Pojawiają się, oferują rzeczy piękne i tanie, po czym znikają z pieniędzmi. A klient albo zostaje z towarem bezwartościowym albo z pustymi rękami. Fałszywych sklepów internetowych szybko przybywa, podobnie jak ich ofiar. Nabrać się na ich ofertę bardzo łatwo. Ale są sposoby, by się bronić.
Małgosia ma misję: ostrzega kogo tylko może przed internetowym sklepem Franka’s Boutique. „Zamiast pięknej dżinsowej sukienki, dostałam chińską tandetę” – pisze.
Albo: „Oddaj kasę, złodzieju! Naciągacze i tyle”. „Ilu jeszcze ludzi oszukacie?” – dopytuje, choć zdaje sobie sprawę, że jej komentarz zaraz zniknie. – Usuwają wszystkie opinie, bo boją się prawdy o swojej działalności – tłumaczy.
O tym, co przysłał jej sklep Franka’s Boutique, Małgosia nie mówi inaczej niż „szmata”. Brzydzi się jej, nie chce nawet dotykać.
– Kupiłam rozmiar M, a przyszło coś, co nawet na 10-latkę nie wejdzie. Krój zupełnie inny niż na zdjęciach, a przede wszystkim to nie był dżins. Sztuczna szmata, cienka, z nadrukiem imitującym dżins. W niczym nie przypominała sukienki z reklamy – opowiada.
Napisała na infolinię sklepu, że żąda zwrotu pieniędzy. Po dwóch tygodniach przyszła odpowiedź: obsługa butiku Franka dziękuje za zaufanie i informuje, że średni czas dostawy wynosi od trzech do pięciu dni. A jej zamówienie zostało już przetworzone i zostanie wysłane tak szybko, jak to możliwe.
– I wtedy już wiedziałam, że wtopiłam. Żal kasy. I żal innych poszkodowanych – wzdycha Małgosia. Wie, że takich jak ona jest więcej, bo na którymś z facebookowych forów widziała opinię osoby, która opisała identyczny przypadek: zamówiła sukienkę i dostała coś, co w niczym jej nie przypominało.
Zanim znikną
Franka’s Boutique pojawił się nagle. Pewnego wiosennego dnia Facebook zaczął wyświetlać reklamy tego sklepu z damską odzieżą. Ogromny wybór, wszystko w pięknych fasonach i kolorach i niezwykle tanie, bo była wielka wyprzedaż i rabaty sięgały nawet 70 proc.
W środku lata na Facebooku pojawiło się łzawe oświadczenie, z którego wynikało, że właścicielka musi zamknąć prowadzony od wielu lat sklep, by skupić się na wychowywaniu nastoletnich córek. Bo nie da się połączyć prowadzenia własnego biznesu z życiem rodzinnym.
Chwilę później poinformowano jednak, że trwają przygotowania do otwarcia nowego, stacjonarnego sklepu w Zabrzu. „Mamy nadzieję, że w ciągu najbliższych tygodni uda nam się uzyskać niezbędne pozwolenia, aby jak najszybciej rozpocząć działalność” – obiecywano.
Pod koniec sierpnia sklep ogłosił, że zamyka kolekcję letnich sukienek. „Śpiesz się, zanim znikną!” – ponaglał niezdecydowanych klientów. I nadal usuwał komentarze, mimo że Małgosia niestrudzenie prowadziła swoją akcję ostrzegawczą.
We wrześniu w butiku pojawiły się sweterki, „szykowne i przytulne”. I tanie, bo z 50-procentową zniżką. Pod informacją ostał się jeden, za to wymowny komentarz: „żenujące”.
Swetry były w ofercie już w lutym, tuż po tym, jak Franka’s Boutique wystartował na Facebooku. Co ciekawe, sklep niemal od początku zmagał się z problemami: a to przestawała działać jego strona internetowa i powiązany z nią e-mail, a to posłuszeństwa odmawiała aplikacja BLIK. „Niektóre płatności zostały pobrane z waszego konta, ale z nieznanego powodu nie dotarły do nas żadne zamówienia” – tłumaczono. Wiosną sklep przepraszał za opóźnienia w dostawach, a potem z radością informował, że „wszystkie zaległe zamówienia zostały zrealizowane w zeszłym tygodniu”.
Kiedy teraz chciałam dopytać o tamte sytuacje, okazało się, że na stronie butiku nie ma żadnego numeru telefonu. A na e-maile z prośbą o kontakt do właścicielki odpowiada kanał obsługi klienta. Wymijająco pyta: „Jak możemy pomóc?”. Po kolejnym e-mailu jest stanowczy – niestety nie może zapewnić kontaktu.
Podany na stronie adres jest niekompletny: Suite C, Level 7, World Trust Tower, 50 Stanley Street, Central. Mapy Google pokazują, że to w Hongkongu, ale nie ma tam firmy o nazwie Terra Group Limited, do której ma należeć butik. Owszem, można ją znaleźć w brytyjskim rejestrze przedsiębiorstw, ale po pierwsze, zajmowała się nieruchomościami, a po drugie – zakończyła działalność w 2018 r.
Szkoda, że za późno
Takich fałszywych sklepów jest w sieci mnóstwo. Zaczęło ich gwałtownie przybywać w czasie pandemii COVID-19, bo to właśnie wtedy Polacy odkryli zalety kupowania online. Po pierwsze było bezpieczne, a po drugie tanie. I wygodne, bo zamówione towary można było odbierać w coraz popularniejszych paczkomatach. Tylko w 2022 r. około 30 mln Polaków, czyli blisko 80 proc., choć raz kupiło coś w internecie.
Błyskawicznie zareagowali przestępcy: w 2021 r. CERT Polska działający w strukturach Państwowego Instytutu Badawczego NASK zgłosił pięciokrotny wzrost internetowych oszustw w porównaniu z rokiem poprzednim, a w 2022 r. już siedmiokrotny. Najczęściej atakowane były popularne platformy sprzedażowe, takie jak Allegro, OLX czy Vinted, a najpowszechniejszą metodą oszustwa było wyłudzanie danych logowania i publikowanie reklam mających wprowadzić w błąd klientów. No i oczywiście tworzenie fałszywych sklepów internetowych sprzedających fikcyjne towary lub wyłudzających dane dostępowe do kont bankowych. O ile w 2020 r. wykryto niespełna 400 takich sklepów, to już w 2022 r. prawie 600.
Ofiarą jednego z nich padła 15-letnia Zośka z Warszawy, która za zaoszczędzone z kieszonkowego pieniądze pod koniec roku szkolnego postanowiła kupić modne buty znanej marki. W dużych sklepach, internetowych i stacjonarnych, model był już jednak niedostępny.
– Poprosiłam o pomoc „wujka Google” i okazało się, że buty można dostać w sklepie jokercycle.pl – mówi Zośka. Cena była dość atrakcyjna, 350 zł, ale nie odbiegała znacząco od cen na wyprzedażach w renomowanych sklepach sieciowych. Zastanawiający był jedynie czas realizacji zamówienia – kilkanaście zamiast kilku dni. Sprzedający zapewniał, że buty przyjdą na czas.
– Po odebraniu przesyłki nie miałam pewności, czy buty są oryginalne. Ale nawet jeśli były, to o dwa numery za małe – mówi Zośka. Napisała w sprawie wymiany na większy rozmiar, potem kolejne pisma, ale sprzedawca zamilkł. – Dopiero wtedy poszukałam w internecie opinii o tym sklepie. Szkoda, że tak późno – mówi Zośka. Buty leżą w szafie, a ona chodzi w starych trampkach.
W 2021 r. liczba internetowych oszustw wzrosła w porównaniu z rokiem poprzednim pięciokrotne. W 2022 r. było ich już siedem razy więcej niż w 2021 r.
– W pierwszym półroczu 2024 r. tylko samo Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości odnotowało niemal 1 tys. różnego rodzaju oszustw. W ubiegłym roku takich zdarzeń było ponad 3 tys. – mówi podkomisarz Marcin Zagórski. I od razu zaznacza, że CBZC nie jest jedyną jednostką, która prowadzi tego typu postępowania. – Skala ogólnopolska jest zdecydowanie większa – dodaje podkomisarz i podrzuca kilka historii z ostatnich miesięcy.
Na początku lipca funkcjonariusze łódzkiego zarządu CBZC zatrzymali siedem osób, które założyły profesjonalnie wyglądające sklepy internetowe i sprzedawały markowe perfumy i kosmetyki oraz urządzenia elektroniczne. Sprawcy działali z rozmachem: wykupili reklamy na portalach społecznościowych, zatrudnili influencerów. A potem zamiast zamówionego towaru wysyłali produkty gorszej jakości albo podrobione. Kiedy już klient zapłacił i odebrał przesyłkę, kontakt się urywał. Oszukali w ten sposób ponad 6 tys. osób na 1,7 mln zł.
Wcześniej trzy osoby zatrzymali funkcjonariusze z Krakowa. Oszuści zakładali fikcyjne konta na portalu społecznościowym i wyszukiwali oferty sprzedaży limitowanych wersji butów sportowych znanych firm. Oferowali przesyłkę za pobraniem, którą zamówią i opłacą sami. Ofiary miały podać tylko adres e-mailowy, na który zostanie wysłana etykieta do nadania paczki. Wiadomość była jednak fałszywa, a przesyłki przestępcy mogli odebrać bez żadnej opłaty. Wyłudzili buty o wartości ponad 400 tys. zł, a potem ponownie sprzedawali je w sieci.
Jeszcze bezczelniej działali przestępcy rozpracowani przez gdański CBZC: wystawiali fałszywe ogłoszenia sprzedaży m.in. elektronarzędzi, trampolin, domków dla dzieci. Kupujący, skuszeni atrakcyjnymi cenami, wpłacali pieniądze na wskazane konta bankowe lub płacili kodami BLIK. Zamówione przedmioty nigdy do nich nie docierały. Oszukanych zostało co najmniej 300 osób.
Czy ktoś zna?
Klienci próbują się bronić sami. Na facebookowej „Czarnej liście sklepów internetowych” niemal codziennie pojawiają się ostrzeżenia przez kolejnymi sklepami. Padają konkretne nazwy, a społeczność ocenia: ten to ewidentny przekręt, a tamten OK, uczciwy.
O Franka’s Boutique ktoś napisał: „To jedno wielkie oszustwo. Uważajcie!”.
Inny internauta wrzucił zdjęcie błękitnej sukienki z witryny Mokosz Piotrkowska z pytaniem, czy ktoś zna ten sklep. Zwrócił też uwagę, że dokładnie taka sama sukienka przez wiele tygodni była oferowana przez butik Franka. A teraz można ją znaleźć w ofercie sklepu Franlieen. Kolejny zauważył, że Mokosz ma w adresie błąd: zamiast Piotrkowska, co ma się zapewne kojarzyć z reprezentacyjną łódzką ulicą, jest Piotrkowksa – z przestawionymi literami.
Podobny błąd jest w nazwie sklepu Janina Warszawa: jainawarszawa.store. „Oszuści!!!! Zamówiłam i zapłaciłam za sukienkę. Od tamtej pory nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, maila, nic” – ostrzegła internautka. Kolejna sprawdziła, że podany na stronie adres firmy w Warszawie po prostu nie istnieje.
Na czarnej liście znalazł się także sklep Kowalczyk Moda – Złote Tarasy, który niedawno z żalem poinformował, że po 25 latach musi zakończyć działalność i z tej okazji oferuje ogromne rabaty. Pod postem ktoś zapytał, jak długo się czeka na zamówienie. Odpowiedź była ponura: wieczność.
Nazwa sklepu miała się zapewne kojarzyć ze znanym warszawskim centrum handlowym Złote Tarasy. W reklamach pojawiały się nawet zdjęcia firmowego salonu, który miał się rzekomo tam mieścić.
– Nigdy takiego sklepu u nas nie było – słyszę na infolinii galerii.
Kiedy piszę e-maila, prosząc o rozmowę z właścicielem Kowalczyk Moda, odzywa się obsługa klienta. Twierdzi, że taka droga komunikacji „pozwala zapewnić dokładną i przemyślaną pomoc z szczegółowym przeglądem naszych interakcji”. Numeru telefonu nie podaje.
Można się ustrzec
O sprawdzenie, czy sklep jest prawdziwy, można poprosić ekspertów CyberRescue, usługi dostępnej dla klientów mBanku, ING, Santander oraz sieci Play. Reklamują się jako straż pożarna w sieci i pomagają odzyskać skradzione konto w mediach społecznościowych, udzielają porad, co zrobić, gdy ktoś się włamie do naszej skrzynki e-mailowej albo wyłudzi kredyt na nasze nazwisko.
Na prośbę klientów przyjrzeli się m.in. witrynie wyspamalucha.com, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak profesjonalny sklep z artykułami dla dzieci. Estetyczna strona internetowa, dobrej jakości zdjęcia produktów i mnóstwo zapewnień o bezpiecznej wysyłce i zadowolonych z obsługi klientach. A do tego agresywny marketing w internecie. Wszystko po to, by wprowadzić kupujących w błąd. Bo kiedy już zrobili zamówienie, paczki nigdy nie przychodziły.
Eksperci CyberRescue odkryli, że sklep działa od tego samego dnia, gdy zarejestrowana została prowadząca go spółka. Tak krótki czas działalności może – ich zdaniem – wskazywać na próbę oszustwa. Poza tym produkty były sprzedawane dużo poniżej ceny rynkowej. Wyglądało to jak niesamowita okazja, ale było haczykiem, na który miał się złapać łatwowierny klient.
– Co ciekawe, nie zawsze te sklepy kuszą mocno obniżonymi cenami. Internauci nauczyli się już, że jeśli cena jest zbyt korzystna, może to być oszustwo. Fałszywe sklepy wystawiają więc swój asortyment w cenach często tylko trochę niższych – zwraca uwagę Łukasz Grzmot, analityk cyberbezpieczeństwa w portalu niebezpiecznik.pl.
Dodaje, że aby ustrzec się przed tego typu oszustwami, należy korzystać z renomowanych, oficjalnych sklepów danej marki. Dobrze jest również używać porównywarek cen, ponieważ wtedy kupujących obejmuje tzw. program ochrony, a pracownicy porównywarek sami weryfikują sklepy przed dodaniem ich oferty.
– Warto też płacić za produkty kartą płatniczą, nie ma znaczenia czy Visa, czy Mastercard, debetową czy kredytową, bo wtedy mamy możliwość skorzystania z procedury chargeback, jeśli nie otrzymamy produktu lub różni się on od oferowanego w sklepie. Na pewno nie należy natomiast podejmować decyzji zakupowej jedynie po sprawdzeniu, jakie opinie ma dany sklep, bo przestępcy coraz częściej kupują pozytywne opinie dla swoich fałszywych sklepów – mówi Łukasz Grzmot.
Zgłoś oszustów
Franka’s Boutique kilka dni temu uruchomił na Facebooku całkiem nową stronę – Franka. Tym razem właścicielka z głębokim smutkiem zawiadomiła, że sklep zostanie wkrótce zamknięty, bo trudno pogodzić prowadzenie biznesu z „rzeczywistością starzenia się”. Czas więc na emeryturę. Ale zanim to nastąpi, jest jeszcze jesienno-zimowa kolekcja butów, z rabatem 65 proc.
Na grupie „Czarna lista sklepów internetowych” ktoś ostrzegł, żeby omijać z daleka butik Franka. Wrzucił ku przestrodze dwa zdjęcia: na pierwszym, katalogowym jest gustowna lniana koszula w biało-błękitne paski. Na drugim przysłana przez sklep paczka, a w niej niezgrabna tunika w szarobure paski o zupełnie innym fasonie.
„Masakra” – współczuli mu internauci.
Chwilę później pojawił się wpis osoby, która po długich przepychankach w sprawie zwrotu towaru dostała wiadomość, że w ramach zadośćuczynienia może dostać kupon o wartości 44 zł na kolejne zakupy w sklepie Franka. Gdyby jednak upierała się przy zwrocie produktu, będzie musiała sama ponieść koszty. Adres do zwrotu? W Chinach. Pod postem zaroiło się od komentarzy, z których najczęstszy brzmiał tak: znajdź więcej poszkodowanych osób i zgłoś oszustwo na policję.
Tyle że policja często bagatelizuje podobne sprawy. Przekonała się o tym 53-letnia Ewelina z Warszawy, która kupiła w internetowym sklepie buty (aż dwie pary, bo tak jej się podobały), a dostała zupełnie do nich niepodobne buciory. Poszła zgłosić sprawę do komisariatu, ale oficer dyżurny nie potraktował jej poważnie. – Dał do zrozumienia, że to moja wina, bo kto kupuje w internecie? Bardzo mnie zniechęcał do składania zeznań, ale uparłam się – opowiada.
Dlatego eksperci ds. bezpieczeństwa informacji z firmy Zaufana Trzecia Strona radzą, by ominąć policję i udać się prosto do prokuratury. Wystarczy wysłać list z wyjaśnieniem, co się wydarzyło i załączyć dowody. Jeśli prokurator uzna, że mogło dojść do przestępstwa, zleci zbadanie sprawy policji.
– Zawsze należy zgłaszać próby skutecznych i nieskutecznych oszustw. Dzięki temu CBZC może odnotować trend i lepiej ostrzegać nas wszystkich przed tym, co aktualnie stanowi największe zagrożenie w internecie. Czasem też oszuści są łapani, więc jest szansa, że odzyskamy pieniądze – mówi Łukasz Grzmot z niebezpiecznik.pl.
Wszyscy przyznają jednak zgodnie: te szanse są naprawdę niewielkie.
Jak bezpiecznie kupować online?
Sprawdź, czy na stronie jest telefon do sklepu. Jego brak powinien wzbudzić czujność. Zwróć również uwagę na adres internetowy – jeśli zawiera błędy lub literówki, to wyraźny sygnał ostrzegawczy.
Przeczytaj regulamin sklepu i sprawdź, czy jest w nim NIP lub REGON, a także jasno określone zasady zwrotów, reklamacji i polityki prywatności.
Upewnij się, czy sprzedawca oferuje popularne metody płatności. Fałszywe sklepy bardzo rzadko to robią, rozpoznasz je też po braku możliwości zapłacenia przy odbiorze towaru.
Sprawdź, czy nie ma skrajnych opinii na temat sklepu. Zweryfikuj także, czy zamieszczone oceny nie wydają się sztuczne i czy nie powstały wszystkie w jednym czasie.
Zawsze płać kartą.
Źródło CERT Polska, CyberRescue