „To chyba nie jest odpowiedni kandydat dla ciebie” – mówi prof. Cześnik.

Młodym mężczyznom coraz trudniej odnaleźć się w takiej rzeczywistości. Stąd rosnące zainteresowanie poparcie dla skrajnie prawicowych ugrupowań. — Konfederacja daje proste rozwiązania mężczyźnie, który czuje się gnębiony przez zmiany w świecie, w którym kobiety zaczynają się, w jego mniemaniu, panoszyć — mówi prof. Cześnik.

I dodaje, że ojcowie i dziadkowie dzisiejszych trzydziestolatków żyli w świecie, w którym kobiety były poddane i uległe. — W pokoleniu ich dzieci jest już inaczej. Przebijają się kobiety wykształcone, asertywne i kompetentne. Nie dość, że należy podjąć wysiłek, by zdobyć ich względy, to trzeba z nimi współzawodniczyć w uczciwy sposób, który dla wielu mężczyzn jest niewygodny.

— Chciałbym znaleźć partnerkę szaloną w łóżku i normalną poza nim — mówi 32-letni Adam, urzędnik z Krakowa. — Teraz wszędzie tylko księżniczki, które same siebie traktują jak towar na półkach. Stać cię na średnią — bierzesz. Stać cię na najwyższą — bierzesz. Nic za tym nie idzie oprócz jako takiego wyglądu, a wymagania mają oczywiście z kosmosu.

Adam jest przekonany, że dla współczesnych kobiet, poza nielicznymi wyjątkami, ważne jest tylko to, jaki mężczyzna ma samochód i ile zarabia. Pensja urzędnika w wysokości średniej krajowej stawia go na przegranej pozycji.

— Przez to piep***** rozdawnictwo zarabiam za mało, żeby pomyśleć o poważniejszych decyzjach życiowych. Nie uśmiecha mi się brać drugiej roboty. Jedyną dobrą opcją jest znalezienie partnerki i życie w parze, w której każde z nas będzie zarabiać.

Według Adama najgorzej w Polsce ma klasa średnia. — Biedota narobi tyle świadczeń, że wyciąga więcej ode mnie — mówi, dodając popularne wśród Konfederatów hasło: „Chłop nie zejdzie z baby, żeby być lepszym beneficjentem”. Odwołuje się do stereotypu, w którym mężczyzna uprawia z kobietą seks tylko po to, by zaszła w ciążę i urodziła kolejne dzieci, za które należy się 500 plus.

Dlatego atrakcyjna jest dla niego oferta Konfederacji i światopogląd prezentowany przez jednego z jej liderów — Sławomira Mentzena. — Idealny nie jest. Chce całkowicie zakazać aborcji, a jednak w przypadku gwałtu czy wady płodu powinna być dozwolona. Ale teraz ważniejsza jest kwestia gospodarcza, a w tej Mentzen nie ma sobie równych. Chce zlikwidować zasiłki typu 500 plus i uprościć podatki.

Adam dodaje, że światopoglądowo jest mu bliżej do prawej strony. — Trudno patrzeć na to, co lewica odwala z tymi orientacjami seksualnymi i transpłciowością. Wszystko, co parę lat temu każdy normalny by nazwałby chorym, dziś jest przejawem wielkiej odwagi – mówi 32-latek.

Skąd taki rozjazd? Mikołaj Cześnik uważa, że jego korzeni należy szukać w naszej historii. — Mówiąc o różnicach światopoglądowych między kobietami a mężczyznami po trzydziestce, nie można abstrahować od tego, co jest podglebiem kulturowym w naszym kraju — mówi prof. Cześnik. — Po pierwsze: szkoła od 150 lat wciąż uczy romantycznej wizji miłości. Jak kochać mówi nam Mickiewicz, a my — świadomie czy nie — powielamy ten wzorzec.

Po drugie: mamy głęboko zakorzeniony kulturowy katolicyzm. Nie chodzi nawet o religijność, ale odgórnie przyjęte obyczaje, których nie kwestionujemy. Po trzecie: od powstania styczniowego po współczesność ciężka praca kobiet była niezauważana.

— Nie dość, że kobiety odwalały mrówczą robotę, będąc na przykład szeregowymi działaczkami Solidarności, to brały też na siebie cały ciężar organizowania codzienności. Wychowały dzieci i dbały o mężów zajętych wielkimi sprawami – wylicza Cześnik.

I dodaje: — Na to nałożył się po 1989 r. boom edukacyjny, który zdecydowanie bardziej dotyczy kobiet niż mężczyzn. Ważną rolę odgrywa tu polska wieś, która obejmuje 40 proc. społeczeństwa. Młode kobiety migrują do miasta, by zdobyć wykształcenie, dwa razy częściej niż młodzi mężczyźni. Dzieje się tak, bo nawet bez wyższego wykształcenia młody mężczyzna w małej miejscowości jest w uprzywilejowanej pozycji względem swoich rówieśniczek. Na wsi może odziedziczyć gospodarstwo, a jeśli tak się nie stanie, to znaleźć nieźle płatną pracę niewymagającą studiów wyższych m.in. w przemyśle. Młoda kobieta ma znacznie mniej możliwości, jedyną szansą na usamodzielnienie się, jest zdobycie wykształcenia i pracy.

— Dziewczyna ma obowiązek piąć się po szczeblach kariery akademickiej, żeby wyjść z domu i znaleźć odpowiedniego kawalera — tłumaczy prof. Cześnik. Oczekiwania rodziców wobec młodych mężczyzn i kobiet na wsiach wciąż są inne. On — będzie dziedziczył, ona ma się kształcić, żeby dobrze wyjść za mąż. Tyle że rezultat jest odmienny od tego, co rodzice zakładają. Bo w mieście brakuje „tych lepszych” kandydatów, a na wieś te kobiety nie chcą wracać.

— W rezultacie, dziś na jednego młodego chłopaka w Warszawie przypadają trzy dziewczyny. Każdy mężczyzna może tu potencjalnie znaleźć partnerkę, ale dla wszystkich kobiet nie starczy mężczyzn. Mogą co najwyżej go komuś „odebrać” – mówi prof. Cześnik.

— Wierzyłam, że pracując w postępowej branży, mam do czynienia z otwartymi mężczyznami — mówi 39-letnia Paulina, managerka w branży IT z Krakowa. Przekonała się, że jest inaczej, gdy wyszła z kolegami z pracy na piwo. — Usłyszałam od nich: „Jesteś kumata i zabawna, ale moja dziewczyna musi być inna. Ma chcieć siedzieć w domu” – mówi Paulina.

Gdy dołączyła do branżowej grupy na Facebooku, było tylko gorzej. — Pełno tam głupoty i bezduszności. Programiści, którzy zarabiają po 20-30 tys. zł miesięcznie, piszą: „Konfederacja skończy z okradaniem przedsiębiorców”. Albo: „Złotówki z moich ciężko zarobionych pieniędzy nie będę dawał na baby, które nie potrafią nóg razem utrzymać” – relacjonuje Paulina. I dodaje: — Kolesie siedzą na ciepłym stołku, piszą szlaczki na komputerze i nie mają pojęcia, jak bardzo są uprzywilejowani.

Poszukiwania partnera już odpuściła. — Randkowałam po to, żeby ciekawie spędzić czas i dowiedzieć się czegoś o drugim człowieku. Nie szukałam od razu faceta na bzykanko albo na życie. Jedno i drugie może się zdarzyć, ale nie musi.

Mężczyźni, których spotykała, tego nie rozumieli. — On przecież chodzi na siłkę, ładnie się ubrał, wyczyścił buty, umył włosy i postawił mi kawę, więc uważa, że na liście zadań odhaczył wszystko. I teraz już czas na coś w zamian. A ja nie jestem nikomu nic winna za to, że chciał się ze mną spotkać.

Problemem często okazywał się też światopogląd. Dlatego temat aborcji Paulina poruszała zawsze we wczesnej fazie randkowania. — Z moją macicą mogę robić, co zechcę. Nie jestem niczyją służką, żeby się tłumaczyć, dlaczego chcę prawa do decydowania o sobie – mówi. Mężczyźni, z którymi się spotykała, tego nie rozumieli. Dlatego dziś Paulina nie umawia się już na randki.

— Choć i Polki, i Polacy za optymalny uważają partnerski model związku, to zupełnie inaczej go sobie wyobrażają — mówi doktor Marta Bierca, socjolożka na Uniwersytecie SWPS, współzałożycielka agencji badawczej WiseRabbit. — Mężczyźni są bardziej optymistyczni. Dla nich relacja, w której kobieta wykonuje większość obowiązków domowych i opiekuje się dziećmi, to relacja partnerska — tłumaczy.

I dodaje: — Dla kobiet znalezienie partnera jest wyjątkowo trudne, ich wymagania są bardziej złożone niż kiedyś. Obecnie idealny kandydat powinien szanować równouprawnienie, a oprócz tego być wykształcony i oczytany, mieć odpowiednią pozycję społeczną i pieniądze oraz atrakcyjny wygląd. Kobieta często pragnie ideału zasilanego obrazami z Instagrama, podczas gdy mężczyzna w obliczu niepewnych czasów jeszcze bardziej zwraca się ku tradycyjnym wartościom i znanym od pokoleń, bezpiecznym rolom społecznym — wyjaśnia.

Jednocześnie dr Marta Bierca zaznacza, że na pozycję Polek na rynku matrymonialnym wpływają również migracje kobiet uciekających przed wojną z Ukrainy. Badania jej agencji WiseRabbit wykazały, że Polki czują się zagrożone. — Ukrainki są postrzegane jako bardziej opiekuńcze i zaangażowane w rodzinę tradycjonalistki. Stąd obawy, że mogą bardziej podobać się polskim mężczyznom — mówi.

Co dalej? Marta Bierca nie jest optymistką. — Sytuacja może się pogłębiać, trudno mi sobie wyobrazić, żeby te liberalne i konserwatywne światy mogły się spotkać — mówi. Potwierdzają to badania, na które powołuje się w raporcie „Alternatywy, badania na zlecenie Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii”. 48 proc. ankietowanych Polaków przyznaje, że kiedyś więcej czasu spędzało w towarzystwie, teraz wolą spędzać czas w pojedynkę. 79 proc. uważa, że ludziom coraz trudniej jest się wzajemnie rozumieć i są dla siebie coraz mniej życzliwi. 38 proc. przyznaje, że coraz trudniej jest odnaleźć im się w społeczeństwie.

Natura nie znosi próżni, również ta ludzka. — Obserwujemy, że równocześnie rozszerza się definicję rodziny, pojawiają się relacje alternatywne — mówi Bierca. — Polacy coraz częściej deklarują, że rodzina to nie tylko para z dziećmi, ale grupa przyjaciół mieszkająca razem. Za najbliższych coraz częściej uznają zwierzęta domowe. Sądzę, że będziemy szukać coraz więcej relacji alternatywnych, bo samotność to uczucie, którego wszyscy chcemy uniknąć.

***

*Prof. Cześnik powołuje się na badania „Klasa w związku, związek z klasą: w stronę homogamii małżeńskiej i towarzyskiej?”, realizowane przez zespół Uniwersytetu SWPS i IFiS PAN.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version