Niespodzianki dziś raczej nie będzie, bo Olaf Scholz zaufania w parlamencie nie dostanie. Zresztą tego zaufania nie chce, bo kanclerz, jak i inne partie nastawiły się na nowe wybory.
Choć teoretycznie plany Olafa Scholza mogłaby pokrzyżować Alternatywa dla Niemiec – a takie głosy pojawiały się na początku – również skrajnie prawicowi populiści są dziś przekonani, że wcześniejsze wybory są dla nich szansą. A nawet gdyby zamierzali pokrzyżować kanclerzowi plany, to i tak arytmetycznie kanclerz może być spokojny o wynik głosowania, bo jego jedyny koalicyjny partner, czyli zieloni, dziś podczas głosowania chcą wstrzymać się od głosu.
Wotum zaufania dla Schoza. Problemy kanclerza ciągnęły się miesiącami
W historii Federalnej Republiki Niemiec kanclerze pięciokrotnie decydowali się na głosowanie w sprawie wotum zaufania. Przyczyny takich głosowań były różne.
Helmut Schmidt w roku 1972 chciał rozwiązania parlamentu, bo wiedział, że dzięki wcześniejszym wyborom socjaldemokraci wzmocnią swoją pozycję. Gerhard Schröder, który dwa razy decydował się na procedurę głosowania nad wotum zaufania, pierwszy raz chciał zdyscyplinować posłów, by wsparli jego reformy, za drugim razem zamierzał rozwiązać parlament po serii porażek SPD na szczeblu regionalnym, szczególnie po tym, gdy socjaldemokraci przegrali w największym niemieckim landzie Nadrenii Północnej-Westfalii. Angela Merkel, która w Niemczech rządziła 16 lat, nie decydowała się na głosowania w sprawie wotum zaufania.
Rząd kanclerza Scholza był niewątpliwie eksperymentem, który nie wypalił. Jego koalicja niemal od samego początku mierzyła się z poważnymi problemami. Pomiędzy socjaldemokratami, liberałami i zielonymi niemal na każdym kroku dochodziło do poważnych tarć na różnych poziomach. Chodziło o deficyt i dyscyplinę budżetową, o politykę gospodarczą i klimatyczną, w końcu nawet o Ukrainę, szczególnie gdy tworzony był budżet na przyszły rok. To minister finansów z FDP został oskarżony przez kanclerza o blokowanie środków na wsparcie Kijowa.
Kolejnym problemem była spadająca popularność niemieckiego rządu. Kanclerzowi Scholzowi zarzucano, że nie tłumaczy wyborcom swojej polityki, przeprowadzając kluczowe reformy w czasie, gdy Niemcy stanęli przed energetycznym kryzysem. Niemieckie firmy coraz głośniej zaczęły mówić o coraz większych problemach związanych z prowadzeniem biznesu w Niemczech, związanych z wysokimi kosztami energii, utrzymania pracowników i rosnącą biurokracją.
Nie wszystkiemu winny jest Scholz
Choć kanclerzowi zarzucano wiele błędów podczas rządów trzech partii, które w takiej konstelacji kompletnie do siebie nie pasowały, problemy Niemców mają dłuższą historię. Olaf Scholz, który w rządzie Angeli Merkel był odpowiedzialny za finanse, wziął na swoje barki wiele problemów, które pozostawiła po sobie była kanclerz. To niedofinansowana Bundeswehra, przestarzała infrastruktura i kulejąca cyfryzacja. Do dziś tych problemów nie udało się rozwiązać, bo brak dużych inwestycji spowodował, że dziś Niemcy muszą wiele nadrobić i nie da się tego zrobić w krótkim czasie.
Do sukcesów Scholza na pewno zaliczyć można szybkie rozwiązanie problemu dostaw gazu i ropy naftowej, po tym jak jego poprzednicy stawiali właściwie na jeden kierunek dostaw – mowa oczywiście o Rosji.
Po dzisiejszym głosowaniu i niemal pewnym wyniku kanclerz Scholz wsiądzie do swojej limuzyny, by zawieźć do prezydenta wniosek o rozwiązanie parlamentu. Frank-Walter Steinmeier będzie miał na to maksymalnie 21 dni. Co prawda nie musi się zgodzić na wcześniejsze wybory, ale po pierwszych konsultacjach z największymi partiami dobrze wie, że właściwie wszyscy są już nastawieni na wcześniejsze wybory. Regularnie powinny się one odbyć jesienią przyszłego roku, ale po dzisiejszym głosowaniu zaplanowano je na 23 lutego.
Przedwyborcze sondaże. Kto wygra?
Kampania wyborcza już nieoficjalnie trwa, ale w pełnym tempie ruszy zaraz po świątecznej przerwie. A co mówią sondaże? Gdyby dziś odbyły się wybory do Bundestagu, najwięcej głosów zebraliby chadecy z CDU i bawarskiej CSU, zdobywając 30-32 procent głosów. Na 18-20 procentowe poparcie może liczyć Alternatywa dla Niemiec.
Socjaldemokraci z SPD mają szanse na 15-18 procent głosów, zieloni na 11-14 procent. Do Bundestagu weszłoby też nowe skrajnie lewicowe ugrupowanie BSW Sary Wagenknecht.
Liberałowie z FDP muszą liczyć się z tym, że tym razem do parlamentu nie wejdą, bo ich poparcie wynosi obecnie 4 procent. W podobnej sytuacji jest postkomunistyczna lewica Die Linke, która może liczyć na 2-4 procent głosów.
Z Berlina dla Interii Tomasz Lejman