Friedrich Merz najprawdopodoniej zostanie kolejnym kanclerzem Niemiec. Chce dogadać się z Trumpem, przyjąć Ukrainę do NATO i stawia na Polskę.
Wojowniczy styl nieraz wpędzał Friedricha Merza w kłopoty. Człowiek, który niebawem zostanie kanclerzem Niemiec, uwielbia potyczki słowne. Kilkanaście dni temu przemawiał w Bundestagu i zwracając się do Olafa Scholza, stwierdził, że „cały kraj odczuł ogromną ulgę” po upadku jego rządu. I zapowiedział, że Trump szybko rozprawi się z ustępującym kanclerzem: „Wykiwa cię jak niedorostka”.
Niemiecki szok
6 listopada Europa znalazła się w szoku, gdy było jasne, kto wygrał wybory w USA. Tego samego dnia przywódcy trzech partii tworzących niemiecką koalicję zebrali się rankiem na kryzysowych rozmowach, a wieczorem postanowili zakończyć jej żywot. Tarcia w koalicji były publiczną tajemnicą. Jej koniec zbliżał się od dawna. Ale nikt nie spodziewał się, że stanie się to w tak brutalny sposób – Olaf Scholz zaatakował szefa FDP Christiana Lindnera za jego „całkowicie niezrozumiały egoizm” i „złamanie zaufania” kanclerza.
Przede wszystkim jednak nikt nie spodziewał się, że koalicja upadnie w tak zdumiewającej chwili. Przez półtorej dekady, zanim Scholz doszedł do władzy w 2021 r., Niemcy były przecież „kotwicą stabilności” w Europie. Kiedy w listopadzie 2016 r. Donald Trump został wybrany po raz pierwszy, wiele krajów europejskich skupiło się wokół kanclerz Angeli Merkel jako nowego przywódcy „wolnego świata”. Teraz to w Berlinie panował największy chaos. Niemal powszechnie uznano to za zły omen dla Niemiec i Europy. Czy można sobie wyobrazić gorszy moment na rozpad rządu w kraju, który jeszcze do niedawna był „hegemonem” UE?
Ale nie wszyscy byli tego zdania. „Kryzys w Berlinie może okazać się dobrą wiadomością. Koalicja Socjaldemokratów, Zielonych i FDP była najbardziej dysfunkcyjnym, niezdecydowanym i podzielonym niemieckim rządem od dziesięcioleci. Członkowie koalicji aktywnie działali przeciwko sobie w sprawach Unii Europejskiej, pomocy dla Ukrainy, polityki wobec Chin i reform gospodarczych. Wraz z powrotem Trumpa do Białego Domu Niemcy i Europa nie mogą pozwolić sobie na taki rząd w Berlinie” – twierdzi Liana Fix, politolog i historyk Niemiec z Council on Foreign Relations.
Sytuacja w Niemczech jest coraz gorsza. Przewiduje się, że trzecia co do wielkości gospodarka świata skurczy się drugi rok z rzędu, co da jej ostatnie miejsce wśród siedmiu głównych gospodarek świata (G7). Po tym, jak rząd Merkel zdecydował o zamknięciu elektrowni atomowych, Niemcy mają jedne z najwyższych cen energii elektrycznej dla konsumentów na świecie. I ani Merkel, ani Scholz nie sprzeciwili się decyzji UE o zakazie sprzedaży tradycyjnych samochodów z silnikami spalinowymi od 2035 r., co oznacza poważne kłopoty dla rodzimego przemysłu samochodowego. Volkswagen – od dawna symbol potęgi tego kraju – chce zamknąć co najmniej trzy fabryki w Niemczech i zwolnić dziesiątki tysięcy pracowników.
Radykalnie zmieniły się przekonania Niemców. „Dawne pewniki uległy rozpadowi na każdym poziomie, a trend ten nasilił się w wyniku wojny w Ukrainie i pandemii. Zwłaszcza młodzi ludzie boją się, że nie będą cieszyli się standardami mieszkań, bezpieczeństwa publicznego i dobrobytu, jakie mieli ich rodzice. Wielu z nich chce, aby rząd powstrzymał społeczne i gospodarcze tendencje ostatnich lat. Ponad połowa młodych w wieku od 14 do 29 lat uważa, że państwo robi więcej dla uchodźców niż dla swoich obywateli” – tłumaczyła mi niemiecka politolog i historyk Katja Hoyer. Dotychczasowy centrowy model polityczny ucieleśniany przez Merkel, która przesunęła CDU znacząco na lewo, a potem przez Scholza, który zdobył władzę, stylizując się na jej kontynuatora, całkowicie się wyczerpał. Niemcy stały się znacznie bardziej konserwatywne. To wszystko sprawia, że 69-letni Friedrich Merz, przewodniczący CDU, prawdopodobnie w końcu osiągnie swój życiowy cel po tym, jak Merkel wypchnęła go z polityki dwie dekady temu – i zostanie kanclerzem.
Jeszcze do niedawna wydawało się to bardzo mało prawdopodobne. Sama etykieta głównego wroga Merkel w CDU byłaby gwarantem wyborczej porażki. Ale dziś zauroczenie niegdyś wszechmocną panią kanclerz bezpowrotnie minęło, a jej rządy nazywane są w Niemczech „straconą dekadą”. Kiedyś oskarżano Merza o populizm, przedstawiano niemal jako niemiecką wersję Donalda Trumpa, a niektóre jego opinie uważano za szokujące. Ale gdy opinia publiczna przesunęła się znacząco na prawo, wiele z tego, co głosi Merz, stanowi nową normalność. I gdy Niemcy stoją w obliczu recesji, główna siła Merza leży w tym, że wyborcy postrzegają go jako kompetentnego w kwestiach gospodarczych. Według ostatniego sondażu 47 proc. obywateli ufa Merzowi, że przywróci gospodarkę na właściwe tory, a tylko 16 proc. wierzy, że udałoby się to Scholzowi.
A jednak mimo że w sondażach CDU/CSU ma 16 proc. przewagi nad SPD i że na chadecję chce głosować więcej Niemców niż na wszystkie trzy partie do niedawna tworzące koalicję, Merz nie ma gwarancji zwycięstwa. „Jako człowieka wyborcy po prostu go nie lubią” – podkreśla Manfred Güllner, szef instytutu sondażowego Forsa. Jego częste gafy tłumaczą, dlaczego osobiste notowania ma niższe niż notowania jego partii. W 2022 r. oskarżył ukraińskich uchodźców o „turystykę socjalną”. W ubiegłym roku określił synów imigrantów mianem „małych paszów”. Aby wygrać, musi przekonać Niemców, że nie jest tak arogancki, jak twierdzą jego krytycy. Będzie musiał też poprawić swoją pozycję wśród kobiet, wyborców z dawnego NRD i młodych ludzi.
Oraz liczyć na to, że SPD nie zgotuje mu niespodzianki. Jeśli wbrew oczekiwaniom, to nie Scholz, lecz Boris Pistorius, obecny minister obrony i najpopularniejszy polityk w kraju, zostanie kandydatem na kanclerza, może mieć poważny kłopot.
Eliksir życia
Jeśli jednak zostanie kanclerzem, będzie to zwieńczeniem przypominającej jazdę bez trzymanki kariery politycznej. Został szefem grupy parlamentarnej chadeków blisko 25 lat temu, następnie opuścił politykę na 10 lat po przegranej walce o władzę z Merkel. Wydawało się, że odszedł na zawsze. Kiedy wrócił w 2018 r., nazywano to „drugim przyjściem” czy „powrotem nieumarłego”. ” To prawdziwy wojownik” – mówił Wolfgang Schroeder, politolog. „Ktoś, kto desperacko pragnie zostać kanclerzem. To jego życiowe marzenie. A to niezbędny warunek wstępny do dobrego wykonywania tej pracy”.
Klęska z Merkel wynikała w ogromnej części z jego charakteru. Dziennikarz Michael Spreng był świadkiem wewnętrznych walk w partii chadeckiej. Podkreśla: „Z konfliktu tych dwojga można się wiele nauczyć o mężczyznach i kobietach w polityce. To wzorcowa historia utalentowanego, ale aroganckiego i próżnego mężczyzny, który nie docenił przebiegłej, zdeterminowanej i bezpretensjonalnej kobiety”. Jego biograf Manfred Goffart przekonuje, że Merz wyciągnął lekcje z dawnych niepowodzeń: „Już wie , że aby coś osiągnąć w niemieckiej polityce, trzeba iść na kompromis. I zdaje sobie sprawę, że opinia publiczna nie lubi kogoś, kto cały czas atakuje. Udało mu się znaleźć właściwe połączenie: między polaryzacją i atakowaniem z jednej strony a byciem wiarygodnym, rozsądnym politykiem”.
Polityka to jego „eliksir życia”. Jest całkowicie niezależny finansowo, ale po prostu jej potrzebuje. W czasie politycznego wygnania Merza jego główna rywalka wygrywała wybory za wyborami. On sam kontynuował lukratywną karierę korporacyjnego prawnika: pracował m.in w niemieckim oddziale BlackRock, największej na świecie firmy zarządzającej aktywami. Jest multimilionerem. Zapytany w 2018 r. o swoje finanse odpowiedział: „Dzisiaj zarabiam rocznie milion euro brutto”. I choć jego bogactwo jest niczym w obliczu miliardów Trumpa czy Bloomberga, w Niemczech wygląda to inaczej, bo nie ma tu zbyt dużej tradycji bogatych biznesmenów wchodzących do polityki.
W 2022 r. został ostro skrytykowany w mediach społecznościowych, gdy poleciał swoim prywatnym samolotem, aby wziąć udział w weselu Christiana Lindnera na wyspie Sylt. Sam Merz uważa się za przedstawiciela klasy średniej. „Od rodziców nauczyłem się wartości, które charakteryzują klasę średnią: ciężkiej pracy, dyscypliny, przyzwoitości. Dla mnie klasa wyższa lub elita to ludzie, którzy odziedziczyli pieniądze lub firmę i dzięki temu cieszą się życiem. W moim przypadku tak nie jest”.
W 2018 r., gdy tylko Merkel ogłosiła, że wycofuje się z kierowania CDU, ogłosił, że zamierza kandydować na przewodniczącego. Jego decyzja wywołała szok. Przegrał z Annegret Kramp-Karrenbauer, wyznaczoną na swoją następczynię przez Merkel. Ale „następczyni Merkel” była fatalnym kandydatem i w 2020 r. zrezygnowała. W kolejnych wyborach Merz znowu przegrał – tym razem z Arminem Laschetem. Ale w 2021 r. Laschet poprowadził CDU do największej porażki wyborczej w historii. Po tej katastrofie – za trzecim razem – Merzowi w końcu się udało i w styczniu 2022 r. został przewodniczącym partii
Teraz musi zaciekle walczyć o to, o czym zawsze marzył. Jego główny zwolennik w CDU, Wolfang Schäuble, powiedział mu kiedyś: „Friedrich, myślisz, że urząd kanclerski zostanie ci podany na złotej tacy? Musisz o niego walczyć do ostatniego dnia. Partia stanie za tobą murem dopiero, gdy obejmiesz urząd”.
Dogadać się z Trumpem
„Merz chce szybko wdrażać swoje plany i nie lubi, gdy dyskusje ciągną się w nieskończoność” – podkreśla jego biograf. Już obiecał, że wiele rzeczy zmieni się, gdy tylko przejmie władzę.
Niemcy robiłyby znacznie więcej dla Ukrainy, przekazując jej pociski manewrujące Taurus, których Scholz uparcie odmawiał. I wsparły jej przystąpienie do NATO. Niemieckie wydatki na obronę wzrosłyby o połowę, Berlin zająłby też znacznie ostrzejsze stanowisko wobec Chin.
Elektrownie jądrowe zostałyby ponownie uruchomione. Wydatki na opiekę społeczną –znacząco zmniejszone. Co chyba bardziej uderzające, Merz chce zawiesić unijne przepisy azylowe, pozwalając Niemcom na zawracanie znacznie większej liczby migrantów na granicy, co groziłoby załamaniem systemu Schengen.
Był wielokrotnie opisywany jako „anty-Merkel” i wszystkie jego plany stanowią dokładne przeciwieństwo polityki „żelaznej kanclerz”. Ona zamykała elektrownie atomowe i otwierała granice uchodźcom w 2015. Ale Merz nie zgadza się z takim stawianiem sprawy: „To nie jest odejście od ery Merkel, ale powrót do naszych podstawowych wartości. Znów jesteśmy partią konserwatywną. Ostatnio ukrywaliśmy to wstydliwie. Teraz mówimy o tym głośno”. Byłby najbardziej konserwatywnym kanclerzem od czasów Helmuta Kohla.
Jego priorytet to nawiązanie dobrych stosunków z Donaldem Trumpem. Atakował koalicyjny rząd za błędną postawę w kwestii amerykańskich wyborów. Jego zdaniem Berlin powinien liczyć się z powrotem Trumpa. Zamiast tego MSZ publikowało oświadczenia wspierające Kamalę Harris. A Trump ma zbyt dobrą pamięć, aby o tym zapomnieć.
W niedawnym wywiadzie dla „Sterna” Merz mówił: „Mam długie doświadczenie biznesowe z USA. Rozumiem, jak pracują Amerykanie. Obserwuję Trumpa. Rozmawiam z wieloma ludźmi, którzy bardzo dobrze go znają. Nie chodzi o to, by tylko jedna strona odniosła korzyści, ale byśmy zawarli dobre uzgodnienia dla obu stron. Trump nazwałby to dealem”.
Zamierza się zwrócić do amerykańskiej administracji z ofertą zawarcia umów dotyczących ceł i obrony. To Stany Zjednoczone kupują najwięcej od Niemiec i nałożenie ceł na wszystkie eksportowane towary uderzyłoby w coraz słabszą gospodarkę. Niemiecki Instytut Ekonomiczny oszacował, że wojna handlowa zapowiadana przez Trumpa może kosztować Niemcy od 120 do 180 mld euro w ciągu jego prezydentury.
Gdy Donald Tusk nie został zaproszony do Berlina na rozmowy dotyczące Ukrainy i bezpieczeństwa Europy, w których uczestniczyli przywódcy USA, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii, Merz ostro to krytykował i nazywał „strategicznym błędem”. Podkreślał, że polskiego premiera „nawet nie zapytano, czy chciałby wziąć udział”. Jego pomysł na wzmocnienie Europy w dobie Trumpa to ścisła współpraca z trzema krajami: Wielką Brytanią, Francją i Polską. Ta „wielka czwórka” ma budować politykę zagraniczną, bezpieczeństwa i obronną Europy.
Merz ma bardzo śmiałe plany. Ale jeżeli zostanie kanclerzem, nie będzie rządził sam, lecz w koalicji. To może mu bardzo ograniczyć pole manewru. Jego projekty wzmocnienia Europy są bardzo sensowne. Problem polega na tym, że trzeba działać bardzo szybko, bo Ukraina jest w odwrocie, a Trump przejmuje władzę niebawem. Tymczasem Niemcy będą przez następne miesiące zajęte wyborami, a potem – nawet przez pół roku – może się rodzić w bólach rządząca koalicja. W krytycznym momencie Niemcy będą nieobecne i gdy Merz w końcu przejmie władzę, na wiele spraw będzie po prostu za późno.