Nikt nie twierdzi, że cyberprzestrzeń i kultura masowa, w których dorastają dzieci i młodzież, wpływają pozytywnie na ich dzieciństwo, rozwój, relacje rówieśnicze i zdrowie psychiczne. Nawet sami przedstawiciele pokolenia Z, których ten problem bezpośrednio dotyczy. Wielu z nich już wie, co stracili i w jakim trybie wchodzą w dorosłość.
Przedstawiciele pokolenia młodych dorosłych, tzw. Gen Z, coraz bardziej tęsknią do miejsc, których nie znają i czasów, których nie pamiętają. Mogą je jedynie podglądać na kasetach VHS nagranych kiedyś przez ich rodziców. Zakończenie roku szkolnego, podczas którego ludzie rozmawiają ze sobą, wspominają, cieszą się, wygłupiają. Nikt nie wynajmuje szklanego okienka, by gapić się ze spuszczoną głową, nagrywać, robić fotki, wstawiać na Insta. Nie ma osób wybijających się nadmiernym posiadaniem czy supermarkowym ubraniem. Młodzi ludzie, nagrani na wideokasetach z lat 80. i 90., są naturalni i normalni.
– Bardzo chętnie i intensywnie korzystamy z dobrodziejstw cywilizacji cyfrowej, wygody i ułatwień, jakie daje praktycznie darmowy dostęp do wszystkiego – mówi Janek Niziński, przedstawiciel pokolenia Z, twórca warsztatów „Lepiej nie wiedzieć” (pierwsze na świecie szkolenie stworzone i prowadzone przez osoby nastoletnie dla rodziców, realizowane przez Parenteen.pl). – Jednak tęsknimy za życiem offline. Gdy wyjeżdżamy gdzieś daleko na wieś, poza zanieczyszczone smogiem i światłem miasta, odkrywamy, że na niebie nocą świecą gwiazdy. Brakuje nam nie tylko natury, ale także naturalności. Smartfony i aplikacje zniekształciły sens przyjaźni, rodziny, miłości. Media społecznościowe odebrały nam łatwość w poznawaniu się. Przestaliśmy umieć ze sobą rozmawiać. Tęsknimy za autentycznością relacji”.
Toksyny współczesnej kultury
Każdego dnia miliony ludzi na świecie pracują w przemyśle kreowania pragnień, które następnie sprzedawane są nam jako nasze potrzeby. Podstawowym celem każdego producenta dóbr i usług jest zaszczepienie w nas przekonania: jak dobrze będziesz się czuł, gdy to coś już będziesz miał, lub alternatywnie: jak źle się czujesz, że tego czegoś jeszcze nie masz. Hiperkonsumpcjonizm często uznawany jest za sposób na realizację szczęśliwego, pełnego życia. Kultura masowa pełna jest obrazków pięknych, zamożnych ludzi, a towarzysząca im reklama prowadzi do postrzegania człowieka przez pryzmat stanu posiadania: jesteś wart tylko tyle, ile twój telefon, samochód, ciuchy, kosmetyki. Stary model to obciach, a z posiadaniem mniej niż inni wiążą się nieszczęście i pustka. Dla wielu osób to pułapka, życie w niedosycie. Podporządkowanie się konsumpcji to sposób na uciszenie bólu związanego z niezaspokojonymi potrzebami. Niestety, dodatkowo pogłębia ból i zaprasza do dalszej konsumpcji.
Mechanizmy gier, algorytmy aplikacji i mediów społecznościowych, seriale produkowane dla wielkich platform telewizyjnych, a nawet internetowe serwisy informacyjne konstruowane są nie po to, aby zaspokajać nasze potrzeby, lecz by podsycać głód dopaminowy, wzmacniać poczucie niespełnienia i uzależniać nas od nich. To poczucie niedosytu zdominowało cyfrową rzeczywistość i bezpośrednio przekłada się na rosnącą opłacalność internetowego biznesu.
Marketing nie zatrzymuje się na kwestiach materialnych. Kreuje nieosiągalne wzorce: piękna, wiecznej młodości, sukcesu. Dotyczy to szczególnie kobiet i dorastających dziewczynek, które znalazły się na celowniku beauty industry – jeśli kupisz mój produkt, zrobisz tak jak ja, to poczujesz się lepiej. Atakowane tymi wzorcami za pośrednictwem mediów, prędzej czy później dochodzą do wniosku, że są gorsze i brzydsze.
Z kolei oferta skierowana do chłopców i młodych mężczyzn częściej zahacza o szarą i zakazaną sferę komunikacji: o przemoc, pornografię, używki. Wiemy, dzięki badaniu Młode Głowy fundacji Unaweza, że galę Fame MMA ogląda 54,1 proc. badanych dzieci, materiały prezentujące przemoc w sieci 39,5 proc., a pornografię 20,7 proc. Przy czym liczby te dotyczą łącznej grupy badanych osób w wieku od 7 do 20 lat i bazują jedynie na deklaracjach respondentów. Jak twierdzą same dzieci – w przypadku pornografii te dane są znacznie zaniżone.
Rozwój serwisów internetowych i social mediów wyostrzył nam język, odciął od wrażliwości, doprowadził do normalizacji brutalności, przemocy i fałszu. Ponieważ mowa nienawiści, brutalizacja i przemoc występują powszechnie w kulturze masowej i życiu społecznym, przyzwyczailiśmy się do nich. Przestajemy odróżniać merytoryczną krytykę od wyszydzania i wyśmiewania. Przestajemy odczuwać, że pełen przekleństw język oceniania jest de facto językiem nienawiści, a to, co nazywamy hejtem – przemocą. YouTube, TikTok, gry wideo i inne media cyfrowe skierowane bezpośrednio do dzieci pełne są przemocy fizycznej i werbalnej, a także wysublimowanych, ukrytych form przemocy. Określanie tych zjawisk angielskimi terminami – np. „bullying”, zamiast „dręczenie”, „nękanie” – jeszcze bardziej zaciemnia obraz. Może to prowadzić do normalizacji przemocy: „Co za bullying znowu! Przecież dzieci od zawsze sobie dokuczały w szkole, to normalne!”.
Toksyny świata dorosłych nie ograniczają się jedynie do trzech opisanych powyżej składników: hiperkonsupcjonizmu, nieosiągalnych wzorców oraz normalizacji brutalności i przemocy. Te trzy są jednak wiodące dlatego, że to one zdominowały świat cyfrowy, ten zaś zdominował życie dorastających dzieci i nastolatków.
Gwałtowne zanurzenie
Według badań NASK jedynie 40 proc. telefonów należących do dzieci ma blokady rodzicielskie, a pozostałe 6 na 10 ma dostęp do treści zarezerwowanych dla dorosłych. Jednak te dzieci, które mają blokady i teoretycznie nie mogą ze względów technicznych oglądać wszystkich treści, szybko uczą się od starszych dzieci, w jaki sposób je omijać. Ponadto mają do nich dostęp poprzez telefony starszego rodzeństwa, koleżanek i kolegów. Średni wiek, w którym następuje kontakt dziecka z pornografią, to 11 lat.
Kwestia relacji z rówieśnikami w mediach społecznościowych została sprowadzona do powierzchownej wymiany informacji i kreowania wizerunku. Nowe funkcje aplikacji służą do budowania relacji ze światem rozproszonym w milionach filmików, anonimowym na poziomie indywidualnym, ale dość spójnym na poziomie stereotypów kulturowych.
Newsweek Psychologia
Foto: Newsweek
Co ważne, to nie jest „świat wirtualny”, bo choć odmienny od tego za oknem sali lekcyjnej czy mieszkania, dzieje się naprawdę. Jest to przestrzeń niezwykle atrakcyjna ze względu na swoje nieskończone możliwości, więc konkuruje ze światem doświadczanym na co dzień, w realnej rzeczywistości. Jednocześnie to miejsce bardzo niebezpieczne, bo pełne niekontrolowanych treści i wielce uzależniające. Świat ten jest anonimowy, w większości sytuacji nie można się z nim bezpośrednio skontaktować ani pociągnąć go do osobistej odpowiedzialności, i rozproszony – składa się z setek milionów osób. Ma dwulicowy charakter, bo prezentowane treści i formy są podrasowane w sposób niedający się zdemaskować. Jest podkolorowany i dlatego tak atrakcyjny. Promuje powierzchowny i transakcyjny charakter relacji międzyludzkich. Jest pełen skrajnych ocen, krytyki i przemocy. Wyśmiewa i kreuje zazwyczaj trudny, smutny, przygnębiający obraz świata.
– W dzisiejszych czasach trzeba wiedzieć znacznie więcej, aby zrozumieć świat, który nas otacza. Przez ogromny dostęp do wiedzy na każdy temat, po kliknięciu kciukiem mamy tak szeroki i głęboki wgląd, że wszystko staje się wielowątkowe, złożone, dużo bardziej skomplikowane, a przez to paradoksalnie mniej zrozumiałe. Brakuje nam prostoty – mówi Janek Niziński.
Smartfon stał się dla nastolatka nie tylko centrum komunikacji ze światem rówieśniczym i dorosłym, ale w ogóle centrum świata. Natychmiast po kliknięciu, zawsze pod ręką, we wszystkich aspektach ukazuje się młodemu człowiekowi świat ludzi dorosłych przesycony hiperkonsumpcjonizmem, pełen nieosiągalnych wzorców, brutalności i fałszu. A że internet nigdy i nigdzie się nie kończy, może on w tej przestrzeni dotrzeć do treści, o których my, dorośli, często nie mamy pojęcia.
Nieograniczony dostęp do treści, które choć przeznaczone dla dorosłych, trafiają do dzieci, powoduje, że nie mają one czasu na przetworzenie i emocjonalne przeżycie tego, czego doświadczają, zanim skonfrontują się z kolejną trudną sytuacją. Od razu skaczą na głęboką wodę, co powoduje ogromną presję psychiczną.
Dlaczego nam to zrobiliście?
Czy intensywne bombardowanie toksycznymi treściami i doświadczeniami osób o niewykształconej odporności psychicznej może im jakkolwiek służyć?
– Jesteśmy pierwszym pokoleniem niepamiętającym czasów bez smartfona i mediów społecznościowych. Jako dzieci byliśmy królikami doświadczalnymi – na nas testowały aplikacje technokorporacje, a nasi rodzice nowe metody wychowawcze. Wszyscy się tego uczyli i nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze, jakie będą tego konsekwencje – mówi Niziński.
W świecie naukowym wciąż toczy się debata na temat wiarygodnych dowodów na wpływ smartfonów i mediów społecznościowych na zdrowie psychiczne. Lecz w naukach społecznych, oprócz badań ilościowych, ważne są też dowody jakościowe. Nie słyszymy praktycznie żadnych głosów przedstawicieli pokolenia Z, których wprost dotyczy problem dobrostanu psychicznego, przeciwnych istnieniu negatywnego wpływu. Nie dotarłem też do żadnych badań, książek czy głosów ekspertów, twierdzących, że cyberprzestrzeń i kultura masowa, w których dorastają dzieci i młodzież, wpływają pozytywnie na ich rozwój, dzieciństwo, relacje rówieśnicze i zdrowie psychiczne.
Młodzi z pokolenia Z, działający w amerykańskiej organizacji ScreenStrong, twierdzą, że wiele osób w wieku około 20 lat obarcza winą swoich rodziców: „dlaczego na to pozwoliliście?!”, z taką samą złością, frustracją i siłą, z jaką krzyczeli: „ja chcę Tiktoka!”, gdy mieli 10 lat. Uświadamiają sobie, co stracili, w jakich okolicznościach przebiegało ich dzieciństwo, w jakim trybie wchodzili w dorosłość. Z tęsknotą za utraconym dzieciństwem.