Do rządu Trumpa trafi prawdopodobnie kilku miliarderów, którzy wspierali kandydata republikanów słowem, czynem i dolarem. Co dostaną w zamian?
Rodzinne zdjęcie z powyborczej nocy. Po prawicy głowy rodu syn Donald junior, 17-letnia wnuczka Vanessa i o rok starszy, górujący wzrostem nad familią syn Trumpa i Melanii Barron. Wszyscy uśmiechnięci, odświętnie ubrani, choć na zdjęciu brakuje przyszłej pierwszej damy i wiceprezydenta J.D. Vance’a z małżonką. Jest za to nowy członek rodziny, trzymający na ręku syna o imieniu X – Elon Musk, współautor okazałego wyborczego zwycięstwa Trumpa seniora.
Musk, jak donoszą amerykańscy dziennikarze, od wyborów większość czasu spędza w Mar-a-Lago, rezydencji Trumpa na Florydzie. Grywa w golfa, umawia się na kolacje z Melanią, a przede wszystkim doradza elektowi w podejmowaniu decyzji personalnych. Specjalne względy, na jakie może liczyć, to efekt wpompowania 119, a jak niektórzy twierdzą, nawet 180 mln dol. w kampanię Trumpa. Nie tylko w postaci zastrzyku finansowego dla komitetów wyborczych kandydata, nie tylko w postaci milionowych premii dla losowo wybieranych wyborców, ale też, co trudno wycenić, przekształcenie dawnego Twittera w platformę sprzyjającą republikańskim ideałom i przede wszystkim kandydatom. Jak wynika z ustaleń członków projektu badawczego BotBlocker, Twitter stał się przed końcem kampanii areną licznych ataków rosyjskich botów na kandydatkę demokratów Kamalę Harris. A to w imię absolutystycznego pojmowania przez kontrolującego platformę Muska wolności słowa, w której prawo do głoszenia własnych poglądów jest równie ważne jak prawo do dezinformacji, szkalowania przeciwników politycznych i siania propagandy.
Za swoje przysługi dla Trumpa Musk już odebrał nagrodę. W wyniku wzrostu kursów akcji kontrolowanych przez niego spółek, przede wszystkim produkującej samochody elektryczne Tesli, majątek osobisty biznesmena wzrósł od wyborczej nocy o 70 mld dol. To znaczy, że za każdego zainwestowanego w Trumpa dolara Musk odzyskał kilkaset. Jako sublokator w Mar-a-Lago towarzyszył Trumpowi w rozmowach telefonicznych z prezydentami Turcji i Serbii, a w rozmowie z Wołodymyrem Zełenskim Trump nawet oddał miliarderowi słuchawkę.
Ponadto do spółki z Vivekiem Ramaswamym Musk będzie kierował Departamentem ds. Efektywności Rządu (Department of Government Efficiency, w skrócie DOGE), który ma zająć się planowaniem cięć wydatków publicznych, w tym masowymi zwolnieniami urzędników.
Nazwa nawiązuje do stworzonej kilka lat temu przez właściciela Tesli kryptowaluty dogecoin, ale i memów z psem rasy shiba inu. „Stworzymy ranking najgłupszych wydatków finansowanych z waszych podatków. Będzie to zarówno niezwykle tragiczne, jak i niezwykle zabawne” – pisał do wyborców Musk na swoim portalu. Kurs dogecoina od dnia wyborów wzrósł o ponad 150 proc., pięć razy mocniej niż kurs bitcoina. Dogecoin jest już szóstą pod względem kapitalizacji kryptowalutą, a o wychwalanym przez Trumpa Musku coraz częściej mówi się jak o pierwszym od dawna amerykańskim oligarsze.
Obrotowe drzwi
Vivek Ramaswamy, z którym miliarder ma przygotować rekomendacje cięć budżetowych i zwolnień w administracji, to były konkurent Trumpa w republikańskich prawyborach. Zasłynął przede wszystkim z radykalnych antyukraińskich poglądów. Wołodymyra Zełenskiego zwykł nazywać komediantem, a okupowane i zdewastowane przez putinowskie hordy obszary Ukrainy uznał za rosyjskie. Ramaswamy to urodzony w Cincinnati Hindus, rocznik 1985. Absolwent Harvardu i doktorant Yale. Pierwszych milionów dorobił się na inwestycjach giełdowych. W 2014 r. założył spółkę Roivant Sciences zajmującą się rozwojem technologii medycznych, w tym pracami nad lekami na choroby autoimmunogoliczne i dermatologiczne. Ramaswamy daje pracę tysiącu osobom, a jego majątek wyceniany jest na miliard dolarów. Na liście największych sponsorów kampanii Trumpa nie figuruje, choć dołożył się do leczenia osób poszkodowanych w lipcowym zamachu na swojego pryncypała.
Awans Ramaswamy’ego i Muska do kręgów rządowych to kolejny przykład honorowanej w krajach anglosaskich, w Stanach w szczególności, polityce obrotowych drzwi. W kontynentalnej Europie podział między światem polityki i biznesu jest wyraźny, przynajmniej w założeniach. Politycy realizują oczywiście agendy sprzyjające rozwojowi gospodarczemu, ale unikają, albo przynajmniej próbują unikać, bezpośrednich spotkań z biznesem na stopie prywatnej. Dla odmiany w Wielkiej Brytanii premier ma zazwyczaj oficjalny cennik za udział w obiedzie albo w innym nieformalnym spotkaniu.
Stany idą nawet dalej, dopuszczając przedsiębiorców do okresowej pracy na rzecz instytucji rządowych. Choć stawiają warunek: zawieszenie na czas pracy na rzecz państwa praw właścicielskich, czyli zarządzania biznesowym majątkiem.
Prorok z Doliny Krzemowej
O ile rola szefów DOGE jest jasna, o tyle aura tajemniczości otacza potencjalny wpływ na politykę USA innego miliardera – Petera Thiela.
To jeden z proroków Doliny Krzemowej. W 1998 r. wraz z kumplami ze studiów, urodzonym w Tarnowie Łukaszem Noskiem i Amerykaninem Maxem Levchinem założył spółkę Confinity udostępniającą klientom elektroniczny portfel o nazwie PayPal. Wtedy to było novum. Dwa lata później Confinity połączyła się z kontrolowaną przez Muska platformą X.com i tak powstał najpopularniejszy do dziś na Zachodzie system elektronicznych płatności.
Peter Thiel był też jednym z pierwszych inwestorów raczkującego Facebooka. Jego udziały warte początkowo 500 tys. dol. dziś są warte miliardy. Łączna wartość majątku pochodzącego z Frankfurtu nad Menem przedsiębiorcy to prawie 13 mld dol. Thiel to też jedna z niewielu ikon Silicon Valley, która zabiera głos w sprawach światopoglądowych. Publicznie powątpiewał w sens nadania praw wyborczych kobietom, zachęcał wybitnych studentów do porzucania studiów i rozpoczynania pracy na własny rachunek i promował ideę seastedingu, czyli pomysł wznoszenia na morzu miast wyjętych spod jurysdykcji rządów krajowych. W wyidealizowanym świecie Thiela nie byłoby podatków, ale też pomocy socjalnej i jakichkolwiek form państwa opiekuńczego, a kobiety nie miałyby praw wyborczych.
No i panowałaby pełna wolność słowa. Oczywiście pod warunkiem, że byłaby zgodna z poglądami Thiela. Kilka lat temu już jako supergwiazda Doliny Krzemowej zasłynął finansowaniem pozwów sądowych wobec wydawnictwa Gawker. Powód? Serwisy Gawkera nie stroniły od krytykowania tego, co się dzieje w dotcomach, a jeden z nich ujawnił homoseksualną orientację Thiela. W wyniku serii pozwów wspieranych przez miliardera (amerykańskie prawo tego nie zabrania) wydawnictwo zbankrutowało. Biznesmen w przeszłości łożył pieniądze na kampanie republikanów. Teraz wstrzymał się od mecenatu, ale to jemu błyskotliwą karierę polityczną zawdzięcza przyszły wiceprezydent J.D. Vance.
Poznali się na Yale, gdzie w 2011 r. Thiel przyjechał z wykładami. „Rozmowy z Peterem pozostają najważniejszym momentem mojego pobytu na uczelni” – pisał Vance w eseju dla jednego z katolickich magazynów. W połowie poprzedniej dekady Thiel zatrudnił Vance’a w jednej ze swoich firm finansowych na stanowisku analityka. To Thiel przedstawił swojego kumpla Donaldowi Trumpowi i to on sfinansował kwotą 15 mln dol. kampanię wyborczą J.D. Vance’a, kiedy ten ubiegał się, z dobrym skutkiem, o fotel senatora stanu Ohio.
Kilka miesięcy temu Thiel był jednym z organizatorów kolacji fundraisingowej Trumpa. Za możliwość spożycia posiłku z kandydatem republikanów 20 szefów i właścicieli firm technologicznych i inwestorów od kryptowalut zapłaciło wtedy po 300 tys. dol. W zamian za zebrane 6 mln dol. Trump wysłuchał próśb o wiceprezydencką nominację dla J.D. Vance’a.
TikTok to przetrwa?
Jeśli Thiel popiera Trumpa z powodów światopoglądowych, to Marc Andreessen i Ben Horowitz sypnęli groszem na jego kampanię głównie z powodów biznesowych. Ci właściciele funduszu venture capital inwestującego w spółki technologiczne od lat wspierali finansowo demokratów. Ale teraz liczą przede wszystkim na ulgi podatkowe i zachęty do inwestowania w innowacje.
Bardziej skonkretyzowane oczekiwania ma Jeff Yass, współzałożyciel potężnego funduszu o nazwie Susquehanna. Firma Yassa w 2012 r. za parę milionów dolarów kupiła 15 proc. akcji mało wtedy znanej spółki ByteDance. Tej samej, do której należy platforma TikTok. Za swojej pierwszej kadencji Donald Trump zapowiadał zamknięcie albo przynajmniej ograniczenie zasięgu na terenie USA tej kontrolowanej przez Chiny aplikacji. Jego następca Joe Biden wiedziony rosnącym napięciem między Stanami a Państwem Środka podpisał nawet ustawę, która stawia Chińczykom ultimatum: albo do 19 stycznia 2025 r. (to dzień poprzedzający zaprzysiężenie Trumpa) ByteDance sprzeda TikToka podmiotom niepodporządkowanym chińskiej jurysdykcji, albo serwis zniknie z amerykańskiego rynku. To zaś oznaczałoby poważne straty finansowe dla ByteDance i jego właścicieli.
Fakt, że w czerwcu Trump zmienił zdanie na temat TikToka i założył tam konto, które dziś obserwuje 14 mln użytkowników, wskazuje, że rygorystyczna ustawa może jeszcze zostać rozmiękczona. To, że Yass to jeden z najhojniejszych sponsorów Partii Republikańskiej, a wiosną jedna z jego zamożnych firm połączyła się z kontrolowanym przez prezydenta elekta podmiotem o nazwie Trump Media, też zapewne nie jest bez znaczenia.
W pewnym sensie za podyktowane własnym interesem poparcie Trumpa w wyborach można uznać także decyzje Billa Ackmana, kolejnego rekina z Wall Street. Ackman, którego majątek sięga 14 mld dol., też wcześniej wspierał demokratów, ale w ostatniej kampanii wyraźnie poparł Trumpa. „To kandydat, który najwięcej mówił o rozwoju gospodarczym – przekonywał w wywiadach Akcman. – I jako jedyny może nas uchronić przed III wojną światową” – dodawał, licząc najwyraźniej na szybkie zakończenie konfliktu w Ukrainie. O zapowiadanej przez Trumpa wojnie handlowej z Chinami nie wspomniał.
Na liście najważniejszych mecenasów kampanii Trumpa, podobnie jak w budżecie kampanijnym Kamali Harris, główną rolę odgrywają korporacje. Wśród największych są linie lotnicze American, Southwest, United i Delta, a także sektor zbrojeniowy reprezentowany przez Lockheed Martin, Boeinga, Northrop Grumman czy Raytheon. Właściciele linii lotniczych (Donald Trump na początku lat 90. próbował budować własne przedsiębiorstwo w tej branży) liczą, że sceptycznie nastawiony do kwestii klimatycznych Trump nie wprowadzi ekologicznych opłat za podróże lotnicze. Koncerny zbrojeniowe w prezydenturze Trumpa widzą zaś możliwość zwiększenia wydatków na obronność.
Ale wśród darczyńców indywidualnych kluczową rolę grają biznesmeni, których z republikanami łączą nie tyle interesy, ile konserwatywne idee. To między innymi rodzina McMahonów, właścicieli wartego miliardy dolarów przedsiębiorstwa działającego w branży wrestlingu. A także Diane Hendricks, były króliczek „Playboya”, obecnie najzamożniejsza kobieta w USA spośród tych, które majątku się dorobiły, a nie odziedziczyły. Kontroluje wielką firmę handlującą materiałami budowlanymi, a republikanów, w szczególności Trumpa, popiera za politykę antyaborcyjną i przyjazną dla biznesu politykę podatkową. McMahonowie i Hendrics regularnie łożą na kampanie republikańskich kandydatów po kilka milionów dolarów.
Jedną z tych, które gigantyczny majątek otrzymały w spadku, jest Miriam Adelson. Na tegoroczną kampanię prezydencką przekazała grubo ponad 100 mln dol., kierując się nie tyle interesem gospodarczym, ile narodowym. Po części amerykańskim, po części izraelskim. Dobiegająca osiemdziesiątki Miriam jest wdową po Sheldonie Adelsonie, założycielu i wieloletnim szefie giganta rozrywkowego Las Vegas Sands Corporation, który kontroluje liczne kasyna i hotele w USA i w Azji. Należący do niej pakiet akcji koncernu jest wyceniany na prawie 37 mld dol. Adelsonowie od lat należeli do najhojniejszych sponsorów Partii Republikańskiej. Także, a może przede wszystkim dlatego, że to republikańscy prezydenci zazwyczaj mocniej wspierali Izrael. Miriam urodziła się i wychowała w Izraelu. Odbyła obowiązkową służbę wojskową i skończyła studia medyczne w zakresie leczenia uzależnień. Przez wiele lat pracowała jako internista w jednym ze szpitali w Tel Awiwie. Swojego ostatniego męża poznała w Nowym Jorku na konferencji medycznej. Od tamtej pory małżonkowie wydali na sponsorowanie komitetów wyborczych kandydatów Partii Republikańskiej ponad 600 mln dol.
Jeszcze głębiej sięgnął do portfela inny zatwardziały mecenas republikanów Timothy Mellon. Pochodzący z rodziny irlandzkich imigrantów sędziwy Mellon to przedsiębiorca związany z branżą kolejową i bankową. W latach 70., kiedy jego linia kolejowa wielokrotnie była oskarżana o łamanie praw pracowniczych, wspierał finansowo ruchy feministyczne i ekologiczne. Ale z czasem jego poglądy przesunęły się bardzo wyraźnie w prawo.
W internecie można znaleźć zapiski Mellona, w których porównuje zajmujących się klimatem naukowców do terrorystów z ISIS, albo ostrzeżenia wskazujące, że terroryści z krajów arabskich mogą przemycać na teren USA ładunki wybuchowe, wykorzystując do tego celu osły. Tak tłumaczył konieczność budowy muru odgradzającego USA od Meksyku. Według aktualnych szacunków w obecnej kampanii dofinansował komitety wspierające Trumpa sumą 150 mln dol. A kolejne 25 mln dorzucił na wsparcie Roberta F. Kennedy’ego juniora, zwolennika teorii spiskowych i antyszczepionkowca.