Klimat Miasteczka Wilanów da się wyczuć w pięć minut. Wypasiony mercedes na ukraińskich blachach przegląda się w szybie, za którą w małym salonie świeci się bentley. Dwie kobiety w długich białych futrach trzymają w jednej ręce cienkie papierosy, w drugiej smycze. Miniaturowe psy w świątecznych kurteczkach w renifery merdają ogonami.
W Miasteczku Wilanów słychać rozczarowanie.
Agnieszka (42 lata): – Po pierwszym roku rządów wyborcy PiS mieli sto razy większą satysfakcję niż głosujący na dzisiejszą koalicję.
Kinga (38 lat): – Liczyłam, że w więzieniu szybciej zobaczę Ziobrę niż Palikota. Nie rozumiem, dlaczego rozliczanie PiS nie kończy się surowymi karami.
Anna (40 lat): – Z powodu poprzedniej władzy nie zdecydowaliśmy się na drugie dziecko. Teraz może być już za późno, ale po 15 października przynajmniej przestałam się bać.
Wojciech (36 lat): – Stać mnie, żeby mieć już na wszystko wyjebane, więc polityka dotyka mnie na poziomie bardziej ideologicznym niż namacalnym.
I
– Człowiek tu czuje, że wypada blado – mówi Anna.
Klimat Miasteczka Wilanów da się wyczuć w pięć minut. Wypasiony mercedes na ukraińskich blachach przegląda się w szybie, za którą w małym salonie świeci się bentley. Dwie kobiety w długich białych futrach trzymają w jednej ręce cienkie papierosy, w drugiej smycze. Miniaturowe psy w świątecznych kurteczkach w renifery merdają ogonami.
W spożywczaku marchew po 10 zł za kilogram, a w biurze wilanowskich nieruchomości dwa pokoje za 1,2 mln, 100 m za 2,2 mln, dom za pięć baniek. 60 m na wynajem za 7 tys.
Kilkanaście lat temu było tu błoto. Do dziś połowa dzielnicy to użytki rolne. Szybko jednak znikają, bo wciąż rosną apartamentowce, a ludzi przybywa najwięcej w całej stolicy. Dzieci mówią najlepiej po angielsku, co trzeci mieszkaniec to przedsiębiorca. Współczynnik przestępstw należy do najniższych, bezrobocie praktycznie nie istnieje.
– Płakałam, kiedy się tu przenieśliśmy. Wokół było jedno wielkie nic – mówi Kinga, która do miasteczka przeprowadziła się z Mokotowa 10 lat temu.
Najstarszą dzielnicę zamieniła na jedną z najmłodszych. Chcieli z mężem większego mieszkania w dobrym standardzie. Wilanów miał jeszcze wtedy niezłe ceny. Dziś trzeba tu zapłacić średnio 19,4 tys. z metra za stan deweloperski. Dwa tysiące więcej niż średnia w stolicy.
Dekadę temu deweloperzy przekonywali klientów do Wilanowa niską zabudową. Chwilę wcześniej zrezygnowali z chwytów, które się nie sprawdziły, np. reklamowania osiedla jako pełnego luksusu, miejsca, w którym można się cieszyć specjalną ścieżką do przejażdżek konnych.
Kiedy Kinga zaszła w ciążę, zaczęła patrzeć na dzielnicę oczami matki małego dziecka. Publiczne przedszkola i szkoły były przeludnione i miały kiepskie oferty. Zdecydowała się zapłacić.
Pierwsze dziecko – 1300 zł miesięcznie za przedszkole. Drugie dziecko, kilka lat później, to samo przedszkole – 2400 zł. Dziś za podstawówkę córki płacą z byłym już mężem 3400 zł plus 500 zł za wyżywienie i 300 zł za wycieczki.
Z każdym rokiem zbliżają się do ściany.
– Prywatna edukacja zaczyna nas przerastać. Ale mieszka tu wielu, na których takie pieniądze nie robią żadnego wrażenia – mówi Kinga.
Opowiada o jednym z najdroższych liceów w kraju, gdzie za rok trzeba zapłacić 85 tys. zł. – Pięć lat temu uczniowie pojechali w ferie w Alpy. Gdy wybuchła pandemia i nie mieli jak wrócić, rodzice wysłali po nich prywatne samoloty. To nie jest proste środowisko do wychowywania dzieci, choć zrobiłam chyba wszystkie możliwe kursy dla matek i przeczytałam stosy książek – mówi Kinga.
Być może będzie więc musiała się stąd wynieść. Może to i lepiej? – To dzielnica porzuconych nastolatków. Rodzice robią kariery, a zostawione same sobie dzieci noszą ciuchy jak w teledyskach i palą jointy na środku chodników. Albo chodzą na ustawki i się leją. Władze dzielnicy zajmują się przede wszystkim maluchami. Na starszych nie ma pomysłu – opowiada Kinga.
Pomysłu na siebie, dodaje, brakuje też w ostatnim roku politykom. – Nie poczułam żadnej konkretnej zmiany, odkąd rządzą Platforma i jej koalicjanci – ocenia.
W kolejnych wyborach obiecuje sobie zagłosować w końcu na Lewicę, ale nie ma wielkich złudzeń, że reszta miasteczka też tak zrobi.
W Wilanowie na Platformę głosuje się od zawsze. Bronisław Komorowski zdobył tu w 2010 r. rekordowe poparcie (84 proc.), a rok później PO w wyborach do Sejmu przekonała prawie 70 proc. wyborców. W 2019 r. KO zebrała 54 proc., a w ubiegłym roku 52 proc. przy 15 proc. PiS i 11 proc. Lewicy.
W ostatnich wyborach prezydenckich Trzaskowski uzyskał tu 60 proc. wszystkich głosów w pierwszej turze i 78 proc. w drugiej.
– Wydaje mi się marionetką w rękach Tuska – mówi o kandydacie KO Kinga, która na co dzień pracuje w marketingu. Żeby wyrobić sobie zdanie, czyta kilka portali informacyjnych z obu stron sceny politycznej, słucha podcastów, przegląda media społecznościowe.
Po cichu liczyła na Sikorskiego, bo docenia jego doświadczenie i ma wrażenie, że mógłby być w miarę samodzielnym prezydentem.
Hołownia? Sprawa jego związków z Collegium Humanum dała jej do myślenia. Mentzen? Może i obiecuje ludziom wolności ekonomiczne, które mogłyby zainteresować wilanowskich przedsiębiorców. – Ale nikt tu nie uwierzy w jego bajki i populistyczne hasła niemające nic wspólnego z mechanizmami rynku – ocenia Kinga.
Nawrocki? Tu jest anty-PiS, w miasteczku nie ma szans.
Kinga wciąż jeszcze wierzy ministrowi sprawiedliwości Adamowi Bodnarowi, który powtarza, że nowe prawo musi być solidne, więc zmiany wymagają czasu. Z każdym dniem czuje jednak narastające rozczarowanie.
Najgorszy jest brak wiedzy. Skoro wymiar sprawiedliwości przechodzi przebudowę, to jak idą postępy? Liczyła, że po wyborach poczuje ulgę, że oddała głos na tych, którzy ukarzą tamtych za przestępstwa. – Tymczasem rusza kampania prezydencka, a z obietnicami wyborczymi nie dzieje się nic. Nie spodziewałam się, że zamkną Kaczyńskiego. Ale dlaczego Ziobro pozostaje bezkarny, jak i cała reszta? – pyta Kinga.
II
Agnieszka chciała mieć windę i nie martwić się o wysokie czynsze. Dlatego zdecydowała się przeżyć to, co jej rodzice 35 lat wcześniej. Jako jedni z pierwszych lokatorów brnęli w błocie nowej dzielnicy Ursynów. Ona miała to samo w Wilanowie.
– Dziś w końcu zaczął jeździć tramwaj, ale wewnątrz dzielnicy komunikacja wciąż jest kiepska. Dlatego z mężem wybieramy rowery – opowiada Agnieszka, która po kilkunastu latach w dużej korporacji kieruje teraz przychodnią stomatologiczną.
Doskonale wie, co mówi się o nich w innych dzielnicach: „getto dla ludzi z kasą”, „miasteczko pełne snobów i lemingów”. – Rzeczywiście – przyznaje Agnieszka. – Biedy to u nas nie ma, żyje się jakby luksusowo, ludziom nie brakuje na opłaty. Wszędzie przede wszystkim młode małżeństwa z dziećmi.
Single wolą mieszkać gdzie indziej. Nie potrzebują samochodów, tylko lepszej komunikacji, klubów, rozrywek. – U nas trudno napić się piwa po 23. Jesteśmy sypialnią – uważa Agnieszka.
Wilanów usypia jej czujność. Zgubi czapkę? Znajdzie. Zostawi telefon na ławce i wróci za pięć minut? Nikt go nie zabierze. – To się nigdzie indziej raczej nie zdarza. Zdaję sobie sprawę, że świat za miasteczkiem wygląda inaczej. Kiedy jadę na Pragę i patrzę po ludziach, czuję się mniej komfortowo – mówi, opowiadając o drugiej stronie Wisły.
Mieszkańcy miasteczka czuli się też mniej komfortowo, kiedy kilkanaście lat temu miała się u nich otworzyć Biedronka. Na forach internetowych pojawiły się opinie, że sklep dla biedoty tu nie pasuje.
Agnieszka często przegląda wilanowskie fora i coraz więcej tam wpisów rozczarowanych wyborców. – Wylewają żale w internecie, ale myślę, że na wyniki się to nie przełoży. Nikt tu nie ma odwagi, żeby zagłosować inaczej. Ale czy to dziwi? – namyśla się Agnieszka. – U nas żyją ludzie tolerancyjni, poglądów prawicowych się nie spotyka. Jak ktoś zarabia więcej, to inaczej patrzy na gospodarkę i rozwiązania PiS niekoniecznie mu odpowiadają.
Lewica? Zdaniem Agnieszki w miasteczku jest pogrzebana, bo brakuje jej liderów.
Konfederacja? – Przynajmniej połowa młodych matek z Wilanowa chodzi do pracy. Trudno więc od nich wymagać, żeby klaskały ludziom, którzy twierdzą, że kobiety nadają się tylko do garów. W rok po wyborach Agnieszka jest skołowana. Kiedy do władzy doszło PiS, jego politycy robili wszystko szybko i po swojemu. – Myślę, że wyborcy PiS mieli sto razy wiekszą satysfakcję po pierwszym roku rządów, niż dziś mamy my, wyborcy koalicji. Mogli powiedzieć, że nasi zrobili to i tamto. A my musimy się im tłumaczyć z przepychanek w obozie władzy. Brakuje kogoś, kto trzymałby wszystkich twardą ręką – ocenia.
Kimś takim, uważa Agnieszka, mógł być Sikorski. – Wydawał mi się bardziej reprezentacyjny niż Trzaskowski. Choć może to i lepiej, żeby w trudnych czasach był szefem MSZ, a nie prezydentem, który w zasadzie niewiele może zrobić. Ale nie oceniam jego warszawskiej prezydentury źle. Tramwaj na Wilanów jest super. Pan Rafał na pewno będzie lepszym prezydentem kraju niż Duda i Komorowski – mówi.
W rodzinie Agnieszki głosuje się różnie. Teść jest zachwycony Karolem Nawrockim. – Mówi, że wspaniały i niezależny i że nie można się go czepiać, bo to nie jest kandydatura polityczna. Dlatego wydaje mi się, że jeśli Nawrocki sprzeda się jako bezpartyjny, może przekonać do siebie wielu. Zmęczenie partyjniactwem niesie się wśród ludzi – opowiada Agnieszka. Trzaskowski jest dla niej zbyt platformerski, więc w pierwszej turze zagłosuje na Hołownię. – Prezydent powinien być zawsze pośrodku, a on jeszcze nie przesiąknął partią – ocenia.
III
Ania i Wojtek mieszkają na obrzeżach Wilanowa. Kilka lat temu oglądali mieszkanie w miasteczku, ale było dla nich za drogie.
– Cieszę się, że się nie zdecydowaliśmy. Miasteczko mnie przeraża – mówi Ania.
Chodniki są tu dla niej za wąskie, ludzie zbyt identyczni, zieleń za skąpa, no i nie ma gdzie parkować. – Wszystko kosztuje dużo więcej – dodaje Ania.
Ostatnio po porannym bieganiu poszły z koleżanką na pizzę i kawę. Zapłaciła 47 zł za margheritę i 27 zł za flat white’a na owsianym mleku.
Jako młoda matka jeździła z synem do miasteczka do klubów dziecięcych. To takie kawiarnie z kącikami zabaw. Przychodzą animatorki, zajmują się małymi, a matki mogą sobie pogadać.
Przy kącikach trzeba ściągać buty. – Zdejmowałam i porównywałam – wspomina Ania. – Wokół same prady i balenciagi za kilka tysięcy. No i te wózki. Zdarzają się i za 16 tys. Ludzie dokupują do nich płozy jak do sań i zabierają do kurortów narciarskich – Ania pokazuje w telefonie reklamę: „Zamienia wózek spacerowy lub głęboki w stylowy skuter śnieżny”.
Sam wózek zachwalany jest tak: „Po prostu ikona designu. Najlepszy luksusowy wózek dla rodziców, którzy oczekują tylko tego, co najlepsze. Wyznacza nowe standardy jakości, zwrotności i czystego luksusowego komfortu”.
– W miasteczku można się poczuć jak szara myszka. Jakby na co dzień człowiek miał za mało zmartwień – wzdycha Ania.
IV
Planowali z mężem drugie dziecko, ale nie zdecydowali się, bo PiS zaostrzyło prawo antyaborcyjne. – Ważyliśmy różne argumenty. Przesądziła wizja tego, co mogłoby się stać, gdyby moja ciąża była zagrożona. Musiałabym jeździć za granicę, żeby nie trafić do więzienia – opowiada Ania.
Co myśli po roku nowych rządów? Informacje sprawdza przede wszystkim na Instagramie. – Czuję się bezpieczniej, bo nie widzę tam świadectw kobiet, które boją się o swoje ciąże – zaczyna wyliczać. – Ruszyło finansowanie in vitro. Nic natomiast nie zmieniło się w sprawie opiekunów osób z niepełnosprawnościami. Rząd dalej nie wywiązuje się z tej obietnicy i to mnie denerwuje.
Wojtek, jej mąż, jest menedżerem wysokiego szczebla w dużej korporacji. Ocenia, że przez ostatni rok zmieniło się niewiele. – Telewizja jak była partyjna, tak jest. Może już nie tak ordynarnie, chamsko i skrajnie, ale trudno powiedzieć, że jest niezależna.
Sprawy mieszkaniowe – nieruszone. – Politycy rozważają kredyt 0 proc., który jeszcze bardziej podniósłby ceny i tak już piekielnie drogich mieszkań – mówi Wojtek. Sam przygląda się temu problemowi z boku. Ma dwie pary bliskich znajomych i każda z nich zarabia na rękę ponad 20 tys. zł miesięcznie, ale nie stać ich, żeby kupić w fajnym miejscu 65 m. – Szukają na obrzeżach i mają problemy z pieniędzmi na wykończenie – opowiada Wojtek.
– Mam wrażenie, że ta zmiana odbyła się bardziej w przestrzeni mentalnej niż ustawowej. Nie ma twardych rozwiązań. Czuję odwilż, powiew normalności, mniej jest w naszym życiu opowieści o Kościele, aborcji, mniej prawicowego hejtu, ale trudno mi opowiedzieć o jakichś konkretach.
Rozliczenia poprzedniej władzy nie są dla niego najważniejsze. Wolałby, żeby politycy pracowali nad ustawami, które stworzą nową rzeczywistość. – Nie mam potrzeby, żeby tamci trafili do więzień, ale ci, co kradli, powinni być jakoś rozliczani ku przestrodze dla następnych – mówi Wojtek.
W pierwszej turze zagłosuje na kandydata Lewicy. W drugiej – na Trzaskowskiego. Ania tak samo. – Trzaskowski nie jest przypałowy i to już dużo – mówią zgodnie. – Nie wiemy jednak, co to za człowiek. Dla nas to na razie ładnie mówiący w obcych językach twór polityczny. Zapunktował, bo dał nam bezpłatny żłobek. Ale w drugiej turze to Sikorski mógłby przyciągnąć do siebie więcej wyborców PSL i Konfederacji – uważają.
A to może mieć znaczenie, dodają, bo opozycji może być trudno drugi raz w ciągu roku zareklamować kolejne wybory tak dobrze jak ostatnie.
– Nie wiem, czy zdarzy się taki drugi zryw. Ale z drugiej strony ten rząd jeszcze niczego wielkiego nie zepsuł, więc może ludziom będzie się chciało pójść i zagłosować – mówi Wojtek.
Spodziewa się, że koalicja pójdzie pod hasłem, że te wybory będą dopełnieniem tamtych – czymś, co w końcu pozwoli uprawiać pewną politykę.
Największe rozczarowanie? Podejście rządu do służby zdrowia. – Denerwuje mnie obniżanie składki zdrowotnej przedsiębiorcom, choć sam się do nich zaliczam. Wiem, że jesteśmy elektoratem Platformy, ale dlaczego wszystko zawsze musi się odbywać kosztem służby zdrowia? – wkurza się Wojtek.
Sam z publicznych placówek od dłuższego czasu już nie korzysta. – Nawet nie wiemy, co dokładnie przysługuje nam w ramach NFZ. Gdy coś się dzieje, nie chcemy czekać. Robimy wszystko prywatnie – mówi Anna, która straciła pracę w dużej korporacji medialnej i od kilku miesięcy zastanawia się co dalej.
– Być może właśnie o to chodzi z Wilanowem – zastanawia się Wojtek. – Może jest tu więcej takich jak ja: ludzi, których stać na to, żeby mieć wyjebane. Mam zdrowe dziecko, zdrową żonę, nie mieliśmy zagrożonej ciąży, kupiłem mieszkanie, zanim ceny zwariowały, zarabiam dużo. Dzięki temu mogę się skupić na problemach, które dotyczą ideologii, a nie rzeczywistych problemów Polaków. Jeśli mnie coś denerwuje, to nie na poziomie osobistych doświadczeń, tylko empatii.
Kiedy państwo czegoś Wojtkowi nie zapewnia albo kiedy coś trwa zbyt długo, to idzie i płaci. – Problemy drugiego świata pozostają w mojej sferze wyobrażeń. I może właśnie tak u nas jest: Platforma w Wilanowie odpowiada wyborcom, bo jest miła, tolerancyjna i uśmiechnięta, a kłopoty, których ta władza nie rozwiązuje, nas nie dotyczą.