Radosław Sikorski potwierdził, że potrafi robić publiczną dyplomację. Chodzi nie tylko o wystąpienie w ONZ, ale też wiele innych działań ministra spraw zagranicznych w ostatnich dniach i tygodniach. Wielkie ambicje polityczne Sikorskiego nie są tajemnicą, a ostatnie sukcesy na pewno mu nie zaszkodzą.
Szef MSZ, Radosław Sikorski, przebywa z długą wizytą w Stanach Zjednoczonych. W jej trakcie rozmawia z czołowymi osobami odpowiadającymi w administracji Bidena za sprawy polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Nie wiemy, jakie ustalenia poczyniono w trakcie tych spotkań, w jakim stopniu ministrowi udało się zrealizować swoje cele. Tym gabinetowym rozmowom towarzyszy jednak ofensywa publicznej dyplomacji, skierowanej do amerykańskiej i globalnej opinii publicznej. I tu trudno się spierać, że Sikorski może być zadowolony z efektów.
Minister udzielił kilku bardzo udanych wywiadów czołowym amerykańskim mediom. A ukoronowaniem tego było świetnie przyjęte wystąpienie w ONZ, gdzie po raz kolejny bezlitośnie wypunktował kłamstwa ambasadora Rosji akredytowanego przy tej instytucji na temat wojny w Ukrainie.
I kto tu jest faszystą?
Wystąpienie Sikorskiego było krótkie, ale bardzo przemyślane i pełne konkretów. Szef polskiego MSZ zaczął od zakwestionowania zapewnień Rosji, że rosyjska armia nie atakuje w czasie agresji na Ukrainę celów cywilnych. Sikorski przywołał swoją niedawną podróż do Lwowa, gdzie widział zamieszkałą kamienicę uderzoną rosyjskim pociskiem – i na dowód pokazał zdjęcie zniszczonej budowli.
Szef MSZ Radosław Sikorski podczas wystąpienia w ONZ 25 września 2024 r.
Foto: Brendan McDermid/Reuters / Forum
Następnie podjął temat ukraińskich dzieci porywanych przez Rosjan z terenów kontrolowanych przez Moskwę. Ukraińskie dzieci są wywożone do Rosji, a później poddawane praniu mózgu, mającemu całkowicie wymazać ich ukraińską tożsamość. Niektóre z nich przekazywane są do adopcji rosyjskim rodzinom, często rekrutującym się z kręgów ścisłej putinowskiej elity.
Czym właściwie – pytał Sikorski – różni się to od polityki nazistów? W trakcie II wojny światowej władze III Rzeszy także odbierały rodzicom z Polski i terenów ZSRR dzieci. Te, które spełniały odpowiednie kryteria „rasowe”, oddawały do adopcji niemieckim rodzicom.
Nawiązania do nazizmu wracały w wystąpieniu szefa MSZ kilkukrotnie. Sikorski przypomniał o współpracy Związku Radzieckiego i III Rzeszy we wrześniu 1939 r., pokazując nawet zdjęcie ze wspólnej, radziecko-niemieckiej parady zwycięstwa. Wcześniej faktowi podobnej współpracy zaprzeczył na forum ONZ rosyjski ambasador.
x.com
Te historyczne dygresje mają głęboki sens w polemice z rosyjskimi dyplomatami. W Rosji Putina doszło do skrajnej instrumentalizacji historii. Ofensywna, głęboko zakłamana polityka historyczna stanowi jedno ważniejszych narzędzi rosyjskiego imperializmu w naszym regionie. Wojna ZSRR z III Rzeszą, „wielka wojna ojczyźniana”, to dziś w Rosji fundacyjny historyczny mit, mający jednoczyć całe społeczeństwo i definiować jego tożsamość. „Operacja specjalna” w Ukrainie jest przedstawiana przez putinowską propagandę jako kontynuacja tamtej wojny, jako heroiczny wysiłek „denazyfikacji Ukrainy”. Propaganda rosyjska od dawna przekonuje bowiem swoich obywateli, że w Ukrainie co najmniej od czasu Majdanu rządzą „naziści”.
Gdy więc Sikorski mówi Rosjanom „to wy dziś zachowujecie się jak państwo nazistowskie” – spokojnie i rzeczowo przedstawiając przekonujące argumenty na rzecz tej bardzo mocnej tezy – to uderza rosyjską propagandę tam, gdzie ją może najbardziej zaboleć.
Dlaczego to ma znaczenie
Oczywiście, głos Sikorskiego nie zmieni w niczym reżimu Putina. Wątpliwe jest też, by przebijając się przez mur rosyjskiej propagandy, od lat piorącej mózgi obywatelom Federacji Rosyjskiej, jakikolwiek polski polityk był w stanie przekonać „zwykłych Rosjan” do historycznej prawdy. Jednocześnie podobne wystąpienia mają znaczenie.
To, czy „operacja specjalna” w Ukrainie powiedzie się czy nie, zależy w dużej mierze od tego, w jakim stopniu Zachód będzie dalej wspierał Ukraińców w ich wojnie obronnej. Dla polskiej racji stanu kluczowe jest przetrwanie Ukrainy jako realnie niezależnego, możliwie zintegrowanego z Zachodem państwa. Dlatego zapewnienie wsparcia Zachodu dla ukraińskiej obrony powinno być głównym celem naszej dyplomacji. Oczywiście przede wszystkim tej niepublicznej, prowadzonej w zaciszu gabinetów. Z drugiej strony polska dyplomacja nie powinna ograniczać się wyłącznie do szeroko pojmowanego Zachodu. W naszym interesie leży możliwie najgłębsza dyplomatyczna izolacja obecnej Rosji, także wśród państw Globalnego Południa.
Nie zaniedbując tych kierunków, nasz główny wysiłek powinniśmy jednak włożyć w budowanie stabilnego wsparcia Zachodu dla walki Ukraińców. Zachodni politycy muszą, także w swojej polityce zagranicznej, liczyć się z nastrojami własnej opinii publicznej. Dlatego w przypadku Ukrainy ogromne znaczenie ma to, jak zachodnie społeczeństwa postrzegają wojnę: czy jako niesprowokowaną agresję Rosji, czy jako konflikt – jak twierdzi rosyjska propaganda – „sprowokowany” przez Kijów i jego zachodnich sojuszników. I tu publiczna dyplomacja Sikorskiego – wystąpienie w ONZ, wywiady przedstawiające polski punkt widzenia na konflikt zarówno w czołowych amerykańskich liberalnych mediach, jak i w bliskim republikanom Fox News – wykonuje dobrą, potrzebną pracę.
To na pewno nie zaszkodzi ewentualnym prezydenckim szansom Sikorskiego
To, że Sikorski dobrze radzi sobie z dyplomacją publiczną – zwłaszcza w kontekście amerykańskim, który dobrze zna – nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto obserwuje bliżej karierę tego polityka. Jego ostatnie amerykańskie sukcesy przypadają przy tym na specyficzny dla polskiej polityki moment: na okres, gdy główne siły polityczne szykują się do decyzji, kogo wystawią w wyborach prezydenckich w 2025 r.
Sikorski od dawna wymieniany był jako drugi rezerwowy kandydat KO: ktoś, na kogo można by postawić, gdyby partia nie zdecydowała się na dziś niemal oczywisty wybór Rafała Trzaskowskiego. Sukcesy w Stanach mogą ożywić spekulacje co do prezydenckich ambicji i szans szefa MSZ. Tym bardziej, jeśli połączymy je z jego asertywną postawą wobec Kijowa w takich kwestiach jak Wołyń – Sikorski pokazał bowiem właśnie, że potrafi zarówno skutecznie bronić wsparcia dla Ukrainy na forum światowym, jak i zachować się w razie potrzeby bardziej zdecydowanie wobec Kijowa.
W jakim stopniu ostatnie działania Sikorskiego dyktowane są prezydenckimi ambicjami? Nie możemy tego powiedzieć, ale z całą pewnością dobra pasa Sikorskiego nie zaszkodzi jego politycznej przyszłości. Zwłaszcza w sytuacji, gdyby przyszło mu za rok faktycznie wystartować w wyborach prezydenckich – bo kwestie bezpieczeństwa, wojny, relacji ze Stanami Zjednoczonymi i Kijowem będą w nich należały do kluczowych tematów kampanii. „Sikorski 2025” ciągle pozostaje raczej mało prawdopodobnym scenariuszem. Poza szeregiem zalet szef MSZ ma też wiele obciążeń: mógłby zadziałać na wyborców PiS podobnie mobilizująco w drugiej turze jak Tusk. Byłby też trudniejszy do zaakceptowania dla elektoratu lewicy – nawet drugiej turze – niż Trzaskowski. Ale w polityce ostatniej dekady widzieliśmy już nie takie zwroty akcji, a wybory prezydenckie zawsze należały w Polsce do najbardziej nieprzewidywalnych.