O aferze Collegium Humanum prokurator mówi tak: wielowątkowa i wciąż rozwojowa. Bo kiedy wydaje się, że wszystko już wiadomo, dochodzi do kolejnego zwrotu akcji.
Ostatnio zaskoczył były rektor Collegium Humanum, któremu prowadzący śledztwo prokurator stawia blisko 100 zarzutów, w tym tak poważne jak kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i handel dyplomami na masową skalę. Paweł Cz. został zatrzymany w lutym 2024 r. i spędził w areszcie tymczasowym w Katowicach dziewięć miesięcy. Wyszedł po wpłaceniu poręczenia majątkowego w wysokości 2 milionów złotych. Dostał zakaz opuszczania kraju i zatrzymano mu paszport. Ma też zakaz wstępu na uczelnię i zbliżania się do pracowników.
Ale nikt mu nie zabronił korzystania z mediów społecznościowych. Więc skorzystał w czasie medialnej wrzawy, jaka wybuchła, gdy „Newsweek” podał informację, że studentami Collegium Humanum byli marszałek sejmu Szymon Hołownia i jego polityczny druh, europoseł Michał Kobosko. Obaj politycy Trzeciej Drogi stanowczo temu zaprzeczali, ale rektor subtelnie, ale jednoznacznie dał do zrozumienia, że mijają się z prawdą. Kiedy na twitterowym profilu programu „Rozmowa Piaseckiego” w TVN24 pojawiła się wypowiedź Koboski w tej sprawie, Paweł Cz. wrzucił charakterystyczną emotkę: z długim nosem Pinokia. Bez żadnego komentarza.
Student specjalny Hołownia
Jak twierdzili moi informatorzy, nazwisko Szymona Hołowni już w 2021 roku widniało na liście studentów Collegium Humanum. Były kandydat na prezydenta RP i lider młodej partii Polska 2050, złożył też podpis pod immatrykulacją, czyli przyrzeczeniem studenckim. Na uczelni się nie pojawiał, ale miał status słuchacza.
Kiedy „Newsweek” o tym napisał, marszałek Hołownia oświadczył, że studia jedynie rozważał, a w jego imieniu dokumenty złożył kolega, czyli Michał Kobosko. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Hołownia oświadczył, że nigdy nie spotkał się z rektorem Pawłem Cz., nie spędził na uczelni „ani minuty” i nie był na żadnych zajęciach.
W podobnym tonie wypowiadał się Kobosko. Przyznał się do zaniesienia dokumentów na uczelnię, ale twierdził, że ani on, ani Hołownia nie podjęli studiów, a potem zapomnieli z nich zrezygnować. A oceny, które pojawiały się w uczelnianym systemie? Zapewne rektor wpisywał je z własnej inicjatywy.
Hołownia oświadczył, że jest ofiarą Collegium Humanum. „Myślałem, że tam będzie można studiować i normalnie skończyć studia, okazało się, że ta uczelnia ma podejrzaną reputację” – mówił. Dodał, że rozważa podjęcie kroków prawnych za bezprawne posługiwanie się jego danymi osobowymi.
Co ciekawe, obaj politycy zgodnie twierdzili, że na studia zapisali się w 2020 roku, ale ostatecznie nie podjęli nauki, bo doszły do nich złe opinie na temat Collegium Humanum. Tyle że w tym czasie nie było jeszcze żadnych niepokojących informacji o tej uczelni, za to szerokim strumieniem płynęły do niej listy gratulacyjne od najwyższych, wtedy PiS-owskich władz, a na uczelniane uroczystości przychodzili politycy, przedsiębiorcy, wojskowi, strażacy i wysocy rangą duchowni. A także urzędnicy, bo CH podpisywało umowy z wieloma instytucjami. I tak np. Poczta Polska miała umożliwiać studentom realizację praktyk zawodowych, a ZUS przekazywać im wiedzę o ubezpieczeniach społecznych. Ówczesna prezeska ZUS-u Gertruda Uścińska zasiadała nawet w Konwencie, czyli organie doradczym uczelni.
Fakty są więc takie: Hołownia i Kobosko zostali wpisani na listę studentów w 2021 roku. Dziennikarz śledczy Piotr Krysiak pokazał nawet SMS-y, jakie z rektorem Pawłem Cz. wymieniał w tamtym czasie Michał Kobosko. Wynika z nich, że wszystko zostało uzgodnione, a Kobosko prosi o zwolnienie siebie i „kolegi” z opłaty za studia. „Nie ukrywam, to dla nas na tym etapie startupu, jaki budujemy, dość wysokie kwoty. Czy jesteście elastyczni, czy mam przekazać koledze, że to finał?” – pytał Kobosko. Z SMS-ów wynikało również, że dobrze zna rektora i że się wcześniej spotykali, m.in. w Karpaczu.
Według informacji, jakie Krysiak uzyskał w CBA, studia Koboski i Hołowni na Collegium Humanum miały zakończyć się w 2022 roku, tuż po pierwszym tekście „Newsweeka” o prywatnej warszawskiej uczelni, która była kuźnią partyjnych kadr. Zapytaliśmy wtedy Hołownię, czy tam studiował: odpowiedział, że rozważał to, ale się nie zdecydował. Dwa i pół roku później pamięta znacznie więcej szczegółów.
Fabryka fałszywych dyplomów
Ale to właśnie wtedy zaczęła się cała afera. Collegium Humanum, które powstało w 2018 roku, oferowało studia podyplomowe MBA. Były one przepustką do zasiadania w radach nadzorczych spółek skarbu państwa. Bardzo atrakcyjną, bo dyplom można było zdobyć szybciej i taniej niż na prestiżowych uczelniach takich jak SGH czy Politechnika Warszawska. Nie za kilkadziesiąt tysięcy złotych, a za niespełna dziesięć, a na dodatek krócej: nawet w trzy miesiące. Taką obietnicę usłyszałam wiosną 2022 r., gdy poszłam na dzień otwarty uczelni, która wtedy mieściła się jeszcze przy ulicy Moniuszki w centrum Warszawy.
Początkowo wydawało się, że Collegium Humanum to kuźnia kadr PiS-wskich, bo dyplomami MBA uczelni chwaliło się wielu nominatów tej partii do rad nadzorczych: na słynnej liście „tłustych kotów” przygotowanej przez PSL było co najmniej kilkudziesięciu związanych z PiS absolwentów tej uczelni. Później okazało się jednak, że dyplomy CH są popularne także wśród polityków innych opcji.
Dziś nie wiadomo, kto naprawdę skończył te studia, a kto je po prostu kupił. Na długiej liście zarzutów, jakie prokurator stawia byłemu rektorowi jest m.in. przyjmowanie korzyści majątkowych w zamian za wystawienie poświadczających nieprawdę dokumentów ukończenia studiów podyplomowych.
– Zgromadzony materiał dowodowy wskazuje, że dyplomy zostały wydane, pomimo że osoby, które je otrzymały, nie odbyły studiów. W większości tych przypadków „studiowanie” ograniczało się do zapłaty za świadectwo kwoty wskazanej przez rektora lub z nim wynegocjowanej i odbioru świadectwa przez „absolwenta” – tłumaczył prowadzący sprawę prokurator Piotr Żak.
Byli pracownicy Collegium Humanum potwierdzają: rektor wydawał polecenie, by wydrukować komuś dyplom, a kurier stał już na progu. Albo ponaglał SMS-ami, że mija termin składania wniosków w jakimś konkursie i dyplom jest pilnie potrzebny.
Był czas, gdy graduacje urządzano co tydzień. Na uroczystości przyjeżdżało po kilkadziesiąt osób: przede wszystkim politycy, ale także naukowcy, lekarze, policjanci, strażacy i pracownicy Poczty Polskiej oraz ZUS. Odbierali tysiące dyplomów.
MBA dla samorządowca
Wśród absolwentów byli też samorządowcy z całej Polski. Do podjęcia studiów namawiali ich tzw. rekruterzy, którzy za naganianie nowych studentów dostawali prowizję.
Na początku 2022 roku warszawscy radni otrzymali od Collegium Humanum maila, który już w tytule obiecywał, że na studia podyplomowe, które dają uprawnienia do rad nadzorczych, można dostać dofinansowanie z Krajowego Funduszu Szkoleniowego. Oferta była kuriozalna: „Obecnie trwa rekrutacja na studia podyplomowe Executive Master of Business Administration (MBA), które odbywają się zarówno 100% online jak i stacjonarnie w Warszawie. Studia trwają 2 semestry, kończą się krótkim testem lub prezentacją. Studia są po polsku, wykłady raz w miesiącu” – pisała Blanka Cichocka MBA, pełnomocniczka ds. studiów podyplomowych. Jej mąż to Przemysław Cichocki, były członek zarządu starostwa powiatowego w Legionowie, a teraz doradca w Związku Miast Polskich. Jeden z rekruterów Collegium Humanum.
Na liście rekruterów byli też: burmistrz Białołęki Grzegorz Kuca i były prezes spółki PGE Energia Odnawialna Sławomir Zawada. A także profesor CH Bartosz Straszak, który miał osobiście zamawiać i odbierać dyplom MBA dla Wojciecha Kałuży, samorządowca ze Śląska. Tego samego, który po wyborach w 2018 r. porzucił klub KO i zawarł porozumienie z PiS, umożliwiając mu przejęcie władzy w regionie. Dziś Straszak jest członkiem uczelnianego senatu, został do niego wybrany przez pracowników. Jak informuje nowa rektorka uczelni, jego kandydaturę i dokumenty weryfikowała specjalna komisja i nie stwierdziła przeszkód, by wziął udział w wyborach.
Jednym z najbardziej znanych absolwentów studiów MBA w Collegium Humanum jest prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. W połowie listopada 2024 roku został on zatrzymany przez CBA i przewieziony do prokuratury w Katowicach, gdzie usłyszał zarzut wręczenia łapówki byłemu rektorowi. W zamian miał otrzymać dyplom ukończenia studiów podyplomowych „Executive Master of Business”, choć w rzeczywistości wcale nie studiował.
Według prokuratury, Sutryk wykorzystał ten dyplom do objęcia stanowisk w radach nadzorczych spółek miejskich, co przyniosło mu korzyści w wysokości około 230 tysięcy złotych. Prezydent Wrocławia twierdzi, że jest niewinny, dyplom zdobył legalnie i sam za niego zapłacił.
Dyplomy jak cukierki
Ale nieprawidłowości dotyczyły nie tylko MBA. Jak wyjaśniał prokurator Żak, w czasie śledztwa uzyskano dowody, że w Collegium Humanum wielokrotnie dochodziło do wpisywania ocen do systemu informatycznego (a także protokołów, kart przebiegu studiów i suplementów), mimo że nie było żadnych dowodów, że zostały wystawione, a egzaminy się naprawdę odbyły. W skrajnych przypadkach nie było nawet zajęć.
– Potwierdzono także przypadki osób, które zostały dopuszczone do egzaminu licencjackiego lub obrony pracy magisterskiej pomimo braku zaliczeń z poszczególnych przedmiotów. Z relacji przesłuchanych osób wynika, że dopisane w niezgodny z prawem sposób mogło zostać tysiące ocen – tłumaczył prokurator.
Zdarzały się przypadki, gdy jedynym dokumentem absolwenta była praca dyplomowa. Brakowało za to wykazu zajęć i ocen. Aż do grudnia 2023 r. rekrutacja na uczelnię trwała bez żadnej przerwy, kandydaci byli przyjmowani przez cały rok, co oznaczało, że pierwszy semestr studenta zrekrutowanego na przykład w styczniu trwał jedynie… miesiąc.
Z kolei zajęcia specjalnościowe, które zgodnie z programem studiów obejmują 600 godzin pracy studenta, realizowane były w trybie indywidualnej organizacji studiów. Prowadził je jeden nauczyciel akademicki w znacznie mniejszym wymiarze godzin, niż wynikało to z programu studiów. I nikt nie monitorował ani liczby godzin, ani pracy własnej studenta. W uczelni przez lata funkcjonował również system tzw. ocen rektorskich, co oznaczało, że rektor bez wiedzy i zgody nauczyciela wydawał polecenie dopisywania ocen do protokołów. Śledczy uważają, że część studentów bez wątpienia wiedziała o tym procederze i zupełnie świadomie z niego korzystała.
– Rektor rozdawał dyplomy jak cukierki – twierdzi były pracownik uczelni.
Jak to wszystko było możliwe? Dzięki „współpracy” z Polską Komisją Akredytacyjną. A konkretnie z byłym dyrektorem biura tej instytucji, która ma nadzorować jakość kształcenia na uczelniach. Artur G. został zatrzymany przez CBA w marcu 2024 roku i usłyszał zarzut: przyjmowanie korzyści majątkowych (co najmniej 276 tys. zł) w zamian za pozytywne decyzje akredytacyjne dla Collegium Humanum.
Jak wielki by rozmach całego procederu pokazuje sytuacja, która rozegrała się na uczelni pod koniec października 2024 roku. Wezwani przez pracowników funkcjonariusze CBA zatrzymali wtedy trzy Ukrainki, pracownice naukowe jednego z uniwersytetów w Odessie, które przyjechały do Polski, bo nie mogły się skontaktować z byłym rektorem. Nie wiedziały, że siedzi w areszcie. Kobiety przywiozły w walizce 40 tys. dolarów i domagały się wydania im dyplomów ukończenia studiów wyższych dla ponad 60 osób, które nigdy nie studiowały w Collegium Humanum. Łapówkę próbowały wręcz nowej rektorce uczelni, bo założyły, że wywiąże się ze zobowiązań poprzednika.
Makijażystka uczy na psychologii
Zarzuty korupcyjne w tej sprawie usłyszał też były europoseł PiS Karol Karski. Według prokuratury, miał się on powoływać na wpływy w ministerstwie spraw zagranicznych w celu uzyskania pozytywnych opinii na prowadzenie filii Collegium Humanum w Pradze, Bratysławie i Andiżanie. W zamian za to ówczesny rektor miał mu opłacić sondaż i billboardy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Karski nie przyznał się do winy.
Inny były europoseł PiS Ryszard Czarnecki miał się z kolei zobowiązać, że wykorzysta swoje wpływy w MSZ, by umożliwić Pawłowi Cz. otwarcie filii uczelni w Uzbekistanie. Miał za to otrzymać 92 tys. zł łapówki, a jego żona została fikcyjnie zatrudniona na uczelni.
Zagraniczne filie istniały niemal od początku działalności uczelni: w Uzbekistanie, ale także w Czechach i na Słowacji. Było to o tyle zaskakujące, że zgodnie z przepisami uczelnia nie mogła uzyskać zgody MSWiA na kształcenie cudzoziemców, bo nie istniała jeszcze 5 lat.
Tropem działalności słowackiego oddziału poszedł węgierski dziennikarz Tamas Koncz z krytycznego wobec rządu Orbána portalu Magyar Hang. Odkrył, że kursy były prowadzone w wynajętych salach konferencyjnych i hotelach, a na stronie internetowej brakowało nazwisk wykładowców. Studenci narzekali na jakość nauczania, a kiedy Koncz sprawdził, kto uczy w bratysławskiej filii, okazało się, że m.in. coach i makijażystka.
Uczelnia wykupiła mnóstwo reklam w mediach bliskich węgierskiemu rządowi: promowały ją państwowe stacje Tv2 i Hír Tv, a w gazetach pojawiały się artykuły o instytucji, w której można studiować 100 procent online. Bez żadnych progów przyjęć.
Dziennikarz odkrył też, że na stronie internetowej była myląca obietnica: „Jeśli ukończysz kurs, otrzymasz dyplom akredytowany przez UE”. – Nawet jeśli sama uczelnia jest rzeczywiście zarejestrowana w Polsce, to nie ma czegoś takiego jak ogólna akredytacja UE. To państwa członkowskie decydują o uznaniu dyplomów wydanych w innych państwach członkowskich. I jest tylko 7 zawodów, głównie związanych z ochroną zdrowia, w których dyplomy są automatycznie uznawane – mówił „Newsweekowi” Tamas Koncz.
Kilka miesięcy temu okazało się, że Collegium Humanum prowadzi również placówkę w Austrii. Do jednego z byłych pracowników zgłosił się mieszkaniec Wiednia, którego żona w lipcu 2024 r. obroniła pracę magisterską i zdobyła dyplom CH. Niestety, kiedy postanowiła podjąć studia doktoranckie, tym razem na prywatnej słowackiej uczelni DTI, jej kandydatura została odrzucona.
– Tamtejsza administracja stwierdziła, że dyplom jest fałszywy. Dostaliśmy pismo z wyjaśnieniami, że programy, jakie ukończyła żona, w ogóle nie odpowiadają temu, co jest opublikowane na stronie internetowej warszawskiej uczelni – żalił się mężczyzna.
Już rok temu znany austriacki specjalista od plagiatów dr Stefan Weber alarmował, że w centrum Wiednia działa polska uczelnia, które oferuje niezwykle szybką ścieżkę naukowej kariery. „Co z kontrolą jakości? Co społeczeństwo akademickie wie o tej uczelni? Nie mogę znaleźć w katalogu online żadnych prac dyplomowych. Można wręcz powiedzieć, że produkcja tytułów na tej uczelni odbywa się w tajemnicy” – pisał Weber.
Kiedy rok później pytam, czy dostał na te pytania odpowiedzi, Stefan Weber odpisuje krótko: niestety nie. Nie było żadnej reakcji ani nowych informacji.
Z informacji zebranych przez OKO Press wynika tymczasem, że za dziwną wiedeńską uczelnią stoi Peter Linnert, właściciel Centrum Studiów Hohe Warte. Jego firma oferowała doktoraty także na uczelniach w Belgradzie i Bratysławie. Na jednej z nich – nieistniejącej już bratysławskiej Slovakian Manager Academy (SMA) – pracował także Sebastian Fuller. Ten sam, który założył i prowadzi Apsley Business School w Londynie. Ta pseudo-uczelnia do dziś oferuje studia wyższe, podyplomowe i doktoraty, choć nie ma do tego żadnego prawa. Co więcej, przez lata ABS miała być gwarancją jakości Collegium Humanum i „akredytowała” wydawane przez warszawską uczelnię dyplomy MBA.
Prywatny folwark rektora
– Ale Collegium Humanum to nie był tylko biznes polegający na drukowaniu fałszywych dyplomów, to było przede wszystkim niszczenie ludzi – mówi były pracownik placówki, która przeszła rebranding i teraz nosi nazwę Uczelnia Biznesu i Nauk Społecznych „Varsovia”. Chodziło o to, by odciąć się od afery i byłego rektora, któremu za wszystkie zarzuty grozi do 15 lat więzienia.
Pełnomocnik Pawła Cz. mecenas Ryszard Kalisz wielokrotnie powtarzał jednak, że część z nich nie ma potwierdzenia w materiale dowodowym. – Szczególnie te zarzuty obyczajowe – twierdził. Przypomnijmy, że chodzi o „seksualne wykorzystanie stosunku zależności i znęcanie się nad innymi osobami”. Czyli o mobbing i molestowanie zatrudnionych na uczelni pracowników.
Schemat był stały: każdy, kto zaczynał pracę w Collegium Humanum, musiał podpisać lojalkę, że nie będzie wynosić z uczelni żadnych informacji. Ale poza tym było miło, rektor przez kilka dni komplementował nowego pracownika, dawał mu niewielką premię lub podwyżkę, obiecywał kolejną.
Etap uprzejmości nie trwał jednak długo, zaczynały się krzyki, przekleństwa i wyzwiska. Kiedy Jego Magnificencja Rektor, jak kazał się nazywać, wchodził do pomieszczenia, należało wstać i na baczność słuchać, co ma do powiedzenia. Byli tacy, którzy ze stresu przestawali jeść, inni mdleli i trafiali do szpitala. Niektórzy wytrzymywali kilka miesięcy, inni miesiąc, ale byli i tacy, którzy składali wypowiedzenie już dwa dni po rozpoczęciu pracy. Inni uciekali na zwolnienie lekarskie, żeby nie słuchać, jak rektor upokarza kolegów. Na przykład mówi, że któraś z pracownic sypie mu łupież do kanapek, a inną nazywa publicznie cycatą. Standardem było również to, że odchodzącym pracownikom zatrudnione przez uczelnię kancelarie adwokackie wysyłały pisma z groźbą nałożenia milionowych kar.
– Panowało przeświadczenie, że rektor jest nienaruszalny, że za nim stoją politycy, więc wszyscy się go bali. W podświadomości nam siedziało, że to jest człowiek niebezpieczny – mówi były pracownik. Inny dodaje, że jego nastroje zmieniały się z minuty na minutę, potrafił być miły, a za chwilę krzyczeć.
Ataki furii rektora widywali też studenci. – Nigdy nie zapomnę przygotowań do Wigilii w 2023 r. Studenci i wykładowcy przyszli uśmiechnięci, odświętnie ubrani, a pan rektor wszedł na scenę i zdenerwowany tym, że ktoś nie rozdał kalendarzy, zaczął krzyczeć do mikrofonu: „Gdzie są, kurwa, organizatorzy tej Wigilii? Rozdawać mi, kurwa, jebane kalendarze! Pierdolę was wszystkich”. Wcześniej wiedzieliśmy, że pan rektor zachowuje się różnie i że organizacja pracy na uczelni nie działa tak, jak powinna, ale dopiero to wydarzenie otworzyło nam oczy. Nagle zdaliśmy sobie sprawę, że to prywatny folwark pana rektora – opowiada były student poznańskiego oddziału CH.
Paweł Cz., teolog po studiach na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, chętnie zatrudniał na uczelni młodych przystojnych mężczyzn. Nie ukrywał, że na rozmowy rekrutacyjne zapraszał tych kandydatów, którzy mieli w CV ładne zdjęcia. Roztaczał przed nimi wizję ciekawej pracy i ogromnych możliwości rozwoju. Niektórym dawał dyrektorskie stanowiska i wysokie pensje, choć nie mieli wymaganych kwalifikacji.
Na początku obsypywał ich komplementami, obiecywał szybki awans, był miły i uprzejmy. Szybko zaczynał jednak przekraczać granice. Proponował wspólne wyjazdy, jeśli „pracownik będzie grzeczny”. Wyszukiwał jego profil na Instagramie, lajkował i komentował. Potem zaczepiał na portalach randkowych, a w pracy korzystał z każdej okazji, by go dotknąć, pogłaskać po głowie, poklepać po pośladkach czy złapać za genitalia. Wieczorami pisał SMS-y, wysyłał swoje zdjęcia. Na przykład takie: szampan Dom Perignon trzymany na kroczu. W tle rektorski gabinet z charakterystycznymi meblami i wykładziną.
Zaczepiał też studentów. – Ciężko się o tym mówi, ale byłem ofiarą końskich zalotów pana rektora. Telefony, wiadomości na Instagramie i Messengerze, komentarze dotyczące mojego wyglądu. Znam studentów, którzy panu rektorowi wpadli w oko i dostawali od niego różne dziwne zdjęcia. Takich osób jest dużo, ale siedzą cicho. Po pierwsze się boją, ale też nie chcą do tego wracać – opowiada były student z Poznania.
Żyje dawnym życiem
Problemy, choć zupełnie inne, mają także obecni studenci „Varsovii”. Od wielu miesięcy nie dostają kart przebiegu studiów ani dyplomów, nie mogą bronić prac licencjackich i magisterskich. Wszystko dlatego, że prokurator prowadzący śledztwo w sprawie afery Collegium Humanum ustanowił zarząd przymusowy nad uczelnią i wydał jej obecnym władzom polecenie, by sprawdziły egzaminy, zaliczenia, a nawet obecności na wykładach.
Studenci pisali w tej sprawie skargi do ministerstwa nauki i Rzecznika Praw Obywatelskich, ale sytuacja niewiele się poprawiła. Uczelnia od miesięcy nieustannie zapewnia, że weryfikuje dokumenty, ale nadal otrzymali je jedynie nieliczni. Wiele osób straciło przez to pracę albo możliwość zawodowego awansu, inni nie mogli się przenieść na inne uczelnie.
Swoje żale wylewają teraz na facebookowej grupie „Pokrzywdzeni przez Collegium Humanum”. Na początku grudnia ktoś wrzucił świeżą fotkę byłego rektora ściągniętą z jednego z portali randkowych. Paweł Cz. stoi nonszalancko, jedną rękę ma zaczepioną o kieszeń, w drugiej trzyma telefon i robi selfie.
„Zloty zegarek na pierwszym planie, sweterek podniesiony za pasek Louis Vuitton. Patrzcie, jaki jestem herszt i co mi zrobicie” – napisał któryś ze studentów.
– Żyje dawnym życiem – mówi były pracownik.
W zalewie doniesień o aferze zginęła tymczasem informacja, że były rektor jest właścicielem innej wyższej uczelni w Warszawie. Do 2023 roku uczelnia działała pod nazwą Wyższa Szkoła Rehabilitacji, po tym jak została kupiona przez Pawła Cz. zmieniła nazwę na Akademia Medyczna Humanum. Teraz to już Akademia Medyczna Nauk Stosowanych i Holistycznych, a jej dyrektorką generalną jest Agnieszka Mydlarz, która wcześniej pracowała… w Collegium Humanum.