Cztery lata opóźnienia i to nadal nie koniec. System kaucyjny w obrocie opakowaniami miał obowiązywać od 1 stycznia 2025 r., zacznie 1 października. Albo i nie, bo żeby butelki zwrócić, trzeba spełnić jeden, ale istotny warunek: opakowania plastikowe i puszki nie mogą być pogniecione.
Południowe przedmieścia Warszawy. Teren nadwiślański, zazieleniony, zabudowa dość gęsta, jednorodzinna. I do tego lokalny central park, jak mieszkańcy nazywają sześciohektarowy las, ulubione miejsce okolicznych biegaczy, spacerowiczów, właścicieli psów, ale i przedstawicieli grup w czasach słusznie minionych nazywanej elementem. Ów element po regularnych spotkaniach towarzyskich w central parku pozostawia po sobie liczne ślady w postaci puszek po piwie i butelek po mocniejszych alkoholach.
Miejscowa społeczność raz na kilka miesięcy skrzykuje się, żeby posprzątać ten śmietnik, ale problem wraca jak niedoleczona grypa. A przecież stosunkowo prostą zmianą ustawową można sprawić, że amatorzy picia na świeżym powietrzu nie tylko przestaną śmiecić, ale też zaczną sprzątać po sobie i po innych.
Układ zamknięty
W fizyce układ zamknięty oznacza system, który nie pozwala na przenoszenie materii do wewnątrz i na zewnątrz. Dozwolony jest jedynie transfer energii. Choć i to pojęcie teoretycznie ma mnóstwo odniesień w praktyce.
Celem stworzenia układu zamkniętego obiegu materii w postaci odpadów jest uchwalona przez Parlament Europejski w 2018 r. dyrektywa SUP (Single-use plastic). Jej przepisy zakładają zamknięcie opakowań plastikowych we w miarę szczelnym systemie, tak by jak najmniej śmieci tego typu trafiało na wysypiska, a już nie daj boże do lasu.
Stworzenie systemu, w którym kupując wodę mineralną albo napój gazowany w butelce typu PET, czyli z poli(tereftalanu etylenu), konsument opłaca niewielką kaucję i odzyskuje ją po zwrocie opakowania, nie jest wyzwaniem z fizyki kwantowej. Jako pierwsi wprowadzili go Szwedzi w 1885 r. Kaucją objęto wtedy butelki szklane, które można było zwracać w sklepach. Polska na poważnie systemem tego typu zainteresowała się za czasów Gierka. Nie tyle ze względów środowiskowych, co przemysłowych. W gospodarce permanentnego niedoboru wielokrotne użytkowanie opakowań szklanych pozwalało w skali kraju na uzyskanie istotnych oszczędności surowców, ale i energii. Z tych samych powodów uczniowie szkół mieli wtedy obowiązek zbierania makulatury. Kaucją w PRL były objęte między innymi litrowe butelki po mleku, półlitrowe butelki po piwie i mniejsze, po oranżadzie.
System padł niedługo po 1989 r., kiedy producenci przerzucili się na tańsze i zdecydowanie bardziej odporne na uszkodzenia opakowania plastikowe i metalowe.
W III RP podejmowano próby reanimowania obrotu kaucyjnego, głównie za sprawą branży przeróbki szkła, która od lat narzekała na niedobór tak zwanej stłuczki szklanej. Trafiała ona bowiem nie tylko do hut, ale po zmieleniu także jako składnik do produkcji betonu, materiałów zastępczych dla kruszyw naturalnych. Niektórzy drobno potłuczonym szkłem utwardzali nawet drogi dojazdowe do prywatnych posesji.
Dziś tylko biznes piwowarski objęty jest opłatami kaucyjnymi za butelki. Jego zasięg jest jednak poważnie ograniczony. Żeby zwrócić do sklepu butelkę po piwie, trzeba posiadać dowód jej zakupu w postaci paragonu. Stąd wyrzucanych w przestrzeni publicznej butelek po piwie nikt poza służbami porządkowymi nie zbiera. To jeden z powodów, dla których piwny system jest nieszczelny. Jeśli w Polsce butelka na piwo kończy swój żywot po dziewięciu cyklach produkcyjnych (browar – sklep – konsument – sklep – browar), to w Niemczech po 32.
Polska na szarym końcu
Kraje członkowskie Unii czas na wdrożenie dyrektywy kaucyjnej dostały do końca 2021 r. i prawie wszystkie już dawno to zrobiły. Wydawało się, że w Polsce, gdzie ponad 80 proc. konsumentów popiera wprowadzenie systemu kaucyjnego, uzgodnienie stosownych regulacji prawnych będzie formalnością. Ale rząd PiS nie wyrobił się z tym zadaniem ani w 2021 r., ani rok później. Resort klimatu wyjątkowo długo debatował nad tym, które opakowania mają zostać objęte kaucjami, a które nie. Jak w kalejdoskopie zmieniały się koncepty, kto i na jakich warunkach będzie operatorem systemu, czy założą go sieci handlowe, czy może firmy recyklingowe. Koniec końców pierwsza nowela ustawy o obrocie opakowaniami, przygotowana z myślą o w miarę powszechnym systemie kaucyjnym, została uchwalona dopiero w 2023 r. Do tej pory nie weszła jednak w życie, bo zaraz po uchwaleniu rozpoczęły się prace nad kolejnymi wersjami przy mocnych protestach producentów opakowań, żywności, sieci handlowych i firm recyklingowych. Wszyscy przekonują, że potrzebują więcej czasu na dostosowanie się do nowych reguł. Poprawiana w nieskończoność reforma obrotu opakowaniami miała wejść w życie 1 stycznia 2025 r. Protesty niezadowolonych nadal trwały, przedmiotem sporu było między innymi objęcie lub nie kaucjami butelek szklanych. W pewnym momencie ustawodawca chciał zrobić wyjątek dla browarów, uznając, nie wiadomo dlaczego, że branża nie jest gotowa logistycznie. Pod koniec listopada Sejm przegłosował przełożenie wejścia w życie noweli co najmniej o dziewięć miesięcy, do 1 października 2025 r.
Obowiązek trwałego mocowania nakrętek do butelek, choć niesłusznie wyśmiewany na wszelkich możliwych forach, to jeden ze skutków wdrażania w UE wspomnianej dyrektywy SUP. W jej założeniach było między innymi podniesienie do 2025 r.ku we wszystkich krajach członkowskich stopnia recyklingu jednorazowych opakowań plastikowych do 75 proc. Potem do 90 proc. Co więcej, w 2025 r. co czwarty kilogram materiałów do produkcji plastikowych opakowań miał pochodzić z odzysku.
Jak to wygląda w innych krajach?
Kraje Europy Zachodniej, ze szczególnym uwzględnieniem Skandynawii, nadal znacznie więcej od nas konsumują i w związku z tym wytwarzają z grubsza licząc dwa razy więcej odpadów komunalnych niż my. Jednak do mistrzostwa opanowały sztukę zamykania surowców wtórnych w zamkniętym układzie.
Przykład pierwszy z brzegu: w Finlandii operator systemu kaucyjnego, założona przez producentów napojów i sieci handlowe firma Palpa, potrafi zebrać do 93 proc. butelek PET, które trafiają na rynek wraz z napojami. Niewiele gorzej radzi sobie z butelkami ze szkła. Żeby osiągać tak wyśrubowane wyniki, Finowie stworzyli rozbudowany, składający się z 4 tys. automatów system odbioru butelek. Na jeden przypada ledwie tysiąc osób w wieku produkcyjnym. Uzupełnieniem systemu zbierania butelek jest 2,8 tys. sklepów spożywczych, które muszą się zgodzić na zamontowanie butelkomatu albo przyjmować zwracane opakowanie przy kasie.
W Polsce system ma wyglądać podobnie. Kaucją zostaną objęte butelki plastikowe o pojemności do 3l i puszki aluminiowe do 1l. Po długich dywagacjach ostatecznie do systemu włączono butelki ze szkła. Kaucja za butelki PET i puszki wyniesie niezależnie od pojemności 50 gr, za szkło 1 zł. Obowiązek odbioru został nałożony na wszystkie punkty sprzedające napoje, pod warunkiem że ich powierzchnia to minimum 200 m kw. Przepisy obejmą zatem obligatoryjnie nie tylko wszystkie sklepy spożywcze i supermarkety, ale także restauracje, kawiarnie, a nawet Pocztę Polską, która też sprzedaje napoje, zazwyczaj w automatach vendingowych.
Sklepy do 200 m kw. mogą do systemu przystąpić dobrowolnie. W licznych przypadkach będzie to technicznie niemożliwe z powodu braku miejsca na magazynowanie dodatkowych opakowań. Poza tym zwracane butelki po pewnym okresie przechowywania zaczynają nieprzyjemnie pachnieć. Właściciele lokali w budynkach mieszkalnych czy budynkach użyteczności publicznej podnajmujący powierzchnię sklepikarzom niekoniecznie są zainteresowani tolerowaniem takich wyziewów.
O ile w większych miejscowościach z uruchomieniem i obsługą mechanizmów poboru i wypłaty kaucji nie powinno być większych problemów, bo w zasięgu operacyjnym supermarketów mieszka miażdżąca większość populacji, o tyle na tak zwanej prowincji mogą pojawić się komplikacje.
Konsumenci zostaną obłożeni opłatą kaucyjną, a jeśli jedyny w promieniu kilku czy kilkunastu kilometrów sklepikarz nie zechce przyjmować zwrotów i wypłacać kaucji, to alternatywy nie będzie. Nikt przecież nie będzie jeździł kilkanaście kilometrów czy więcej, żeby oddać butelki czy puszki po coli, żeby odzyskać kilka, kilkanaście złotych. Ani to opłacalne, ani ekologiczne. Żeby zminimalizować ryzyko białych plam, najnowsza, listopadowa wersja ustawy wprowadza zasadę, że każda gmina będzie miała obowiązek uruchomienia na swoim terenie co najmniej jednego punktu zwrotu odbioru opakowań objętych systemem kaucyjnym.
Od strony technicznej system będzie prosty. Za oddane w sklepie czy zwrócone do butelkomatu opakowanie konsument otrzyma pisemne potwierdzenie. Na podstawie takiego kuponu w kasie sklepu będzie można odebrać gotówkę. Żeby zwrócić butelkę, nie będzie potrzeby legitymowania się dowodem zakupu danego towaru w danej placówce, jak wymagają dziś tego przy zwrocie kaucji producenci piwa.
Istotny warunek
Żeby jednak butelki zwrócić, trzeba spełnić jeden, ale istotny warunek: butelki muszą być w miarę czyste i posiadać kod kreskowy, czyli etykietę, a opakowania plastikowe i puszki nie mogą być pogniecione. Ten wymóg oznacza niemałe utrudnienie dla osób kupujących wodę mineralną czy napoje gazowane w większych ilościach. Do tej pory trafiające do segregacji odpady tego typu można, a nawet trzeba było zgnieść, żeby zmniejszyć ich objętość i obniżyć koszty transportu do punktu segregacji odpadów. Teraz obowiązek utrzymania pierwotnego kształtu przed zwrotem oznacza, że trzeba będzie wygospodarować w domu dodatkowe miejsce na przechowywanie odpadów. Albo z dużą regularnością odwiedzać sklepy i punkty zwrotu.
Koszt obsługi tego systemu ma być neutralny dla konsumentów – będzie finansowany z nieodebranych kaucji, czyli na koszt tych, którzy kupią napój, a opakowanie wyrzucą do zwykłego kosza na odpady. Choćby nawet oznaczonego stosownym kolorem. Zarobią na nim, poza operatorem systemu, także producenci butelkomatów. Ale zyska przede wszystkim środowisko. Więcej butelek trafiających do odzysku oznacza mniej odpadów w lasach, parkach czy na ulicach.