Niemcy i Dania zmierzają obecnie przez kryzys energetyczny, który w czwartek 12 grudnia przyniósł rekordowe ceny energii. W godzinach szczytu od 17:00 do 18:00 stawki za megawatogodzinę osiągnęły astronomiczne 936 euro, czyli ponad 4 tys. złotych. Tylko nieznacznie niższe ceny odnotowano w Holandii (873 euro) i Austrii (850 euro). To efekt tzw. Dunkelflaute, czyli okresu, w którym brak wiatru oraz niskie nasłonecznienie niemal całkowicie zatrzymują produkcję energii odnawialnej.
Zielona energia na marginesie
Jeszcze w listopadzie Niemcy produkowali nawet 72% energii ze źródeł odnawialnych. Jednak w czwartek udział OZE spadł do zaledwie 12%. Aby zapełnić lukę, konieczne było uruchomienie awaryjnych elektrowni na węgiel kamienny, które dostarczają obecnie 13% energii, oraz elektrowni gazowych odpowiadających za kolejne 33%.
W rezultacie niemiecki mix energetyczny stał się równie „brudny” jak jeszcze niedawno polski, gdzie węgiel wciąż stanowi 72% źródeł energii elektrycznej.
Dlaczego ceny w Polsce są niższe?
Podczas gdy Niemcy i Dania zmagają się z rekordowymi cenami, sytuacja w Polsce wydaje się być bardziej stabilna. W czwartek cena energii w Polsce wynosiła 172 euro za megawatogodzinę, co jest o ponad połowę niższe niż u zachodnich sąsiadów. Głównym powodem jest dominacja węglowych elektrowni, które mimo kosztów emisji CO2 zapewniają stabilne dostawy energii.
Elektrownie węglowe, choć mniej sprawne (37%), radzą sobie w obecnych warunkach cenowych. Przy emisjach CO2 wartych 67 euro za tonę, koszt emisji na megawatogodzinę wynosi 262 zł, co stanowi już tylko 34% łącznej ceny prądu w Polsce.
Warto jednak pamiętać, że ceny spotowe stanowią zaledwie 15% rynku, a większość kontraktów energetycznych opiera się na cenach rocznych. W 2025 roku Polacy zapłacą przeciętnie 100,86 euro za megawatogodzinę, czyli więcej niż Niemcy (92,84 euro) i Duńczycy (80,73 euro). Tę sytuację łagodzą jednak stosunkowo niższe ceny dla gospodarstw domowych.