— Jeździłam na cmentarz i prosiłam męża o wybaczenie. Przepraszałam go za to, że wchodzę w nową relację — mówi Magdalena.
Bardzo długo czekała, aż wróci. Aż stanie w drzwiach i powie, że to nieprawda. Mąż Magdaleny zmarł nagle, prawie pięć lat temu. Nie miała okazji, żeby się pożegnać, ani w jakikolwiek sposób przygotować na jego odejście.
Foto: Newsweek
— To był ogromny szok. Przeszłam książkowo wszystkie etapy żałoby. W tamtym czasie przy życiu trzymała mnie tylko rodzina i dwójka moich małych dzieci. Życie straciło dla mnie sens, miałam myśli samobójcze. Związek, który przez wiele lat był pielęgnowany, brutalnie został przerwany. Czułam rozdzierającą od środka tęsknotę i pustkę. Do tej pory trudno mi o tym mówić, chociaż minęło już tyle czasu — wyznaje.
Daj mi znak
Magdalena zdecydowała się skorzystać z pomocy do specjalisty. Farmakoterapię połączyła z terapią. Kilka miesięcy po śmierci męża postanowiła sprzedać jego samochód. Odezwał się wtedy do niej dawny znajomy, jej pierwsza poważna miłość. — Kupił ode mnie auto. Naturalnie zaczęliśmy rozmawiać. Dla mnie wówczas było zbyt wcześnie na myślenie o wejściu w jakąkolwiek nową relację. Ale z czasem postanowiliśmy spróbować stworzyć związek — mówi. Jednak tworzenie nowej relacji okazało się zadaniem trudniejszym, niż się spodziewała. — Najpierw miałam ogromną burzę myśli, żyłam z poczuciem winy. Ale to było też nieustające pasmo porównań. Każdy krok, każdą sytuację porównywałam. Wspominałam, jak zachowywał się mój mąż, a jak zachowuje się partner. Szukałam podobieństw, a raczej doszukiwałam się ich — tłumaczy. Temu wszystkiemu towarzyszyło ogromne poczucie winy. — Dopiero niedawno, ze względu na ograniczenie czasowe, przestałam jeździć codziennie na cmentarz. A tak jeździłam na cmentarz i prosiłam męża o wybaczenie. Przepraszałam go za to, że wchodzę w nową relację. Nigdy nie doświadczyłam, jak czuje się osoba, która zdradza, ale ja czułam, jakbym właśnie zdradzała męża — wyjaśnia.
Szukała znaku, że może związać się z kimś nowym, że na pewno nie robi niczego złego. — Zdaję sobie sprawę z tego, że dla mojego partnera to też nie była łatwa sytuacja. Wszedł w relację z wdową z dwójką dzieci. I miał płaczącą po kątach partnerkę. Jakikolwiek impuls powodował, że płakałam. Ale bardzo mnie wspierał. Był i nadal jest bardzo wyrozumiały. Jeździł ze mną na cmentarz, nawet jak było to zakazane podczas lockdownu. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że mu zależy — zauważa. Ale Magda była ostrożna, musiało minąć sporo czasu, zanim przedstawiła go swoim dzieciom jako nowego partnera. Przygotowywała je i przeprowadzała wiele rozmów, a potem uważnie przyglądała się ich relacji. — Dzieci są dla mnie najważniejsze. Ale partner się sprawdził. Znosił dzielnie moje cierpienie i humory. Cały czas jesteśmy razem, dużo rozmawiamy na temat naszej relacji. Niedawno skończyłam terapię, nie biorę już leków — tłumaczy.
Magda wywodzi się z konserwatywnej rodziny, najtrudniej było i wciąż jest jej pogodzić się z tym, że nie będzie miała jednego męża do końca życia. Wciąż uczy się nowego podejścia do relacji. Chociaż, jak przyznaje, od kilku lat nic nie jest proste. — Mój pierwszy mąż miał i ma wpływ na mój obecny związek, ale staram się już nie porównywać partnera do niego. Chociaż zdarzają się trudne momenty, powroty do przeszłości. Nadal nie pogodziłam się ze śmiercią męża. Czasami pojawia się złość. Ale zaakceptowałam, że nie będzie już tak jak kiedyś. Czasu nie cofnę. Muszę iść do przodu dla siebie, dla dzieci i tej relacji. Bardzo mi na niej zależy — dodaje.
Gdy partner umiera…
— W żałobie po stracie współmałżonka bardzo ważne jest zaakceptowanie bólu wynikające z osamotnienia, przyjrzenie się relacji ze zmarłą/zmarłym — osoba umiera, relacja trwa nadal, zapoznanie się ze sposobami przeżywania oraz ekspresją własnych uczuć, wyrażenie smutku oraz uczucia straty, znalezienie możliwych do zaakceptowania wzorców swoich przyszłych relacji ze zmarłą/zmarłym, praca z poczuciem winy, które naturalnie się pojawia oraz w kolejnym etapie nawiązanie nowych relacji, aby sprawdzić nowe wzorce zachowań. Ale to wymaga przejścia przez proces żałoby. Dużej uważności na siebie, swoje emocje i potrzeby — tłumaczy psycholożka Marta Drinčić.
Kiedy więc ten etap zostaje pominięty, zbudowanie zdrowej i dobrej relacji jest praktycznie niemożliwe. — Trudno budować nową relację, nie domykając „emocjonalnie” tego, co było. Bardzo często odbija się to na aktualnej — nowej partnerce/partnerze. Na przykład osoba patrzy na nowego partnera przez pryzmat zmarłego męża/zmarłej żona — zauważa psycholożka. Co może być nie tylko źródłem wielu konfliktów, ale także nieświadomym krzywdzeniem nowego partnera/partnerki, który nieustannie może porównywać się do zmarłego męża/żony, albo być porównywany.
— Proces żałoby pozwala osobie po stracie, przechodząc przez kolejne jej etapy, nauczyć się życia na nowo bez ukochanej/ukochanego. Wymaga to przeżycia wszystkiego, co wiąże się z tym procesem, między innymi zauważania emocji, które naturalnie pojawiają się w nim oraz daniem sobie na nie przestrzeni — zauważa ekspertka. Jednym z elementów w tym procesie, który pomaga domknąć kolejny etap, jest uporządkowanie rzeczy po zmarłym — np. posegregowanie, oddanie, schowanie ubrań, oraz rzeczy osobistych. — Trudno byłoby budować nową relację czy zamieszkać razem w sytuacji, gdy w mieszkaniu jest mnóstwo rzeczy osobistych zmarłego małżonka/małżonki. Dla nowego partnera/partnerki może być to informacja „nie ma dla mnie tu miejsca”, „nie jestem ważna/ważny”, „jestem tylko pocieszycielką/pocieszycielem” oraz wpływać na pojawienie się trudności w związku, szczególnie jeśli komunikacja nie jest mocną stroną tej relacji; czy osłabiać poczucie bezpieczeństwa związanego z relacją. Trudno poczuć się komfortowo, jeśli półki oraz miejsce w szafie mamy dzielić z rzeczami zmarłej żony/zmarłego męża — dodaje.
Jednak przejście przez ten etap dla wdowy/ wdowca może okazać się bardzo trudne. — Wymaga szczerości wobec samego siebie oraz zgody na to, że jako osoba w żałobie może być jeszcze niegotowa na podjęcie takich kroków. Ale jest to wówczas zwykle spójne z brakiem gotowości wchodzenia w nowe relacje. Podobnie, kiedy osoba po stracie zbyt szybko wchodzi w nową relację, nie dając sobie tym samym przestrzeni na przeżycie żałoby. — Może to nieść za sobą poważne konsekwencje w obszarze emocjonalnym — wyjaśnia psycholożka Marta Drinčić. To, jak mówi, może wiązać się z atypowym przeżywaniem żałoby, czyli niepodjęciem żałoby. — Osoba nie przeżywa straty w zdrowy sposób, wypiera emocje, które się pojawiają albo zniekształca to, czego doświadcza — tłumaczy. Osobom po stracie towarzyszy ogromna pustka, osamotnienie, izolacja, niekiedy jest to powód szukania nowej partnerki/partnera. Towarzystwa, które ma wypełnić pustkę.
Druga szansa
— Nie mogłam uświadomić sobie i zrozumieć, że mąż nie wróci. Miałam z tyłu głowy to, że patrzy na mnie, że widzi, co robię. Wiem, że byłam zblokowana i sama sobie to wmawiałam. Nie chciałam nikogo dopuścić do siebie i uświadomić, że mam prawo do szczęścia — mówi Katarzyna. Jej mąż zginął w wypadku samochodowym. — To zdarzenie bardzo odbiło się na mojej psychice. Do dzisiaj mam problem z nerwami, ze stanami lękowymi. Strata męża i sposób, w który to się stało, bardzo mnie zmieniły. Bardzo boję się, że coś takiego może się powtórzyć. Nie wiem dlaczego, ale ta obawa cały czas mi towarzyszy i przez wiele lat mnie blokowała — wyjaśnia. Od śmierci męża Katarzyny minęło osiem lat. Pierwsze dwa lata po jego odejściu były dla niej szczególnie trudne. — Nie wyobrażałam sobie, że z kimkolwiek ułożę sobie życie. Byłam pewna, że już zawsze będę wdową.
Ale z czasem coraz bardziej brakowało jej bliskości. Katarzyna czuła, że znowu chce być kochana. Poznała mężczyznę, postanowiła otworzyć się na nową relację i zbudować związek. — Czułam, jakbym zdradzała męża. Uważałam, że powinnam wciąż opłakiwać śmierć ukochanego. Byłam nastawiona na cierpienie i życie w tęsknocie i smutku. Na szczęście to się zmieniło — wspomina. Po paru miesiącach związku Katarzyna razem z nowym partnerem przeprowadziła się do innego miasta. — Rozumiał mnie i wspierał, nawet jak opłakiwałam tę śmierć. Coraz bardziej otwierałam się na nową relację. Ale nie byłam psychicznie gotowa na formalizację związku — mówi.
Półtora roku temu Katarzyna zdecydowała się na ślub cywilny, a kilka tygodni temu na kościelny. — Mojemu obecnemu mężowi bardzo na tym zależało, a mi zależy na nim. Jeszcze dwa, trzy lata temu bardzo dużo myślałam o tym, co się wydarzyło i o moim zmarłym mężu. Oczywiście, jak jestem w rodzinnej miejscowości, myślę o nim. Ale nie przesiaduję już na cmentarzu. Myślę, że to zdrowe podejście. Nie wierzyłam w to, że jeszcze kiedykolwiek będę szczęśliwa, a dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem. Każdy zasługuje na szczęście.
Z uważnością na siebie
Strata małżonka zajmuje pierwsze miejsce w skali stopnia nasilenia stresu. Utrata towarzysza życia jest określana jako ogromnym wstrząs, który większa u wdowy/wdowca ryzyko wystąpienia chorób i dolegliwości fizycznych oraz psychicznych. Dlatego tak ważne jest przejście żałoby razem z jej wszystkimi etapami. — Fazami/etapami żałoby typowej są: zaprzeczenie, szok i niedowierzanie; gniew, bunt; targowanie; depresja oraz akceptacja. Kiedyś uważano, że jedna faza przebiega po drugiej, dziś szok, niedowierzanie jest pierwszą, a ostatnią — akceptacja. To, co pomiędzy może się dowolnie przeplatać — wyjaśnia psycholożka. Żałoba trwa około roku, jednak każdy przeżywa ją indywidualnie i dla każdego długość tego okresu może być inna. — Wchodzenie w nowe relacje w czasie żałoby nie jest również akceptowane/dobrze postrzegane społecznie. Doświadczenie takiej sytuacji może wiązać się z wieloma trudnymi sytuacjami, brakiem zrozumienia otoczenia, bliskich szczególnie tych, którzy przeżywają żałobę — zauważa Drinčić.
Zdarza się jednak i tak, że zbliżają się do siebie dwie osoby, które przeżyły stratę. Stają się wówczas dla siebie wzajemnym wsparciem. — Oboje przeżywają żałobę, dzielą się troskami, trudnościami, opowiadając sobie o tęsknocie za małżonkiem. Relacja ta opiera się na przyjaźni i bliskości, której może im brakować. Ale w tym przypadku oboje przeżywają żałobę, jej poszczególne etapy, przeżywają towarzyszące im emocje. Ważne jest to, by wchodzić w każdą relację po stracie ze świadomością tego, na co jesteśmy gotowi, a na co nie. Z dużą uważnością na swoje emocje i potrzeby. By nie ranić siebie i innych — dodaje.
Wdzięczność i zgoda na odejście
Dagmara nie ukrywa, że Tomek miał i ma wpływ na jej życie. Jest z nią jego nauka, piękne wspomnienia i miłość. Jak mówi, one zawsze będą. Ale zawsze będzie też świadomość, że druga taka relacja się nie powtórzy, a wraz ze świadomością, otwartość na nowe. — Byliśmy osiem lat małżeństwem i kochaliśmy się jak szaleńcy. Czuję ciepło, jak o nim myślę. Jestem wdzięczna, za doświadczenie tej miłości, bo ona mnie zmieniła — mówi. Dagmara Skalska, wdową została w wieku 27 lat, jej ukochany mąż zmarł na raka. — Wraz z odejściem Tomka, straciłam wszystko. Nie mogłam wyobrazić sobie, co będzie jutro.
Tomek umarł w moich ramionach, byłam z nim do końca. Jak wspominam tamten dzień, nadal mam ciarki. Zmienił moje podejście do życia i śmierci — wspomina. Wzięli ślub, gdy miała 19 lat. — Kiedy Tomek umierał, powiedział mi, że ze mną zakończył swoje życie, a ja z nim rozpoczęłam. Jestem szczęśliwa, że w dorosłość weszłam, mając doświadczenie karmiącej i budującej relacji. Te osiem wspólnych lat stworzyło we mnie wzorzec pięknej relacji — tłumaczy.
Mieli wspólne pasje, pisali książki, dzielili ze sobą każdy aspekt życia, ale przede wszystkim darzyli siebie ogromnym szacunkiem. — Wspólnie z Tomkiem stworzyłam Projekt Egoistka, inicjatywę dla kobiet. Włożyliśmy w to dzieło całe serca — mówi. Dzisiaj Dagmara je kontynuuje, wspierając setki tysięcy kobiet.— Życzyłabym każdemu, aby mógł posmakować miłości, wsparcia i szacunku. Życia nie ocenia się jego długością, lecz jakością. Pamiętam, gdy Tomek umarł, miał wtedy 42 lata, wiele osób powtarzało: „To niesprawiedliwe, że tak młodo”. Ja dzięki temu, że odszedł, zrozumiałam, że każda chwila jest cenna. Nikt z nas nie wie, ile czasu mu pozostało, dlatego tak ważne jest, aby żyć, zamiast bać się życia — zaznacza. Ostatnie wspólne chwile, jak mówi, były dla nich niezwykle ważne. — Gdy wiesz, że za chwilę możesz stracić to, co kochasz, zaczynasz być uważna, nie tracisz już ani chwili na zmartwienia, małostkowe pretensje i nieznaczące dramaty. Ta historia pokazała mi, jak można przeżywać życie w pełni — być zaangażowana w każdą sekundę życia i cieszyć się nią, czuć wdzięczność — zauważa.
Dagmara, zamiast poszukiwać kontynuacji urwanych wątków życia, postanowiła całe swoje życie zmienić. — Gdy już wszystko straciłam — nie miałam nic do stracenia. Wyruszyłam w podróż z duchowymi nauczycielami, otworzyłam się na świat, którego wcześniej nie znałam. Zrozumiałam, że mam wybór, że mogę wybrać swoje życie i siebie. Mogłam siedzieć sama w bólu albo otworzyć się na ludzi — wspomina. Wybrała to drugie. Zamiast odtwarzać to, co znała, zdecydowała się wykreować zupełnie coś nowego. — Udało się. Gdy poczułam wewnętrzny spokój i wolność to pojawiła się znacząca relacja z mężczyzną. Drugi raz zakochałam się w tacie mojej córeczki. To była zupełnie inna relacja. Nie mam czego porównać, bo w niczym nie przypominała mojego małżeństwa z Tomkiem. I jestem za to wdzięczna. Ale jestem też wdzięczna sobie, bo podjęłam świadomą decyzję. Wiedziałam, że nic nie powtórzy się takie samo i przestałam tego szukać. Wiem, że mogę sobie ufać, wiem, że mogę na sobie polegać i to jest mój fundament.