Ich raporty bywają kluczowe przy zdradach, rozwodach, sprawach gospodarczych czy porwaniach. Zapotrzebowanie rośnie. Tak samo jak liczba oszustów i detektywistycznych grup przestępczych.
Krystyna (50 l.) była pewna, że mąż ją zdradza. I to od lat. Dojrzała do rozwodu. Potrzebowała tylko twardych dowodów. W internecie natrafiła na lokalną agencję detektywistyczną. Na zdjęciach helikoptery, sportowe samochody, umundurowani mężczyźni w czarnych okularach, świetnej jakości sprzęt. Umówiła się na spotkanie. Zdziwiła się, gdy mężczyzna zaproponował… bar McDonald.
Dopiero potem Krystyna dowie się, że agencję detektywistyczną tworzy tylko on. I że nie tylko nie ma helikoptera, ale nawet własnego samochodu. Kancelarii też nie posiada, stąd bar szybkiej obsługi.
Kiedy weszła do zatłoczonego McDonalda, zadzwoniła z pytaniem, jak go rozpozna. Jej wzrok trafił na mężczyznę mówiącego do niej przez telefon. Pracował u niej jako ogrodnik.
Bez drugiej szansy
O takich pseudodetektywach mówi się w środowisku: jednoteczkowcy. – To jeszcze nie jest najgorszy scenariusz. Grupy przestępcze chętnie werbują takich „detektywów”, bo chcą obrabiać dane osobowe bez zgody zainteresowanego. A przecież detektyw ma dostęp do najbardziej wrażliwych i prywatnych informacji o swoich klientach – kwituje Dariusz Korganowski z kancelarii detektywistycznej TOP Detektyw z Łodzi. To były funkcjonariusz policji, pracował w wydziale kryminalnym i narkotykowym. Dlatego zżyma się, że przez prawne deregulacje detektywem może być u nas każdy.
Co potwierdza mec. Magdalena Grześkowiak, specjalizująca się w prawie rodzinnym, która współpracuje z detektywami. Sposób uzyskiwania licencji i zasady prowadzenia działalności określa ustawa z 2001 r. o usługach detektywistycznych. – Kandydat nie może być karany, nie może toczyć się przeciwko niemu postępowanie i w ciągu ostatnich pięciu lat nie został zwolniony dyscyplinarnie ze służb mundurowych. I tutaj pojawia się kwestia zatarcia skazania, bo z chwilą zatarcia skazanie uważa się za niebyłe, a wpis o nim usuwa się z rejestru. Osoba, której wyrok nie figuruje już w rejestrach wymiaru sprawiedliwości, nie musi informować o nim, kiedy stara się o licencję detektywa. Informacja taka nie znajdzie się również w zaświadczeniu o niekaralności, wydawanym przez Krajowy Rejestr Karny. W przypadku zawodu detektywa życiorys powinien być szczegółowo prześwietlony, a tak się nie dzieje. Licencję może dostać osoba, której skazanie zatarło się – przyznaje prawniczka.
– Oczywiście jestem za tym, aby dawać ludziom drugą szansę. Ale nie w tej branży – mówi Korganowski. — Nie godzę się na zatarcie karalności w aktach, bo druga szansa w świecie detektywistycznym daje za dużo możliwości do oszustw. Poza tym najważniejsza jest nieskazitelna opinia.
Dowód w sądzie
Zdesperowani i przerażeni dziadkowie sięgnęli po oszczędności, gdy ich jedyną wnuczkę uprowadził ojciec dziecka, który sądowo został pozbawiony praw rodzicielskich (za przemoc wobec żony i córki). Za pilne ustalenie adresu porwanego dziecka zapłacili 25 tys. zł dwóm detektywom, którzy nawet nie podpisali z nimi umowy. Zainkasowali gotówkę, obiecali kontakt za tydzień i ślad po nich zaginął. Poszkodowani na policję nie poszli, bo dostali anonimowy telefon, że mają siedzieć cicho.
Kiedyś detektywem mógł być tylko ktoś, kto miał nieposzlakowaną opinię i zdał egzamin. Musiał więc znać podstawy prawa karnego, cywilnego, rodzinnego i gospodarczego. Weryfikacja tego typu istnieje między innymi w Rumunii, w Hiszpanii i w Niemczech. – Przecież klient nie chce powierzyć swojego życia, tajemnic i bardzo dużych problemów, na przykład damsko-męskich, komuś przypadkowemu lub niegodziwemu – podkreśla Dariusz Korganowski.
W Polsce każdy dorosły może otworzyć agencję czy kancelarię detektywistyczną. Choćby wirtualną, bez siedziby. Ile ich jest? Specjaliści szacują, że nawet do kilkunastu tysięcy. A zapotrzebowanie na usługi detektywistyczne rośnie.
– Zdarza się, że bez pracy detektywa w ogóle nie udałoby się udowodnić pewnych twierdzeń, a dowody mają podstawowe znaczenie dla treści wyroku – mówi mec. Magdalena Grześkowiak. W sprawach rozwodowych, w których jest pełnomocniczką, tego typu materiały to często obowiązkowy element. – Raport detektywa jest dowodem w sądzie, dzięki niemu można wykazać np. wyłączną winę współmałżonka za rozkład pożycia małżeńskiego – dodaje.
Zwykle tylko detektyw jest w stanie udowodnić, że rodzic, który nie płaci alimentów, zarabia, ale nielegalnie. Zdjęcia i nagrania powinny wprost wskazywać na czas i miejsce ich wykonania. Czasami sam detektyw może zostać powołany przez sąd na świadka, dla stwierdzenia okoliczności, które zaobserwował w trakcie wykonywania czynności operacyjnych, a które nie zostały uwiecznione na fotografiach. Sądy bardzo poważnie traktują raporty detektywów.
– Nie spotkałam się w swojej praktyce z sytuacją, aby sąd odrzucił dowód z raportu detektywa – przyznaje mec. Grześkowiak.
Na generała i na lekarza
Kto korzysta z usług detektywa? – Każdy – uśmiecha się Korganowski. Znakomita część to sprawy rodzinne, głównie tzw. damsko-męskie. – Mówimy tu o zdradach, rozwodach, niepłaconych alimentach, o przemocy domowej, opiece nad dziećmi po rozwodzie. Delikatne, intymne sprawy. I dlatego nie mogą tutaj pracować ludzie z przypadku. Trzeba, po pierwsze: mieć wysoką empatię, po drugie: zachować dyskrecję, po trzecie: umiejętności, nie tylko w śledzeniu, ale i w rozmowie, dotarciu do osoby. Ja mam 1,93 m wzrostu i ważę 120 kg. Nieraz zdarza się, że ktoś wchodzi do mojej kancelarii i zamiera, widząc wielkiego chłopa. Ale ten chłop potrafi rozmawiać, wejść w rolę, zdobyć zaufanie – opowiada detektyw.
Jego najstarsza klientka miała 72 lata, chciała się rozwieść po 45 latach. Jej małżeństwo wydawało się udane, ale doznawała regularnie przemocy emocjonalnej, braku ciepła, seksu. Korganowski wszedł niejako w rolę jej przyjaciela. Zaprosił na konsultacje prawników, aby tej kobiecie pomóc. Potrzebowała wsparcia emocjonalnego, prawnego. I chciała się komuś wreszcie wygadać. Radził, dodawał odwagi. Po kilku konsultacjach nabrała pewności i siły. Złożyła pozew rozwodowy, a potem przyszła do detektywa z czekoladkami i rozpłakała się z emocji.
Klienci przychodzą też w sprawach gospodarczych, finansowych. Wyłudzenia, oszustwa, w tym podatkowe, wyciek informacji wrażliwych – to już niemal powszechne zjawiska. Rośnie fala poszkodowanych kobiet, które zostały oszukane w sieci przez „generała”, „pułkownika”, „lekarza”. Oszuści matrymonialni wcielają się w różne role, wyłudzając pieniądze. Potem znikają. Kobiety wstydzą się iść na policję albo policja wprost im mówi, że nic się z tym nie da zrobić, skoro przekazały komuś dobrowolnie środki z własnego konta.
– Cyberprzestępstwa, w tym bitcoinowe, to kolejny szeroki temat. Przez ostatnie dwa lata wyłudzono w Polsce ponad 100 mln zł. U mnie w kancelarii tylko w jednym miesiącu przychodzili ludzie, którzy stracili w sumie 2 miliony: jeden klient 150 tys., drugi 300 tys., trzeci pół miliona itd. Nawet siedząc u mnie w kancelarii, wciąż nie wierzą, że to jest oszustwo – kręci głową były funkcjonariusz policji.
Groźby
– Pewna ordynator szpitala – znana w regionie, świetna lekarka – prosiła o miejsce ustalenia pobytu wnuka, bo rodzice dziecka urwali wszelkie kontakty. Miała podejrzenie, że w rodzinie córki dochodzi do przemocy ze strony zięcia. Opowiedziała, że zleciła ich odszukanie agencji detektywistycznej, która zainkasowała 17 tys. zł. Kiedy dzwoniła z pytaniami, co ustalili, rozłączali się. Na mejle nie odpowiadali. Aż zaczęła otrzymywać telefony z pogróżkami: „Proszę się tym nie zajmować. Pani zięć jest złym człowiekiem, a pani stanie się krzywda” – relacjonuje Dariusz Korganowski. W takich przypadkach pilne jest współdziałanie z policją, bo dochodzą kolejne przestępstwa, jak groźby i zagrożenie życia.
Ostatnio w Łodzi sprawę pewnej szanowanej rodziny prowadził nieudolnie detektyw z licencją, który, jak się okazało, siedział w więzieniu przez 10 miesięcy za oszustwa finansowe. Po wymaganych pięciu latach od odsiadki złożył do sądu wniosek o zatarcie kary. Potem wyrobił licencję detektywa.
Jeżeli ktoś źle trafi, nieświadomie wybierze detektywa nieetycznego lub „z przeszłością”. Takich historii w środowisku krąży niestety mnóstwo.
Właściciel kliniki dentystycznej poprosił detektywów, aby sprawdzili jego wspólniczkę, co do której miał wiele podejrzeń. Wkrótce poleciał na wakacje do Indonezji. Wrócił po dwóch tygodniach do splądrowanego mieszkania. Został doszczętnie okradziony. W wyniku śledztwa ustalono, że sprawcą był jeden z „detektywów”, który wszedł w posiadanie informacji, jak zamożny jest klient.
30-letnia pracownica korporacji podpisała umowę z detektywem, bo chciała wiedzieć, czy jej mąż spotyka się z byłą żoną na seks (tak mówiła jej intuicja). Przekazała różne dane detektywowi. A on wkradł się na jej profile w mediach społecznościowych. Zaczął szantażować, że opublikuje nagie zdjęcia klientki, jeśli mu nie zapłaci.
– Mieliśmy przypadki, gdy do kancelarii przychodziły osoby pokrzywdzone przez pseudodetektywów, którzy wpuścili do sieci ich intymne nagrania i zdjęcia. Przecież to jest dziadostwo, łamanie prawa – irytuje się Korganowski.
Prowokacja bez prawa
Nieuczciwi detektywi dopuszczają się też prowokacji, aby osiągnąć efekt, na którym zależy klientom. 45-letni mężczyzna, który chciał się rozwieść, „poprosił” detektywa, aby zdobył dowody na niewierność jego żony, czystej jak łza. Podstawiony przystojniak poszedł do baru, w którym kobieta siedziała z grupą znajomych z pracy. Kiedy wychodziła sama z lokalu, podszedł do niej, zaskoczonej, z bukietem 80 amarantowych róż, a potem przytulił. Kobieta przyjęła kwiaty, zdezorientowana. Przystojniak nagle zniknął. Ktoś z daleka zrobił im jednak w odpowiednim momencie sporo zdjęć. Klient w sądzie zeznał, że żona odbywa schadzki z młodszym mężczyzną. Przedstawił zdjęcia, twardy dowód w sprawie rozwodowej.
– Najgorszym działaniem pseudodetektywa jest prowokacja, oficjalnie zastrzeżona dla… służb specjalnych. Na rynku cywilnym nikt nie ma prawa tak robić. To karalne – ostrzega Dariusz Korganowski.
Podobnie jak kreowanie, wymyślanie faktów. To również niechlubna praktyka wielu agencji detektywistycznych. Przykład, który opisuje Korganowski, ma dramatyczne konsekwencje.
Znane biuro detektywistyczne otrzymało zlecenie od klientki. Prosiła, aby ustalili, czy mąż poleciał na wyjazd służbowy do Kopenhagi z kochanką. Należało więc sprawdzić, czy osoba X była pasażerką lotu Y, na jakim miejscu siedziała itd. Ustalenie tego nie jest jednak możliwe w obliczu prawa cywilnego. Korganowski: – To informacja niejawna, zastrzeżona dla Straży Granicznej i służb wnioskujących. A zatem działanie takie wyczerpuje znamiona przestępstwa. Ale biuro przyjęło zlecenie… Klientka otrzymała informację: tak, pani X była pasażerką lotu Y, czyli mąż zabrał kochankę do Kopenhagi.
Dwa dni później do biura detektywów zapukali funkcjonariusze policji. Okazuje się, że kobieta X, rzekoma pasażerka lotu Y, została znaleziona martwa. W parku, w Polsce. – Ofiara nie leciała tym samolotem. To wszystko było kłamstwem i tzw. sufitówką, czyli informacją wziętą „z sufitu”, za którą ci detektywi wzięli 30 tys. zł – mówi Korganowski. Oszuści popadli w ostre tarapaty.
Na gębę
Co zrobić, aby z naszego życia nieuczciwi detektywi nie zrobili thrillera?
Sprawdzajmy opinie i to, kim jest detektyw. Jeśli nie wiadomo o nim nic (i nie ma informacji w zakładce na stronie), trzeba uważać. – Musimy też bezwzględnie podpisać umowę. Nic na tzw. gębę – radzi Dariusz Korganowski. – Trzeba zadbać o to, aby otrzymać potem dokumentację sprawozdawczą. Bo klient zawsze musi mieć informacje, co zrobiono w jego sprawie, nawet jeżeli nie ustalono założonego celu. Te dokumenty idą do sądu, szczególnie jeśli mówimy o sprawach rozwodowych, uprowadzeniach rodzicielskich, przemocy.
– Wybór odpowiedniego detektywa jest kluczowy – potwierdza mec. Magdalena Grześkowiak. – W niektórych przypadkach raporty mają wpływ na decyzje dotyczące opieki nad dziećmi. Dowody na złe zachowanie, nałogi czy nieodpowiedzialne działania jednego z rodziców mogą przekonać sąd do przyznania opieki drugiej stronie – twierdzi.
Prawniczka tłumaczy, że profesjonalny raport ma zawsze formę pisemną, obejmuje datę zawarcia umowy, opis przedmiotu umowy, opis stanu faktycznego, poza tym datę rozpoczęcia oraz zakończenia czynności, a także określenie zakresu i przebiegu przeprowadzonych czynności. Aby dla sądu raport był ważny, musi przedstawiać wyłącznie fakty, a nie insynuacje czy prowokacje.