Niepozorna 10-groszowa moneta z okresu PRL pobiła rekord na rynku kolekcjonerskim, osiągając cenę 33 tys. zł na aukcji. Egzemplarz ten, wybity w 1973 roku, wyróżnia się szczególnym defektem, który znacząco podnosi jego wartość.
Historia 10-groszówki z PRL
W 1973 roku w polskich mennicach wybito aż 80 milionów sztuk 10-groszówek, które przez dekady były w powszechnym obiegu. Jednak jeden szczególny defekt sprawił, że niektóre egzemplarze zyskały ogromną wartość kolekcjonerską. Na monetach, które wyszły z mennicy w Kremnicy (ówczesna Czechosłowacja), zabrakło znaku mennicy, który zwykle znajdował się pod lewą łapą orła.
Choć miliony takich monet krążyły po kraju, defekt ten występuje w zaledwie niewielkim procencie egzemplarzy, co czyni je niezwykle rzadkimi.
Czym wyróżnia się ten egzemplarz?
W kwietniu 2020 roku inna 10-groszówka z tym samym defektem została sprzedana za 29,9 tys. zł, ale rekord padł dopiero w grudniu 2024 roku. Moneta, która osiągnęła cenę 33 tys. zł, była dobrze zachowana, ponieważ przez lata spoczywała w klaserze numizmatycznym.
Stan zachowania ma kluczowe znaczenie dla wartości kolekcjonerskiej. Nawet defekt nie wystarczy, jeśli moneta jest zniszczona lub mocno zużyta.
Defekt, który podnosi cenę
Brak znaku mennicy na 10-groszówce z 1973 roku sprawił, że stała się jedną z najcenniejszych monet obiegowych PRL. Rzadkość występowania tego błędu sprawia, że kolekcjonerzy są gotowi zapłacić fortunę, by zdobyć taki egzemplarz.
Ostatnie lata przyniosły wzrost zainteresowania inwestycjami w numizmatykę. Kolekcjonerzy chętnie poszukują rzadkich monet, traktując je jako bezpieczną formę ulokowania kapitału. Przykład 10-groszówki z PRL pokazuje, że nawet niewielka moneta może osiągnąć zawrotną wartość, jeśli posiada unikalne cechy.