Substancje produkowane przez bakterie probiotyczne mają dobroczynne działanie, ale mogą też stać się przyczyną otyłości. Jak uniknąć tej pułapki?
Znajdują się w kiszonej kapuście i ogórkach. Probiotyki, czyli żywe bakterie, pozytywnie wpływające na zdrowie, od lat są zalecane podczas kuracji antybiotykowej, bo przywracają równowagę biologiczną w naszych jelitach. Ostatnio karierę robią postbiotyki, nazywane także probiotykami widmo.
Są to substancje wytwarzane przez bakterie jelitowe oraz produkty ich rozpadu, m.in. fragmenty ścian komórkowych. Postbiotyki, podobnie jak probiotyki, pozytywnie wpływają na nasz organizm. Stymulują układ odpornościowy w jelitach, co zwiększa ogólną odporność organizmu. Działają przeciwzapalnie i redukują nadmiar wolnych rodników tlenowych, które mogą uszkadzać DNA, prowadząc do powstawania nowotworów oraz przyspieszając starzenie. Przeciwdziałają powstawaniu nowych naczyń krwionośnych, np. odżywiających nowotwór, oraz ograniczają namnażanie komórek guza. Do najlepiej poznanych postbiotyków należą witaminy z grupy B oraz witamina K, a także krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, szczególnie kwas masłowy.
Dlaczego dziś nie połykamy postbiotyków?
Dlaczego więc zamiast łykać preparaty zawierające bakterie probiotyczne nie dostarczać organizmowi wytwarzanych przez nie postbiotyków? Ta koncepcja wydaje się kusząca, bo od połknięcia kapsułki zawierającej probiotyczne bakterie do wytworzenia przez nie korzystnego dla zdrowia postbiotyku droga jest daleka i zawiła.
Aby bakterie probiotyczne mogły osiedlić się w jelitach, muszą przeżyć transport przez początkowe odcinki przewodu pokarmowego, gdzie czeka je m.in. kąpiel w kwasach żołądkowych. Dlatego powinny to być wyselekcjonowane i specjalnie przygotowane szczepy, które są w stanie dotrzeć do jelit żywe.
Ponadto, aby bakterie probiotyczne mogły wytwarzać postbiotyki, muszą się osiedlić w jelitach, a to udaje się nielicznym. Wreszcie, aby mogły tam przeżyć, potrzebują regularnych dostaw błonnika, który jest obecny w warzywach, owocach oraz produktach pełnoziarnistych. Tymczasem większość z nas zjada go stanowczo zbyt mało. Trudno więc oszacować, ile bakterii probiotycznych trzeba dostarczać i jak długo powinna trwać kuracja, aby wytworzyły w jelicie odpowiednią ilość pożądanych substancji.
Koncepcja podawania postbiotyków wydaje się atrakcyjna także ze względu na bezpieczeństwo. A to dlatego, że postbiotyki nie zawierają żywych bakterii. Nie są zatem w stanie wywołać zakażenia.
Probiotyki teoretycznie też nie powinny stanowić zagrożenia, ale odradza się ich stosowanie pacjentom w ciężkim stanie (dotkniętym sepsą, zaawansowaną chorobą nowotworową czy wycieńczonym). Istnieje bowiem ryzyko, że zamiast stymulować osłabiony układ odpornościowy, bakterie probiotyczne mogą go osłabić i tym samym doprowadzić do zakażenia.
Potencjalnym zagrożeniem są także geny oporności na antybiotyki, które mogą być obecne w bakteriach probiotycznych. Gdy takie geny zostaną przeniesione na „złe” bakterie bytujące w organizmie, bakterie staną się oporne na działanie antybiotyku.
– Kupując probiotyki, powinniśmy wybierać tylko te szczepy, które zostały bardzo dokładnie przebadane i o których wiemy na pewno, że nie zawierają genów oporności na antybiotyki – wyjaśnia prof. Ewa Stachowska, kierownik Zakładu Biochemii i Żywienia Człowieka Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. W przypadku postbiotyków, które nie zawierają żywych bakterii, nie ma takiego ryzyka.
Czytaj więcej: Czym jest „zdrowe odżywianie”? Często nie rozumiemy, co kryje się pod tym hasłem
Postbiotyki – jak to działa?
Mechanizm działania postbiotyków nie jest jeszcze dokładnie poznany. Wiadomo jedynie, że jest złożony. Martwe elementy komórek bakterii, np. składowe ich ścian czy białka powstałe z ich rozkładu, tak stymulują układ odpornościowy, że zaczyna on działać prawidłowo – skutecznie chronić przed chorobotwórczymi bakteriami czy wirusami. Kontakt z postbiotykami jest treningiem dla układu odpornościowego, który uczy się odpowiednio reagować na kontakt z obcymi białkami. Dzięki temu układ odpornościowy nie mobilizuje wszystkich sił obronnych do walki z nieszkodliwymi mikrobami. – W obecnych czasach to duży problem. Żyjemy w sterylnym środowisku, co sprawia, że układ odpornościowy nie ma szans nauczyć się rozpoznawać nieszkodliwych mikrobów. Dlatego w kontakcie z jakimkolwiek obcym białkiem uruchamia mechanizmy obronne – tłumaczy prof. Stachowska. Takie długotrwałe pobudzenie i przesadne reagowanie na niegroźne mikroby sprzyja rozwojowi alergii oraz chorób autoimmunologicznych, takich jak choroba Hashimoto, łuszczyca czy bielactwo.
Uważa się, że postbiotyki zwiększają aktywność genu MUC2 odpowiedzialnego za produkcję substancji tworzącej śluz wewnątrz jelit. Ta ochronna warstwa jest zaporą przed patogenami, które z jelit mogłyby przedostać się do krwi.
Postbiotyki mają także udowodnione działanie przeciwzapalne, które jest chętnie wykorzystywane w gastroenterologii oraz chirurgii podczas przygotowywania pacjentów do operacji. – Przeciwzapalne działanie kwasu masłowego, a dokładnie jego soli (maślanu sodu) dostępnego w postaci suplementu, próbujemy wykorzystywać do leczenia zapalnych chorób jelit, takich jak choroba Leśniowskiego-Crohna, zespół jelita drażliwego, a także choroby uchyłkowej i dysbiozy, czyli zaburzenia równowagi biologicznej pomiędzy fizjologicznymi a patologicznymi szczepami bakterii jelitowych – wyjaśnia prof. Grażyna Rydzewska, kierownik Kliniki Gastroenterologii i Nieswoistych Chorób Jelit w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie. Wielu pacjentów, którym lekarze zaczęli podawać kwas masłowy, odczuło złagodzenie dolegliwości.
– Niestety, stworzenie suplementu zawierającego postbiotyk nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać. Na rynku jest wiele preparatów dostarczających kwas masłowy, ale badania pokazują, że tylko niektóre z nich docierają do jelita w niezmienionej formie i rzeczywiście oddziałują regenerująco na komórki nabłonka jelitowego – dodaje prof. Rydzewska. Ważny jest sposób „opakowania” preparatu i zabezpieczenia go przed strawieniem, zanim dotrze do jelita.
Zobacz też: Proste badanie, które może uratować życie. Ale trzeba je wykonać, gdy choroba jest na wczesnym etapie
Postbiotyki. Czy to remedium na stan zapalny?
Naukowcy próbują wykorzystać postbiotyki nie tylko do gaszenia stanu zapalnego w jelitach, ale i w całym organizmie. – Stan zapalny w organizmie ma związek z wieloma chorobami zlokalizowanymi poza jelitami, m.in. insulinoopornością i cukrzycą typu 2, która jest jej następstwem, a także depresją, miażdżycą oraz chorobami neurodegeneracyjnymi – wylicza prof. Rydzewska.
Czynnikiem łączącym jelita z chorobami o podłożu zapalnym jest źle funkcjonująca bariera jelitowa. Jej zadaniem jest pilnowanie, aby z jelita do krwi przenikały wyłącznie ściśle określone cząstki. Zdrowa bariera jelitowa spełnia swoją funkcję. Jednak gdy jest rozszczelniona, np. właśnie na skutek stanu zapalnego spowodowanego dominacją bakterii patogennych w jelicie, do krwi przenikają cząstki, które nie powinny tam trafiać. Związki te mogą zainicjować stan zapalny w tkance tłuszczowej i rozpocząć kaskadę niekorzystnych zmian prowadzących do zespołu metabolicznego, który znacząco zwiększa ryzyko zawału serca i udaru mózgu.
Uszczelnienie bariery jelitowej zmniejsza stan zapalny w organizmie, a co za tym idzie poprawia wrażliwość tkanek na insulinę, dzięki czemu zmniejsza się ryzyko rozwoju cukrzycy. Redukcja stanu zapalnego przekłada się też na obniżenie poziomu cholesterolu oraz zmniejszenie ryzyka nadciśnienia tętniczego.
Dobroczynne działanie postbiotyków wykorzystuje się także w dermatologii do leczenia przewlekłych chorób skóry, takich jak atopowe zapalenie skóry. Martwe bakterie Lactobacillus lub Bifidobacterium, ich fragmenty oraz produkowane przez nie substancje dodawane do balsamów i kremów zmniejszają ryzyko nawracających zakażeń gronkowcem złocistym, będących zmorą chorych na atopowe zapalenie skóry. Postbiotyki obecne w balsamach podawane na skórę działają przeciwzapalnie i hamują wzrost złych bakterii. Dzięki temu chorzy nie muszą tak często stosować antybiotyków i sterydów.
Postbiotyki lekami przyszłości? To nie takie proste
Perspektywa wykorzystywania postbiotyków w medycynie, a także przemyśle spożywczym (np. jako naturalnych substancji konserwujących, które będą hamować namnażanie bakterii) wygląda obiecująco, ale w praktyce okazuje się to nie takie proste.
Wiele badań klinicznych z wykorzystaniem postbiotyków budziło wielkie nadzieje, które się nie spełniły. Okazało się np., że kwas octowy, który odżywia nabłonek jelit, dostarczany z zewnątrz zaburza równowagę pomiędzy dobrymi a złymi bakteriami. Sprzyja to otyłości, bo dochodzi do intensywnego wchłaniania substancji odżywczych i trawienia przez bakterie jelitowe resztek polisacharydowych, które w normalnych warunkach nie są trawione. Osoby z dominacją niekorzystnych szczepów mogą czerpać z jedzenia nawet 200 kilokalorii na dobę więcej niż ludzie, u których równowaga została zachowana.
Podobnie było z kwasem propionowym. Podawany w postaci suplementu poprawiał stan śluzówki jelit, ale powodował obniżenie nastroju.
Nowych suplementów zawierających postbiotyki wciąż przybywa. W USA pojawiły się niedawno tabletki zawierające enzymy, które rozkładają kwas fitynowy obecny m.in. w zbożach i roślinach strączkowych. Preparat ma zwiększyć wchłanianie substancji odżywczych z tych produktów oraz zmniejszyć dolegliwości gastryczne, których doświadczają niektórzy po zjedzeniu fasoli czy grochu. Za 30 tabletek trzeba jednak zapłacić prawie 200 zł.
Zanim przybędzie postbiotyków w postaci suplementów i staną się bardziej dostępne, warto wykorzystywać te występujące w żywności. – Naturalnym źródłem kwasu masłowego jest mleko i jego przetwory, kwasu mlekowego – fermentowane produkty mleczne i kiszonki, a kwasu octowego – octy powstałe w wyniku fermentacji ryżu, jabłek czy innych owoców – wymienia prof. Stachowska. A na letnie upały pani profesor poleca pełną postbiotyków kombuchę, czyli fermentowaną herbatę.
Czytaj więcej: Czy grillowanie jest zdrowe? Jakiego grilla używać? Wyjaśniamy, jak grillować zdrowo i unikać błędów