Przez siedem lat zmagałam się z nadwagą. W końcu znalazłam sposób na stratę wagi w zrównoważony sposób. I w dodatku potrafiłam ją utrzymać.
Kiedyś byłam naprawdę niezadowolona ze swojego ciała. Bałam się rano wstać. Po pierwsze dlatego, że nie miałam energii, a po drugie dlatego, że oznaczało to pójście do łazienki i spojrzenie w lustro na odbicie, które ledwo rozpoznawałam.
Oznaczało to poświęcenie 20 minut na wybranie stroju, ponieważ żadne z moich ubrań nie pasowało, a tych, które pasowały, nienawidziłam za to, jak wyglądały.
Zauważyłam, że moja waga wpływa na moje relacje. Nie mogłam dobrze się bawić, wychodząc z przyjaciółmi, ponieważ cały czas myślałam o tym, jak wyglądam, co myślą o mnie inni. Nie chciałam robić żadnych zdjęć grupowych. Wstydziłam się.
Miałam wówczas 20 lat i czułam, że próbowałam już wszystkiego. Ograniczałam kalorie do 1000-1200 dziennie, ale potem porzucałam dietę, bo byłam zbyt restrykcyjna.
Próbowałam ograniczyć węglowodany, cukier, gluten i tłuszcze. Próbowałam koktajli zastępujących posiłki i suplementów odchudzających. Zapisałam się na siłownię, ale nigdy na nią nie poszłam. Czułam się zbyt skrępowana ćwiczeniami przy innych.
Raz po raz odpuszczałam, aż w końcu zaczęłam wmawiać sobie różne nieprawdziwe rzeczy, takie jak: „nie mogę tego zrobić”, „to zbyt trudne”, „może po prostu nie jestem stworzona do bycia chudą, szczęśliwą, szczupłą” i moje ulubione: „Nic mi nie jest… to moja nowa normalność. Powinnam iść naprzód i zaakceptować to, ponieważ byłoby to o wiele łatwiejsze”.
Momentem, w którym wszystko się zmieniło, był dzień moich 21. urodzin. Podczas kolacji mama zrobiła mi zdjęcie. A kiedy pokazała mi zdjęcie, naprawdę się nie poznałam.
Większość 21-latków spędza swoje urodziny, imprezując i świętując z przyjaciółmi. Ja swoje spędziłam na podłodze w łazience, płacząc, całkowicie trzeźwa. Była zagubiona, zdezorientowana i zawstydzona tym, kim się stałam.
Pomyślałam sobie: „Czy to jest teraz moje życie? Czy naprawdę zaakceptuję taką przyszłość?”.
Przytyłam 30 kg w ciągu trzech lat i wiedziałam, że jeśli nie zapanuję nad swoją wagą, będę tylko dalej przybierać. W ten sposób nie tylko naraziłabym się na stygmatyzację społeczną, ale także na komplikacje zdrowotne.
Wysokie ciśnienie krwi, choroby serca, niepłodność, cukrzyca i wiele innych schorzeń, na które byłabym narażona do końca życia. Wiedziałam, że muszę coś zmienić, ale czułam się tak beznadziejnie, że nie wiedziałam, od czego zacząć.
Wiedziałam jednak, że muszę spróbować.
Rok później zaczęłam wdrażać kluczowe zmiany w stylu życia i schudłam 50 kg. Zeszłam z 92 do około 79 kg.
Uporządkowanie odżywiania
Pierwszą rzeczą, na której się skupiłam, było uporządkowanie odżywiania. Zdałam sobie sprawę, że jednym z moich największych problemów było to, że zawsze czułam się, jakbym była na diecie, ale w rzeczywistości po prostu jadłam zdrowo przez trzy lub cztery dni w tygodniu, a następnie w weekendy robiłam, co chciałam.
Od poniedziałku do czwartku jadłam jaja i szpinak na śniadanie, sałatkę na lunch i kurczaka, ryż i brokuły na kolację.
Ale w weekend jadłam pizzę, lody, hamburgery z frytkami i piłam alkohol, który zawierał ukryte kalorie, o których nawet nie myślałam.
Ponieważ byłam tak restrykcyjna przez pierwsze cztery dni tygodnia, w ciągu następnych trzech dni tak bardzo przesadzałam, że w końcu zniwelowałam deficyt kalorii, który stworzyłam.
Zaczęłam śledzić swoje posiłki przez siedem dni w tygodniu. Przygotowywałam posiłki w dni powszednie i wyeliminowałam przetworzoną żywność oraz jedzenie w restauracjach.
Zaczęłam też ograniczać picie alkoholu, choć nie zrezygnowałam z niego całkowicie. Miałam zaledwie 21 lat i wciąż wychodziłam do barów, by spotykać się z przyjaciółmi.
Na wczesnych etapach mojej diety zauważyłam, że ciało naprawdę opiera się utracie wagi. Podjęłam więc decyzję o odstawieniu antykoncepcji.
Mój lekarz powiedział mi, że w żaden sposób nie wpływa to na moją utratę wagi. Mimo to nalegałam na jej usunięcie — i schudłam 10 kg w ciągu pięciu dni.
Nie będzie tak w przypadku każdego. To było tylko moje osobiste doświadczenie. Ale była to ważna część mojej własnej „podróży” odchudzającej.
Włączenie rutyny fitness
Następną rzeczą, którą zrobiłam, było włączenie rutyny fitness. Nie jestem typem dziewczyny, która codziennie biega kilka kilometrów. Nie jestem nawet dziewczyną, która robi 10 tys. kroków dziennie. Nie jestem też osobą, która ma harmonogram, który realistycznie pozwoliłby mi chodzić na siłownię pięć lub sześć dni w tygodniu.
Zamiast tego, na początku mojej podróży zaczęłam od trzech 28-minutowych treningów w domu z zestawem hantli o wadze 5 kg i matą do jogi. Potem przerzuciłam się na bardziej tradycyjne podnoszenie ciężarów z progresywnym przeciążeniem.
Nadal nie mam czasu ani ochoty chodzić na siłownię pięć lub sześć dni w tygodniu. Nadal ćwiczę więc tylko trzy razy w tygodniu, ale teraz te sesje są dłuższe niż godzina. Chodzę również na spacery każdego dnia, tylko przez 30 do 60 minut, nawet jeśli jest to podzielone na trzy 20-minutowe spacery.
Priorytetowe traktowanie snu i poziomu stresu
Wreszcie, priorytetowo traktuję sen i poziom stresu. Mam stałą porę snu i stałą porę pobudki. Zazwyczaj kładę się do łóżka o 21:00 lub 22:00 i budzę się około 6:00 lub 7:00.
Pozwala mi to spać od ośmiu do dziewięciu godzin każdej nocy, w porównaniu do czasów, gdy spałam pięć, może sześć godzin.
Poszłam na terapię, by popracować nad swoim nastawieniem. Czytałam książki o rozwoju osobistym. Codziennie prowadziłam dziennik na temat moich celów. Uczestniczyłam w seminariach dotyczących rozwoju osobistego. Skupiłam się nie tylko na byciu szczupłym, ale także szczęśliwym.
Koniec końców, utrata wagi nie sprawi, że będziesz szczęśliwy/szczęśliwa. Tylko ty możesz sprawić, że tak się stanie. Tak więc praca wewnętrzna jest tak samo ważna, jak jedzenie warzyw i wykonywanie tych kroków.
Obecnie jestem ekspertką i trenerką w dziedzinie odchudzania kobiet i udało mi się powtórzyć podobne wyniki z setkami moich klientów i klientek.
Największą różnicą w moim życiu jest teraz wiara w siebie. Utrata wagi naprawdę wydawała się wtedy niemożliwa. A po osiągnięciu „niemożliwego” mam pewność siebie, aby wiedzieć, że mogę robić trudne rzeczy.
Mam więcej energii, jestem obecna w moich przyjaźniach i związkach. Czuję się pewnie w ubraniach i nago.
Ale co najważniejsze, kocham siebie w sposób, w jaki nigdy wcześniej siebie nie kochałam.
Gen Cohen jest trenerką odchudzania i fitness dla kobiet. Jest założycielką Gen’s Gym.
Tekst opublikowany w amerykańskiej edycji „Newsweeka”. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweek Polska”.